-

betacool

Kanaletto - sztuka montażu pewnych instalacji, czyli o tym jak mógłby wyglądać koszmar maturzysty

 

Na zdjęciu Stefan Witkowski. Pokaz zastosowania nowego tłumika do broni palnej, skonstruowanego przez inż. Michała Gonczaruka, 1931 rok, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

 

Jakiś czas temu natknąłem się na tekst Waldemara Bułhaka o Józefie Retingerze. Przyznam, że artykuł ów bardzo mnie zaintrygował nie tylko ze względu na treść, ale na pewne figle-migle, które moglibyśmy nazwać trikami zawodowymi polskiego historyka. Ja jeszcze o tych sztuczkach kiedyś opowiem, ale najpierw o tym, co spotkało mnie rano…

Jadę ja sobie samochodem i zbliżam się do jakiegoś białego dostawczaka. Z daleka rozpoznaję duży czarny napis „Kanaletto”. Krótka burza mózgu pod czaszką i błysk myśli, że być może to pojazd jakiegoś nie znanego mi antykwariatu. Podjeżdżam bliżej, a tam mniejszymi literami napisane:: „Montaż instalacji wodno-kanalizacyjnych”.

Przyznam, że rzadko zdarza mi się doznać takiego rozjazdu oczekiwań z rzeczywistością, więc gdyby poduszki powietrzne samochodu strzelały od wybuchu śmiechu, to mógłbym mieć spory problem. Na szczęście niedoszły kłopot zamienił się w całkiem chwytliwy tytuł wpisu, więc mogę jechać dalej…

Dojeżdżam (jakże by inaczej) do historycznej twórczości doktora Waldemara Bułhaka. Tyle, że tej całkiem niedawnej. Otóż wspomniany artykuł o Retingerze został opublikowany w „Zeszytach Historycznych” w roku 2009, ja natomiast dotarłem do „instalacji” całkiem świeżej, bo z początku tego roku. Nosi ona tytuł: „Kazimierz Leski – narodziny asa wywiadu”.

Nie jest to artykuł długi, więc można mu te kilka minut poświęcić, by podziwiać kunszt historycznego warsztatu instalatorskiego. Gdy zanurzymy się w mocno skanalizowany (zagęszczony) nurt narracji to stwierdzimy, że z całą pewnością artykuł opowiada o tym, gdzie i kiedy urodził się Kazimierz Leski. I miejsce, i czas narodzin, i opis szacownej rodziny nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że Kazimierz rzeczywiście przyszedł na świat.

Opis świata, na który przyszedł nieco może nas nieco zdziwić oto bowiem podrozdział „Polska Odrodzona” prawie nie pozostawia złudzeń, że przez dwadzieścia lat międzywojnia nasz kraj kroczył od sukcesu do sukcesu. Niestety rodzina Kazimierza nie koniecznie dobrze odnajdywała się w tej rzeczywistości. Tak przynajmniej twierdzi doktor Bułhak.

„Ojciec chłopca, Juliusz, inżynier i przemysłowiec (…) w 1920 r. przyjmie dla swej części rodziny nazwisko Leskich. Będzie też głęboko zaangażowany w bardzo ostre polskie spory polityczne o drogę do polskiej niepodległości i jej kształt. Opowie się po stronie przeciwników Józefa Piłsudskiego, za co już w wolnej Polsce, zamachu stanu dokonanym przez tego ostatniego w 1926 r. zapłaci poważną cenę, w postaci rozmaitych szykan, a dotychczas dobrze sytuowana rodzina straci właściwie środki do życia. Los ten odmieni się jeszcze w latach II wojny światowej, kiedy to Juliusz Leski stanie się w Paryżu, a potem w Londynie, jednym z najbliższych współpracowników kolejnego polskiego przywódcy gen. Władysława Sikorskiego. Nie będzie to jednak miało właściwie żadnego wpływu na wojenne losy jego syna – samorodnego polskiego asa wywiadu i kontrwywiadu”.

Jak widzimy, do tej pory historia rodzinna żwawo posuwa się naprzód, ale oprócz tego ruchu, obserwujemy również dynamikę wzrostową pewnego samorodka. Ja bym nad tym słowem uważniej się pochylił, bowiem jeśli uważnie się wsłuchać, to możemy dojść do wniosku, że słowo „samorodny” zawiera homeopatyczną dawkę informacji, że as Kazimierz, jako as wywiadu i kontrwywiadu narodził się sam, a zatem istnieje szansa, że dokonał tak zwanego aktu autokreacji. Przy takim założeniu tytuł: „Narodziny asa wywiadu” nabrałyby cech niezwykle głębokiego historycznego niuansowania, kto wie, czy nie zalatującego delikatną nutką szydery.

