Arcydzieła oglądane od dupy strony. Rzecz o ofiarach składanych na ołtarzu sztuki.
makulektura nr 51
Luis Bunuel, Ostatnie tchnienie, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1989
makulektura nr 52
Luis Bunuel, Mroczny przedmiot pożądania, 1977
Dość dawno temu, w czasach, gdy większość pism była od czasu do czasu opatrywana dodatkowym filmem, wpadł mi w ręce film Luisa Bunuela „Mroczny przedmiot pożądania”. „Rzeczpospolita” wypuściła kolekcjonerską serię w cyklu „Mistrzowie kina”, a ja nigdy wcześniej nie oglądając tego dzieła, dałem się skusić. Tak – skusić.
Obwoluta wydawnictwa zapewniała mnie, że będę obcował z arcydziełem europejskiego kina, a w tym obcowaniu towarzyszyć mi będą „terroryzm, kult dziewictwa, religijna hipokryzja, przewrotność kobiecej natury, erotyczna obsesja i konsekwencje niepohamowanej żądzy”. Opis z okładki wyjawiał także początek filmu. Sześćdziesięcioletni Francuz na dworcu kolejowym miał „zaskakująco chłodno żegnać się z młodą Hiszpanką”, a potem przedstawiać współpasażerom historię swego namiętnego uczucia.
Zacząłem oglądać i parsknąłem na widok owego „chłodnego pożegnania”, bowiem wyglądało ono tak, że stary mało atrakcyjny facet stojąc na stopniach pociągu, wylewa na młode dziewczę wiadro zimnej wody, po czym nagabywany przez pasażerów z przedziału, wśród których jest między innymi dziecko i karzeł grający profesora psychologii, zaczyna opowieść o swoich erotycznych polowaniach na ową oblaną młódkę. Ów „profesor psychologii” zapytany, czy wykłada ją na Sorbonie, mówi, że nie i z dumą dodaje, że on nie wykłada, tylko daje korepetycje… Pociąg mknie i mknie również opowieść sześćdziesięciolatka o pociągu do „chłodno pożegnanej” Concity.
Zanim zaczniemy się bić z myślami o tym, w jaki sposób facet siedzący w pociągu jest w stanie skołować wiadro wody, to już musimy analizować, dlaczego Concita ma w tym filmie dwie różne twarze, dwa różne biusty i podwójny zestaw innych atrybutów, które możemy obejrzeć w arcydziele Luisa w sposób, który nazwałbym mocno namacalnym.
Wyjaśnienie jest w sumie proste. Concitę zagrały dwie różne aktorki i do dziś na różnych filmowych forach ludzie cmokają co dziwne wcale nie nad namacalnymi atrybutami (którym bez dwóch zdań i całkiem słusznie należałoby się cmokanie), ale nad tym, że te dwie aktorki odzwierciedlają dwoistość kobiecej natury! Ja się oczywiście dociekliwie pytam, o jaką dwoistość może tu chodzić, skoro obie jednakowo i konsekwentnie zwodzą, poniewierają i upokarzają tego sześćdziesięciolatka (całkiem zresztą moim zdaniem słusznie) tworząc taki front kobiecej jedności że ho, ho.
Jak to wyjaśniał sam Bunuel? Otóż we fragmencie wspomnień dotyczącym realizacji tego filmu pisał tak:
„Trzeba było wielkiego uporu moich przyjaciół, głównie Silbermana, żebym się znowu wziął do roboty.
Powróciłem do dawnego projektu, adaptacji „Kobiety i pajaca” Pierre’a Louysa i ostatecznie zrealizowałem to w roku 1977 z Fernando Reyem i dwiema aktorkami w tej samej roli, Angelą Moliną i Carole Bouquet. Wielu widzów nie zauważyło zresztą, że są to dwie aktorki”.
Ja zauważyłem, a im dokładniej zacząłem się przyglądać okolicznościom realizacji filmu, tym więcej ciekawych rzeczy się pojawiało. Zacznijmy od Silbermana. Onet z okazji jego śmierci zamieścił taką notkę:
„Silberman urodził się w Łodzi. Młodość spędził między rodzinnym miastem a Mediolanem, gdzie studiował na politechnice, i Liege. Miał wielką łatwość uczenia się języków. W czasie drugiej wojny światowej trafiał z jednego obozu zagłady do drugiego. Przetrwał dzięki przyjaciołom. Utracił jednak rodziców. Po wojnie wyjechał do Francji”.
Przyznacie chyba, że na podstawie tego króciutkiego fragmentu można by było nakręcić niezły film. Dobry scenariusz o tym, jak nosząc nazwisko Silberman, można było przemieszczać się w czasie wojny między obozami zagłady i przetrwać dzięki przyjaciołom, spokojnie mógłby pretendować do Oscara. Jednak Serge Silberman postawił na inne scenariusze i na inne kino – na francuską nową falę i na Bunuela właśnie.
A na kogo w „Mrocznym przedmiocie pożądania” chciał postawić Bunuel? Nie, nie, nie – to wcale nie od razu były dwie aktorki. Początkowo główną rolę kobiecą nasz wizjonerski reżyser powierzył znanej z „Ostatniego tanga w Paryżu” Marii Schneider. Po kilku dniach aktorka opuściła plan. Ona sama twierdziła, że to jej protest przeciwko licznym nagim scenom uprzedmiotawiającym kobietę. Scenarzysta filmu twierdził zaś, że Schneider nadużywała narkotyków, więc została po prostu wyrzucona.
Jak widzimy mamy teoretycznie dwie wersje tego samego zdarzenia i przez długi czas można było między nimi wybierać. Odkąd jednak Scheider zaczęła mówić otwarcie o kulisach pracy z innym wybitnym reżyserem – zmarłym niedawno Bernardo Bertoluccim, wersje na temat wyrzucenia jej przez Bunuela chyba nieco się zbliżyły. Schneider wyjawiła, że na planie „Ostatniego tanga w Paryżu” została wykorzystana. Nieco później Bernardo Bertolucci przyznał, że wraz z Marlonem Brando zaplanowali scenę gwałtu na Marii Schneider i że nie była ona udawana. Chodzi o scenę, w której bohater grany przez 48-letniego wtedy Marlona Brando gwałci 20-letnią bohaterkę graną przez Marię Schneider. Za grę w filmie Schneider została obsypana zachwytami krytyków, tyle że po latach okazało się, że w tej akurat scenie aktorka nie grała! Ona po prostu nie wiedziała, co naprawdę zdarzy się na planie filmowym. Bertolucci przyznał, że kontrowersyjna „scena z masłem” była pomysłem Brando. Pomysł mu się spodobał, gdyż reżyser chciał ujrzeć reakcję dziewczyny, a nie aktorki. Schneider napisała potem, ze czuła się upokorzona i zgwałcona przez Brando i Bertolucciego, a Bertolucci wyznał na to, że czuje się bardzo winny, ale nie żałuje.
Schneider po tej traumie przeszła załamanie nerwowe i walczyła z uzależnieniem od narkotyków. Nigdy też nie zgodziła się wystąpić w scenie erotycznej. I Bunuel i Silberman musieli mieć zatem kiepskie rozeznanie co do bieżących możliwości aktorskich Marii Schneider. Zakładali zapewne, że praca nad filmem będzie szła jak po maśle, a tu okazało się, że aktorka buntuje się przeciw odważnym scenom, za które tak bardzo chwalili ją krytycy. Bunuel postanowił więc pozbyć się artystycznego balastu i wraz ze swym druhem, zgrabnym ruchem wykonał genialne posunięcie:
"Obawiałem się, że nie będę mógł kręcić dalej »Mrocznego przedmiotu pożądania«, że producent Serge Silberman postanowi przerwać realizację filmu, a to pociągnęłoby za sobą niepowetowane straty. Któregoś wieczora dość przybici znaleźliśmy się obaj w barze i nagle przyszło mi do głowy, ale dopiero po drugim dry-martini, żeby wziąć dwie aktorki do tej samej roli, rzecz bez precedensu".
Tak oto drugiej strony wyglądają kulisy genialnych artystycznych „posunięć”. Jeśli aktorki wariują od nadmiaru odważnych scen, to owo ryzyko należy podzielić na dwa, a przy okazji stworzy się rzecz bez precedensu.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że są tacy, którzy będą bronić artyzmu „Mrocznego przedmiotu pożądania”. Jak zwykle daję taką możliwość. Tu można jej bronić zacięcie, dając za owo arcydzieło nieco więcej niż złamanego zeta.
https://allegro.pl/uzytkownik/makulekturapl?order=m
Z „Ostatchnim tchnieniem” Bunuela rozstanę się z nieco większym żalem, bowiem jest to fascynujący dokument półwiecznego ubijania ludzkich mózgów na kogel mogel z nieświeżych jaj. Czego tu nie ma pociągowe rojenia o baletnicach w pończoszkach, które spełniają każde jego życzenie, sny o uwiedzeniu królowej Hiszpanii pod wpływem narkotyków. Jest także całkiem realny pomysł, by sprawić, by dziewczyny były Luisowi „całkowicie uległe”:
„Pewien porucznik z Saragossy mówił mi kiedyś o wszechmogący środku podniecającym, chlorku johimbiny zdolnym przezwyciężyć najbardziej zacięty opór. Przedstawiłem swój pomysł (…): trzeba sprowadzić dziewczyny, poczęstować je szampanem wlawszy przedtem do kieliszków po kilka kropli owego chlorku johimbiny. Szczerze wierzyłem w jego moc. Ale Hernando Vines odrzekł mi, że jest katolikiem i że nigdy nie weźmie udziału w podobnej niegodziwości”.
To jest chyba fragment dość dobrze charakteryzujący „moralność surrealistyczną”, o której Bunuel pisał tak:
„Pierwszy raz w życiu spotkałem się z moralnością spójną i surową, w której nie dostrzegłem żadnej luki. Oczywiście ta agresywna i przenikliwa moralność surrealistyczna przeciwstawiała się najczęściej moralności potocznej, która wydawała nam się wstrętna, uznane wartości odrzucaliśmy en bloc. Nasza moralność opierała się na innych kryteriach, sławiła namiętność, mistyfikację, obelgę, czarny humor, zew przepaści. (…) Nasza moralność była bardziej wymagająca, bardziej niebezpieczna, ale też bardziej stanowcza i spójna i bardziej zwarta niż inne”.
Oczywiście Bunuel znajduje się w oku cyklonu, który tę moralność ma szerzyć. Jego wir obejmuje polityków, aktorów, wpływowe osoby, pisarzy, a nawet handlarzy bronią; obejmuje całą zachodnią Europę, Stany, Meksyk wszystkie te zakątki, w których pojawiała się akurat szansa na zaszczepienie „surrealistycznej moralności” i na karczowanie katolickiej na owe niegodziwości niezgody.
Jak mógłby wyglądać pan tego nowego świata?
„Niejasny i trwały pociąg do średniowiecza nasuwa mi często obraz feudalnego seniora, odseparowanego od świata, panującego nad swoimi ziemiami bez pobłażania, w gruncie rzeczy człowieka dość dobrego. Niewiele robi, ot, od czasu do czasu urządza orgietkę (…).
Wyobrażam sobie też niekiedy, a na pewno nie jestem w tym odosobniony, że nieoczekiwany i opatrznościowy zamach stanu uczynił mnie dyktatorem świata. Dysponuję nieograniczoną władzą. Nic nie może sprzeciwić się moim rozkazów. Kiedy pojawia się to marzenie, moje pierwsze decyzje dotyczą przerostu informacji, źródła wszelkich lęków.
Następnie, gdy ogarnia mnie panika wobec eksplozji demograficznej, która z każdym dniem coraz bardziej przytłacza Meksyk, wyobrażam sobie, że wzywam dziesięciu biologów i daje im rozkaz – bez możliwości żadnych dyskusji – rozprowadzenia po planecie straszliwego wirusa, który pozwoli się pozbyć dwóch miliardów jej mieszkańców. Najpierw mówię im odważnie: „Nawet gdyby tan wirus miałby i we mnie ugodzić”. Następnie próbuję w sekrecie z tego wybrnąć, ustalam listę osób, które należy ocalić, niektórych członków mojej rodziny, moich najlepszych przyjaciół i przyjaciół moich przyjaciół. Ciągnie się to w nieskończoność. Rezygnuję ze wszystkiego”.
Ale czy tak wygląda zrezygnowany pan nowego świata?
tagi: bunuel bertolucci
![]() |
betacool |
6 grudnia 2018 18:56 |
Komentarze:
![]() |
chlor @betacool |
6 grudnia 2018 19:16 |
To prawda, ale weź porównaj Bunuela z tym co teraz pokazują w kinach.
"Dyskretny urok burżuazji" był jednak świetny. Śmieszny strasznie.
![]() |
gabriel-maciejewski @chlor 6 grudnia 2018 19:16 |
6 grudnia 2018 19:23 |
Mnie tam nic nie śmieszyło
![]() |
betacool @chlor 6 grudnia 2018 19:16 |
6 grudnia 2018 19:26 |
Jak już mamy gadać o tym, co mnie najbardziej u Bunuela rozśmieszyło, to byłaby to zdecydowanie "Piękność dnia", ale nie mam jej na płycie i nie nie mogę wystawić za zeta, co się diametralnie kłóci z moim sposobem na wycenę podobnych arcydzieł.
![]() |
chlor @gabriel-maciejewski 6 grudnia 2018 19:23 |
6 grudnia 2018 19:36 |
No np gdy żołnierz podszedł do gości w knajpie i spytał czy może im opowiedzieć swój sen.
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool 6 grudnia 2018 19:26 |
6 grudnia 2018 19:38 |
To nie bylo Bunuela tylko tego kolegi Druona, który robił konspirację dla wolnych francuzów w Londynie
![]() |
gabriel-maciejewski @chlor 6 grudnia 2018 19:36 |
6 grudnia 2018 19:38 |
Mnie to nie śmieszy
![]() |
Maryla-Sztajer @betacool |
6 grudnia 2018 19:49 |
Składanie ofiar z ludzi.
.
![]() |
parasolnikov @betacool |
6 grudnia 2018 19:49 |
Brrr .. Całe szczęście dziękować Bogu dwa ostanie filmy jakie oglądałem to "Prawdziwę męstwo" z Johnem Waynem i "Nieśmiertelny" z Lambertem "nowe fale" i inne wynalazki sobie odpuszcze :)
![]() |
chlor @gabriel-maciejewski 6 grudnia 2018 19:38 |
6 grudnia 2018 19:50 |
Chyba wszystkie filmy Bunuela oglądałem, ale z tych kultowych nic nie pamiętam, a z Uroku burżuazji owszem. On jak już całkiem oślepł i zdziadział, zaczął wreszcie kręcić coś ciekawego.
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool 6 grudnia 2018 19:53 |
6 grudnia 2018 20:00 |
Okay, ten drugi pajac powieść napisał
![]() |
Kuldahrus @parasolnikov 6 grudnia 2018 19:49 |
6 grudnia 2018 21:13 |
Tylko, że w "Nieśmiertelnym" też chyba były jakieś "odważne" sceny, nie?
![]() |
parasolnikov @Kuldahrus 6 grudnia 2018 21:13 |
6 grudnia 2018 21:21 |
Dobry amerykański film 86 rok, "zabili go i uciekł" dosłownie :)
![]() |
Kuldahrus @parasolnikov 6 grudnia 2018 21:21 |
6 grudnia 2018 21:40 |
Dawno temu widziałem fragment, ale całego nie.
![]() |
spox @betacool |
6 grudnia 2018 21:44 |
nakrecil tez Nazarin, ktory " W roku 1995, z okazji stulecia narodzin kina, film znalazł się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, które propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne "
![]() |
spox @betacool |
6 grudnia 2018 21:56 |
ale chyba najlepszy jest sposob sfinansowania jego filmu, w ktorym z typowa lewicowa wrazliwoscia pochylal sie na losem ubogich hiszpanow, niedlugo przed wojna domowa. jak podaje wiki film "ziemia hurdow" zostal czesciowo sfinansowany ze srodkow rzadowych przyznanych za zatrudnienie do filmu sierot..., a druga czesc sfinansowal hiszpanski anarchista, ktory tak samo jak nasz bolek wygral na loterii, tylko, ze on raz a dobrze tak zeby starczylo na film, jak ta historia sie powtarza, ciekawe kto i kogo po raz pierwszy finansowal przy pomocy szczesliwej wygranej na loterii..;)
![]() |
betacool @spox 6 grudnia 2018 21:44 |
6 grudnia 2018 22:40 |
L.B. pisze o tym, że idee opisane przed stu laty w powieści Galdosa, przystosował do naszych czasów, dodał tu i ówdzie nowe elementy do fabuły.Tymi elementami były strajk i scena z umierającą na dżumę, która była oparta o prozę de Sade'a, w której kobieta domaga się swego kochanka, a odrzuca Boga.
To zamieszanie z błędną recepcją kościelną nazywa Bunuel nieporozumieniem.
W związku z filmem Bunuel miał dostać honorowy dyplom z rąk przedstawiciela Kościoła. Oczywiście odmówił.
![]() |
spox @betacool |
6 grudnia 2018 22:55 |
nie znalem tego, no ale biorac pod uwage, ze organizacja terrorystyczna w "mrocznym przedmiocie pozadania" , ktorej czlonkowie, "niestety" nie dostali czapy, (tylko po 3 lata a ksiadz zaledwie 8) , nazywa sie "rewolucyjna armia dzieciatka jezus", to faktycznie jakakolwiek papieska nagroda dla tego rezysera jest nieporozumieniem
![]() |
betacool @spox 6 grudnia 2018 22:55 |
6 grudnia 2018 23:04 |
Czasami filmowiec kręci filmy jak rasowy hiszpański republikanin, a Pan Bóg i tak co nieco z tego po swojemu wyciśnie.
Najlepszym tego przykładem jest film "Misja" - to miał być film o dzielnych księżach wcielających w życie założenia teologii wyzwolenia!
![]() |
betacool @Maryla-Sztajer 6 grudnia 2018 19:49 |
6 grudnia 2018 23:11 |
W tym przypadku tak, choć Ja bym to raczej nazwał kleceniem religii dla wyznawców artystycznych geniuszy.
Artysta jak Bóg może wszystko, z tą jednak różnicą, że oczywiście nie jest wszechwładny, ale że wszystko mu wolno.
![]() |
pink-panther @betacool |
6 grudnia 2018 23:29 |
Ten cały Bunuel należał do pokolenia "rewolucjonistów antyklerykałów' a pochodził z bogatej hiszpańskiej rodziny katolickiej. I zresztą należał do hiszpańskiej partii komunistycznej od 1931 r., co mu złamało karierę w Hollywood, bo go zasypał dawny kumpel Salvador Dali, z którym nakręcił "Psa andaluzyjskiego". Dali w swoich pamiętnikach, które wydał w USA w czasie IIWW napisał jak było. Straszną mu awanturę Bunuel zrobił, bo w Hollywood startował już 2 razy i mu nie wychodziła kariera, bo zaczynał 'od złej strony" czyli od jakichś producentów niższego szczebla- członków komunistycznej partii USA.
Zawodu filmowego uczył się ni mniej, ni więcej tylko u naszego krajana Jeana Epsteina, urodzonego w 1897 w Warszawie . Ojciec był Żydem francuskim, więc ten Epstein początkowo studiował medycynę w Lyonie ale mu się znudziło i zaczął kręcić filmy. M.in "Zagładę domu Usherów" w 1926 a Bunuel był asystentem. Generalnie Epstein robił filmy melodramatyczne i kręcił dokumenty. I nie specjalnie polubił Bunuela.
Ten związał się ze starym kumplem z Hiszpanii z lat 20-tych Salvadorem Dali i nakręcili film "Pies andaluzyjski" - 16 minut z Salvadorem Dali w roli księdza.
Strasznie się to spodobało salonom paryskim i wicehrabia Karol de Noailles, który finansował filmy Jeana Cocteau, dał kasę na wersję francuską, ale "żeby było straszniej".
Bunuel cały czas kręcił się koło radykałów, zwłaszcza w Hiszpanii w latach 1931-1937. Pracował nawet dla propagandy republikańskiej. Ale w 1938 zwiał do USA i tam aż trzykrotnie próbował się zaczepić w Hollywood, ale tam nie było zapotrzebowania na "poetykę psa andaluzyjskiego", zwłaszcza w czasie wojny.
W sumie znany jest z filmów ostatniego dziesięciolecia swej kariery czyli - lata 60-te w Paryżu. One są w zamierzeniu szokujące obyczajowo, w sam raz dla znudzonych bogatych francuskich mieszczan, którzy konsumowali jeszcze zdobycze z kolonii a Francja dopiero co "przestała być imperium".
Oglądałam "Piękność dnia" i "Dyskretny urok burżuazji"- nihilistyczne, czasem śmieszne, czasem wyjątkowo wulgarne a tak naprawdę totalnie - nierealistyczne. Trochę mi ten anarchizm przypomina znudzonych bogatych Rosjan, którzy "nic nie mieli przeciwko rewolucji". Aż przyszła.
![]() |
betacool @pink-panther 6 grudnia 2018 23:29 |
7 grudnia 2018 00:03 |
Ze wspomnień z Hollywood przebija wielki zawód kompensowany opowieściami o posiłkach z Chaplinem, czy Ensteinem.
Co do "Piękności dnia" to warto by ją było puścić dzisiejszym feministkom. Ciekaw jestem jakby im się spodobało realizowanie podmiotowości kobiety przez pracę z wyboru w roli dość wyraźnie przez dom publiczny uprzedmiotowionej.
|
KOSSOBOR @betacool |
8 grudnia 2018 14:03 |
Jakaś najwyraźniej durnowata byłam; chodziłam, naturalnie, na te modne i głośne Bunuele i za cholerę nie łapałam czaczy. Nie rozumiałam, co też polską inteligencję tak rajcuje w tych idiotycznych Bunuelach. Ale też i ostatnio wysłuchałam u Michalkiewicza, iż polska inteligencja rozpoznawała się po "Ulissesach" gdy ta książka opanowała z siłą wodospadu polski rynek /Michalkiewicz cytował tu Głowackiego/.
|
KOSSOBOR @KOSSOBOR 8 grudnia 2018 14:03 |
8 grudnia 2018 14:05 |
Aha, Michalkiewicz twierdzi, że ten cały "Ulisses" to gniot, a jedynie chodziło o "momenty". A więc: od dupy strony :)
![]() |
betacool @KOSSOBOR 8 grudnia 2018 14:03 |
8 grudnia 2018 15:24 |
Chyba niejaki Jacek Fuksiewicz przed wieloma laty programował nas na długie lata przedstawiając cały cykl arcydzieł. Przyznam, że najlepiej mi się zasypiało w fotelu przy Bergmanie, a z polskich arcydzieł, przy "Matce Joannie od aniołów" - nawet przez jakiś czas byłem na siebie zły, że znam początek na pamięć, a nigdy zakończenia nie widziałem...
|
KOSSOBOR @betacool 8 grudnia 2018 15:24 |
8 grudnia 2018 21:11 |
Bergmany! Zapomnieliśmy o Bergmanach :) Jeszcze w latach 80-tych polska inteligencja klęczała przed. Proszono mnie nawet o plakat do "Fanny i Aleksander", alem odmówiła. Bergman zamęczał. My tu mieliśmy inne problemy.
W ogóle były takie fale modne pośród inteligencji; Dostojewski, Joyce, Fromm, Remarque, Wojaczek, takoż ci wspomniani już reżyserzy. Po prostu nie wypadało wyjść na miasto bez znajomości powyższych. Aha! Jeszcze Gombrowicz i Eco. No co za strata czasu :)))
![]() |
pink-panther @betacool 7 grudnia 2018 00:03 |
10 grudnia 2018 13:48 |
Ja dopiero dzięki tej notce rzuciłam okiem na jego biografię i to jest masakra lewacka albo jeszcze co gorszego. On w czasie wojny domowej w Hiszpanii był regularnym funkcjonariuszem od propagandy. Kiedy były mordowane zakonnice a kościoły bezczeszczone i palone.
Jak na tak długie życie, to on ma krótką listę dzieł a to, że nic mu nie wyszło w Hollywood, mówi wiele. Wtedy był dość niski próg wejścia do tamtejszego biznesu, również dla lewicowców. Trzeba było tylko umieć nakręcić film, który przytrzyma widzów przez jakieś 70 minut w krzesłach. A on próbował 3 razy bezskutecznie. No ale udało mu się skręcić "krótszą wersję" propagandowego filmu Leni Riefenstahl "Triumf woli" pokazującego "wielkość" zjazdu nazistów w Norymberdze. O tym się mówi mniej.
No i mniej się mówi o okresie 6 lat w Meksyku, który właśnie ostatecznie zdławił Powstanie Cristeros i mógł się pławić w swoim masońskim antyklerykaliźmie towarzysza ministra Diego Rievery. W tamtym czasie, o czym się mało wie, w Meksyku władze postawiły na filmowe rycie beretów, tak jak wcześniej sowiecka Rosja Lenina. Powstał w tym biednym Meksyku prawdziwy "przemysł filmowy", który zatrudniał ponad 30 tysięcy pracowników a kin w kraju powstało ponad 1500.
Skoro się wymordowało księży i katolików , trzeba było kuć żelazo póki gorące. On się chyba jeszcze we Francji poznał z rosyjskim Żydem Oscarem Dancigerem (Danzigere) ur. 1902 w Moskwie, który z bratem robił tzw. lekkie komedie we Francji w latach 30-tych. I ten Danciger zabrał ze sobą Bunuela do Meksyku, gdzie go lansował cały czas. M.in pierwszy znany "europejski" film Bunuela pt. "Viridiana" został nakręcony w 1961 r. tak naprawdę w Meksyku. I był tak wyraźnie antykatolicki, że załapał się na oficjalną krytykę "L'Osservatore Romano", który nazwał ten film nie tylko "antykatolickim" ale wręcz "antychrześcijańskim". Zagrała w nim główną rolę meksykańska gwiazda Silvia Pinal wraz ze stałym zestawem aktorów Bunuela: Fernando Rey,Francisco Rabal a film od razu dostał "Złotą Palmę" w Cannes.
To był praktyczny początek "nowej fali" we Francji. Ktoś wtedy zaczął inwestować w tzw. pokolenie młodych gniewnych w filmie i tym sposobem pojawił się Goddard, Truffaut, Claude Lelouch, Agnes Varda, Claude Chabrol no i główny skandalista- kiczysta Roger Vadim z "I Bóg stworzył kobietę".
Wszyscy ci ludzie robili przygotowanie pod "rewolucję 68" w Paryżu". Wyszło im, ale Francji nie wyszło.
![]() |
betacool @pink-panther 10 grudnia 2018 13:48 |
10 grudnia 2018 14:07 |
Ujmę to tak. Bardzo by mnie ucieszyło, gdybym nie musiał pomykać na pocztę, by wysyłać tych"arcydzieł" . Na razie nikt się na nie nie skusił i pięknie byłoby, gdyby tak zostało.
Z drugiej strony autobiografia tego piewcy surrealistycznej moralności pokazuje jak od lat 20-tych do 70-tych działał świat propagandy. Salony, znane nazwiska, niedopowiedzenia co do nazwisk niespodziewanych darczyńców, a nawet handlarze bronią.
O kulisach tego bagna w jakiś sposób trzeba zdobywać wiedzę. Najlepiej właśnie z autobiografii ludzi przeświadczonych o swej genialności i święcie przekonanych o tym, że świętość to najważniejszy z filarów świata, który trzeba rozwalić.