Jak naprawdę ginęli agitatorzy?
makulektura.pl
Makulektura nr 11
Jak naprawdę ginęli agitatorzy?
Jan Hempel. Ewangelie. Dziesięcioro przykazań.
Jak się widzi książkę wydaną w 1956 roku noszącą tytuł „Ewangelie. Dziesięcioro przykazań” przez Książkę i Wiedzę, to się ma dziwne przeczucia...
Te intuicje potwierdzają się po przeczytaniu pierwszego z brzegu akapitu z tej zaledwie 120 stronicowej książeczki. Tytuł bowiem ma tyle wspólnego z podążaniem za prawdą o Dekalogu i Ewangeliach , ile ma wspólnego słowo „podążanie” z takim dajmy na to słowem: „pożądanie”...
Warto na początku zaznaczyć, że tytuł tego tekstu jest inspirowany jednym z ostatnich wpisów Coryllusa i opisem śmierci agitatora w serialu „Dom”.
Ale wróćmy do książki.
Gdzie nas wiedzie Jan Hempel, zapytacie, jeśli za jego treściami zaczniemy podążać.
Otóż podróż wygląda mniej więcej tak jak wycieczka do muzeum religii i ateizmu.
Ja zdążyłem takowe zwiedzić, w 1989 roku w mieście, którego już nie ma (w Leningradzie) i w miejscu, w którym muzeum było przez kilkadziesiąt lat i już go tam nie ma – w Soborze Matki Boskiej Kazańskiej. To zwiedzanie wyglądało dość szczególnie, bo dostaliśmy przewodniczkę i non stop zadawaliśmy jej dość trudne pytania i często wybuchaliśmy śmiechem. Pani chciała nam wmówić, że Chrystus, to wcale nie była postać historyczna, tylko taki mniej więcej mitologiczny Herkules, czyli syn wymyślonego przez ludzi boga i śmiertelniczki. No i Ewangelie to takie baśnie spisane trochę później od tych greckich i generalnie to dopiero towarzysz Lenin rozprawił się z wszystkimi tymi przesądami.
My oczywiście na to, że chyba niezbyt skutecznie się rozprawił, bo w świecie modli się pod przewodnictwem Jana Pawła II więcej milionów ludzi wierzących w Chrystusa, niż w to co powiedział Lenin.
Pani czerwieniła się coraz bardziej, a jak zdjąłem sweterek to o mało nie eksplodowała, bo miałem koszulkę z ogromną myszką Miki, a nad jej uniesionym w górę palcem przypięty był znaczek z Leninem.
To był ciekawy czas, bo ja w tej koszulce zwiedziłem pół miasta i nikt ale dosłownie nikt nie zwrócił mi uwagi, że ranię czyjeś uczucia i że jest to niestosowne. Niektórzy patrzyli tylko smutnym wzrokiem, jakby rozsypywał im się świat i jakby najzwyczajniej zabrakło im czegokolwiek, w co warto wierzyć.
Już wtedy – latem 1989 roku, otwarto w mieście pierwsze cerkwie.
Były prawie puste – bez ław, bez ikon, ogromne, biedne, obdrapane z kilkoma staruszkami pamiętającymi jak się modlić i z nieśmiało zaglądającymi młodymi ludźmi, których coś tam ciągnęło, ale którzy o modlitwie nie mieli zielonego pojęcia.
Dziś czytam, że muzeum religii i ateizmu nadal w istnieje.
Jest co prawda przeniesione, a wystawy są sprofilowane nieco inaczej. Te nowsze ekspozycje to: "Kuchnia czarownic", "Gabinet alchemika", "Sąd Inkwizycji" i "Statek głupców". Dyrekcja zamierza także otworzyć wystawy poświęcone stosunkom Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) z państwem w XX wieku, staroobrzędowcami i masonerią w Rosji i ze światowym islamem. Czyli nowe, czasy, nieco inne metody i nieco inne wyzwania.
Ale wróćmy do Hempla – jak twierdzi Wikipedia – filozofa ukrywającego się także pod pseudonimami Jan Bezdomny, czy Jan Boży, urodzonego we wsi Prawda, który był i nauczycielem Aleksandra Watta i mentorem Bieruta. Osoba, która była zamykana w więzieniu wraz z Broniewskim, a wypuszczana z więzienia po interwencji… Wieniawy. Osoba, która zjeździła poł świata, a filozoficznie to chyba pół ideowego wszechświata…
Oddajmy Hemplowi na chwilę głos, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia w rozdziale p.t. „Czy możemy opierać się na Ewangeliach?”.
„ Gdy mówią, że społeczeństwo nie ostałoby się, gdyby dzieci w szkołach nie uczono moralności chrześcijańskiej, to jest w tym głęboka prawda. Rzeczywiście – gdyby ludzie od najwcześniejszej młodości nie byli metodycznie ogłupiani w rodzinie, w szkole i w kościele, to ta potworna masa zbrodni i wyzysku, która nazywa się kulturalnym społeczeństwem chrześcijańskim, żadną miarą nie utrzymałaby się (...)
Ewangelie – to księgi umarłe, księgi, które nic nam już dzisiaj dać nie mogą: księgi , które są już tylko literaturą historyczną – niczym ponadto (...)”.
To tak w bardzo dużym skrócie, bo jeszcze ciekawiej robi się, gdy pan Jan „Boży” rozprawia się z kolejnymi przykazaniami. Otóż jego zdaniem dekalog powstał ułożony przez panów i przez garstkę uprzywilejowanych bogaczy dla ochrony ich interesów, tylko po to by ich nie okradać, nie pożądać ich żon, ich rzeczy, by nie nastawać na ich życie, by ich nie oszukiwać. Jedno w miarę pożyteczne przykazanie, to ten dzień święty, ale jak twierdzi pan Jan nawet bydło raz w tygodniu musi odpocząć, a cwani posiadacze, przeznaczyli ten dzień na indoktrynację kościelną i na wpajanie Dekalogu.
Oczywiście zakłamani twórcy Dekalogu (panowie i posiadacze) sami oddawali się rozpuście, bo ich było na to stać, korzystali z usług zmuszonych do nierządu biedą i wyzyskiem kobiet, a biedacy musieli pozostawać z wyobrażeniami, cóż to tam za ciężkimi okiennicami i kotarami burdeli wyczyniają bogacze z biednymi koleżankami z ulic.
Panowie łgali, a ich największym kłamstwem było wymyślenie religii i Dekalogu, żeby omotać ludzi ciemnotą i pogodzić ich mentalnie z biedą i wyzyskiem i nagrodą, która na cichych i pokornych spotka ich w niebie.
A że Jan Hempel, tak pozostawić tego wszystkiego po prostu nie mógł, to wpadł na to, że sam jest w stanie ułożyć dużo lepsze przykazania. Oto efekty:
„Spróbujmy zastanowić się, co my proletariusze dzisiejsi- umieścilibyśmy w przykazaniach, gdyby nam przyszło je układać.
Pierwsze – nie będziesz żył z pracy cudzej. I dodalibyśmy: kto jest zdrowy, a nie pracuje, niech nie je(...).
Drugie – nie zabierzesz na swą osobistą własność ani ziemi ornej, ani kopalni węgla czy nafty, ani fabryk i maszyn – bo bez tego inni ludzie żyć nie mogą.
Trzecie – nie zdradzisz swych towarzyszy – robotników, i zawsze gotów będziesz walczyć w obronie każdego z towarzyszy, któremu krzywda by się działa.
Czwarte – wszystkie swe siły, myśli i marzenia poświęcisz sprawie przebudowy ładu społecznego i póty walczyć będziesz, póki wraz z całą masą ludu pracującego nie wywalczysz ładu braterstwa, prawdziwej równości i sprawiedliwości”.
Tu pan Jan, nieco już znużony, twierdzi, że podobnych przykazań mógłby jeszcze sklecić dużo, i że są byłyby one równie słuszne i pożyteczne dla wszystkich uczciwych ludzi pracy, ale nie dla garstki uprzywilejowanych bogaczy....
„Dziesięcioro Przykazań winniśmy traktować jako stary zabytek historyczny, ale kierować się nimi w życiu nie możemy, a uczenie się ich na pamięć jest równie bezcelowe i na nic nikomu niepotrzebne, jak na przykład uczenie się starych przepisów prawnych egipskich, perskich, czy babilońskich”.
Tak kończy się omawiana książeczka agitatora. Muszę przyznać, że zmierzenie się z taka ilością całkiem zgrabnie podanych manipulacji, przekłamań i propagandy jest sporym wyzwaniem. Wywód momentami prowadzony jest naprawdę świetnym wężowym ruchem, przy którym „Szkło kontaktowe”, czy „W tyle wizji” to ledwie jakieś słabiutkie wygięcia dżdżownicy. Słowem, nad niektórymi kwestiami suflowanymi przez Hempla naprawdę trzeba się pogłowić, żeby stwierdzić, gdzie tkwi jądro manipulacji.
No i teraz wikipedyjne zakończenie biogramu Jana Hempela.
Od 1932 roku „filozof” mieszka w Moskwie, bo w Polsce grozi mu więzienie. Niestety chyba nie czuje, że i to nie jest zbyt bezpieczne miejsce.
„W okresie wielkiego terroru 19 stycznia 1937 roku aresztowany przez NKWD. 2 września 1937 skazany przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR na karę śmierci za zdradę ojczyzny i uczestnictwo w terrorystycznej organizacji kontrrewolucyjnej, tego samego dnia stracony[4]. Skremowany na Cmentarzu Dońskim i tam pochowany anonimowo”.
I tu możemy się głośno zastanowić, czy siedząc w więzieniu Hempel dumał nad skleconymi przez siebie przykazaniami, czy jeszcze pamiętał ich mocno rozbudowane punkty i czy w obliczu śmierci, tradycyjne i proste „nie zabijaj” nie wydało mu się jednak lepsze od tego, co sam wymyślił.
Śmierć przyszła po agitatora nowej wiary w nieco innych okolicznościach niż po męczenników chrześcijańskich, bo został on zabity nie przez wrogów swej wiary, lecz przez współwyznawców…
***
Czy warto mieć tę książeczkę na swej półce? Musicie odpowiedzieć sobie sami. Powiem szczerze, że nieliczne egzemplarze jeszcze krążą i kosztują po kilka złotych. Mnie ta książka w pewien sposób podnosi na duchu – bo pozwala wierzyć, że nie wszystko toczy się tak, jak przepowiadają socjalistyczni prorocy i że wprowadzanie w życie nowych przykazań zazwyczaj kończy się dość gwałtownie i to niejednokrotnie śmiercią.
PS. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś za to jednak chciał zapłacić więcej niż złotówkę, to kupiłem sobie drugi egzemplarz.
Zapraszam:
http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=45865448&order=m
tagi: hempel muzeum ateizmu dekalog hempel dekalog ewangelie
![]() |
betacool |
29 lipca 2017 10:09 |
Komentarze:
![]() |
jolanta-gancarz @betacool |
29 lipca 2017 11:18 |
Podziwiam i zazdraszczam. Lekkości stylu i doboru tekstów, przede wszystkim. Wielki szacun!
![]() |
betacool @jolanta-gancarz 29 lipca 2017 11:18 |
29 lipca 2017 11:22 |
E tam. Ja się przed chwilą dowiedziałem z filmiku Coryllusa , że on 2500 znaków robi z w 7 minut jedną ręką, z kubkiem kawy w drugiej...
Ale dzięki...
![]() |
jolanta-gancarz @betacool |
29 lipca 2017 11:40 |
A ja, po zajrzeniu przed chwilą do notki Toyaha, dowiedziałam się, że strzeliłam fopę, używając skompromitowanego przez ciemną stronę mocy słowa szacun;-)
W takim razie poprawiam na chapeau bas!
![]() |
Singleton @betacool |
29 lipca 2017 13:36 |
Kiedyś widziałem taką małą książkę Urbankowskiego, tego od Czerwonej mszy, który pisał w niej pozytywnie o Hemplu, o Krzywickim i o innych polskich socjalistach.
![]() |
maria-ciszewska @betacool |
29 lipca 2017 14:08 |
Wczoraj mieliśmy rocznicową okazję, by przypomnieć sobie pożartego przez własną - matkę? córkę? - Maksymiliana Robespierra. Dzisiaj Pan podał inną, mniej znaną egzemplifikację banalnej już prawdy o tej, która pożera własne dzieci. Dobra robota.
A tak na marginesie - na ile rynek wycenił Imię róży - bo nie śledziłam?
![]() |
betacool @maria-ciszewska 29 lipca 2017 14:08 |
29 lipca 2017 14:59 |
"Imię Róży" skończyło niewylicytowane, a wisiało na portalu aucyjnym cały tydzień, jak wszystkie inne pozycje. Ostateczna cena 1 zł i (jak dotąd żadna z książek tej ceny nie zdołała powtórzyć). Nie wszystkie makulektury były zlicytowane, więc na razie nawet zestawienia Top 10 jeszcze ułożyc nie mogę, ale obiecuję, że to zrobię i wkrótce będziemy mogli śledzić ceny na naszym małym ryneczku.
![]() |
betacool @Singleton 29 lipca 2017 13:36 |
29 lipca 2017 15:05 |
To jest dość ciekawe, bo jako podręcznik agitatora jest napisana naprawdę nieźle i momentami wymaga sporej porcji wysiłku, by na bieżąco rozprawiać się z każdym kolejnym argumentem.
Człowiek trochę z takimi szaradami otrzaskany sobie z tym poradzi, ludzie prości instynktownie wyczują fałsz.
Najgorzej będą mieli ci z aspiracjami...
|
KOSSOBOR @Singleton 29 lipca 2017 13:36 |
30 lipca 2017 02:10 |
Oooo, to przydałby się tytuł. Urbankowski jest, o ile pomnę, wielbicielem Piłsudskiego. Może już przestał być?
![]() |
Singleton @KOSSOBOR 30 lipca 2017 02:10 |
30 lipca 2017 03:14 |
To jest to. Poznaję po okładce
http://allegro.pl/kierunki-poszukiwan-bohdan-urbankowski-i6867372953.html
Nie wiem jak tam u niego teraz z Piłsudskim, ale jak tyle napisał o nim w wielkim podziwie, to musiałoby się chyba coś niesamowitego zdarzyć, żeby się "odkochał".
![]() |
saturn-9 @betacool 29 lipca 2017 15:05 |
30 lipca 2017 08:12 |
betacool objawia się jako poławiacz bursztynowych kosztowności. A książka ta to zapewne bursztynowy kamień z kolekcji Książka i Wiedza.
Więc wydano ją w roku 1956. Czy jest adnotacja w stopce kiedy oddano do składu, kiedy podpisano do druku i w jakim miesiącu ukończono druk?
To będzie ciekawy ślad bowiem w październiku '56 coś się wydarzyło! Oraz nakład mnie bardzo interesuje. Przypuszczam, że to było takie tam tysiąc pięćset plus trzysta? A cena też jest istotna. Mniej niż 15 złotego czy jednak więcej?
Zanim zacznę na to bursztynowe cacko chuchać oraz w świetlistym szlaku sieci ewentualne felery czy wręcz robale wypatrywać proszę o tych kilka dodatkowych informacji.
![]() |
Grzeralts @betacool |
30 lipca 2017 09:39 |
A chichot historii leży w tym, że za takie poglądy i losy odpowiedzialne są w głównej mierze poważne braki w wykształceniu. To tyczy Hempla, Krzywickiego i wielu innych. Chociaż, z drugiej strony, mądrość jest łaską, więc może nie da się na nią wyłącznie zapracować?
![]() |
betacool @saturn-9 30 lipca 2017 08:12 |
30 lipca 2017 12:00 |
No i to są porzadne nawigatorskie pytania.
Nakład 5260 egzemplarzy. Cena 7 złotych.
Oddano do składu 9.VII, podpisano do druku 23.X., a druk ukończono w listopadzie 1956 roku...
![]() |
saturn-9 @betacool 30 lipca 2017 12:00 |
30 lipca 2017 17:37 |
Dzięki! Więc aż 5000 plus 260 egzemplarzy! Aż nie chce mi się wierzyć, że taki nadęty nakład. Cena zaś 7 zł. Pół litra kosztowało wtedy ?? a bochenek chleba coś koło 3,50 zł? Cenzura cackała się aż 107 dni (bo dni politycznie ciekawe czyli gorące były?) ale drukarze nie zawiedli i pod choinkę pion ideologiczny mógł zakupów dokonywać.
Wydawnictwo Książka i Wiedza chyba jakiś taki stały niezmienny tik z wysokością nakładu miało bowiem wydanie rocznicowe Kapitału Marksa z 1968 roku również liczyło sobie 5260 egzemplarzy.
Ja przypuszczam, że w liczbie 26 tkwi cynk etnosu etruskiego. Czyżby w takiej oazie wydawniczego spokoju (kolumnowe V) zadekowano odwody drugiej i trzeciej falii?
Ten Jan wielu nazwisk to - jak dla mnie - zadaniowany z loży jednej jedynej i najlepszej na odcinek polskojęzyczny. U docenta panuje narracja o mistyku i anarchiście a Aleksander Wat o teozofie (czytaj okultyście) nawija.
Osobliwie tak człowieczyna w ciągłych rozjazdach, by jak na zabłąkanego anarchistę przystało dach nad głową w Moskwie lat trzydziestych poszukiwać. Ale trafił na złą chwilę bowiem ogłoszono nagonkę na trockistowskich odszczepieńców więc i przypadkowo 'anarchistę' wygarnięto.
W dekalogu potknąłem się w pierwszym przykazaniu o fragment, gdzie mowa o pracy i jedzeniu.
Otóż Wat Aleksander wspominał o sentencji sowieckiej 'Kto nie rabotajet, tot nie kuszajet.'
I okazuje się, gardziel sieci wiedzy kryje sporo, że z biblii sentencję przejął i w obieg myśli socjalistycznej wprowadził w 1883 roku August Bebel, założyciel niemieckiej socjaldemokracji. Lenin tfurczo dywagował w temacie z rokiem 1917. Abu Ali, największy wódz przyszłej tysiącletniej, w roku 1924 ponoć również znalazł zastosowanie dla tego czystego wywodu. W 1936 roku Stalin zaklepał w konstytucji w artykule 12.
Więc 'Jan jakiś tam' też wielce nowatorski nie był i podążał przetartymi ścieżkami krótko mówiąc był oczytanym i w świecie obytym 'mistykiem'.
![]() |
Magazynier @betacool 29 lipca 2017 14:59 |
2 sierpnia 2017 13:42 |
Nie. Być nie może! Faktycznie przypominam sobie, nie poszło. I chyba moja świadomość tego nie przyjęła i wyparła ten fakt, do tego stopnia jestem sprofilowany przez ten "żond dusch".
Nadto podziwiam chojność twoją, bo ja nie potrafiłbym nawet za stówę wysatwić na aukcję "Merkuriusza saramackiego".
![]() |
Magazynier @saturn-9 30 lipca 2017 17:37 |
2 sierpnia 2017 14:02 |
Też mi się tak zdaje. Ten jego pseudonim Bezdomny, to przecież zapożyczenie z innego "mistyka", Michała Bułhakowa. Iwan Bezdomny jest wszak w powieści Bułhakowa świadkiem egzekucji ważnego urzędnika państwowego Berlioza, dyrektora opery, dokonanej rękoma komsomołki, w skutek rozlania oleju na torach przez niejaką Annuszkę.
Nie! Zaraz! Wróć! Osz ty w życiu! Przecież Hempel nie mógł znać Mistrza i Małgorzaty. C'est au rebours! To Bułhakow mógłby wziąć jego ksywkę dla swego bohatera, poety Iwana Bezdomnego! Ciemny gwint! Musi że Bułhakow znał przynajmniej trochę polski. Pewnie kazania Hempela były tłumaczone, ale nawet jeśli nie, to musiał coś Bułhakow o nim usłyszeć. Interesował się teozofią i naukami tajemnymi. Sąd i egzekucja nad Hempelem musiała być w prasie moskiewskiej.
![]() |
betacool @Magazynier 2 sierpnia 2017 13:42 |
3 sierpnia 2017 11:09 |
Dobre biblioteki prowadzą umiejętnie politykę zarządzania dubletami.
![]() |
Magazynier @betacool 3 sierpnia 2017 11:09 |
4 sierpnia 2017 00:23 |
Aha! To mnie pocieszyłeś.