Ktoś mógłby się na tę moją teorię obruszyć, więc podążmy wraz z doktorem Bułhakiem do tej części opowieści, która mówi o wyczynach samorodnego asa wywiadu i kontrwywiadu:

„Wśród podejmowanych wówczas przez komórkę Leskiego akcji były takie jak: próba wysadzenia w powietrze (przez podkop z piwnic) komendy policji niemieckiej przy pl. Teatralnym w Warszawie, wyszukiwanie lokali konspiracyjnych, ewakuacja materiałów ze spalonych lokali i skrytek, ostrzeganie osób zadenuncjowanych, rozpracowania dotyczące osób podejrzewanych o zdradę, penetracja tzw. Komitetu Ukraińskiego, inwigilacja własnych członków i ubezpieczanie miejsc spotkań, wreszcie – w pojedynczych przypadkach – wykonywanie wyroków na prowokatorach”.

Wyobraźmy sobie, że współczesny maturzysta ma na podstawie tego fragmentu opisać na czym polegały bohaterskie czyny asa wywiadu i kontrwywiadu. Ktoś powie, że chyba na podejmowaniu prób wysadzenia komendy niemieckiej policji... Niestety maturzysta nie dowiedział się z tekstu, w którym miejscu utknęła próba zamachu i czy nie stało się to na etapie szukania szpadla i kilofa do wykonania podkopu. Potem jest jeszcze gorzej, bo z tekstu wynika, że nasz samorodny as nabierał cech mitologicznego Syzyfa. Najpierw lokale znajdował, a potem je ewakuował. To samo dotyczyło współpracowników – najpierw chyba ich pozyskiwał, a potem inwigilował, szukając prowokatorów. W każdym razie czynności po mistrzowsku doprowadzonych do końca, jak na asa jest trochę jakby mało, chyba że za takowe uznamy pojedyncze wyroki wykonane na anonimowych prowokatorach.

To jeszcze nic! Wyobraźmy sobie minę maturzysty, gdy tropiąc ślady wspaniałych wyczynów naszego asa (by nie rzec jockera), dobrnie do frazy zamykającej tekst doktora Bułhaka:

„Nie ulega jednak wątpliwości, że sposób, w jakim prowadził swoją grę Witkowski, swoisty wywiadowczy „mentor” Kazimierza Leskiego, miał olbrzymi wpływ na tego ostatniego. Od niego też zaczerpnął on ideę świadomego kreowania swojej podziemnej legendy, w której fakty i rzeczywiste osiągnięcia, mieszały się w nieznanych proporcjach ze „zręcznym blefiarstwem” i „przerostami fantazji”, które wprost zarzucali twórcy „Muszkieterów” zawodowi oficerowie wywiadu”.

Bystry maturzysta rozbierze to zdanie logicznie i stwierdzi, że nasz as Kazimierz, miał mentora o nazwisku Witkowski, od którego zaczerpnął „ideę świadomego kreowania swojej podziemnej legendy”. My z przygód Klossa doskonale wiemy, że bez porządnej legendy as wywiadu nie jest żadnym asem, a co najwyżej łatwym do zdemaskowania złamasem. Maturzysta wybitny i nie darzący historyków specjalną sympatią, mógłby się nawet pokusić o podsumowanie, że as wywiadu potrafi tak wymieszać rzeczywistość z blefiarstwem, że co prawda zawodowi oficerowie wywiadu jakieś „przerosty” fantazji, mogli by mu przylepić; ale nawet zawodowy historyk z tytułem doktora ostatecznie musiał się przy takim biogramie poddać, stwierdzając, że proporcje bełtania prawdy i fałszu pozostają w życiorysach Witkowskiego i Leskiego nieznane. Stąd płynie kolejny logiczny wniosek, że prawdziwy as wywiadu miesza rzeczywistość i fantazję, w takich proporcjach, że do dziś o jego prawdziwie bohaterskich wyczynach nie możemy powiedzieć absolutnie nic! Prawda, że piękna klamra zamykające maturalne wypracowanie?

Uff… Zmęczony i nieco rozdygotany stopniem trudności zadania maturzysta, otarłby perlisty pot z czoła. W skrytości ducha liczyłby zapewne na to, że lanie wody ujęte w tak misternie skonstruowane „kanaletto” zostałoby ocenione pozytywnie. Ale czy na pewno? Coś, a raczej ktoś nie dawałby mu spokoju. Tym kimś byłby bez wątpienia mentor Kazimierza Leskiego – Witkowski, o którym tekst doktora Bułhaka mówi tak:

„Witkowski uparcie odmawiał faktycznego podporządkowania swoich działań legalnym władzom wojskowym (ZWZ-AK). Miał ambicję prowadzenia własnej gry polityczno-wywiadowczej w skali globalnej, w ramach której utrzymywał kontakty z wywiadami brytyjskim, niemieckim i sowieckim, a także prawdopodobnie węgierskim i włoskim. Dzięki tym stosunkom był w stanie przerzucać swoich współpracowników do Londynu (…), a nawet przez front niemiecko-sowiecki (…); odbywało się to jednak pod kontrolą Abwehry. Podobne działania, a przede wszystkim nie do końca rozpoznane relacje z obcymi, także wrogimi służbami (…) budziły coraz większe wątpliwości i obawy zarówno w Warszawie, jak w Londynie”.

Czujecie to? Siedzicie na maturze nad czymś takim i dumacie nad bohaterskimi czynami Leskiego, którego mentorem był gość współpracujący z Niemcami, sowietami, a nie bardzo chciał się podporządkować naszym bohaterom z AK. Dręczy Was niepewność, czy to aby nie była jakaś monstrualna maturalna pułapka… Bo jeśli mentor Leskiego miał jakieś inklinacje do prowadzenia globalnych rozgrywek i sprzymierzał się z Abwehrą i sowietami, a stawał w kontrze do AK, to czy sam Leski należący do organizacji stworzonej przez tego Witkowskiego może być bohaterem? Nasz niedoszły maturzysta łamie sobie nad tym głowę. Ma nadzieję, że ten egzamin to tylko zły sen, który niestety nie chce się zakończyć.

- Napisałem co napisałem. Felerny fragment o Witkowskim opuściłem, bo kto by się w tym połapał. Może się jakoś przez tę maturę prześliznę…, ale o tym Witkowskim to poczytam sobie w wikipedii, bo skoro Leski był asem wywiadu, to jego mentor też przecież chyba był bohaterem…

Uff, wreszcie koniec tej pogiętej matury. Nasz bohater wyszedł z sali egzaminacyjnej, uruchomił komórkę, wstukał hasło: „Stefan Witkowski”  i zamarł:

„Na początku 1942 r. S. Witkowski został z rozkazu komendanta głównego AK gen. Stefana Roweckiego ps. „Grot” pozbawiony dowództwa Muszkieterów. Prawdopodobnie nastąpiło to ze względu na jego brak zgody na ujawnienie agentów głębokiego wywiadu.

Ostatecznie pod koniec sierpnia tego roku KG AK oskarżyła go o niesubordynację i współpracę z Abwehrą i Gestapo. Wojskowy Sąd Specjalny AK wydał na niego wyrok śmierci (…) zatwierdzony przez gen. Stefana Roweckiego. Został on wykonany 18 września w domu przy ul. Wareckiej 9 przez grupę egzekucyjną AK przebraną w mundury niemieckiej żandarmerii. Do jego ubrania przypięto kartkę z napisem: „Największy polski bandyta”.

Rety… „największy polski bandyta” mentorem samorodnego asa wywiadu i kontrwywiadu. Nie to nie może być prawda! Rozdygotanemu maturzyście wydaje się, że ktoś na egzaminie zafundował mu klasyczne „Kanaletto” i to ze stalową kratą wieńczącą cuchnący tunel. Nie ma już chyba ratunku. Wtem mocno zawilgocone oczęta maturzysty dostrzegły tytuł jakiegoś artykułu Jolanty Drużyńskiej kończącego wikipedyczny wpis :

„Patrioci, czy zdrajcy? Kim byli polscy „Muszkieterowie”. Poznaj historię jednej z najlepszych organizacji wywiadowczych w Europie”.

Nadzieja maturzysty ma to do siebie, że umiera jako najbardziej zaostatnia, czyli później niż od nadzieja każdego innego udręczonego człowieka.

- A jednak – myśli sobie młodzian – nie tylko ja, ktoś inny także ma wątpliwości co do tego, czy Witkowski (mentor Leskiego) zasługiwał na śmierć z napisem „największy polski bandyta”.

Już pierwsze zdanie wywiadu z Jerzym Rostkowskim (autorem książek historycznych i eksplorerem) wlało w serce młodego człowieka całą cysternę optymizmu, bowiem na pytanie: „Patrioci, czy zdrajcy?”, pan Jerzy odpowiedział bez zawahania:

„- Bezwzględnie patrioci. To nie ulega najmniejszej wątpliwości”.

Młodzian odetchnął z wyraźną ulgą. Skoro „Muszkieterowie” byli bohaterami, to i szansa na dobrą ocenę z matury wyraźnie wzrosła. Poniesiony falą entuzjazmu młody człowiek stwierdził, że doczyta wywiad do końca, gdyż karteczka przypięta do trupa Witkowskiego nie dawała mu ciągle spokoju. Niestety już za chwilę, przekonał się że decyzja o dokończeniu lektury była beznadziejna, bowiem pozbawiła go resztek nadziei, że wyjdzie cało z otchłani historycznego „kanaletta”. Kolejne fragmenty wywiadu dotyczyły bowiem człowieka, o którego bohaterskich czynach pisał maturę:

„- Jest jeszcze jedna ważna postać, za którą, kto wie czy nie kryje się zdrada Muszkieterów. Chodzi o szefa komórki kontrwywiadu Muszkieterów – porucznika Kazimierza Leskiego, potem współpracującego z ZWZ (…).

- Napływające dokumenty w tej chwili mówią, że takich osób było więcej i w czasie wojny i po jej skończeniu. Niektórzy osiągnęli bardzo wysokie stanowiska.

- Kazimierz Leski w swoich wspomnieniach wypiera się jednak współpracy z kontrwywiadem ZWZ.

- Podczas procesu komunistycznego, prowadzonego w latach 50. zostaje uniewinniony z zarzutu przeciwko jakimkolwiek działaniom na szkodę władz komunistycznych. Jednocześnie podkreśla się jego zasługi. On wyraźnie mówił, że rozpracowywał organizację Muszkieterów na zlecenie ZWZ”.

Tego jak na młody patriotycznie modelowany mózg było już za wiele. Przecież ten Rostkowski chyba sugeruje, że Leski wystawił swojego mentora egzekutorom. Kto tu do cholery jest zdrajcą, a kto bohaterem! Młody człowiek zacisnął pięść i z bezsilności ale z pełną siłą walnął nią w ścianę.

I wtedy koszmar minął. Nie było żadnej matury i żadnego pogiętego tematu o Muszkieterach – bohaterach. Była co prawda przepocona pościel, ale ręka była cała. Przebudzeniec odetchnął. Nie sądził, że człowieka z tytułem doktora, pracującego w tak szacownej instytucji jak IPN, mogą dręczyć maturalne koszmary. Niestety ulga wynikająca z tego, że zły sen minął okazała się bardzo krótkotrwała. Doktor z niechęcią spojrzał książkę leżącą obok łóżka. Przełożony zlecił mu sporządzenie notki dotyczącej biografii Leskiego, która miała zostać zamieszczona w cyklu „Przystanek historia”. Historyk od wczoraj czuł się tak, jakby na tym przystanku przejechał go tramwaj zwany podległością służbową. Sięgnął po książkę Kazimierza Leskiego „Życie niewłaściwe urozmaicone” i westchnął głośno:

- Moje, cholera też! – zaklął, bowiem już wczoraj odkrył, że w opasłych wspomnieniach ani razu nie pojawiło się nazwisko „Natanson”, a to jego zdaniem było dość istotne autorskie przeoczenie. Miał pomyśł jak zgrabnie tę rafę ominąć. Poszukał w książce zakładki i z głośnym westchnieniem po raz kolejny zaczął czytać fragmenty strony 423, przy których wczoraj zapadł w niespokojny sen. Czytał i miał wrażenie, że wraz z kolejnymi linijkami tekstu, przed jego oczami roztaczała się coraz głębsza przepaść. Nie wiedział jak ma ją pokonać i obawiał się, że jego prestidigitatorskie zdolności mogą tym razem nie wystarczyć:

„Przekonywali mnie, że to nieporozumienie, że siedzimy tu po przeciwnych stronach biurka, że oni noszą przecież takie same mundury polskie, że są takimi samymi oficerami jak my. Że musimy razem odbudowywać kraj. Z tym wszystkim zgadzam się. I to jest drugi po pierwszej połowie 1945 r. okres, w którym jest mi psychicznie bardzo ciężko. Może rzeczywiście oni mają rację? Może różnią nas jedynie metody, którymi chcemy przystępować do odbudowy kraju? Może źle ich osądzaliśmy? Nie mogę jednak przyjąć kończącego te rozmowy wniosku, abym przeprowadził „ujawnienie” obszaru. Żaden rozkaz wydany z więzienia nie jest ważny, a - co ważniejsze – nie jestem upoważniony do decydowania za kolegów i ujawniania bez ich zgody. Tym bardziej, że znane rezultaty „ujawnień” wyraźnie przeczyły gwarantowanym oficjalnie zapewnieniom bezpieczeństwa osobistego, praw obywatelskich itp. Argumentowano, że to były początki, konsekwencje samowoli ludzkiej.

Ostatecznie zawieramy umowę, że ja o sobie i swojej działalności będę podawał wszystko, co ich może zainteresować: zawsze poczuwałem się do odpowiedzialności za wszystko, co robię. Jeśli ktoś chce osądzać tę moją działalność – również bierze to na swoją odpowiedzialność. W zamian wszyscy moi aresztowani współpracownicy mieli zostać zwolnieni. Umowę gwarantowano słowem polskiego oficera i ministra – ministra bezpieczeństwa Stanisława Radkiewicza.

Ja swoje zobowiązanie wykonałem”.

 

***

P.S. Dziś nieco nietypowo. Książka, która z dzisiejszym tekstem ma tylko tyle wspólnego, że pojawia się w niej raz nazwisko ojca Kazimierza Leskiego – Juliusza. Pojawia się w kontekście pewnej afery, która zakończyła się w sądzie i wcale nie dotyczyła malwersacji opisywanych przez Coryllusa w trzeci tomie socjalistycznych baśni, czyli Okęcia i fabryk amunicji.

Jest to książka z serii, którą poznaliśmy czytając wspomnienia Feliksa Młynarskiego i Wincentego Jastrzębskiego. Tym razem wybitny skarbowiec opowiada o systemie podatkowym za sanacji i okupacji. Jeszcze w nią zanurkujemy na głębszym bezdechu.

https://allegrolokalnie.pl/oferta/aleksander-ivanka-wspomnienia-skarbowca-1927-1945-hjw

 



tagi: matura  ipn  bohater  kazimierz leski  muszkieterowie  waldemar bułhak  szpieg  stefan witkowski  jerzy rostkowski  kanaletto 

betacool
22 czerwca 2020 21:11
26     2082    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Brzoza @betacool
23 czerwca 2020 07:46

- wpuszczony w kanaletto

-nadzieja Maturzysty umiera jako najbardziej zaostatnia

:) :) Dziękuję

 

Pierwszy raz widzę sens i dużą fajność w dawaniu suspensu poprzez przebudzenie. Pan Betacool to też dużo dobry Człowiek, bo daje nadzieję na wyjście z polskiego kanaletta w sposób przyjemny, jednocześnie zaspokajając potrzebę wspólnotowego przeżywania w taki sam sposób.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @betacool
23 czerwca 2020 07:56

Jest w końcu lato, mam humor, to lekko zażartuję, tym bardziej, że autora tekstu też humor nie opuszcza.

Bepruderyjnie spytam:
Czy tenże "AS" inwigilował własnego członka?
Gdyby tak było to byłby na prawdę wyczyn wywiadowczo-kontrwywiadowczy!

Jakże piękna, piętrowa narracja, intryga albo mini powieść.
Zgaduję, że ten sen byłego maturzysty to sen autora.

A tak na poważnie wygląda na to, że w tej histori prawie nic nie jest pewne, bo nawet nazwisko zostało przybrane. Może to jest oczywiste, ale ja nie bardzo widzę dlaczego nazwisko zostało przybrane. Może gdybym znał poprzednie coś by się rozjaśniło.
Natomiast końcóweczka opowiadania jest rewelacyjna i powinna być pogrubiona, co niniejszym czynię, cytując:

Umowę gwarantowano słowem polskiego oficera i ministra – ministra bezpieczeństwa Stanisława Raczkiewicza.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool
23 czerwca 2020 08:51

„Wśród podejmowanych wówczas przez komórkę Leskiego akcji były takijak: próba wysadzenia w powietrze (przez podkop z piwnic) komendy policji niemieckiej przy pl. Teatralnym w Warszawie, wyszukiwanie lokali konspiracyjnych, ewakuacja materiałów ze spalonych lokali i skrytek, ostrzeganie osób zadenuncjowanych, rozpracowania dotyczące osób podejrzewanych o zdradę, penetracja tzw. Komitetu Ukraińskiego, inwigilacja własnych członków i ubezpieczanie miejsc spotkań, wreszcie – w pojedynczych przypadkach – wykonywanie wyroków na prowokatorach”.

 

Zastawianie pułapek na szczury i zbieranie ślimaków wstężyków na mokrych ulicach okupwanej przez wroga stolicy

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool
23 czerwca 2020 09:09

Mamy tu jawne groźby

 

Jeśli ktoś chce osądzać tę moją działalność – również bierze to na swoją odpowiedzialność

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool
23 czerwca 2020 09:10

Cudo! Też sie przebudziłam ;)))

Tutaj intensywnie prowadziliśmy dyskusje nt Muszkieterów i Witkowskiego, przy okazji tekstów Gabriela o Leskim i naszym czerwonoskórym

http://gabriel-maciejewski.szkolanawigatorow.pl/czym-jacek-bartosiak-rozni-sie-od-kazimierza-leskiego-a-oni-obaj-od-stanisawa-supatowicza

Zacytuję tylko na szybko jeden ze swoich komentarzy, bo muszę już lecieć:

No właśnie, propaganda, dla niewybrednych połykaczy krajów oddalonych zawsze wydaje się być prymitywnie - widowiskowa...a jak ktoś się połapie, to ma robić dobrą minę do złej gry, no bo co nie chcemy mieć swojego Bonda albo własnej Vesper? Więc m..da w kubeł i cieszyć się tym co dostaliście.

A genialny wywiadowca (tak nazywany przez aliantów)  został przy samym Leskim, choć tata chyba dwuczłonowy jeszcze był, a wujek Jan Natanson-Leski, historyk piszący razem z Andrzejem Garlickim w latach 60tych do Przeglądu Historycznego, został przy tym do końca życia. W kontrwywiadzie Leskiego mógł być chyba Władysław Garlicki, czy rodzina nie wiem, bo miejsca urodzenia różne.

Swoją drogą wiki tuszuje jak tylko może połączenie asa wywiadu z Kazimierzem Natansonem wpisując inną datę urodzenia syna Juliusza, a ojca naszego bohatera.... Dopiero w "potomkach" widać, że to ten sam dziadek...

Swoją drogą Rostkowski chyba nigdy nie napisał kontynuacji Muszkieterów, choć miał to już wydać ponoć już z kilka lat temu. Pytałam go na fb, kiedy się ukaże - nigdy nie odpowiedział.

Wszystko to faktycznie zagmatwana instalacja. Nie ulega jednak wątpliwości rola Leskiego, jego pochodzenie i "geniusz" oraz fakt, że to Witkowski był niesamowitym umysłem, w tym wynalazcą. 

Nic dziwnego, że to był niebezpieczny zawodnik dla Londynu, który mimo korzyści z kontaktu z nim wolał go zlikwidować rękami innych specjalistów.

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool
23 czerwca 2020 09:12

ps. będąc rano w łazience upewniłam się, że moje kanaletto jeszcze działa ;)

zaloguj się by móc komentować

parasolnikov @betacool
23 czerwca 2020 09:44

Człowiek biedny, zalatany mało czyta. Ciekawe ile takich prześwietnych kwiatków mnie ominęło. Coś wspaniałego.

zaloguj się by móc komentować

valser @betacool
23 czerwca 2020 09:44

Wydaje sie ze Leski to byl agent tej samej klasy co Dlugie Pioro Stanilaw Suplatowicz. A moze nawet troche lepszy.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @parasolnikov 23 czerwca 2020 09:44
23 czerwca 2020 10:03

bo trzeba czytać wspólnie ;)

zaloguj się by móc komentować

betacool @Brzoza 23 czerwca 2020 07:46
23 czerwca 2020 11:04

- potrzeba wspólnotowego przeżywania

Dziękuję

Wydaje mi się, że celem misternej konstrukcji zaproponowanej przez pana Waldemara także było wspólnotowe przeżywanie. Wydaje mi się, że wspólnotę pojmuje on dużo szerzej niż my tutaj.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
23 czerwca 2020 11:06

"Z daleka rozpoznaję duży czarny napis „Kanaletto”. Krótka burza mózgu pod czaszką i błysk myśli, że być może to pojazd jakiegoś nie znanego mi antykwariatu. Podjeżdżam bliżej, a tam mniejszymi literami napisane:: „Montaż instalacji wodno-kanalizacyjnych”.

Przyznam, że rzadko zdarza mi się doznać takiego rozjazdu oczekiwań z rzeczywistością, więc gdyby poduszki powietrzne samochodu strzelały od wybuchu śmiechu, to mógłbym mieć spory problem. "

No wiesz! ...

Giovanni Antoni Kanaletto, mistrz kanałów. Nie myśl sobie. Twórcza wyobraźnia polskiego rzemieślnika, dziecięcia III Peerelu, scusi, III Erpe, owianego mistycyzmem, jak śpiewa poeta, nie ma ograniczeń i dlatego trafia na istotne instalacje wodno-kanalizacyjne. Nie myśl sobie, że się powtórzę. Z małą kanalią kanałem z Wenecji do Warszawy. Poznaję to po skromnym a tajemniczym uśmiechy Witkowskiego, dzierżącego gnata i instalację kanalizacyjną choć bynajmniej nie wodną.

Co potwierdza Kazimierz Natanson: "

Ostatecznie zawieramy umowę, że ja o sobie i swojej działalności będę podawał wszystko, co ich może zainteresować: zawsze poczuwałem się do odpowiedzialności za wszystko, co robię. Jeśli ktoś chce osądzać tę moją działalność – również bierze to na swoją odpowiedzialność. W zamian wszyscy moi aresztowani współpracownicy mieli zostać zwolnieni. Umowę gwarantowano słowem polskiego oficera i ministra – ministra bezpieczeństwa Stanisława Raczkiewicza. Ja swoje zobowiązanie wykonałem.

Raczkiewicz potwierdził słowem, mniejsza o to jakim, grunt że słowem polskiego oficera i ministra! Jak bym miał na nogach oficerki to bym teraz trzasnął obcasem o obcas jak nie przymierzając sam Piszczyk. Bo p. Kazimierz potwierdził to na piśmie bardzo elegancką stylistyką, w sam raz na zaokrąglenie biografii asa kontra-kontra-kontra-wywiadu. A jak wiadomo elegancja jest najważniejsza. Można chlać i zbierać na flaszkę skupem żuczków, grunt żeby oficerki zawsze były wypucowane i stylistyka nienaganna. I zez też zejdzie na drugi plan. 

Ps. Aleksander Ivanka? Ożesz, jak to wszystko krąży i powraca, całkiem jak we śnie IPN-owca.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Andrzej-z-Gdanska 23 czerwca 2020 07:56
23 czerwca 2020 11:08

Pan Waldemar mówi o zmianie nazwiska przez ojca Kazimierza Leskiego w roku 1920. We wspomnieniach Kazimierza nie ma o tym żadnegj wzmianki. Rzecz jest ciekawa i zapewne godna uwagi ale wydaje mi się, że  nikt nam tej zagadki nie wyjaśni, jeśli nie wyjaśnimy jej sami.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 23 czerwca 2020 08:51
23 czerwca 2020 11:15

Z jego wspomnień wynika, że od łapania wolał ucieczki nawet z sowieckiej niewoli z pękniętym kręgosłupem.

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 23 czerwca 2020 09:09
23 czerwca 2020 11:17

Myślę, że to zdanie niczym spojrzenie czarnej mamby, paraliżuje naszych historyków.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @ainolatak 23 czerwca 2020 09:10
23 czerwca 2020 11:28

I tu jest poletko do historycznych badań. Oto Witkowski był wynalazcą, a to Leski po wojnie zgłasza wiele patentów. Nikt oczywiście nie wpadł na pomysł, by sprawdzić, czy nie są one choć trochę podobne.

Co do śmierci Witkowskiego, to moim zdaniem postawił on na złego konia - Rydza-Śmigłego, który chyba rozważał opcję współpracy z Niemcami przeciw sowietom. Snucie takich rozważań było w owych czasach gwarancją bardzo głębokiego snu.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @valser 23 czerwca 2020 09:44
23 czerwca 2020 11:31

Sądząc o współczesnym legendowaniu - dużo lepszy.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ikony58 23 czerwca 2020 10:47
23 czerwca 2020 11:35

Dzięki.

Sprawdzę, czy dobrze przepisałem ten fragment. Może to ja byłem niewyspany.

Ze wspomnień nie Leskiego nie wyłowiłem fragmentu ratowania jakiegokolwiek Żyda. Może takie tytuły przyznawane są także za tak zwany całokształt działalności?

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 23 czerwca 2020 11:06
23 czerwca 2020 11:42

Dzięki. Rzeczywiście te kanały z Canalettem to się jednak całkiem dobrze komponują.

Wspomnienia Kazimierza Leskiego ukazały się w 1989 roku. Musiała być przygotowana dużo wcześniej - biogramy Muszkieterów i detaliczne informacje o nich sprawiają wrażenie jakby pochodziły z porządnie prowadzonego archiwum, zdjęcia też.

Kazimierz Leski, mimo wykształcenia technicznego, został w PRLu doktorem nauk humanistycznych.

Dziedzina,  którą się zajął była bardzo dziwna. Napiszę o tym później.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @betacool 23 czerwca 2020 11:42
23 czerwca 2020 12:20

>Kazimierz Leski, mimo wykształcenia technicznego, został w PRLu doktorem nauk humanistycznych.

No to wychodzi, ze kolejny techniczny potrafi się z humanizmem uporać. I nie jest nie atrakcyjny towarzysko skoro może śnić się potencjalnym maturzystom.

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
23 czerwca 2020 12:34

„Kanaletto”. „Montaż instalacji wodno-kanalizacyjnych”. to najlepsza pointa dziesiejszego tekstu Gospodarza. Techiczny zawsze może zafantazjować, z ogromnym poczuciem humoru, jak widać, robiąc swoje.

zaloguj się by móc komentować

betacool @umami 23 czerwca 2020 12:34
23 czerwca 2020 12:51

"Techiczny zawsze może zafantazjować, z ogromnym poczuciem humoru".

A co tam, tu namiary na fachowca z poczuciem humoru. Może komuś się przyda.

https://mapa.targeo.pl/fhup-kanaletto-stanislaw-goldas-ostrow-krolewski-7-32-765-ostrow-krolewski~11250414/przedsiebiorstwo-firma/adres

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @ikony58 23 czerwca 2020 10:47
23 czerwca 2020 17:40

To moja pomyłka. Poprawiłem. Dzięki.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ArGut 23 czerwca 2020 12:20
23 czerwca 2020 17:43

"W 1973 r. uzyskał na UW stopień doktora nauk humanistycznych. Pracuje szczególnie nad maszynową analizą i syntezą tekstów pisanych w języku naturalnym".

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
23 czerwca 2020 18:02

Artur Zaborski w rozmowie z panią reżyser Małgorzata Bramą o Leskim:

"...stojąc na górze w hierarchii - podawał się za niemieckiego generała - nie musiał korzystać z romansu jako formy wyciągania informacji, bo one same do niego spływały. Na pewno miał romans po wyjściu z komunistycznego więzienia. Urodził mu się wtedy syn, jednak nie wziął ślubu z jego matką. Za to później spotkał kobietę o imieniu Maria, z którą się ożenił. W towarzystwie za jego żoną nie przepadano, bo zawładnęła nim zupełnie, mając przy tym monopol na jego legendę.

Ale przecież kobiety w nim kochały się podobno wszystkie, co nie wydaje się dziwne, bo Leski był bardzo przystojnym mężczyzną.

- Ale niskim i drobnym, nie przypominał macho w dzisiejszym wydaniu. Powstańcy mówią, że był jak "Zelnik za młodu". Mimo że niski, jednocześnie był bardzo męski. Kiedy trafił do szpitala, faktycznie kochały się w nim wszystkie pielęgniarki. Wszystkie poza jedną. Oczywiście, Leski chodził właśnie za nią, co szokowało otoczenie, bo nie była ani ładna, ani zgrabna. Nic z tego jednak nie wyszło. Chyba miał pecha do kobiet.

Wróćmy do szpiegowskiej działalności Leskiego. Jak zdobywał fałszywe dokumenty?

- Chyba każdy wie, że Polacy byli mistrzami w podrabianiu papierów. Ale żeby je podrobić, najpierw trzeba było mieć oryginał. I tutaj wykazali się warszawscy kieszonkowcy, tak zwani doliniarze, którzy w swoim "fachu" ustępowali tylko kieszonkowcom ze Lwowa. Kradli na zlecenie Armii Krajowej. Ich rola była nie do przecenienia.

Książka Kazimierza Leskiego i jej autor na przedwojennej fotografii (fot. materiały prasowe / NN / ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego)Książka Kazimierza Leskiego i jej autor na przedwojennej fotografii (fot. materiały prasowe / NN / ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego)

Za kogo podawał się Leski?

- Na początku za pracownika kolei, w taki sposób zjechał Niemcy i Francję. Pociągi były wtedy bardzo załadowane, więc jako zwykły, cywilny pracownik musiał stać przez całą podróż. Doszedł do wniosku, że następnym razem zostanie wojskowym, bo wojskowi traktowani byli na innych prawach: mogli siedzieć, w wielu miejscach mieli pierwszeństwo. Został więc porucznikiem Wehrmachtu. Pojechał do Paryża, skąd wrócił z przeświadczeniem, że porucznik to za niski rangą stopień, bo jest często kontrolowany. Postanowił zostać generałem.

Nie był na to za młody?

- Miał wtedy 32 lata, był zdecydowanie za młody. Jest wiele osób, które podważają to, że nosił mundur generała.

Jest tutaj wokół czego dyskutować? II wojna światowa to przecież dobrze udokumentowany okres historii.

- Mnóstwo dokumentów zaginęło. A relacje świadków różnią się między sobą. Do tego trzeba pamiętać, że sam Leski świetnie potrafił manipulować swoją legendą. Nawet w książce ze wspomnieniami pisze tak, żeby wywrzeć odpowiedni wpływ na czytelnika, ukierunkować go w stronę takiego myślenia, jakiego życzy sobie autor. Mimo to sama uważam, że jeździł w tym mundurze. Młodość rządzi się innymi prawami. On był młody, pewny siebie, znał świetnie języki, wiedział, że jest lepszy niż inni. To mogło popchnąć go do takiej decyzji.

                                                           

32 letni generał, z musu, bo męczyła jazda na stojaka...

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool
23 czerwca 2020 19:14

Witam. Notka jest ciekawa. Na szybko znalazlem to:

https://plus.dziennikpolski24.pl/tajemnice-muszkieterow-najwieksza-konspiracja-w-europie/ar/c15-13101628

Muszkieterzy od karabinów UR? Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie?" Tropy są.

Dzięki i pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

ArGut @betacool 23 czerwca 2020 17:43
23 czerwca 2020 19:33

Wierzę, wierzę. Sprawy analizy automatycznej język i metajęzyka dla technicznych zajmujących się humanizmem to bardzo bezpieczny teren. No w takim kontekście jak bezpieczeństwo zdrowotne i życiowe w przynależności do stowarzyszenia typu opilców i ... na atrakcyjność towarzyską.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować