Jersey - wyspa jak wulkan gorąca...
makulektura.pl
Makulektura nr 3 cz.2
Jersey – wyspa jak wulkan gorąca…
Peter Brock. Z dziejów Wielkiej Emigracji w Anglii.
Co do wysokiej temperatury wyspy Jersey, to wczoraj w swoim komentarzu” Paris tłumaczyła ją dwoma prostymi słowami – „wyspa szatana”. No i gdybyśmy chcieli podążyć tym tropem, to naprawdę internet otwiera nam zasobne poletko. Czego tu nie ma: tortury w sierocińcu, kazirodztwo, kult czarownic i nawet przylądek o nazwie Diabelska Dziura. Do, że tak powiem angielskiego wyboru, do wyspiarskiego koloru… Ale my mamy mniej metafizyczne, choć nie mniej tajemnicze tropy odsłaniane w książce Petera Brocka.
Otóż opisywana w pierwszym odcinku tej opowieści nieco „odleciana” działalność Zenona Świętosławskiego, skończyła się dla Gromady Humań mało triumfalnie. Ta krwiożerczo nazwana organizacja, która poprzez „dyktaturę z jej całym aparatem represyjnym” chciała wprowadzić nowy Kościół Powszechny, skurczyła się w krótkim czasie do czterech członków. Umówmy się, że ze składek wyżyć było ciężko, a tu jeszcze piętrzyły się problemy, bo Anglicy upominali się o zwrot drewnianych baraków. Przy tak niesprzyjających okolicznościach nie pozostawało nic innego jak zmienić nazwę. Tym razem na „Lud Polski”. Zaopatrzony w szefostwo i chwilowy brak nowych członków Świętosławski wyruszył w 1848 roku do królestwa Kongresowego, by z bliska wesprzeć polską Wiosnę Ludów. Jego udział był dość szczególny, bo Brock pisze, że podczas rocznej nieobecności na wyspach (fakt nie pobierania zasiłków odnotowano rejestrach skarbu UK) Zenon zdołał odwiedzić rodziców…
Ale już wkrótce sytuacja się diametralnie się zmieniła, a nasz bohater wypłynął na wzbierającej fali politycznych uchodźców, którzy potrzebowali światłych i odważnych przywódców. Zenon wrócił na Jersey, a tuż za nim zjawili się tu także Węgrzy, Włosi, Niemcy, a po 1851 także Francuzi uciekający przed okrucieństwem Napoleona III. Najbardziej znanym uciekinierem był Wiktor Hugo. Okazuje się, że przybycie na wyspę nie było takie trudne, bo Świętosławski umożliwił swojemu kamratowi wjazdy i wyjazdy, zaopatrując go w podrobiony paszport jersejski, „jaki wtedy najwidoczniej łatwo było otrzymać”.
Pewna znana do dziś organizacja angielska o swojskiej i mało krwiożerczej nazwie Home Office, mimo niedokładnego sprawdzania paszportów, dokładnie obserwowała napływy i odpływy wygnańców i wyliczała ich w swoich raportach nacjami co do sztuki. Monitorowany po powrocie
z Polski Zenon, zaszczycony był nawet osobistym raportem namiestnika wyspy do Ministerstwa Skarbu:
„Wnioskując z zewnętrznego jego wyglądu i z tego, że nie nauczył się żadnego zawodu ani też nie jest przyzwyczajony do pracy fizycznej, nie sądzę, żeby jakąkolwiek pracą, której by się podjął, potrafił zarobić na utrzymanie siebie i swej rodziny”.
No tak… gość bez zawodu i nie przyzwyczajony do pracy, to jeszcze pikuś tak mały jak obecne poparcie dla Palikota. Ten większy pikuś jest taki, że Zenon miał bardzo rozwojową rodzinę. Ożenił się bowiem już 1836 roku z niejaką panią Julią Ward i miał z nią dziesięcioro dzieci. Tu możemy westchnąć bardzo, bardzo ciężko, bo łatwe czasy to nie były. Gwałtowny koniec epoki Oświecenia przerwał triumfalny pochód organizowanych przez państwo loterii. Ojciec rodziny wielodzietnej nie mógł więc liczyć na odbiór nagród w loteryjnej kolekturze.
Na szczęście Zenon był bogaty z domu, a ojciec, którego odwiedził niedawno w kraju postanowił go wesprzeć przekazywaną na raty należną częścią spadku. W ciągu lat wyniosło to ponoć 100 000 rubli. Za tę sumkę Świętosławski mógł sobie kupić posiadłość na Jersey i łożyć na „organizację”. Żeby wkładać i za bardzo nie dokładać wymyślił sobie, że zainwestuje w biznes drukarski. Oj nie wiecie jak szerokim echem odbijały się te inwestycje. Do rządu brytyjskiego zaczęli dobijać się wkrótce Prusacy mocno oburzeni faktem, że na ich ziemiach pojawiły się nawołujące do rewolucji ulotki, które zdaniem tej skrupulatnej nacji drukowane były u Zenka na Jersey. Rząd pruski wyraził nawet nadzieję, że „rząd brytyjski sam odpowiednio zastosuje istniejące prawa przeciwko takim osobom, które nadużywają udzielonego im azylu i spiskują przeciw rządom będącym sprzymierzeńcami Wielkiej Brytanii”. Jednak rząd brytyjski nie brał tego tak poważnie. Urzędnik Home Office, któremu sprawę przekazano, powiedział, że jego zdaniem jest to „bardzo nieszkodliwy dokument… pozbawiony wszelkiego sensu”.
Oczywiście władze obiecały trzymać rewolucjonistów pod ścisłym nadzorem, który wyrażał się miedzy innymi tym, że sierżant-detektyw latał za Wiktorem Hugo po wydmach, nie zdołał jednak wykryć w odbywających się na plażach spotkaniach uchodźców, niczego wywrotowego.
Oczywiście naszemu Zenonowi szybko urosły skrzydła. Już wkrótce sprawił sobie statek za 50 funtów, który miał wozić świeżą bibułę do Francji. Te 50 funtów jak na gościa pobierającego dwufuntowy miesięczny zasiłek było całkiem sporym wydatkiem. Te prawdziwe jednak, to koszt organizacji drukarni. Tu kwoty szły w tysiące. Drukarenka się rozkręciła na tyle, że produkowała pełną parą propagandę w języku polskim, angielskim, francuskim. Niestety tak mocno rozbuchany przedsiębiorczo Zenon nie bardzo sobie zdawał sprawę, że w każdym biznesie następują tak zwane cykle koniunkturalne.
Banalną przyczyną nagłego odpływu sympatii Brytyjczyków dla ambitnych zamierzeń Świętosławskiego i jego rosnącej grupy przyjaciół było przystąpienie Anglii do wojny krymskiej po stronie Francji. Nagle nastroje stały się uchodźcom tak nieprzychylne, że przed drukarnią Zenona pojawiły się protestujące tłumy.
Namiestnik wyspy Jersey wygonił naszych rewolucjonistów.
Wyrok był srogi i niebeznadziejnie bezwzględny. Ta szczypta nadziei dla Zenona drzemała w tym, że wygnaniec mógł zabrać ze sobą swą prasę drukarską i całkiem niekonspiracyjnie uruchomić ją w Londynie. Tu o dziwo szybko zbratał się z rosyjskim przyjacielem Aleksandrem Hercenem, a połączyła ich gorąca wiara w rewolucyjną siłę ludu rosyjskiego. Cóż innego bowiem mogło sprawić, że zimą 1857/58 powstała sekcja rosyjska drukarni… Cóż innego mogło sprawić, że rok wcześniej Świętosławski, tak jak większość polskich wygnańców, dumnie odrzucił amnestię nowego cara i nie powrócił do kraju… Chyba sprawiła to idea. A rozwinęła się ona wraz z mijającymi latami imponująco.
Dawne ustawy Świętosławskiego mówiły o publicznej służbie zdrowia i oświacie. Rewolucja miała być oparta jednak o chłopów przekonywanych do idei wojskiem międzynarodowym i uzbrojonymi siłami policji. To wszystko tylko tak na wszelki wypadek, bo kara śmierci była przewidziana tylko za zbrodnie przeciw państwu. Wszystkie inne złe uczynki nie były już zbrodniami, tylko wykroczeniami podlegającymi postępowej resocjalizacji. Gdyby światowa rewolucja napotkała w jakimś zakątku świata polityczny opór, jego mieszkańcy mieli być wysiedleni i rozmieszczeni wśród innych narodów. Nowsze projekty Zenona i towarzyszy opierały swą siłę na klasie robotniczej. Dalej jednak podkreślały rolę dyktatury ludu w zniesieniu własności prywatnej.
Nowe odezwy tym razem już „Gromady Rewolucyjnej” kończyły się takim zaśpiewem:
„Niech żyje Polska Rzeczpospolita Demokratyczna i Socjalna! Niech żyją Stany Zjednoczone Europy, oparte na instytucjach demokratycznych i socjalnych!”.
Tymczasem życie rewolucjonistów w Londynie wyszło już poza nieapetyczne, pozbawione prześcieradeł baraki. Brock przytacza nam tu historię urodzonego na Wileńszczyźnie niejakiego Henryka Abichta, pochodzącego z protestanckiej rodziny emigrującej z Niemiec.
„Pomimo, że zewnętrzny wygląd Abichta nie był pociągający, zakochała się w nim młoda guwernantka angielska, ujęta zapewne jego kipiącą energią, powagą i niezaprzeczalną siłą charakteru (…). Młoda dziewczyna narażała swa opinię, odwiedzając Abichta w jego mieszkaniu, by ugotować mu posiłek, albo przyszyć guziki do kamizelki. Lecz Abicht uważał, że rewolucjonista nie powinien myśleć
o małżeństwie (…). „Nie mam prawa się żenić… poświęciłem się dla sprawy socjalizmu polskiego”.
Nie znaczy to, że Abicht nie był skłonny do pewnych poświęceń, bo na potańcówkach, ten syn polskiego szlachcica tańczył z londyńskimi praczkami i kucharkami „dla zasady, żeby pokazać, że jest demokrata, socjalistą”.
Warto dodać, że amnestia Napoleona III dla francuskich wygnańców spowodowała, że Świętosławski znów mógł wrócić na Jersey. Niestety w 1861 r dotknęła go ciężka starta finansowa. Nie wiadomo co się stało, może nagła przerwa w zbywaniu francuskiej bibuły spowodowała, że prywatne mienie Zenona wyczerpało się prawie zupełnie i drukarnia upadła. A może jakiś urzędnik w Home Office stwierdził, że pana Zenona od dziś nie obsługujemy… W wybuchłym wkrótce potem powstaniu styczniowym zginął 21-letni syn Świętosławskiego, a drugi uwięziony został przez Austriaków. Ojciec, który „niezupełnie pochwalał” ich udział w powstaniu, postradał zmysły, Albichta za udział w powstaniu powieszono.
Niepostrzeżenie wśród rewolucjonistów następowała wymiana pokoleniowa, ale jedna rzecz pozostała niezmienna. Zainteresowanie sprawami polskimi niektórych angielskich polityków przypominało fale kanału La Manche. Raz duży przypływ raz potężny odpływ…
Jest jeszcze w tej książce parę historii, które normalnym ludziom nie mieszczą się w pewnym policyjnym przyrządzie. A polskim patriotom (w tym Adamowi Czartoryskiemu) jak najbardziej się mieściły. Ale może opowie nam o tym kolejny właściciel książki. Gorąco zachęcam! Peter Brock wykonał bowiem kawał świetnej archiwalnej roboty. Zinterpretował ją nieco inaczej niż my, no ale my chyba nigdy byśmy nie dotarli do raportów i list płac angielskiego Ministerstwa Skarbu, albo Home Office. On dotarł i nawet wydał książkę w Polsce. Nikt jej co prawda nie chce czytać, a ostatnie egzemplarze powoli znikają z naszego pola widzenia. Może ten wpis, choć trochę to zmieni...
tagi: jersey świętosławski albicht
![]() |
betacool |
22 czerwca 2017 22:00 |
Komentarze:
![]() |
betacool @Stalagmit 22 czerwca 2017 22:13 |
22 czerwca 2017 22:34 |
Jak mawia klasyk - najskuteczniejszym robieniem polityki jest osiąganie własnych celów za cudzą kasę...
Więc gdyby na ten przykład nasz Zenon rzeczywiście fundował drukowane bibuły ze spadku po ojcu - to dopiero byłaby patriotyczną tragedia....
![]() |
betacool @betacool |
22 czerwca 2017 22:52 |
No właśnie już chyba nie nam. Po prostu jako nacja szczególnie rozgoryczona rezultatem historycznym, byliśmy wtedy idealnym rozsiewaczem wszelkich rewolucyjnych idei.
![]() |
gabriel-maciejewski @betacool 22 czerwca 2017 22:52 |
22 czerwca 2017 23:22 |
Polacy jako polityczne prątki Kocha....Nie mogę czytać o tych gromadach i spadkach przeznaczanych na drukowanie bibuły....
![]() |
Magazynier @betacool |
22 czerwca 2017 23:31 |
Diabelska Dziura, nieźle. To jest po prostu kwinetesencja heretyckiego Albionu: (z tego zalinkowanego tekstu) "związki kazirodcze były czymś normalnym. ... Dość długo utrzymywał się tu kult czarownic, a zdarzali się też czciciela Szatana." Zdarzali się? Kazirodztwo? Jakie kazirodztwo? Jakie "zdarzali się"? Przecież to nie kazirodztwo a pedofilia i to najpaskudniejsza bo w rodzinie. A to z kolei jest normą wśród czcicieli Lucka, którego kult jak się zdaje jest elitarną normą na Albionie. Jersey jako obóz adaptacyjny. Poligon raczej nie. Raczej próbka statystyczna.
Zenkowi zakręcili kurek w 1861, kiedy już wiadomo było, że najlepszą bronią masowego porażenia będzie Marks. Sorry Zenek, ale za słabo się starałeś. Założę się, że Żeromski musiał znać biografię Albichta.
Streszczenie prześwietne.
![]() |
betacool @betacool |
22 czerwca 2017 23:33 |
Słowne utarczki Konrada z Bogiem, a potem cały mesjanizm zarażały jak prątki.
W sumie i tak Opatrzność nad nami czuwała. Jest taki rozdział w tej książce: Upadek Czerkiesji...
To jest dopiero kawał brytyjskiej skutecznej polityki.
Ugościli, obiecali, zwodzili, zwlekali, wysłali im na pomoc Polaków, a potem raz dwa i cały naród przepadł...
![]() |
betacool @Magazynier 22 czerwca 2017 23:31 |
22 czerwca 2017 23:34 |
Dzięki.
|
KOSSOBOR @betacool 22 czerwca 2017 23:34 |
23 czerwca 2017 00:12 |
Wspaniały pomysł z Twoją MAKULEKTURĄ.
No i czyta się! /W moim guście./
Moja biblioteka natomiast grozi mi pięścią: już tylko wspomnienia ziemian i Maciejewski!
:)
|
KOSSOBOR @betacool 22 czerwca 2017 23:34 |
23 czerwca 2017 00:17 |
O tej Gromadzie Grudziaż w Portsmouth opoaiadał Braun: któryś z nich umierał, przeto ogarnął się i chciał księdza. O którego wołał. To wywołało taka zgrozę wśród wzmożonych rewolucyjnie Polaków z Gromady, że chcieli go uciszyć, no bo to obciach przecież... Przeto przydusili go poduchami, żeby leżał cicho i nie wołał o tego księdza. Na śmierć go przydusili.
![]() |
Paris @Stalagmit 22 czerwca 2017 22:13 |
23 czerwca 2017 00:26 |
Ciekawe kto "kluby gapol'a" Sakiewicza finansuje... te V kolumne sprzedawczykow Polski !!!... szkodnikow, manipulatorow i oszustow !!!
![]() |
Paris @Magazynier 22 czerwca 2017 23:31 |
23 czerwca 2017 00:41 |
Podobne satanistyczne "tradycje" mialy miejsce w Bretanii... wyjatkowo ten francuski region mnie odpycha... do dzis ma opinie najbardziej "katolickiego" regionu Francji i najsilniej zlewaczonego... no i to ze sie parzyli miedzy soba w bliskiej rodzinie - to widac. Jako Bretonczycy to naprawde bardzo nieurodzi sa.
![]() |
Paris @betacool |
23 czerwca 2017 01:07 |
No to trafilam idealnie z ta "wyspa szatana" !!!
Dopiero wczoraj i dzisiaj dowiedzialam sie od Pana o tym co tam sie dzialo... to naprawde przerazajace i trudne do pojecia... ale na takie wlasnie podle, mroczne i szatanskie dzialanie wyspa... to odludzie tam panujace to bylo idealne miejsce.
To Jersey nie spodobalo mi sie od pierwszego wejrzenia... to naprawde przekleta wyspa... moze na koniec dopisze tylko, ze jak juz wracalismy do Rennes... prom zdazyl tylko pareset metrow odplynac z portu... niebo zaczelo tak ciemniec, ze prawie zrobilo sie czarne, zaczal padac tak straszny deszcz... ogolnie zrobilo sie makabrycznie. Ja naprawde ciezko przezylam te podroz... dziekowalam potem Panu Bogu, ze szczesliwie doplynelismy... ale tamta trauma pozostala do dzis... i tak sobie mysle dzisiaj, ze to chyba byl jakis "znak" dla mnie. Oczywiscie to jest tylko moje subiektywne odczucie.
W kazdym razie wpis znowu WSPANIALY !!!
![]() |
betacool @KOSSOBOR 23 czerwca 2017 00:12 |
23 czerwca 2017 07:12 |
Dzięki za ciepłe słowa.
Moja biblioteka się poddała i na razie nie ma siły mi grozić. Siedzi cicho przyduszona kolejnymi tomami niczym ten pacjent z gromady...Ale optycznie wygląda na stan przedlawinowy...
Ze wspomnieniami ziemian, to w makulekturze może być kiepsko, ale jaka za to będzie paleta wspomnień tych, którym ziemianie nie leżeli w historyczno-gospodarczym kontekście...
|
KOSSOBOR @betacool |
23 czerwca 2017 12:31 |
No wiem, że może być/jest kiepsko, bo nie było możliwości i ducha, by je wydawać. To są raczej współczene książki.
![]() |
pink-panther @betacool |
23 czerwca 2017 13:06 |
Już wczoraj czytałam tę niesamowitą notkę. Absolutnie rewelacyjna. Wypełniają się powoli luki w naszej edukacji na temat "szatanów", które budowały fundamenty w XIX w. pod XX-wieczny komunizm i rewolucję -w praktyce oraz pod demolkę Rosji i całej Europy Środkowej.
![]() |
pink-panther @betacool |
23 czerwca 2017 13:06 |
Już wczoraj czytałam tę niesamowitą notkę. Absolutnie rewelacyjna. Wypełniają się powoli luki w naszej edukacji na temat "szatanów", które budowały fundamenty w XIX w. pod XX-wieczny komunizm i rewolucję -w praktyce oraz pod demolkę Rosji i całej Europy Środkowej.
![]() |
Magazynier @Paris 23 czerwca 2017 00:41 |
23 czerwca 2017 13:19 |
I te bretońskie kalwarie, wspomnienie chwalebnej przeszłości. Z drugiej strony rozrabianie Bretanii od strony propagandy celtyckiej. My Celtowie, Brytowie etc. Chyba to się zaczęło właśnie w 18 w.
![]() |
betacool @pink-panther 23 czerwca 2017 13:06 |
23 czerwca 2017 14:08 |
W jakimś zapyziałym antykwariacie znalazłem jednak egzemplarz, który mi uzupełni ten licytowany. Czekam aż nadejdzie, żeby zobaczyć, czy będzie miał jakiś biblioteczny stempel. A jest tam jeszcze jedna niesamowita opowieść. Taka prawie piracka, tyle że nawigatorzy byli albo durni, albo strasznie umoczeni...Starch będzie wybierać opcje, bo obie bardzo patriotycznie niepoprawne, ale ta opowieść dopiera za czas jakiś...
![]() |
Paris @Magazynier 23 czerwca 2017 13:19 |
23 czerwca 2017 23:01 |
Tak... ta propaganda celtycka to jest cos okropnego. Jeszcze kilka lat temu ten "zajob" byl propagowany niesamowicie i szly na to duze pieniadze... ale po 3-5 latach roznych festivali muzyki celtyckiej czy bretonskiej to przestalo zrec... po prostu bylo tego za duzo... ja np. mam juz "alergie" na te muzyke i na te kulture... to jest straszne i meczace...
... tak samo jak te brzdeki i plumkania hinduskie, indyjskie... nepalskie i inne poganskie... dla mnie to jeden szczot.