-

betacool

Gdy rabinat dba o klimat - o Polaku, który rozmontował rewolucję.

makulektura.pl

Makulektura nr 45 cz.2

 

 

Gdy rabinat dba o klimat - o Polaku, który rozmontował rewolucję.

 

Bronisław Grąbczewski, Na służbie rosyjskiej. Przedświt, Warszawa 1990

 

„Dajcie mi punkt oparcia, a poruszę ziemię” rzekł ponoć kiedyś Archimedes. Bronisław Grąbczewski obejmując pod koniec sierpnia gubernatorstwo obwodu astrachańskiego i zostając hetmanem polnym astrachańskiego wojska kozackiego musiał punktów oparcia szukać tyleż szybko, co skutecznie, a okoliczności nie były sprzyjające.

W nieprawdopodobnych wręcz okolicznościach doszło bowiem do unicestwienia floty rosyjskiej w Porcie Artura (pisownia i fleksja Grąbczewskiego), a potem wybuchła rewolucja 1905 roku.

W związku z tymi wydarzeniami nasz rodak – hetman astrachańskich kozaków stracił jeden z najważniejszych punktów oparcia, czyli kozackie wojsko, które prawie w komplecie musiało wyruszyć na front i to zupełnie przypadkowo, w momencie gdy ferment rewolucyjny zaczynał się pienić i bulgotać jak zaczyn na wino z czerwonej porzeczki.

Grąbczewski jednak sobie poradził. Ta dzisiejsza o nim opowieść będzie właśnie opowieścią o skutecznym działaniu, czyli o ty jak Polak rozmontował astrachańską rewolucję.

Zaczął on od rozeznania się w sytuacji, czyli od przeczytania raportów tajnej policji. Dowiedział się z nich, że szefem rewolucjonistów w Astrachaniu był niejaki doktor Konstancow. Pracował on w stacji bakteriologicznej, a tam wstęp był prawnie wzbroniony. Oczywiście, ci którzy chcieli szerzyć rewolucyjne mikroby zbierali się tam regularnie. Grąbczewski z powodu panoszącej się w okolicach dżumy (tej prawdziwej nie rewolucyjnej) spotykał się z Konstancowem regularnie i stwierdził, że jest to człowiek rozumny. Postanowił więc go wykorzystać do nawiązania kontaktów z rewolucjonistami.

„Jednakże przekonać Konstancowa było trudniej, niż się spodziewałem. Nie chciał on zrozumieć celu do którego dążyłem. Bał się podstępu; podejrzewał, ze w ten sposób chcę się wcisnąć do organizacji, jak mu się zdawało, dobrze zakonspirowanej, aby ją rozbić.

Takie stanowisko Konstancowa zmusiło mnie do przeczytania mu raportów poufnych policji, które ujawniały cała organizację: jeżeli nie kazałem zlikwidować całej „jaczejki” – oświadczyłem – to tylko dlatego, że na miejscu zlikwidowanej zaraz utworzyłaby się inna, jeszcze czerwieńsza i bardziej energiczna. Wolałem więc u steru widzieć ludzi, którzy już byli pod dozorem policji.

Rewelacje te wywarły piorunujące wrażenie na Konstancowie, który wreszcie zgodził się zetknąć mnie delegatami partii rewolucyjnych. Spotkania te miały się odbyć w obecności Konstancowa. My we dwóch gwarantowaliśmy osobiste bezpieczeństwo delegatów”.

Od tej pory Grąbczewski spotykał się z delegatami i omawiał nawet najdrobniejsze kwestie, które dotyczyły na przykład zachowania porządku podczas manifestacji. Jako przedstawiciel władzy stwierdził, że transparenty z napisami „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się” i „Ośmiogodzinny dzień pracy dla robotnika” są dopuszczalne, bo nie godzą w obowiązujący ustrój, ale transparent „Przecz z samowładztwem” podczas pochodu użyty być nie może.

Niestety, o ile rewolucyjne sprawy na lokalnym podwórku były pod kontrolą, o tyle nie dało się przewidzieć sytuacji kreowanych przez organizacje działające na obszarach większych.

Jak się okaże z kolejnego fragmentu – niektóre z nich stwarzały zagrożenia, ale niektóre potrafiły roztoczyć ochronny parasol:

„…co do mnie, zdaje się, że byłem pod szczególną opieką miejscowej gminy żydowskiej. Wynikało to stąd, że spędziwszy 30 lat życia w 30 lat życia w Turkiestanie, na Syberii i na Dalekim Wschodzie, gdzie podówczas Żydów było bardzo mało, nie znałem antysemityzmu. Toteż przybywszy do Astrachania, nie miałem nic przeciw temu, by w olbrzymim przemyśle rybackim obok firm czysto rosyjskich (…) prowadzących milionowe interesy, stanęły do pracy i żydowskie firmy: braci Wiszniewskich z Polski i inne”.

Opieka rzeczywiście była szczególna, bo czyż nie niezwykły jest fakt denuncjacji Żyda przez Żyda?:

„…zameldowano mi, że przyszedł w pilnej sprawie rabin miejscowej gminy żydowskiej, Schuchert i prosi o natychmiastową audiencję.

Oznajmił mi on, że gmina przed chwilą dowiedziała się o zamierzonym na mnie zamachu przez dopiero przybyłą do Astrachania lotną partię północno-wołżańskiej organizacji rewolucyjnej i na wszystko prosi, bym nie brał udziału w dzisiejszym pochodzie. O przyjeździe terrorystów partie miejscowe jeszcze nie wiedzą. Gmina zaś dowiedziała się stąd, że rewolucjoniści – Żydzi zwrócili się do zarządu synagogi po pieniądze. Nie mogąc odciągnąć fanatyków od zamachu, gmina postanowiła uprzedzić mnie o grożącym mi niebezpieczeństwie …”.

Rabin (prosząc najpierw o zachowanie dyskrecji) wskazał zza kotary okna zamachowców, a policja momentalnie ich ujęła znajdując u jednego z nich „bombę owalną (podobno włoską), u drugiego z nich granat ręczny, nadto dwa nabite brauningi dużego kalibru i po trzy zapasowe magazynki z ładunkami”.

„Chcąc zbadać przyczyny zamachu na mnie, postawiłem im szereg pytań: „Czy mnie znają? Czy ich czymś nie skrzywdziłem osobiście lub ich bliskich? Czy może w Astrachaniu ludność skarżyła się na mnie, i to skłoniło ich do zamachu?” Odpowiedzieli zgodnie, że ani osobistych, ani partyjnych powodów nie mają: od zarządu swojej partii otrzymali polecenie urządzenia zamachów w większych miastach nad Wołgą w celu zakłócenia spokojnego biegu życia i tylko taka była przyczyna zamachu.

Wziąwszy pod uwagę zeznania aresztowanych to, co mówił rabin Szuchert, oraz wzburzenie, jakie by wywołania wiadomość o zamachu na mnie w spokojnym dotychczas życiu całego kraju astrachańskiego, doszedłem do przekonania, że najlepiej będzie zbagatelizować zamach. Zresztą było to jedyne możliwe wyjście, by nie skompromitować wobec rewolucjonistów działalności zarządu synagogi, która w przewodzie sądowym musiałaby wyjść na jaw. Toteż oznajmiłem, że sumienie moje nie pozwala mi uznać ich za ideowych wrogów obecnego ustroju państwowego; uważam ich tylko za robotników partyjnych, związanych z partią rachunkami pieniężnymi: złakomili się na łatwy zarobek – teraz partia likwiduje ich zobowiązania… Dlatego sprawę ich uważam za skończoną: dziś jeszcze wyślę ich z Astrachania w górę Wołgi, do miejscowości, jaką sami sobie wybiorą. I z takim pleceniem oddałem ich policmajstrowi. W trzy dni potem otrzymałem z Saratowa list dziękczynny, z którego domyśliłem się, że dostali się na swoje śmiecie”.

Jak widzicie Grąbczewski wyznawał zasadę świadczenia przysług. O dużej biegłości świadczy fakt, że w jednej chwili wyświadczył przysługę i rabinowi i krewkim rewolucjonistom. Okazuje się, że nie mogąc swej władzy oprzeć o zrewolucjonizowany astrachański garnizon, musiał również zadbać o wyświadczenie szeregu przysług lokalnym kozakom. Po buncie, który wybuchł wśród kozaków dońskich i skończył się wymordowaniem nieudolnych i skorumpowanych oficerów, wysłano do nich oddział pacyfikacyjny złożony z kozaków uralskich. Osobista mediacja Grąbczewskiego sprawiła, że konfrontacja została zażegnana, a odtąd starszyzna kozacka i kozackie nastolatki (dojrzali mężczyźni pojechali wszak na wojnę z Japonią) gotowi byli za naszym rodakiem, a ichnim hetmanem w największy rewolucyjny ogień skoczyć i tłuc na śmierć w sposób niemasowy (dwa trupy) acz widowiskowy (szarża kozacka) osobników nawołujących do żydowskich pogromów.

O tych przysługach można by ciągnąć długo. Przywołam jeszcze jedną, oddaną bogatemu Żydowi, którego syn bawił się w kolportaż rewolucyjnych ulotek. Żyd ten został postawiony przed alternatywą sprania synowskiego tyłka w obecności świadka (policjanta) lub przed zwinięciem w ciągu tygodnia świetnie prosperującego interesu. Ważny jest tu jednak przede wszystkim sposób myślenia Grąbczewskiego:

„Powinienem (…) razem z bibułą odesłać go do dyrekcji gimnazjum realnego. Nie chciałem jednak tego robić, gdyż dyrektor byłby zmuszony go wydalić. Sprawa doszłaby do miejscowej żandarmerii, która naturalnie, aresztowałaby ucznia. Szkoły zechcą okazać współczucie młodocianemu więźniowi opromieniając go aureolą męczeństwa… Szkoły zechcą okazać współczucie młodocianemu więźniowi i zastrajkują, udaremniając w ten sposób usiłowania komitetów rodzicielskich, które z takim natężeniem walczyły z ogólnym prądem strajkowym, jaki my tutaj obserwujemy ciesząc się, że gdy szkoły w całej Rosji strajkują (początek 1906 r, u nas w Astrachaniu, dzieci uczą się spokojnie i normalnie”.

Myśląc o możliwych skutkach i zawsze działając możliwie szybko, a często z wyprzedzeniem nasz bohater nie bał się wychodzić w najgorętsze rewolucyjne dni na ulicę bez obstawy. Czynił to oczywiście w galowym mundurze obwieszonym mnóstwem medali.

„Zjawienie się moje bez świty w tłumie ulicznym wywoływało zawsze pewien zapał, lecz jednocześnie powodowało takie zbiegowisko, iż często wydostać się z tłumu było mi więcej niż trudno. Otóż wtedy już z wdzięcznością stwierdziłem, że istniała w mieście jakaś organizacja, która dbała o moje bezpieczeństwo i starała się odgrodzić mnie od zawsze nieobliczalnego motłochu. Potem dowiedziałem się, że było to zrzeszenie pracowników handlowych, które liczyło około 4000 członków”.

Grąbczewski tłumaczy istnienie tego kolejnego „punktu oparcia” w następujący sposób:

„Przyjechawszy do Astrachania, zastałem tę warstwę ludzi, pracujących w okropnych warunkach: zajęci byli do 14 godzin dziennie. Wywierając nacisk na kupiectwo, zdołałem doprowadzić do pewnej ugody, a mianowicie do 10-godzinnej pracy z 2-godzinną przerwą obiadową. W tym duchu wydałem rozporządzenie pod rygorem grzywny lub aresztu. Było to pierwsze rozporządzenie tego rodzaju w Rosji. Dlatego zrzeszenie pracowników handlowych mianowało mnie swym członkiem honorowym i dlatego pewnie uważało czuwać nade mną przy moim zetknięciu się z tłumem”.

Mam nadzieję, że powoli dociera do nas jakiego formatu człowiekiem był Bronisław Grąbczewski i co mógłby uczynić, gdyby dysponował w swym życiu jeszcze pewniejszymi punktami oparcia.

Jest jednak w fizyce kolejna zasada, której działania Grąbczewski musiał się szybko nauczyć. Zasada, że każdej akcji towarzyszy reakcja. Otóż po niewątpliwych sukcesach w Astrachaniu dostał on pisemną propozycję od hrabiego Woroncowa-Daszkowa objęcia stanowiska zastępcy namiestnika na Kaukazie. Musicie wiedzieć, że była to w owym czasie prawdziwa beczka prochu. Rewolucja szalała, zagłębia roponośne płonęły, a Gruzini, Ormianie i Tatarzy walczyli ze sobą o wpływy. Tę propozycję Grąbczewski bardzo poważnie rozważał, bowiem łączyła się z generalskim awansem i 700 rublami miesięcznej pensji emerytalnej.

Ważąc wszelkie za i przeciw, Grąbczewskiemu dane się było jednak zetknąć z dość nieprzewidzianym argumentem:

„Gdy tak rozmyślałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć hrabiemu, który prosił o pośpiech i dyskrecję, przyniesiono mi ostatnią pocztę. Jeden z listów zwrócił moja uwagę, gdyż nosił osobliwą pieczęć z trupią głową i emblematami śmierci. List ten pochodził od zarządu zrzeszeń rewolucyjnych w Rosji (Sowiet-Sowietów), który dowiedziawszy się iż hr. Woroncow-Daszkow proponuje mi miejsce swego zastępcy, uprzedzał, bym pod żadnym pozorem stanowiska tego nie przyjmował, na Kaukaz bowiem dopuszczony nie będę. Przy tym zarząd przypominał, że podczas pobytu mego w Astrachaniu sąsiedzi moi, gubernatorowie Penzy, Tambowa, Samary i Baku, zostali zabici, gubernator zaś saratowski ciężko raniony; oczywiście więc nietrudno było i mnie sprzątnąć. Jeżeli zaś dotychczas tego nie zrobiono, to jedynie przez wzgląd, że na moje miejsce może przyjść ktoś gorszy. Na stanowisko zaś zastępcy Kaukazu zarząd przeznaczył już kogoś innego i osoba ta musi być mianowana.

Oczywiście poczułem się w obowiązku pojechać niezwłocznie do Petersburga i pokazać list hr. Woroncowi. Lecz zdumienie moje nie miało granic, kiedy przeczytawszy list hrabia rzekł:

- Ach tak! Oni chcą na tym miejscu widzieć urzędnika cywilnego, nie wojskowego, a tym bardziej nie kozaka.

O kandydaturze mojej więcej nie mówiliśmy. Ale jakim sposobem jego poufny list do mnie tego samego dnia był znany zarządowi zrzeszeń rewolucyjnych, hrabia zupełnie nie mógł sobie wytłumaczyć”.

Dziwne, że nie mógł. Wystarczy przecież znaleźć odpowiedni punkt oparcia i każdą przeszkodę da się wtedy zepchnąć z drogi.

Ja tu skończę tę opowieść o Grąbczewskim. Wrócę do tej postaci przy innej okazji, bowiem odsłonił on w swoich wspomnieniach niesamowite wprost fakty dotyczące wojny rosyjsko-japońskiej.

Teraz chyba pora na małe podsumowanie. Jak pisałem w komentarzach do poprzedniego wpisu Grąbczewski skończył w międzywojennej Polsce w nędzy i osamotnieniu. Usunięto go na boczny tor posługując się z wdziękiem punktem oparcia, który wyznaczono na przecięciu osi kolaboracji z osią zdrady. Ale jakże mogłoby być inaczej. Przecież, gdyby go dopuszczono na salony, to musieliby mu patrzeć prosto w oczy rewolucjoniści rzucający bomby w 1905 roku…

Dzisiaj próbuje się Grąbczewskiego wdzięcznie przesunąć w okolice punktu przecięcia na osiach wyznaczonych przez tematy podróży (także podróży w głąb siebie) i przygody (zwanej dla niepoznaki Wielką Grą).

Ja proponuję dziś inny punkt. Co powiecie na skuteczność przeciętą z wielkością? Wszak opis demontażu rewolucji przeprowadzonego na skalę lokalną, może nam podpowiedzieć, jak z tą hydrą radzić sobie, gdy przybierze skalę ogromną. Ja zatem uznaję ten niezwykły opis za coś wyjątkowego i wielkiego.

Tu (jak mawia klasyk) mała książka o wielkich sprawach:

https://allegrolokalnie.pl/oferta/grabczewski-na-sluzbie-rosyjskiej-vkk

 



tagi: rewolucja  bronisław grąbczewski  na rosyjskiej służbie  rabinat 

betacool
21 sierpnia 2018 14:29
17     2264    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

S80 @betacool
21 sierpnia 2018 15:06

Ani on sam, ani Turkiestan, Syberia, czy Daleki Wschód, podobnie jak firma Wiszniewskich nie miały tu nic do rzeczy - ta "opieka" to w rzeczywistości był strach przed karą. Pan Grąbczewski skorzystał na tym, że byli też inni - "ci źli, niedobrzy i w ogóle".

zaloguj się by móc komentować

betacool @S80 21 sierpnia 2018 15:06
21 sierpnia 2018 15:16

Twierdzisz, że rabin nie bał się idąc do Grąbczewskiego, nie bał się, że sytuacja wymknie się spod kontroli, że jego rola zostanie ujawniona i że może skończyć jako przygotowana przez rewolucjonistów koszerna karma dla jesiotrów?

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @S80 21 sierpnia 2018 15:06
21 sierpnia 2018 15:25

To nieprawda. Udane zamachy na gubernatorów kaukaskich, nie mówiąc o Stołypinie, świadczą o czymś przeciwnym. A jakiego formatu to był człowiek swidzy nawet ta notka w Wiki (w 4 językach, nie licząc polskiego):https://pl.wikipedia.org/wiki/Bronis%C5%82aw_Gr%C4%85bczewski

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @betacool
21 sierpnia 2018 15:26

Wielkie dzięki za przypomnienie tej postaci.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @betacool
21 sierpnia 2018 16:32

Fantastyczna opowieść. Niewiarygodna niemal, zważywszy na okoliczności rewolucyjne, które dość brutalnie obchodziły się z innymi gubernatorami. Facet z kawalerską fantazją... Jak na Polaka/kozaka przystało. Aż trudno uwierzyć że nie miał żadnego siłowego zaplecza.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @OdysSynLaertesa 21 sierpnia 2018 16:32
21 sierpnia 2018 17:46

Dzięki.

W zorganizowanej przez niego sotni służyli kozacy po sześdziesiątce i chłopcy w wieku 14-17 lat. Nas to może bulwersować, ale tam i wtedy nie dziwiło to nikogo. Miał z nią bezpośredni kontakt telefoniczny.

Warto wspomnieć o policji, która pisała tajne raporty dla gubernatora ale równolegle drugi komplet (słany bezpośrednio do Petersburga) o gubernatorze. Grąbczewski i tu wykazał się ułańską fantazją i pojechał w tej sprawie do Petersburga tłumaczyć, że policja powinna mu ułatwiać rządzenie, a nie za plecami na niego donosić i je utrudniać. I tę walkę wygrał.

Nie bał się bezpośrednich rozmów z przełożonymi i z carem. Miał wielu wrogów, którzy zazdrościli mu odwagi i względów cara.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
21 sierpnia 2018 21:26

Jutro, chciałoby się rzec, w samo południe, ale faktycznie za trzy 21 rozstrzygnie się ten pojedynek o Grąbczewskiego. Pożyjemy, zobaczymy.

Grąbczewski wyrywny. Zasługuje na reedycję. Świetną mu promocję zrobiłeś. A może w ... Klinice Języce ... ale co tam, marzenia.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
21 sierpnia 2018 21:29

"skuteczność przeciętą z wielkością"

Dobry pomysł z tymi osiami przecinającymi się. Skuteczność z wielkością jak najbardziej. Dodałbym dwie inne osie realizm z wielką wyobraźnią.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
21 sierpnia 2018 21:33

A w zasadzie to mogą to być cztery osie w D3. Skuteczność, realizm, wielkość sumienia, wielkość wyobraźni.

Uj, jak one, te bombowce, musiały go nienawidzieć i razem ... bać się. Strach pomyśleć nawet. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
21 sierpnia 2018 21:42

Niewlele egzemplarzy krąży, a szkoda, żeby je capnął ktoś spoza nawigatorskiego grona. Poddaję więc pod rozwagę.

https://allegro.pl/listing?string=Grąbczewski%20na%20służbie&order=m&bmatch=baseline-cl-uni-1-2-0806

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 21 sierpnia 2018 21:33
21 sierpnia 2018 21:44

Uj, jak one, te bombowce, musiały go nienawidzieć i razem ... bać się. Strach pomyśleć nawet. 

Też tak o nim myślę.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 21 sierpnia 2018 21:29
21 sierpnia 2018 21:45

Tak samo te osie nazwała przed chwilą moja małżonka.

Pozdrawiam i ona pozdrawia.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 21 sierpnia 2018 21:45
21 sierpnia 2018 22:10

Dziękuję za pamięć. Wzajemnie serdecznie.

zaloguj się by móc komentować

S80 @betacool 21 sierpnia 2018 15:16
22 sierpnia 2018 01:48

Przecież omawiany fragment to jest ewidentny opis prowokacji, gdzie wszyscy odegrali swoje role - prowokatorzy (ochrana?), gmina (rabin), p. gubernator Grąbczewski (później też jako pamiętnikarz), po czym rozeszli się do domów. Gdyby coś nie zagrało byłoby pewnie gorąco na odcinku gminnym.

zaloguj się by móc komentować

betacool @S80 22 sierpnia 2018 01:48
22 sierpnia 2018 07:10

Wiesz co, to brzmiałoby nawet sensownie, tylko dlaczego w Astrachaniu był jednak spoköj. Próby pogromów żydowskich zostały zażagnane, a gubernator mógł chodzić w mundurze po ulicach, gdy jego funkcyjni odpowiednicy ginęli nawet w obecności eskorty.

Może ochrana zamierzała wyczyścić Grąbczewskiemu drogę do zostania premierem?

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @betacool 21 sierpnia 2018 17:46
22 sierpnia 2018 10:54

Tak... Rzeczywiście. Jakoś bez refleksji o tej policji i kontaktach z przełożonymi przeczytałem, a jest napisane jak wół. On przecież nie z powodu blagi sugerował temu rewolucjoniście że mógł całą tę konspirację zwinąć, wszak wiedział już wszystko zanim do niego poszedł. 

Teraz się to spina. Zwłaszcza że i dla przełożonych taki żołnierz to skarb.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @Magazynier 21 sierpnia 2018 21:33
22 sierpnia 2018 11:23

No i odwaga, oraz trochę tupetu. Z całą pewnością wiedział co należy robić i był gotowy na każdą ewentualność. Bo w sumie co komu zależało żeby go po prostu kropnąć.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować