Hortensje.
makulektura.pl
Niedzielne cudka z Beta-ogródka
Hortensje.
Ogrodnicy lubią twierdzić, że mają do niektórych roślin „rękę”.
Tak może być rzeczywiście.
Trudno mi rozstrzygnąć, czy to kwestia odpowiedniej gleby, nawodnienia i nasłonecznienia, czy bardzo subiektywnych drobiazgów tupu gadanie do roślin, czy szczypanie przekwitłych pączków. Może po prostu wszystko naraz…
Do niedawna wydawało mi się, że w naszym ogrodzie bardzo dobrze rosną hortensje.
Rok temu, znając nasze ogrodnicze upodobania jedną niezwykle piękną przywiózł nam w prezencie, mój kolega Bogdan.
To była hortensja w pełnym rozkwicie. Trzy ogromne kwiatostany, które musicie sobie wyobrazić na podstawie zdjęcia, które jest powyżej.
No właśnie ale na zdjęciu jest przecież raczej nieokazała roślinka z jedną niezbyt dużą kiścią kwiatów…
A zrobiłem naprawdę wszystko, co zrobić z hortensją należy. Czasami coś po prostu potoczy się inaczej niż zamierzamy…
Bogdan pracował na statkach. Wypływał na kilka miesięcy i potem wracał. Zwiedził tak prawie cały świat. Był w świetnej formie, uprawiał i tenisa i koszykówkę. Na początku tego roku też wypłynął. Pewnego dnia zszedł z pokładu, poszedł do sklepu, zasłabł i już go nie uratowano.
Nikt się tego nie spodziewał.
Bo tak po prostu jest. Nikt z Nas nie spodziewa się, że kiedyś pójdzie do sklepu i z niego nie wróci. Wydaje nam się, że wszystko będzie toczyło się tak jak dotąd, bez żadnych nieprzewidzianych zdarzeń.
Mam wrażenie, że Bogdan w swoim życiu wielu rzeczy nie uporządkował. Ileś ważnych spraw odłożył na później.
No i zostały sprawy i ludzie, ale wiele z nich nie do poukładania…
A w moim ogrodzie została hortensja. Mała roślina na której zasadza się wątła pamięć o człowieku, który był i niespodziewanie odszedł.
Tak sobie myślę, że wspomnienie o człowieku opiera się często o naprawdę niewielkie rzeczy. Strzępki pamięci kleją się do jakiegoś listu, fotografii, pieczęci wbitej w książkę, lub karteluszce, którą ktoś kiedyś w jakiejś książce zostawił…
A tym razem to coś, wokół czego krąży moja pamięć, to niezbyt okazały kwiat w ogrodzie.
Dziś niedziela. Wspomnijmy o tych, który wstali, weszli w kolejny dzień życia i nie sądzili, że będzie on ich dniem ostatnim…
A ja spróbuję, podnieść tę swoją prywatną pamięć do bardziej okazałych rozmiarów. Po prostu mam nadzieję, że mi się uda tę jego hortensję wzmocnić i może Bogdanowi zrobi się weselej.
Z tą hortensją, którą właśnie zobaczyliście, mi się to udało.
Jej widok zawsze przypominać mi będzie tatę.
Kiedyś, może ze dwadzieścia lat temu, zobaczył w kościele nieco już słabnące (po długiej warcie przed Grobem Pańskim) hortensje. Zapytał proboszcza, czy może się nimi zaopiekować, na co proboszcz przystał z ochotą. Potem te hortensje rosły szpalerem przed jego domem i wprawiały wszystkich w zachwyt. A on co jesień pamiętał, żeby zawsze parę gałązek przysypać ziemią i zrobić z nich nowe sadzonki, a potem te sadzonki darowywał wszystkim tym, którzy w jakiś sposób tym hortensjom zachwyt okazali.
I tak pewnego dnia, mała sadzonka trafiła 500 kilometrów dalej od miejsca, w którym urosła. I już nie jest mała i nie do przeoczenia i nieustannie przypomina mi o tacie.
Niestety tata ma coraz większe kłopoty z pamięcią, ale lubi słuchać o kwiatkach, które kiedyś całymi donicami pakował nam do samochodu i lubi oglądać ich zdjęcia. I wtedy mamy wrażenie, że pamięć, to coś znacznie solidniejszego, niż to czym rzeczywiście jest.
I na koniec powiem Wam jeszcze, że ja też jesienią przysypuję gałązki hortensjom…
Do wieczora…
Tych komentarzy dziś nie za wiele, ale ile w nich się osób przewija. Tato, babcia, mama, siostra, proboszcz...
Chyba morał może być tylko jeden.
Pamiętajmy o ogrodach, bo w nich też mieszka pamięć.
Dobranoc.
tagi: hortensje pamięć
![]() |
betacool |
23 lipca 2017 09:30 |
Komentarze:
![]() |
ainolatak @betacool |
23 lipca 2017 10:02 |
pięknie to Pan napisał, strzępki pamięci w niewielkich rzeczach...
![]() |
tadman @betacool |
23 lipca 2017 19:10 |
Z roślinami nie należy przesadzać, nomen omen. Zabierali nam ogródki pod osiedle i w momencie przenosin drzewek i innych roślin Ojciec wylądował w szpitalu. Przenosinami i sadzeniem drzewek na nowym miejscu dyrygowała Babcia, czyli Jego matka. Drzewa świetnie się zaaklimatyzowały na nowym miejscu, a śliwa węgierka nawet po raz pierwszy zaowocowała. Okazało się, że Ojciec przy sadzeniu drzew przedobrzał - kompost, głębokie sadzenie, rozprostowywanie korzeni, czyli odwrotnie niż robiła Babcia. Babcia zadecydowała, że nie będziemy przenosić wiśni wczesnej odmiany North Star. Była rosła, dużo zielonych liści, a Babcia powiedziała, że skoro do tej pory nie owocowała, pomimo corocznego obfitego kwitnięcia, to z niej już nic nie będzie.
Wiele lat później dowiedziałem się, że drzewo w momencie wejścia w okres owocowania wydziela substancje, które spowalniają przyrost masy zielonej i wtedy sporą część energii idzie na wytworzenie owoców. Owa wiśnia to był taki bezdzietny osobnik, który skupiał się wyłącznie na swoim wyglądzie.
Babcia zmarła dawno temu, a węgierka nadal owocuje.
![]() |
Paris @betacool |
23 lipca 2017 19:37 |
Rzeczywiscie, marniutka ta hortensja po Pana koledze Bogdanie... i trudno powiedziec dlaczego, chyba bedzie Pan musial pozostac ze swoimi refleksjami... i miec nadzieje, ze z czasem zacznie piekniec...
... moja mama pierwsza swoja przygode z hortensja miala bardzo podobna... wokol kosciola gdzie pochowana byla mamy tesciowa, a moja babcia, ktorej nie znalam rosly przepiekne hortensje. Pamietam, ze jako dziecko bardzo sie nimi zachwycalam, mialam nawet zdjecie w tych hortensjach. Mama kilka razy prosila ksiedza proboszcza o zaszczepki i ksiadz mamie chyba nawet ze 2 razy dal, ale jakos sie nie przyjely... zawsze marzly...
... a te, ktore sa do dzis - to wlasnie hortensje z Grobu Panskiego z ktorejs tam Wielkanocy... po prostu zdarzylo sie, ze mama zajechala do ksiedza proboszcza za jakas sprawa, a ksiadz w tym czasie robil porzadek z hortensjami, ktore byly juz niesamowicie zabiedzone... praktycznie zdechniete i ksiadz proboszcz chcial je zwyczajnie wyrzucic na smietnik... mama poprosila zeby ich nie wyrzucal, ze siostra podjedzie samochodem i zabierze wszystkie te doniczki, a bylo ich 14... ksiadz sie lekko zdziwil, ale w sumie chetnie sie zgodzil... nie musial ich wynosic do smietnika oddalonego ze 150 m od Kosciola...
... jak siostra je przywiozla, to ustawila te doniczki pod domem, podsypala ziemia i tak sobie tam staly do mrozow... na zime doniczki poszly do piwnicy... a od lutego mama zaczela je lekko podlewac... w kwietniu hartowac i wystawiac na slonce jak bylo cieplo, az wreszcie - dobrze - po zimnej Zosce wysadzila szpalerkiem na ogrodek...
... tak - mniej wiecej to bylo - i sa do dzisiaj... naprawde nadzwyczajnej urody !!!
![]() |
betacool @tadman 23 lipca 2017 19:10 |
23 lipca 2017 21:40 |
Miałem i ja taką piękność. Wisienka. Rosła, pięknie kwitła i nie owocowała. Skończyła jako drewno do grilla.
![]() |
betacool @Paris 23 lipca 2017 19:37 |
23 lipca 2017 22:00 |
Kto wie, może i rośliny, gdy otrą się o sacrum, to rosną nadzwyczajnie.
Musielibyśmy Mniszyska zapytać, bo w Wąchocku tuż przy klasztorze ogromny ogród...ale z tego, co sobie przypominam, to on twierdził, że ogrodnik jest jednak ważny.
![]() |
betacool @betacool |
23 lipca 2017 22:19 |
No i Katalonia dziś nie wygrała uczestnictwa w wieczornym morale, chociaż umieszczenie czegoś o o moim pięknym pisarstwie bardzo mnie kusiło....
Wyszło jednak zupełnie coś innego....
![]() |
ainolatak @betacool |
23 lipca 2017 22:24 |
Pan tak mnie rozmiekczył strzępkami, że zupełnie zapomniałam o uczestnictwie ;)
![]() |
Paris @betacool 23 lipca 2017 22:00 |
23 lipca 2017 22:52 |
Ogolnie trzeba sie z Miszyskiem zgodzic...
... ale np. moja mama, ona ma ogromna "praktyke", lubi prace w ogrodku - ta wiedza jest czesto lepsza niz takiego pierwszego lepszego "profesjonalisty"... do tego ma tez te tzw. dobra reke... wie co i kiedy... jak to sie mowi - praktyka czyni mistrza... bo to nigdy nie bylo i nie bedzie tak jak u tego przyslowiowego chlopa... ze mu SAMO ROSNIE, a on spi.
![]() |
Paris @betacool 23 lipca 2017 22:00 |
23 lipca 2017 23:04 |
Moze cos w tym byc...
... bo jak po okolicy sie roznioslo, ze u nas sa takie piekne hortensje i doszlo to do proboszcza... to az jednego roku wsiadl na rower i przyjechal pod dom zeby je zobaczyc. Rzeczywiscie nie posiadal sie z zachwytu, a jak mama mu powiedziala, ze to te hortensje z Grobu Panskiego, ktore on chcial wyrzucic na smietnik... to sie zszokowal i nie chcial uwierzyc... na koniec powiedzial, ze on zrobi nastepnego roku tak samo...
... no i tak zrobil. Dzis juz ksiedza proboszcza od kilku lat nie ma, zostal przeniesiony do Otrebusow kolo Milanowka... ale pozostaly po nim 2 szpalery przepieknych hortensji... bialych i rozowych. 2 lata temu jak bylam w kosciolku z mama i siostra w naszej parafii, to moja mama powiedziala:
- Zobacz, to te hortensje po Bolku... Bolka, znaczy sie ksiedza proboszcza juz z nami nie ma, a hortensje sa... i Bolka ciagle przypominaja.
![]() |
betacool @Paris 23 lipca 2017 23:04 |
24 lipca 2017 00:14 |
Piękna historia.
Z tego co zapamiętałem z Bytomia, to Pink P. jest namiętną pielęgnatorką hortensji...
|
KOSSOBOR @betacool 24 lipca 2017 00:14 |
24 lipca 2017 00:57 |
Notka filozoficzna...
Więc opowiem o moich prezentach dla Mamy. Dla Mamy sadziłam rosliny. Np. piękny cis kolumnowy przed oknem werandy, na której Mama spędzała swoje chwile wytchnienia od dużego domu, z kawą, biszkoptami i pasjansem. Albo wierzbę szczepioną w parasol. Drzewa rosły i cieszyły Mamę. Na werandzie stały dwa duże fotele i stolik /kawa, biszkopty i pasjans/. Jeden fotel zajmowała Mama, a drugi któryś z dogów. Jamniki rezydowały na stoliku, w najbliższym pobliżu biszkoptów. Były jednak tak dobrze wychowane /?/, że nie łaziły po kartach. Co do biszkoptów - to wiadomo...
Mama posadziła w naszym wielkim ogrodzie hortensje. Zaraz "na wejściu". Poranny przelot psów /na siusiu/ poprzez ogród zaczynał sie właśnie od tych - dużych już - krzaków hortensji. I po tych "zabiegach pielęgnacyjnych" hortensje całkowicie zmieniły kolor :)
![]() |
tadman @betacool |
24 lipca 2017 01:08 |
Mocz ludzki - nie wiem jak jest u psów - zawiera auksyny i "nawożenie" dolistne daje efekty, natomiast stosowanie doglebowo w szybkim tempie wykańcza rośliny.
![]() |
Paris @KOSSOBOR 24 lipca 2017 00:57 |
24 lipca 2017 01:23 |
Tez piekne...
... ooo, to nasze psiurki mialy utrudnione zadanie, bo juz jak ostatnie sniegi stopnialy i zmrozona ziemia "sie rozpuscila" od lodu to juz tak w kwietniu byly przygotowane zawczasu specjalne paliki do opalikowania roznych roslin na rabacie... zwlaszcza od drogi...
... ale jak jednego roku padl od siusiu naszego kundelka Kalifa piekny pustynnik, z ktorym mama moja obchodzila sie "jak z jajkiem"... to spuscila mu pare razy taki lomot na tylek zakazujac wstepu na rabaty i obsikiwania kwiatow... i on, tzn. ten nasz kundel... no oduczyl sie. On sie zawsze czy za mama czy za mna albo siostra zawsze ciagnal na ogrodek... taki byl towarzyski... ale wystarczylo tylko mu pogrozic i powiedziec, ze ma "szlaban" na kwiaty... i sie sluchal.
Teraz od kilku lat tez mamy malego psa, robiacego duzo chalasu, taka skundlona pekinke, ale ta cholera nie jest juz taka posluszna, no i musielismy ogrodek dla niej zagrodzic... tak wiec z pieskami w ogrodku moze byc troche klopotu.
|
KOSSOBOR @tadman 24 lipca 2017 01:08 |
24 lipca 2017 01:24 |
Bój się Boga, Tadziu! To PSY sikały na hortensje! My nie odczuwaliśmy takiej potrzeby :)))
|
KOSSOBOR @Paris 24 lipca 2017 01:23 |
24 lipca 2017 01:31 |
Nasze stado było jednak rozpuszczone :))) Dziesiątki anegdot domowych było. Np. jak Mama coś ze trzy razy zanosiła "sobie" biszkopciki na werandę i w tym czasie zaparzała kawę w kuchni. Zapewne myślała o niebieskich migdałach, bo kapnęła się dopiero za trzecim razem, że ta nasza banda wyżera Jej ciasteczka. A przecież sama też je rozpuszczała :)
![]() |
Paris @betacool |
24 lipca 2017 01:56 |
Kilku psow utrzymac w ryzach to jest jednak wyzwanie.