-

betacool

Artystyczne psucie dziewek, czyli terapia żony pisarza.

makulektura.pl

 

Makulektura nr 18

Artystyczne psucie dziewek, czyli terapia żony pisarza.

Marta Hauptmannn: Drogi mojego życia. Wspomnienia.

 

„Najważniejsze, to mieć rodzinę. Mieć żonę, która zaakceptuje wszystkie porąbane pomysły i będzie patrzyła do tego z podziwem. I to mam przede wszystkim obstawione. Reszta to są nałogi”.

                                                                                  cyt. za Valser

Pozwoliłem sobie zamieścić ten cytat, bo okazuje się, że proste przesłania i kategoryczne sądy, w zestawieniu z nieco innymi okolicznościami, nabierają cech sądu wybitnie nieostatecznego...

 

***

Kilka dni temu miałem wizytę u pani stomatolog. W sumie to nie spodziewałem się żadnego wiercenia, ale okazało się, że w szóstce jest próchnica i trzeba ją leczyć.

Jak już siedziałem porządnie spocony nadmiernie przeciągającym się jazgotem wiertła, to mi przyszło do głowy, że to chyba za karę za to, że zachciało mi się zająć tak zwaną prozą kobiecą. Siedzi się przy tej prozie tak jak u dentysty - z rozdziawioną gębą i nie wiadomo, czy bardziej chce się wyć z bólu, czy jednak bardziej z bezsilności…

 

Dziś Proszę Państwa zajmiemy się taką książką, której nie ma. Zdołałem dotrzeć do informacji, że jakieś pieniądze zostały przeznaczone na jej wydanie, ale chyba większa ich część poszła na sympozjum z nią związane.

Do mnie trafiła, gdy zamawiałem kilka innych wspomnieniowych książek. Prawdopodobnie w antykwariacie zostawiła ją osoba, która albo uczestniczyła w dotowanym wydarzeniu, albo odwiedziła Muzeum Hauptmannów w Szklarskiej Porębie. Świadczą o tym dwa ozdobne stemple tej placówki odbite na stronie tytułowej.

Tyle – jedyny egzemplarz, a na więcej chyba nie ma zbyt wielkich szans, bo żadnego śladu jakiejkolwiek sprzedaży nie było i nie ma.

Może właśnie odkryliśmy sposób na to jak zarabiać na książkach, wcale nie prowadząc ich sprzedaży…

Finansowego wsparcia dla tej książkowej fatamorgany udzieliły jak najbardziej realnie instytucje.

Tymi organizacjami były Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Saksońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych!!! i Samorząd Województwa Dolnośląskiego, a całość operacji finansowo-naukowych odbyła się w ramach projektu sympozjum „Carl Hauptmann i krąg jego przyjaciół”.

Książka, o której sobie dziś pogawędzę (liczba mnoga tu nie przejdzie, bo przecież nikt z Was jej nie zna), traktuje o jednostkach uznanych w swoich czasach za wybitne.

Autorką wspomnień jest Marta Hauptmann (z domu Thienemann).

Historia zaczyna się jak baśń. Ponad sto lat temu żyły sobie trzy bogate siostry i trzech niezbyt bogatych braci. Panny pochodziły z bogatej rodziny (ojciec handlował wełną, później był także udziałowcem banku). Panowie i ich rodzina przechodzili natomiast pewne finansowe turbulencje. Żeby było ciekawiej młodzi panowie byli wnukami tkacza (co w tej historii nie jest do końca bez znaczenia).

W lipcu 1880 r. Najstarszy z braci - Georg zaręczył się z Adelą Thieneman. Już w październiku tego samego roku umarł ojciec Adeli – Berthold i pozostawił swoim dzieciom pokaźny spadek. Żałoba po tacie nie trwała długo i już we wrześniu 1881 Georg i Adela wzięli ślub. Ale to nie wszystko, bo z pewnego angielskiego filmu dobrze wiemy, że jak mamy jeden pogrzeb, to wesel powinno być zdecydowanie więcej i rzeczywiście tak było...

Bracia Georga, byli gośćmi na jego ślubie. Przy tej okazji swą elokwencją, uduchowieniem, pewnym nieokrzesaniem, by nie rzec butą, oczarowali dwie kolejne siostry Adeli, które niepomne ostrzeżeń bogatej rodziny postanowiły także stanąć na ślubnym kobiercu. Dozgonną miłość i wierność ślubowały więc sobie jeszcze dwie pary: Gerhard z Marią i Carl z Martą (autorką wspomnień). W ten oto sposób, trzech braciszków ożeniło się z trzema siostrami.

Gerhart nazwał później Hohenhaus (siedzibę rodową Thienenmanów) "gniazdem pełnym rajskich ptaków".

Po zaręczynach kolejnych dwóch par, panienki z bogatego domu przekonały się o dość rozpaczliwej sytuacji finansowej swych ukochanych. Posagi bogatych sióstr pozwoliły na cudowną przemianę egzystencji naszych nieopierzonych i nie rozpoznanych przez świat geniuszy. Od tego momentu kłopoty Gerharta i Carla się skończyły, ich młode małżonki pokrywały nie tylko koszty ich utrzymania, lecz finansowały studia, podróże i coraz odważniej podejmowane próby artystyczne.

Ale zanim zaczniemy rozprawiać o jednostkach uznanych za wybitne, wróćmy do Georga (pierwszego z ożenionych braci).

Miał on naturę dużo mniej artystyczną od pozostałej dwójki, więc jego działalność skupiała się na finansach. Marta pisała o nim tak:

„...Georg przez prowadzenie swoich handlowych interesów stał się osobą w najwyższym stopniu podejrzaną. Nie tyle chodziło przy tym o jego początkowo niewielki rozmiar obrotów handlowych, lecz o jego dziwaczne poczynania w interesach. Solidne, z rozmachem założone augsburskie przedsiębiorstwo pradziadka, czyli przędzalnia wełny czesankowej, przyzwyczaiła nas oczywiście do pierwszorzędnej pozycji w zakresie handlu. A teraz Georg próbował udowodnić krewnym swoją obrotność czasem w bardzo niemądry, małostkowy i osobliwy sposób, prawie w sposób natrętny. Próby pozyskania oraz wyciągania pieniędzy były dokonywane w niespotykanie usilny, uporczywy sposób. Krótko mówiąc, czułyśmy, że Hauptmannowie potrafili doprowadzić do tego, że nie byli lubiani i rozumiani.

Toteż czułyśmy się mniej lub więcej także osamotnione w naszej miłości i rzucałyśmy się całym naszym gorącym wnętrzem i tym większym zaufaniem i nadzieją w życie, co przynosiło nam rzeczywiście jakby nowy wschód słońca...”.

Niektórzy z Was domyslają się zapewne co było dalej. Georg jako pierwszy stwierdził, że nie chce dopłacać do utrzymywania ogrodu w siedzibie rodowej sióstr. Także siostra Maria, która ledwo co poślubiła Gerharda zapragnęła uwolnić się od kosztów utrzymania rezydencji i na wiosnę 1885 roku „wspaniały dom, przepyszny ogród oraz góra zostały oddane za śmieszne pieniądze”.

Georg, zdaniem Marty, miał bardzo osobliwe podejście do pieniędzy. „Mały kapitał wydawał się studnią, która się nigdy nie wyczerpie, a olbrzymie sumy można było rozrzucać na wszystkie strony”.

Parę lat później było dane Marcie ujrzeć osobliwy obrazek, gdy żona Georga - Adela (w owym czasie matka sześciorga dzieci) własnoręcznie opróżniała szambo domku stojącego w ogrodzie, bo nie stać ją było na opłacenie robotnika…

Co do losu związków kolejnych sióstr z kolejnymi braćmi, to obrazki czyszczenia szamba na poziomie dosłownym niewątpliwie nas ominą, ale na poziomie metaforycznym, może być już zupełnie inaczej.

Zerknijmy na losy związku Marty i Carla.

Ponoć istnieje powiedzenie, że kogo Bóg kocha, temu daje miejsce zamieszkania w Zurychu... Tam właśnie tuż po ślubie wybrała się młoda para. Carl studiował u profesora Avenariusa (wrócimy do tego gościa w następnym wpisie), a Marta finansowała dość nietypowe przedsięwzięcia. Jednym z nich była pożyczka przyjacielowi Carla, kilku tysięcy marek na założenie kolonii komunistycznej w Ameryce. Koleś, który otrzymał pożyczkę wrócił po pół roku biedniejszy o pożyczoną kasę, ale bogatszy o doświadczenia. Niewiele później Carl chciał się wybrać do Brazylii, aby badać pierwotne plemiona Indian i połączyć swoje badania z „autentycznie naturalnym życiem”. Na tę ekstrawagancję pieniędzy już jednak zabrakło.

W tymże Zurychu piękna i płomienna miłość Marty zaczęła się chwiać jak trzcina na wietrze. Jej małżonek został zauroczony przez jedną ze studentek profesora. Była nią Polka. O tym, kto się w niej jeszcze kochał i komu miejsca w jej sercu musiał ustąpić Carl, także dowiecie się w kolejnym wpisie.

Żaden z Hauptmannów nie związał się co prawda z ową tajemniczą Polką, ale bracia w pewien sposób związali się z przyszłą Polską…

W 1890 r. Gerhart z żoną oraz z bratem Carlem i bratową trafili do Szklarskiej Poręby. Zauroczeni miejscem podjęli decyzję o wspólnym kupnie drewnianego domu. W 1891 roku, po remoncie i rozbudowie, Gerhart i Maria wprowadzili się do swojej nowej siedziby. Carl z Martą zrobili to nieco później.

Zapytacie pewnie, skąd mieli jeszcze pieniądze na zakupy. Otóż w międzyczasie umarła babcia sióstr i pokaźny spadek zasilił kurczące się, w związku ze spekulacjami Georga rodzinne finanse.

Georg nie zawojował świata finansów, ale dwaj pozostali bracia odnosili coraz większe sukcesy literackie.

To z kolei sprawiło, że byli coraz bardziej artystyczne nastawieni do życia i świata, co chyba nie pozostało bez wpływu na podwyższenie poziomu niektórych hormonów naszych braciszków.

Skupimy się najpierw na wykresie endokrynologicznym Carla. „Polskie zauroczenie” w Zurychu to nie wszystko. Carl jak to się mówi, gustował w młodych kobietach. Najpierw romansował z młodziutką córką swego wydawcy, a później z równie młodą malarką Marią Rhone. Carl nie ukrywał swych romansów przed Martą. Swoimi przeżyciami wewnętrznymi i rozdarciami duszy dzielił się z małżonką, raniąc ją boleśnie i regularnie. Pamiętnik przez nią spisywany (jak twierdziła ona sama) miał pełnić rolę lekarstwa. Jeśli ja mam porównać to z jakimś medykamentem, to tylko z jodyną laną na otwartą ranę. Marta tłumaczyła sobie ewidentne zdrady męża potrzebami artystycznej podniety. Doszło w końcu do rozwodu. Ale wtedy Carl zrobił coś, co chyba można określić mianem szczytów artyzmu. Wpadł (jak by to określił Valser) na cholernie porąbany pomysł, który Marta (może bez podziwu, ale jednak) zaakceptowała.

Otóż Marta „wyleciała” z dotychczasowego domu, ale wylądowała na nabytej przez Carla niezbyt odległej parceli, na której nasz artysta szybko postawił domek. Pomimo rozwodu nasz rozdarty bohater niemal codziennie Martę odwiedzał, pisał do niej listy, prosił o rady, o korekty swoich dzieł i tak aż do śmierci Carla, czyli przez kilkanaście lat. Nasza bohaterka cierpiała, narzekała na młodszą konkurentkę, no i leczyła się opisywaniem tychże cierpień, innymi słowy - przechodziła kurację poprzez spisywanie wspomnień.

Tu chyba warto dodać, że Carl Hauptmann był autorem anonimowej korekty stylistycznej „Chłopów”, która przyczyniła się do otrzymania literackiej nagrody Nobla przez Władysława St. Reymonta w roku 1924. W niemieckiej wersji powieści Boryna i Antek posługują się dialektem z Karkonoszy, którym doskonale władał były mąż Marty.

Jak już jesteśmy przy tym wspaniałym literackim laurze, to nie możemy oczywiście nie wspomnieć o Gerhardzie Hauptmannie.

Gerhart to najsłynniejszy z braci. Laureat Nagrody Nobla z 1912 roku, którą otrzymał za dramat „Tkacze” wydany w 1893 roku. Był on poświęcony powstaniu tkaczy śląskich z 1844 roku, o którym Engels powiedział, że wpłynęło na wybudzenie proletariatu z „letargicznego snu”.

Jak dobrze wiemy (choćby z poprzednich wpisów o Rosji), proletariat lubi sobie przysnąć. Potem nagle ni stąd ni zowąd, budzi się. Zazwyczaj wtedy, gdy już wszyscy o tej pobudce zaczynają zapominać. Ponoć „Tkaczami” zachwycił się nawet Lenin, który korespondował z Gerhardem. Nic dziwnego, wszak właśnie takie „dzieła” jak „Tkacze” sprawiały, że robotnicza gawiedź, zaciśniętymi piąchami zaczęła przecierać zaspane oczy, by po raz kolejny budzić się z letargu.

Gherard Hauptmann był niecodziennym artystą. Z pełnym artyzmem gwiazdorzył w ówczesnych mediach. Gustował zwłaszcza w pozowaniu do fotografii, których zrobiono mu tysiące. Niektórzy twierdzą, że był protoplastą dzisiejszych celebrytów. Zadatki rzeczywiście miał. Gazety rozpisywały się o nim. Pokazywały na zdjęciach kochającego ojca z żoną i dziećmi.

Po sukcesach scenicznych sztuk Hauptmanna, nieco się to zmieniło, gdyż dramatopisarz rozpoczął romans z osiemnastolenią skrzypaczką. Poślubił ją dopiero po dziesięciu latach (w 1904 roku). Długo nie mógł się zdecydować na rozstanie z żoną. Maria miała bowiem bardziej sceptyczne podejście do porąbanych pomysłów męża, niż jej siostra Marta i postawiła zaporowe warunki finansowe – zwrot całego posagu i utrzymywanie synów do czasu osiągnięcia pełnoletności. W końcu Gerhard zdecydował się spełnić te wygórowane drobnomieszczańskie żądania. Postanowił, że zupełnie zerwie z kastowymi konwenansami i żeby dać temu wyraz, po tym jak ożenił się po raz drugi, czym prędzej znalazł sobie trzecią kobietę. Była nią szesnastoletnia aktorka Ida Orloff. Ot takie rodzinne upodobanie do nastolatek...

Pięknie piszą o Gerhardzie współczesne encyklopedie:

„ W swej twórczości często przedstawiał środowiska nizin, biedę, wyzysk i niesprawiedliwość społeczną. Obnażał ponadto upadek moralny mieszczańskiej klasy średniej”.

Jak byśmy to mogli ładniej ująć?

Może tak:

Wielki pisarz, który walcząc z obłudą klas posiadających, poświęcił swe życie, by zakłamania osobiście i dogłębnie doświadczyć. Czynił to wielokrotnie,  z poświęceniem czasu, pieniędzy a nawet prawdy. Najbardziej w swym przebogatym życiu zgłębiał meandry życia nieszczęśliwych podlotków, które w starym modelu społecznym, po oddaniu swoich ciał, po jakimś czasie spotykały się zazwyczaj z odrzuceniem i psychiczną, materialną i społeczną degradacją…Gerhard nie mógł pozostawić tych niecnych praktyk nietkniętymi. Zbierał doświadczenia, opisywał autentyczne zdarzenia i tak długo jak mógł walczył o to, by nie pozostały mu obce i obojętne.

Dodam, że Gerhada doceniały wszystkie kolejne niemieckie systemy polityczne. Był pisarzem bardziej rozpoznawalnym od Tomasza Manna. Podobno rozważano opcję, by uczynić go prezydentem weimarowskich Niemiec. Był tak popularny, że nawet faszyści po zdobyciu władzy dmuchali i chuchali, by nie wyjechał z kraju i aby w ten sposób pozostał artystycznym i politycznym listkiem figowym III Rzeszy.

II wojnę światową starzejący się Hauptmann spędził w Jagniątkowie. Nie opuścił go także, gdy Dolny Śląsk zajęli Rosjanie, a potem Polacy. Mieszkał tu aż do śmierci w 1946 roku. Jego willa otrzymała specjalną ochronę, bo Rosjanie myśleli o wykorzystaniu lewicowych sympatii pisarza w przyszłym demokratycznym państwie niemieckim.

***

To tyle. Potraktujcie to jako dość rozbudowany wstęp. W kolejnym odcinku rzucimy parę kropel wody na pajęczynę, którą na razie bardzo słabo widać. Zahaczymy o polskich socjalistów w Zurychu, a jeśli o socjalistów, to również o śmierć. Bardzo głośną śmierć. Zadamy kilka pytań, których przez sto lat nikt nie zadał i przez kolejnych sto nikt chyba nie odpowie.

A póki co – prawdziwy rodzynek – terapeutyczna proza kobieca finansowana przez Saksońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Samorząd Województwa Dolnośląskiego.

http://allegro.pl/matra-hauptmann-drogi-mojego-zycia-wspomnienia-i7006740698.html

 

 



tagi: haumtmann wspomnienia 

betacool
18 października 2017 18:36
12     1895    16 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Paris @betacool
19 października 2017 00:08

Super...

... naprawde extra  !!!

Celebryta... alez oni wszyscy byli porabani... szok... ale mnie sie to skojarzylo tylko ze sp. juz "jego ekscelencja"  zlodziejem  Kulczykiem...

... tez w Szwajcarii... ale chyba nie w Zurychu... "wystawiono" jego "apartma" na sprzedaz  !!!

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool
19 października 2017 00:18

A podobno Niemcy są tacy stateczni i nudni. A tu normalnie "szał ciał":))) PS. Gerhart Hauptmann w 1905 r. należał do założycieli niemieckiego towarzystwa eugenicznego ( przy okazji "czystości rasy") a od 1933 r. - był członkiem NSDAP. Taki niemiecki los.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool
19 października 2017 04:31

Pyszne! Czekamy na ciąg dalszy.

"Kategoryczne przeslania i proste sądy" są godne zazdrości i zabawne. I nieco demaskujące... 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool
19 października 2017 04:42

Aha, ten upadek moralny tyczy wszystkich klas społecznych. Zależnie od aktualnych potrzeb czyli zapotrzebowania, naturalnie. No i jest to proces ciągły /w literaturze/. To jak te różne klasy tak upadają i upadają w procesie ciągłym, to jakim cudem one w ogóle jeszcze są? ;)

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @pink-panther 19 października 2017 00:18
19 października 2017 09:54

Ten szał ciał to najwłaściwszy komentarz.

No i kto by przypuszczał, że członkowie NSDAP będą mieli w Polsce swoje muzea...

zaloguj się by móc komentować

betacool @KOSSOBOR 19 października 2017 04:42
19 października 2017 10:00

Mnie natomiast zdumiewa, że apostołowie oświecenia piętnujący psucie dziewek na dworach i w fabrykach, napsuli ich tyle, że potem całe uniwersytety muszą się głowić, jak tu oderwać biografię takiego "posła światła" od jego dzieła, żeby całokształt za bardzo nie śmierdział.

zaloguj się by móc komentować

parasolnikov @betacool
19 października 2017 10:16

Po tym co przeczytałem myślę sobie czy by nie zostać lewicowym grafomanem ...

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @betacool
19 października 2017 10:23

Inspiryjący wstęp. Sporo odlotu. Cyfr mało za to inne konotacje dla liczmena  ;)  Wertowałem w sieci i oryginału po niemiecku nie znalazłem. Czyżby to jakiś rarytas z rękopisu? O uzupełnienie proszę. 

Saksońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych!!!

to nie jest przypadek. Gerharda oraz Carla Hauptmanna dzieło i żywot upamiętniało archiwum za nieboszczki NRD na terenie obecnego landu Saksonia w RFN. Ale dlaczego kasa jeszcze płyneła tak niedawno to i trudno w sieci na chybcika dociec. Archiwum mieściło się w tym urokliwym 'gnieździe rajskich ptaków'.

A z wpisu do historii tego gniazda wynika, że sióstr było pięć więc mam jak byk liczbę pięć (5) sióstr i trzech (3) braci. A to już jest poważny trop. Będzie ubaw. Dzięki za ten i następne wpisy. CDN ;)

zaloguj się by móc komentować

betacool @parasolnikov 19 października 2017 10:16
19 października 2017 10:41

Chyba musisz swój parasol dać do impregnacji, bo ci zaczyna potoki kosmatych myśli przepuszczać. 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @pink-panther 19 października 2017 00:18
19 października 2017 12:03

'Szał ciał' jak najbardziej. Młoda Maria z domu Thienemann z młodym Gerhardem Hauptmannem.

A gdzie Szanowna Panthera znalazła tą nazistowską legitymację partyjną? 

To chyba jakaś anglosaska czarna legenda :(((  [anglosaska czy etruska ?]

Docent niemiecki podaje, że podpisał lojalkę Niemieckiej Akademii Pisarzy w marcu '33 roku a latem złożył podanie o przyjęcie do partii. Ponieważ partia nagle skonfrontowana została z entuzjastycznym napływem nowych członków, więc aby zapanować nad tym tsunami entuzjazmu wszelkich koniunkturalistów i grup podejrzanych o próby przejęcia partii to twarde jądro zarządziło szlaban dla nowowstępujących. Ponoć to było przyczyną braku legitymacji w vita noblisty. 

No i był prowadzony ponoć przez propagandy ministerstwo Trzeciej Rzeszy jako łask bożych doznający twórca, czyli stworzenie boże godne ocalenia od wystawienia na oddziaływanie stalowych burz.

Ale to też jakieś brednie anglosaskie. W roku 1939 miał Gerhard lat 77 a w roku 1943, gdy Bock von Babelsberg  do totalnej zagrzewał i rozmyślał nad zaciągiem do pospolitego ruszenia (Volkssturm) już nieco więcej. 

Więc nie wiem czego się trzymać anglosaskiej wersji dziejów czy też zdrowego chłopskiego ... dobrze wystarczy.

zaloguj się by móc komentować

betacool @saturn-9 19 października 2017 12:03
19 października 2017 12:33

To jest niemiecki porządek. A u nas taki Gombrowicz musiał wsiadać na jakiś stateczek i nikt mu dał listu o niezastąpioności.

zaloguj się by móc komentować

MarsWawrzyn @betacool
6 lutego 2019 20:11

Sporo o Gerharcie Hauptmannie znajdziecie w mojej książce "Michelsbaude. Historia nieistniejącej izerskiej gospody" (Wydawnictwo Wielka Izera 2018)

 

https://wielkaizera.com.pl/ksiegarnia

 

Czym była Michelsbaude? Leśniczówką, chłopską chatą, gospodą, spelunką? Zapewne wszystkim po trochu. Jedno jest pewne - stojąca w urokliwym zakątku Gór Izerskich przez ponad sto lat witała gości podróżujących Starą Drogą Celną ze Szklarskiej Poręby do hut szkła na granicy czeskiej.

"Po krótkim postoju kontynuowałem wędrówkę wzdłuż Izery, przekroczyłem dwa małe strumienie: Kobyłę i Jagnięcy Potok , doszedłem do ciemnego, zacienionego lasu świerkowego i dotarłem szczęśliwie do samotnie stojącej Michelsbaude, którą z Wysokiego Grzbietu pokazywał mi Martin, szczególnie zachwalając ją na posiłek w porze obiadowej" - pisał anonimowy autor w monachijskim "Sontags-Blatt" w 1832.

"W Michelsbaude dostanie się tylko gorzałkę. Mieszkańcy z powodu samotnego trybu życia są małomówni i ponurzy" - relacjonował autor przewodnika 70 lat później.

Górska buda na izerskim odludziu pobudzała wyobraźnię artystów - Gerhart Hauptmann nawiązał do niej w swoich dramatach "Dzwon zatopiony" (1896) i "A Pippa tańczy!" (1906) - a także sama przeżywała dramaty: narodzin i śmierci.

Latem 1800 przyszły prezydent USA John Quincy Adams kupił prawdopodobnie w Michelsbaude doskonały chleb, mleko i masło oraz "niezły" ser, co opisał w swoich "Listach o Śląsku".

Ponownie "odkryta" przez autora w 2018, Michelsbaude nadal inspiruje, a opowieść rozwija się w miarę, jak na jaw wychodzą kolejne szczegóły...

112 stron

format 128 x 176 mm

oprawa twarda szyta

Wsparcie merytoryczne: polska-org.pl

Premiera: 14.12.2018



„Podziwiam tę książkę i jej autora, który z pustego miejsca na izerskim odludziu odczytał całą jego przeszłość – historię domostwa, które spełniwszy swą rolę w tutejszym życiu, gospodarce, a nawet w kulturze – zniknęło. Że nie bez śladu, dowodem jest ta książka”

- Henryk Waniek

 

Pośród wielu realnych i fikcyjnych postaci, które przewijają się przez historię Michelsbaude, są między innymi:

- noblista Gerhart Hauptmann i jego brat Carl z żonami;
- ambasador Stanów Zjednoczonych w Berlinie, późniejszy prezydent USA, John Quincy Adams;
- królewski inspektor M. Johann Ernst Fabri, któremu w 1783 zawdzięczamy pierwszą wzmiankę o chacie na Jeleniej Łące: "Michelsbaude, nowy dom";
- hrabia Alexander von Minutoli, twórca (w pałacu w Biedrzychowicach) największej w Europie kolekcji sztuki użytkowej;
- Christian Benjamin Preussler, właściciel huty szklanej w Orlu;
- bracia Matterne ze Szklarskiej Poręby, współwłaściciele z tym ostatnim huty szklanej w Dolinie Nadziei;
- Paul Adolph, syn właściciela Schroniska na Hali Szrenickiej;
- jego syn, Robert Adolph, "robotnik leśny i karczmarz";
- jego żona Ernestyna z d. Siebeneicher;
- Heinrich Schneider, syn właściciela gospody w Orlu;
- jego żona Emma Minna z d. Scheunert;
- F. A. Talke, tu "śmiertelnie ugodzony przez byka" w 1855;
- anonimowy autor monachijskiej "Sonntags-Blatt" [Gazety Niedzielnej], któremu w 1832 niejaki Martin poleca Michelsbaude na "posiłek w porze obiadowej";
- dr Wilhelm Edward Fuss, który latem 1833 prowadzi przełomowe eksperymenty ze szkłem mozaikowym w Dolinie Nadziei;
- jego (zwycięski) konkurent, genialny technolog szkła, Franz Aloysius Seraphicus Pohl, rodem z Neuwelt (Novego Svetu) koło Harrachova;
- niema "Anna z Michelsbaude" z "Dzwonu zatopionego" Gerharta Hauptmanna;
- grająca ją w 1903 w Teatrze Miejskim we Lwowie w tłumaczeniu Jana Kasprowicza aktorka Władysława Ordon-Sosnowska;
- występujący w tym samym przedstawieniu (w roli Wodnika) Ferdynand Feldman, ojciec aktorki Krystyny;
- Pippa Tagliazioni, tańcząca "w szynku starego Wendego w Czerwonym Jarze" w "A Pippa tańczy!" Gerharta Hauptmanna;
- Ida Orloff, pół-rosyjska pół-austriacka muza i kochanka Gerharta Hauptmanna, która jako siedmnastolatka zagrała ją w berlińskim Lessing Theater w 1908;
- Herbert Hupka, który przechodził przez Jelenią Łąkę w 1966, co opisał w swych wspomnieniach;
- "walończycy", "Walonowie", "Wenecjanie", "Walowie", "wlachowie" - poszukiwacze złota i drogich kamieni, dla których okolice góry Biały Flins były mekką od XIII w., a i na pewno wcześniej (wtedy je dopiero joannici ze Strzegomia od Bernarda Lwóweckiego kupili i zaczęło się eldorado);
- Henryk Waniek, pisarz, chodzący po tych okolicach od lat 70. i ich magię opisujący w swoich powieściach;
- mieszkańcy dawnych przysiółków/kolonii: Jakobstal (dzisiaj Jakuszyce), Karlstal (Orle), Hoffnungstal (Udoli Nadeje), Kobelwiese (Kobyla Łąka), Gross-Iser (osada Izera), Schwedlers Plan (Jarzębcza Polana), Kammhauser (Polana Izerska)
- i my wszyscy, przechodzący, przebiegający i przejeżdżający przez Jelenią Łąkę o każdej porze roku...

 

https://wielkaizera.com.pl/ksiegarnia

 

pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować