Co poczniesz, gdy duch radzi, by dzielić się ciałem?
Roman Bugaj, Nauki tajemne w Polsce w dobie odrodzenia, Ossolineum, Wrocław 1976, nakład 4200, s. 254
Olbracht Łaski przyjechał do Londynu 1 maja 1583 roku.
„Królowa przyjęła go gościnnie, a kawalerowie dworscy ofiarowali mu swe usługi. Hrabia Leicester, który z polecenia Elżbiety pełnił rolę przewodnika wojewody, przedstawił godne obejrzenia zabytki. Po zwiedzeniu Londynu udał się Łaski do Oxfordu, gdzie zorganizowano dla niego wspaniałe przyjęcie, trwające kilka dni. Studenci z Kolegium Chrystusowego Oxfordu przedstawili przed nim sztukę dramatyczna, zaś uczeni uniwersytetu oxfordzkiego zorganizowali dysputę filozoficzną przeprowadzoną z Giordanem Bruno, który wówczas również bawił w Anglii.
Pomimo honorów, z jakimi przyjmowany był w Oxfordzie, a następnie w Cambridge, Łaski nie czuł się zadowolony, a nawet dał do zrozumienia Leicesterowi, że wcale nie jechałby do Oxfordu, gdyby wiedział, że nie zastanie tam doktora Dee. Hrabia zapewnił, wojewodę, że zaraz po powrocie do stolicy spotka się on z doktorem”.
Pierwsze spotkanie Łaskiego z Johnem Dee miało miejsce 13 maja".
Podobno jeszcze przed tym spotkaniem Dee interesował się co ciekawego o naszym rodaku, sądzi świat duchów:
„Jeszcze przed jego (Łaskiego) przyjazdem Dee pytał archanioła Uriela jak ma z owym Polakiem postępować, a upewniwszy się, że najwyższe hierarchie duchów wyrażają się o nim pozytywnie, dopuścił Łaskiego do swych tajemnic i rozmów z aniołami. Polski magnat chciał przede wszystkim poznać najbliższą przyszłość polityczną. Przedstawił trzy pytania, które Dee, za pośrednictwem Kelley , zadał archaniołowi Rafaelowi:
Co można powiedzieć o życiu Stefana, króla Polski?
Czy jego następcą zostanie Olbracht Łaski, czy ktoś z Domu Austriackiego?
Czy Olbracht Łaski, wojewoda sieradzki, wejdzie w posiadanie królestwa Mołdawii?
Odpowiedź archanioła była raczej enigmatyczna, a Dee dopisał: „byliśmy kilkakrotnie wołani na obiad, a więc [archanioł] skończył”. Na obiad wzywała ich najpewniej Jane Dee, żona doktora i nie chcieli nadużywać jej cierpliwości.
Podczas licznych kolejnych konsultacji w sprawach polskich obecny był też kilkakrotnie sam Łaski, a duchy stopniowo zaczynały namawiać uczonego doktora na wyjazd do dalekiego kraju. (…) Choć sam Dee miał obawy przed tak daleką wyprawą, pod koniec maja objawił się nowy duch, dziewczynki Madimi, która potwierdziła, że rodzina Łaskich pochodzi od angielskich możnowładców de Lacy, ale na dociekliwe prośby Dee o szczegóły genealogiczne polskiej linii, odparła z rozbrajającą szczerością: „Niestety, nie mogę mówić o tym, co dzieje się w innych krajach”.
Z przytoczonego fragmentu możemy wnioskować, że duchy trzymały się zasad angielskiej etykiety i gdy żona Johna Dee wołała gości na obiad, grzecznie przerywały transmisję objawień. Widzimy również, że wgląd duchów w księgi genealogiczne był obarczony pewnymi ograniczeniami i nie dotyczył szczegółów znajdujących się poza granicami Anglii.
Kto wie, może ta nadzwyczajna kurtuazja duchów i ograniczone terytorium ich genealogicznych penetracji, wzbudziły w Olbrachcie Łaskim pewne wątpliwości, które należało rozwiać.
Być może dlatego, już 14 czerwca 1583 roku, podczas kolejnego seansu przemówiła istota żeńska o imieniu Galvah, podająca się za anioła, a przemawiająca przez medium, którym nadal był Kelley.
Tym razem wątpliwości co do wiarygodności anielicy miał sam John Dee, bowiem księgi wielkiego alchemika Trithemiusa twierdziły, że anioły występują tylko w męskich postaciach.
Anielica Galvah rozwiała wątpliwości Johna Dee, wspomniała bowiem o tym, że chce kierować jego ręką przy pisaniu księgi większej niż Koran, czy Biblia, która miała stanowić nowe prawo, nowe światło i nową naukę uzyskaną z nieba. O zamiarze napisania takiej księgi nie wiedział nikt, prócz Edwarda Kelley. Monolog anielicy był więc w istocie bardzo proroczy, a przy tym bardzo precyzyjny. Galvah powiedziała bowiem Johnowi, by swą wielką księgę zaczął pisać od najbliższego wtorku. Tą niezwykłą precyzją, chyba ostatecznie rozwiała wątpliwości Johna Dee. Jeszcze bardziej wylewna, była anielica Galvah, jeśli chodzi o przepowiedzenie przyszłości dotyczącej Łaskiego:
„Słońce nie zakończy swego biegu, gdy zostanie on królem. Mądrość jego wywoła wielką zmianą w jego kraju, a także w całym świecie. Co jeszcze pragniesz o nim wiedzieć;
Dee: Czy królestwo jego będzie składać się tylko z Polski, czy też obejmie inny kraj?
G: Z dwóch królestw.
D: Powiedz, proszę, z których?
G: Jedno z nich już wymieniłeś, drugie osiągnie on przy pomocy prawa”.
R. B., Nauki tajemne w Polsce w dobie..., s. 123
Można rzec, że w połowie czerwca nastąpił wysyp przepowiedni dotyczących Łaskiego.
19 czerwca w obecności Olbrachta duch o dźwięcznym imieniu Jubanladace wieszczył:
„Do niego (Łaskiego) należeć będą wielkie zwycięstwa, w imię i dla imienia Boga…
W jego czasach Judejczycy zwrócą się do krzyża, a pod znakiem tego krzyża ukorzy on Saracenów i pogan (…). Tak się stanie! Stanie się to jeszcze przed upływem roku”.
R. Bugaj op.cit. s.123
Jak widzimy, męski duch pomykał ponad granicami dużo odważniej, niż wcześniej "zajawiony" anioł rodzaju żeńskiego. Choć kto wie, może anielska płeć nie miała tu znaczenia? Może anielska niemożność transgranicznego wejrzenia dotyczyła jedynie dokumentów genealogicznych, a nie dotyczyła wglądu w sprawy militarne? Duch objawił również Łaskiemu, że „królowa i Cecil lubią go, Leicester schlebia mu” i że „wszystko, co zamierza zrealizować, zostanie zakończone pomyślnie”.
Ryszard Bugaj zauważył, że kolejny seans z dnia 26 czerwca, był o tyle ciekawy, że w jego trakcie „niewykształcony Kelley przemawiał w języku łacińskim”. Znaczy to chyba tyle, że został on nagle obdarzony darem posługiwania się nieznanymi mu dotąd językami. Okazuje się, że rozwiązał mu się nie tylko język, ale cały wór przepowiedni dotyczących Łaskiego i kraju, z którego przybył. Oto przytoczony fragment tej wizji, tym razem roztoczonej przez zjawę o imieniu Ilemse, która objawiła, że jest głosem samego Pana (R. B. s.124):
„…Ziemia będzie drżała, jak nigdy dotąd, odkąd świat istnieje. Padnie królestwo podziemnego diabła, imperium Turcji. (…)
– Stefan, król Polski, w wojnie nędznie zginie. Powtarzam, Stefan, król Polski, w wojnie nędznie zginie. Książęta powołają cię (...) ponownie do królestwa, a ja uczynię cię wodzem i królem mego ludu w Polsce i Mołdawii. Wtedy osiągniesz swój cel, lecz nie oddalisz się od celu końcowego, jestem bowiem twym bogiem i będę cię uczył rzeczy mądrych i pożytecznych. W tajemnicy przed światem polecę ci swego anioła, który będzie pomagał ci i opiekował się tobą (…). Tymczasem wszystko, co wam powiedziałem, zachowajcie w głębokiej tajemnicy”.
Po wygłoszeniu tej przepowiedni zjawisko rozpłynęło się na wszystkie strony i znikło”.
Z tej wizji możemy wysnuć wniosek, że „łacińska” mowa medium, którym był Edward Kelley, była w opisywanych tu seansach elementem nowatorskim. Najwidoczniej wcześniejsze wizje były okraszone angielską wersją warstwy „audio”.
Bugaj, przytaczając opinię Aleksandra Kraushara, skłania się ku jego tezie, że w związku z brakiem wątpliwości bystrego i pragmatycznego Łaskiego, zapewne musiał on podczas seansów owe zjawy widzieć i słyszeć.
Jeśli uważnie wsłuchamy się w „zjawiskowe” treści, to musimy stwierdzić, że „anioły”, choć miewały transgraniczne kłopoty z genealogią, to nie miały ich, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Król Stefan miał zginąć nędznie w wojnie. Sądząc po powtórzeniu, to chyba najlepiej, żeby na wszelki wypadek zginął ze dwa razy i za każdym razem nędznie. Ciekawa jest opcja wymienionych tu dwóch królestw. Rzeczpospolita, była wszak już od pewnego czasu „Rzeczpospolitą Obojga Narodów”. Opcja an(g)ielska skłaniała się ku popieraniu unii z Mołdawią i to pod berłem nowego króla, któremu (chyba z racji nazwiska), zjawy chciały przychylić wszelkich łask. Prawdopodobnie wynikało to z dobrze nam tu znanej an(g)ielskiej kurtuazji. Gościnność wobec przybysza z Polski nakazywała wszak, by obsypać go łaskami, a kurtuazja wobec narodu pracującego nad duchowymi seansami, wymagała kurtuazyjnej zgodności z jego polityką zagraniczną. Anglikom zależało bowiem, by skierować polską ekspansję w stronę Turcji, która była wiernym sojusznikiem Francji.
Przy tej okazji wypada wspomnieć, że gdy 31 lipca królowa wraz z dworem płynęła Tamizą z Greenwich do Sion, po drodze, zatrzymała się w Mortlake w domu Johna Dee. Towarzyszył jej hrabia Leicester. Królowa Elżbieta zawitała tam na obiad, który zjadła z Olbrachtem Łaskim i innymi wielmożami. Królowa wcześniej przesłała fundusze, na ten dyplomatyczny bankiet.
John Dee, przywołując zjawy posługiwał się zazwyczaj swym magicznym kryształem, który przetrwał do naszych czasów i jest dziś muzealnym eksponatem.
Ja takim niezwykłym akceleratorem wizji nie dysponuję. Muszę więc radzić sobie inaczej. Otóż pewnego wieczoru, co jakiś czas zaglądałem do swojej kryształowej szklaneczki. Gdy po jakimś czasie skończyła się jej spirytustyczna zawartość, oczami swej wyobraźni ujrzałem taką scenę:
- I jak tam wasz gość z wyglądający jak niedźwiedź? Słyszałam, że usłyszał już duchy, tylko nie za bardzo chce ich usłuchać? Może włosy w uszach mu przeszkadzają?
Olbracht Łaski
- Tak. Słyszał, lecz istotnie jeszcze ich nie usłuchał, Wasza Wysokość…
- To niedobrze. Ten brodaty, nienażarty zwierz już zbyt długo nadwyręża moje spiżarnie.
- Mam mały metodyczny problem Wasza Wysokość…
- Osoba potrafiąca rozmawiać z duchami ma jakieś metodyczne problemy? Nie opowiadaj mi tu bzdur Edwardzie Kelley!
- Chodzi o problemy z komunikacją z duchami Wasza Wysokość, o jej wiarygodność
i skuteczność.
- Edwardzie Kelley. Nie mam czasu na rozwiązywanie twoich duchowych kalamburów.
W czym problem?
- Wasza wysokość, chodzi o to, że mam mamy problem z zapewnieniem pełnej wiarygodności duchów. Aby wznieść się na dogodniejszy dla gościa poziom, one zaczęły mówić po łacinie. Niestety mam problem z wywołaniem ducha, który mówi po polsku. Nie ustaję w poszukiwaniach, lecz w tym języku pełnym zgrzytów i szelestów nie chce przemówić żaden duch.
- Nie irytuj mnie Edwardzie Kelley. Za kasę, którą włożyliśmy w tą imprezę, duchy powinny przemawiać wszystkimi językami tej ziemi. Twój czas się kończy. Jeżeli twoje duchy nie przemówią szybko do jego imaginacji i nie skłonią go do działań, to bądź pewien, że ja zacznę działać i to nie za pomocą duchów. Rzekłam!
Edward Kelly pokornie skłonił głowę i pomaszerował w kierunku drzwi, w których minął się z hrabią Leicester. Edward Kelly i bez kontaktu z duchami wiedział, że taka sekwencja królewskich spotkań, dobrą wróżbą nie jest.
- O, jak dobrze, że ujrzałem hrabiego, poczekam tu na niego - rzucił głośno Kelley, mijając wartowników, po czym, nieco nerwowo, krążył pod drzwiami komnaty przez mniej więcej kwadrans.
W końcu hrabia Leicester wyszedł.
- Czy mógłbym zamienić słowo? – rzekł Kelley.
Hrabia z wyraźną niechęcią zbliżył się do Edwarda i szepnął:
- Zamilcz i słuchaj. Nasz gość z Polski często powtarza sentencję o łasce pańskiej jeżdżącej na jakimś koniu. Powiem ci jedno. Lepiej żeby twój koń był rączy i żeby koń, na którym dzisiaj jadą „łaski naszej Królowej”, go nie dogonił.
To rzekłszy oddalił się szybko.
***
Ta „krystalicznie szklaneczkowa” wizja nie jest całkiem bezpodstawna, bowiem Bugaj pisze, że już 2 lipca zjawa Madini próbowała zmobilizować Łaskiego do „szybszych ruchów”. Madini ostrzegła Olbrachta i Johna Dee przed skrytobójczym morderstwem, które miało im grozić ze strony Burghleya i Walshinghama. Po „pożegnalnym” obiadku zafundowanym przez królową sprawy, choć opornie, nabrały pożądanego tempa.
W tej coraz mniej duchowo sprzyjającej atmosferze, zapadła decyzja o wyjeździe z Anglii. Dee i Kelley opuścili kraj 21 września 1583 roku.
Bugaj pisze, że "obawa Johna Dee przed różnymi zasadzkami, była całkiem uzasadniona":
"Zaraz po jego wyjeździe wzburzony tłum, upatrując w nim czarnoksiężnika, splądrował dom Dee w Mortlake, przy czym uległa zniszczeniu wspaniała pracownia, biblioteka i muzeum". (s.125).
Ręce wzburzonego tłumu dały tym samym namacalny sygnał tego, że Dee i Kelley nie mają do czego w Anglii wracać i to tak długo, dopóki nie zmaterializują swych "duchowych" wizji.
O szczegółach burzliwej podróży alchemików przez Wielkopolskę, pisze szczegółowo w linkowanym wcześniej artykule, Ryszard Prinke. Warto dodać, że w trakcie zimowej eskapady Dee drżał o swoje życie. W zapiskach z podróży czynionych greką, notował, że obawia się, że Kelley chce go zabić. Dee posługując się greką miał nadzieję, że Kelley (będąc osobą nieuczoną) jej nie zna. Prinke twierdzi, że było inaczej (Kelley znał grekę), choć nie twierdzi, że był to kolejny "duchowy" dar z zaświatów.
Po jakimś czasie relacje między mistrzem, a jego medium znacząco się poprawiły. Zamieszkali wspólnie w Krakowie przy ulicy Szczepańskiej. Odtąd ich głównym celem stało się uzyskanie audiencji u Stefana Batorego. Nastąpiła ona w Niepołomicach w maju 1585 roku. Nie wiadomo jakim duchem tknięty król, na dziesięć dni przed spotkaniem z alchemikami, sporządził testament. Z zapisu audiencji wynika, że spotkanie odbyło się na usilne prośby wojewody Łaskiego.
Bugaj dokładnie relacjonuje i audiencję i późniejszy seans, który odbył się przed obliczem króla. Duchy, w imieniu Najwyższego, zarzuciły Batoremu niewdzięczność, niesprawiedliwe wyroki, błądzenie, a nawet to, że "łożnica króla jest nieczysta". Twierdziły także, że wszystko to jest efektem towarzystwa złośliwego ducha, który krąży wokół króla siedzącego na "chwiejnym tronie".
Pod koniec seansu, duch oznajmił:
"Stefanie! Z zachodu ku wnętrznościom twoim silne wyciągają dłonie, lecz mieczem przetnę ich pazury (...) W sprawiedliwości i prawdzie dostąpisz błogosławieństwa... Bądź więc uległym".
Ten dość impertynencki ton zjawy, zdaniem historyka Ryszarda Gansińca, wynikał z mało owocnych prób nakłonienia Batorego do zmiany jego polityki zagranicznej:
"Chodziło prawdopodobnie o ligę antyturecką i antyfrancuską, mająca zaszachować ententę francusko-turecką - bezpośrednia korzyść z takiej ligi przypadłaby Rzeszy Niemieckiej i Anglii".
Król zachował się nad wyraz powściągliwie. Wypłacił na ręce Łaskiego 800 florenów, ale na próby podtrzymania relacji i korzystania z alchemiczno-duchowego wsparcia dla swego "chwiejnego tronu" nie skorzystał.
Bugaj pisze, że jeszcze w czasie pobytu w Polsce, Dee otrzymał lukratywną propozycję od cara Fiodora, który chciał go ściągnąć do Moskwy, oferując roczną pensję w wysokości 2000 funtów szterlingów. Dee jednak z tej propozycji nie skorzystał. Wolał wrócić do Anglii (1588 lub 1589 r.). Uczynił to jednak dopiero wtedy, gdy spełniła się jedna z an(g)ielskich przepowiedni; gdy jak to wieszczyły anioły, Stefan Batory "zginął nędznie" (grudzień 1586 roku).
Kto wie, czy te dwa lata od śmierci króla nie służyły do negocjowania warunków powrotu i gwarancji, że u progów domu maga, znowu nie stanie wrogi tłum. Po powrocie Dee dostał od królowej posadę na uczelni w Manchesterze. Podobno umierał w biedzie.
Tyle o "politycznej" alchemii. Teraz pora na wyjaśnienie, skąd wziął się tytuł, czyli na epilog o podłożu obyczajowym.
Otóż po chłodnym przyjęciu w Polsce, dwaj Anglicy ruszyli do Pragi. Już w 1586 Kelley i Dee znaleźli patronat u bogatego Czecha, Wilema Rožemberka. Osiedli w mieście Trzeboń i kontynuowali swoje poszukiwania.
Rok później Kelley wyjawił Dee, że anioły nakazały, by dzielić wszystko co posiadają, nawet swoje żony. Dee ponoć mocno przeżył tą duchową instrukcję. Od 1578 roku był bowiem żonaty z niejaką Jane Fromond. W 1588 roku miała ona 33 lata. Dee w owym czasie przekroczył już 60-tkę. Dziwną koincydencją Kelley był w wieku żony Johna Dee. Być może "anioły" stwierdziły, że związek dwojga młodszych będzie, z pewnych względów, dużo bardziej owocny. Dee najprawdopodobniej uległ anielskiej perswazji i przez jakiś czas akceptował nowe wspólnotowe zasady. Angielska wikipedia twierdzi, że być może jeszcze bardziej uległą, była pani Jane, bowiem niektórzy historycy przypuszczają, że dziecko narodzone mniej więcej w dziewięć miesięcy po "anielskich" objawieniach, było dzieckiem Edwarda Kelley, a nie Johna Dee. W ten oto sposób, odpowiedź na tytułowe pytanie: "co poczniesz, gdy duch radzi, by dzielić się ciałem?" wydaje się w tym przypadku, jako żywo udzielona.
Dee, najwyraźniej zaniepokojony anielską ingerencją w jego prywatne życie i chyba dość nieoczekiwanym owocem tych ustaleń, zerwał w końcu z Edwardem Kelley. Dee zaprzestał seansów spirytystycznych i w 1588 roku wraz z żoną i jej najmłodszym potomkiem powrócił do Anglii. Nie spotkał już nigdy Kelleya.
Ten ostatni do 1590, wiódł dostatnie życie, otrzymując od Rožemberka duże sumy pieniędzy oraz kilka posiadłości. Przekonał też wiele wpływowych osób, że umie produkować złoto. Wśród nich był Rudolf II. Po jakimś czasie władca, zniecierpliwiony bezskutecznym oczekiwaniem na rezultaty prac Kelleya, kazał go aresztować i 1591 osadził na zamku w mieście Most. Kelley umarł w roku 1597 w wieku czterdziestu dwóch lat. Legenda mówi że zginął podczas ucieczki – użył za krótkiej liny aby spuścić się po niej przez okno wieży, spadł i zmarł z powodu odniesionych obrażeń.
Więcej o parze alchemików możecie dowiedzieć się z trzeciego tomu "Baśni polskich" Coryllusa, a o okolicznościach śmierci króla Stefana, z książki "Czy królobójstwo?".
A dla tych, którzy mają ochotę zagłębić się w szczegółowe relacje z an(g)ielskich seansów, link do książki Ryszarda Bugaja:
https://allegro.pl/uzytkownik/makulekturapl?bmatch=baseline-cl-dict43-uni-1-2-1127
tagi: stefan batory john dee alchemia edward kelley ryszard bugaj anioły królowa elżbieta i
![]() |
betacool |
13 grudnia 2019 10:54 |
Komentarze:
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool |
13 grudnia 2019 11:04 |
Nienacki w "Worku Judaszów" pisze, że kryształowe lustro, którym posługiwał się Dee stłukło się w klasztorze w Dąbrowie, gdzie był punkt informacyjny oddziałów leśnych Warszyca. Ten kryształ to późniejsza atrapa. Swoją drogą ten "Worek judaszów" powinien mieć podtytuł "Przygody chu...a". To jest coś tak niesamowitego, że nawet mi mowę odjęło.
![]() |
betacool @gabriel-maciejewski 13 grudnia 2019 11:04 |
13 grudnia 2019 13:09 |
Nienacki napisał kontynuację tej ksiażki p.t. "Liście dębu". Więcej tutaj
https://www.nienacki.art.pl/r_liscie_debu.html
To fragment recenzji:
Nienacki, jak sam twierdził, był pisarzem, który bardzo poważnie traktował swojego czytelnika. Powiedział kiedyś: „Jeżeli popełnię jakiś błąd, czytelnicy wyśmieją mnie i nie pomoże nawet najlepsza recenzja w [??? - tak w oryginale, brakuje tytułu: "Kulturze" - przyp.PS] Ja żyję z literatury (...), a to znaczy, że muszę grać uczciwie z tym, kto kupuje moje książki i mi za nie płaci.” (Z. Nienacki "Literackie konfrontacje", "Warmia i Mazury", nr 12, 1976, s. 15) Ta jego uczciwość w grze, którą prowadził z czytelnikiem zjednała mu gorących zwolenników. Jego twórczość uczyła historii, miłości do rodzimej kultury, miłości ojczyzny. Jego książki pozostaną dla wielu pierwszym źródłem wiedzy o kulturze, sztuce, historii.
Porażająca jest ta recenzja.
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool 13 grudnia 2019 13:09 |
13 grudnia 2019 13:11 |
"Przygody chu...a. Następne pokolenie". Rzeczywiście, przerażająca.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @betacool |
13 grudnia 2019 13:47 |
Ciekawy tekst. Tym bardziej, że zalinkowane książki czytałem.
Dla uzupełnienia dodam, że sporo jest o "naszym" Johnie" i Rożemberku w "Tajnej historii Czech" Gabriela Maciejewskiego i to w różnych rozdziałach. :)
Załączone zdjęcie na początku tekstu też jest niezłe i sporo tam różnych tajemnic i postaci...
![]() |
umami @betacool 13 grudnia 2019 13:09 |
13 grudnia 2019 13:58 |
Zbigniew Nienacki - Liście dębu - Posłowie Autora do wydania drugiego
![]() |
malwina @betacool |
13 grudnia 2019 15:07 |
cóż za zarąbisty tekst!
popłakałam się ze śmiechu, choć to powinien być śmiech przez łzy...
![]() |
betacool @malwina 13 grudnia 2019 15:07 |
13 grudnia 2019 15:15 |
Cóż za zarąbiasta recenzja.
P.S. Moim zdaniem to świetny materiał na scenariusz, w którym król Stefan, jako jedyny poznał się na an(g)ielskiej mowie. Niestety zbagatelizował kwestię najistotniejszą, że z zachodu naprawdę ku jego wnętrznościom silne wyciągały się dłonie...
![]() |
betacool @Andrzej-z-Gdanska 13 grudnia 2019 13:47 |
13 grudnia 2019 16:08 |
Wszystko prawda.
A z odnalezionej w ostatniej chwili grafiki też się cieszę. Wyjątkowo dobrze koresponduje z tekstem.
![]() |
pink-panther @betacool |
13 grudnia 2019 17:38 |
Bardzo kształcąca notka. Wielkie dzięki. Szkoda , że tego nie nauczali w szkołach. :)))) Ależ ci Łascy namieszali (poza Prymasem Łaskim oczywiście).I zeszli ze sceny dziejów praktycznie bez śladu.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @betacool |
13 grudnia 2019 17:42 |
Ja myślałem, że da się Pan podpuścić i opisze ten skomplikowany obrazek. :(
Może tylko dla mnie jest taki mało czytelny i nie chodzi o jakość obrazka. Kobitki widać ale literki już nie za bardzo. Poza tym jak chodzi o kobitki to wyobraźnia (jeszcze) pracuje. :)
![]() |
Matka-Scypiona @betacool |
13 grudnia 2019 18:26 |
A czasami potomek łaskiego nie splodzil rasputina? Nasz kanclerz wygląda jak dziecko tajgi. Wypisz wymaluj postać z książek Ossendowskiego
![]() |
betacool @pink-panther 13 grudnia 2019 17:38 |
13 grudnia 2019 19:21 |
Kiedyś Gabriel napisał taki piękny komentarz, o tym schodzeniu bez śladu...
Spróbuję go odnaleźć.
Swoją drogą (co od dłuższego już czasu postuluje Mniszysko), mógłby już wydać trzeci tom swoich najlepszych blogowych kawałków.
![]() |
Magazynier @betacool 13 grudnia 2019 15:15 |
13 grudnia 2019 19:28 |
Chyba tak. Być może prawda w kłamstwie zadziałała jak jad znieczulający, zasłona dymna.
Wszystko jest tutaj: http://www.esotericarchives.com/dee/tfr/tfr1.htm#_ftnref26
Wednerday, Junii 26. Hora 9 ½. præsente D. Alberto Lasky.
D. (Dee) As we were together in my study, and I standing at my Desk. There appeared to E.K. a round Globe of white smoak over my head. Thereupon I perceived the presence of some good spiritual Creature, and straight way appeared the good Angel. (Gdy byliśmy w mojej pracowni a ja stałem przy moim stole. Kelley'emu objawił/objawiła się okrągły/a globus/kula białego dymu nad moją głową [czacha dymi -- wtręt tłumacza]. Tym sposobem poznałem obecność jakiejś dobrej duchowej kreatury, [pardąs, istoty -- wtręt tłumacza], i od razy pojawił się dobry Anioł I.L. [Ten akurat dobry Anioł był zaszyfrowany jako I.L. Inny przedstawiał się jako Jubenladaco, pardąs, Jubenladace -- wtręt tłumacza].)
D. I said, (rzekłem) Benedictus qui venit in nomine Domini, & igitur nobis est gratus laudis adventus.
I.L. Et quid tu dicit? [ad E.K. Loquutus est.]
Magnus ille ...... Filioli hominum quid vultis? itd. ...
(Kelley prawdopodobnie znał łacinę i grekę, bo chyba studiował na Oxfordzie https://en.wikipedia.org/wiki/Edward_Kelley. Kelley mediuje potem jakiego Magnus ille, ten Wielki, i tak sobie gada po łacinie aż dochodzi do sedna sprawy) ...
Stephanus, Poloniensis, miserrime in bello jugulatus, Cadet. Iterum dico: Stephanus, Poloniensis Rex, miserrime in bello jugullatus, cadet. Vocabant te iterum [respicit Alb. Lasky] ad Regnum Principes: quem etiam ego Poloniæ, Moldaviæ, & populi mei Ducem & regem constituero. Tunc attinges desideratam metam & non errabis a Scopo. Quia ego sum Deus tuus, & docebo te utilia & vera. Et dabo tibi Angelos meos adjutores & comites etiam ad secretum quodlibet mundi. Vigilato, Orato. Igitur, Pius esto, donec venerit potestas mea & in te, & supra vos. Interim sigillate quæ vidistis, & ne in publicum producite.
W każdym bądź razie twoja kryształowa szklanica z pewnością jest bardziej wiarygodna, mimo że wszystko podaje w języku słowiańskich Kalibanów.
Pewnie dlatego też, że Kelley ma takie wstawki: "Grant this Camascheth galnegath garnastel zurah logaah luseroth. Amen." Że niby w języku anielskim. No ale my słowiańscy orkowie, wiemy że jak coś zaczyna się od kamaszy, to bez pół litra nie razbieriosz. A Kelley, jak się zdaje, wszystko na trzeźwo. Chyba że nie wiem wszystkiego. W końcu to Irlandczyk.
PLUS
![]() |
betacool @Andrzej-z-Gdanska 13 grudnia 2019 17:42 |
13 grudnia 2019 19:33 |
Jest tu kilka osób, które nurkują po ikonografii niczym maskonury, więc waham się, czy jeszcze chwilę nie poczekać na ich komentarz.
Rzeczywiście polecko do wyobrażeń niesamowite. Wygląda na kolbową wypożyczalnię alchemicznych filmów porno.
![]() |
betacool @Matka-Scypiona 13 grudnia 2019 18:26 |
13 grudnia 2019 19:37 |
Pod koniec maja objawił się nowy duch, dziewczynki Madimi, która potwierdziła, że rodzina Łaskich pochodzi od angielskich możnowładców de Lacy, ale na dociekliwe prośby Dee o szczegóły genealogiczne polskiej linii, odparła z rozbrajającą szczerością: „Niestety, nie mogę mówić o tym, co dzieje się w innych krajach”.
Rzeczywiście dostrzegam pewne podobieństwo do Rasputina, choć po cichu obstawiałem, że wycieczka skręci na przykład w tę stronę:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Patryk_O%E2%80%99Brien_de_Lacy
![]() |
Matka-Scypiona @betacool |
13 grudnia 2019 20:54 |
Informacji o rodzinie O'Brien de Lacy jak na lekarstwo. O rodzicach żadnej informacji poza starą fotografią. Jak zwykle brak informacji o rodzicach itd....
![]() |
smieciu @betacool |
13 grudnia 2019 23:43 |
Ten obrazek z samej góry jest nieźle zakręcony. Dziwnie nowoczesny. Był motywem, który natchnął zamawiających dzieło u Matejki? Pobieżne wikipediowanie ujawnia że pochodzi z tzw. Zwoju Ripleya. Ripley był alchemikiem, angielskim oczywiście, z którego prac czerpał John Dee. Z kolei Ripley bazował na pracach pseudo Ramona Lulla... Jednak tak naprawdę nie wiadomo kto jest autorem tego Zwoju, który ma pochodzić z XVw. Aczkolwiek zastanawiają mnie te plemniki. No dla mnie przynajmniej to czerwone cosiki wyglądają jak plemniki. Nasienie. W próbówkach pewnie też one są. Sądząc choćby z innych obrazków z tego Zwoju. Np.
Niby krople ale takie plemnikowate. Nie są deszczem a raczej promieniowaniem słonecznym (albo kosmicznym ;) ).
Troszkę jednak zastanawia że wikipedia podaje że plemnika odkrył dopiero w roku 1677 Antoni van Leeuwenhoek.
Wziąwszy obrazek w miarę dosłownie, zgodnie z ruchem wskazówek zegara mamy parkę, którą jakoś zagoniono do próbówki. 7 pieczęci na książce i 7 próbówek. Następuje jakiś proces syntezy. Z parki, potraktowanej różnymi składnikami powstaje już tylko jeden osobnik. Mamy więc hodowlę człowieka. Motyw ala z poprzedniego wpisu o Matejce. Produktem niby jest Hermes. Trochę jak to dziecko ciągnące wózek. A mi jakoś tak się przypomniał przy okazji Hermafrodyta. Czyli Hermes+Afrodyta :P
![]() |
betacool @Matka-Scypiona 13 grudnia 2019 20:54 |
14 grudnia 2019 11:47 |
Mi chodziło raczej o korzenie, którymi duchy próbowały zakotwiczyć w Łaskiego w historii Anglii.
![]() |
Magazynier @betacool 14 grudnia 2019 11:47 |
14 grudnia 2019 12:14 |
Z wikipedii o pradziadzie Olbrachta:
Jan z Łaska (ur. ?, zm. 1451) – rycerz Władysława Jagiełły, od 1417 roku chorąży sieradzki.
Jan z Łaska był synem Wojciecha z Krowicy. Po nim odziedziczył wieś Łasko. W uznaniu za zasługi król Władysław Jagiełło 2 września 1422 roku[1] wystawił prawa miejskie i przywilej targowy dla miasta Łasku. Z małżeństwa z Anną (zm. 1448) miał czterech synów: Andrzeja, Peregryna, Macieja, Jana. W roku 1448 wyruszył w pielgrzymce do Ziemi Świętej. Podczas pobytu na Cyprze stracił wzrok[2].
Andrzej z Łaska (zm. 1476) odziedziczył dobra rodowe. Był on dwukrotnie żonaty, z Barbarą z Rembieszowa (córką Jarosława z Tuliszkowa) oraz z inną szlachcianką[3]. Z tych małżeństw miał sześcioro dzieci: Andrzeja, Jarosława Łaskiego, Jana Łaskiego, Michała, starszą, nieznaną z imienia córkę oraz młodszą Annę.