-

betacool

Kieszonkowe apokalipsy skarlałych twórców.

Kieszonkowe apokalipsy skarlałych twórców.

Johannes Avenarius - Adam i Ewa. Jagniątkowo - dom Hauptmanna.

 

     Dość długo rozmyślałem nad wspomnieniami Marty Hauptmann. Nurtowało mnie pytanie dlaczego ona wpadła w ten swój sentymentalno-uczuciowy kanał. I chyba już wiem. Ona po prostu nie wyczuła momentu, gdy zmieniły się reguły gry. Ona patrzyła swoimi nic nie rozumiejącymi oczami na świat, który wydawał jej się niemoralny i nienormalny, ale wszyscy w jej kręgu tylko wzruszali ramionami i wzdychali półsłówkiem „ach te kobiety…” mając pełną gębę pięknych słów, o nowym, wspaniałym świecie.


      Ona uznała to za normę. Uznała, bo za tą normą stanął autorytet uniwersytetu. To pod wpływem uczelnianych mistrzów Carl Hauptmann zaczął wywalać pieniądze małżonki na organizowanie w Ameryce komunistycznych campów. To pod wpływem ich nauk, chciał doznawać „prawdziwego życia” pośród Indian z brazylijskiej puszczy.


      Mistrzem Carla i Gerharda Hauptmannów był profesor Richard Avenarius. To był filozof, ale jego nauczanie charakteryzował tak wielki stopień pogmatwania, że nawet wikipedia ostrzega przed trudnościami z ogarnięciem jego głównych tez. Ja tam zdołałem skonstatować jedynie tyle, że ten naukowiec kategorię „czystego doświadczenia” przeciwstawiał „absolutowi”.


      Nie wiem co z jego napuszonego bełkotu, byli w stanie wyłowić uczniowie, ale chyba mniej liczyły się meandry filozofowania, a bardziej owo „czyste doświadczenie”. Wspólne wycieczki, wyprawy profesora i studentów. Zacieśniające się koło bliskich sobie artystycznych i bardzo ideowych dusz, zakrzywione fascynacjami i uniesieniami, wyrażanymi na oczach osłupiałej małżonki...


     Brat profesora Richarda Avenariusa – Ferdynand, poszedł tą drogą faktycznie i geograficznie jeszcze dalej. Jak by to ładnie ująć?  No chyba tak, że ucieleśnił ideę „czystego doświadczenia” skonstruowaną przez swojego braciszka. Tenże Ferdynand założył na wyspie Sylt kolonię artystów. Oj lubili tam Hauptmannowie bywać, lubili...
       Stan faktyczny owych artystycznych i wolnościowych dążeń objawił się nam w całej pełni w roku 1920. Wtedy to na wyspie otwarta została pierwsza w Niemczech plaża dla naturystów i chyba nie sądzicie, że ci artyści z wyspy nie przyłożyli do tego swoich ....palców? Wystarczyły trzy dekady, by z uniwersyteckich rojeń o wolności, dojść do gołych pośladków uwypuklanych ideą pełnego kontaktu z naturą.

***


      To było coś, co musiało nastąpić. Nowe idee nie mogły wyrosnąć na piórach starych artystów. Pomyślmy - przecież dinozaury pióra były zazwyczaj uwikłane w stare struktury. Jeśli poskrobiemy w życiach wielkich dziewiętnastowiecznych klasyków, to trudno będzie odnaleźć, takich którymi na pewnym etapie życia nie zainteresowała się jakaś policja. To policje, podtrzymujące stare dobre monarchie, trzymały pieczę nad największymi artystami. Miało to dwoiste skutki. Po pierwsze dziewiętnastowieczni „mistrzowie” musieli wznieść się na nieprawdopodobne wyżyny, by literacko usprawiedliwić swe małe ludzkie słabostki. Część z nich poszybowała tak wysoko, że mierzyła się z Bogiem albo, szatanem. Czynili to z takim zapałem, że w te swoje metafizyczne starcia i ich oczyszczającą moc byli w stanie sami uwierzyć. Wraz z nimi wierzyli w to także ich czytelnicy. Druga część „wielkich” (choćby Dostojewski) potrafiła ułożyć taką kawalkadę okoliczności i usprawiedliwień dla ludzkich (a najczęściej również własnych) małości, że na końcu mogło być już tylko zbawienie i zachwycony czytelnik, który odnajdywał alibi i rozgrzeszenie dla swoich skrzętnie skrywanych mrocznych tajemnic.
          Tak, to były czasy największych nazwisk poezji i największych nazwisk prozy. Wszystko, podkreślmy raz jeszcze, pod delikatną kuratelą tajnych policji.


            Nadchodziła jednak nowa epoka, nowe idee. One nie mogły być  wprowadzane przez siewców idei zblatowanych przez tajniaków stojących na straży monarchii. Za tymi nowymi ideami stali zupełnie nowi zleceniodawcy. Wydzieranie twórców ze szpon tajnych policji nie wchodziło w grę. Trzeba było stworzyć nowy system werbunku. Efektywniejszy, czyli o dużo większym zasięgu.
          Do tego posłużyły... uniwersytety. To była nowa sceneria pozyskiwania twórców. Stawiając na pracę u podstaw na uczelniach, nowi mocodawcy wyprzedzili o krok policję. Nie trzeba już było czekać na potknięcie się artysty o jakąś ludzką słabość. Nie trzeba było śledzenia, misternych aranżacji i prowokacji. Zmienił się schemat werbunku. Zrobiono to w taki sposób, by młody człowiek nie odczuł, że sam wpina się na czyjś haczyk. Podsunięto nowe, lepsze wartości, nowe inne, barwniejsze życie, nowe inne mniej restrykcyjne zasady i dalej już wszystko poszło łatwo...
        Młodzi świeżo pozyskani artyści wykrzyczeli obłudę starego systemu i starych mistrzów. Czy sami chcieli żyć w sposób bliski starym ideałom? Nie, oni tworzyli nowy ideał. Ideał nieskrępowanej wolności artysty. Życie w purytańskim społeczeństwie powodowało, że walczyli o tę swoją wolność, wcale się z własnymi słabostkami nie kryjąc. Owszem może wedle starych szablonów, byli niemoralni, ale przynajmniej nie kłamali. Jeśli któremuś z nich znudziła się nieco przechodzona trzydziestoparoletnia małżonka, to informowali ją w twórczym uniesieniu o spotkaniu nowszej atrakcyjniejszej, kilkunastoletniej boginki. Można rzec, że w tym momencie naga prawda triumfowała, co prawda kosztem dobrego samopoczucia małżonki, ale któż by zwracał uwagę na te drobne zawirowania wynikające z istnienia staromodnych społecznych instytucji.
          Ta szybka konwersja twórców na „artystyczny ekshibicjonizm” sprawiła, że policyjne sieci szybko stawały się puste. System monarchistyczno - policyjny zaczął się walić. Artyści własnymi ustami zaczęli opowiadać o tym, że gołe tyłki (byle nie przesadnie młode), chlanie, narkotyzowanie się – to jest teraz płaszczyk artysty. Policja usłyszała, że „ich płaszcza” w  tej  szatni już nie ma.
          W niektórych krajach recydywa mecenatu policyjnego jeszcze czasami następowała, ale chyba się zgodzimy, że biegiem czasu z coraz marniejszym skutkiem artystycznym. Powoli górę brał artyzm spod znaku Wolnego Uniwersytetu, czy jak kto woli Uniwersytetu Wolności.
           Dzisiejsze czasy to już prawie wyłącznie taka twórczość. Tu już nawet nie ma miejsca na artyzm i subtelności wywalania „kawy na ławę”. Tu chodzi o to kto więcej,  dosłowniej, bezpośredniej, z większym zaangażowaniem... Liczą się parametry – szerokość i przepustowość rynsztoka. Tak, tak... te wszystkie erotyczne próbki Ziemkiewicza, Wolskiego, Lisieckiego, Migalskiego sprzed wielkiego wyborczego zwycięstwa, to są wysiłki, by choć na chwilę znaleźć się w jego nurcie, by pogrzać się przy uniwersyteckim ognisku. Ja się kiedyś nad tym „prawicowym” eksploracyjnym nurtem chętnie popastwię, ale już teraz wszyscy zdajemy sobie sprawę, że miało to wymiar kieszonkowej, by nie rzec rozporkowej apokalipsy.
         A co na to nasi tajemniczy mocodawcy? Ano patrzą na to wszystko i się tylko tajemniczo uśmiechają, bo w ciągu ostatniego stulecia znacznie rozszerzyli i zagęścili swoje sieci. Były przecież już uniwersytety ludowe, katolickie, ekonomiczne, a nawet uniwersytety trzeciego wieku. Mysz się nie prześliźnie.
              Jak to pięknie ujęła kiedyś nasza Pantera – istny szał ciał...

          A publika łyka coraz bardziej uniwersyteckie Ewy z plaż, przy których plaże naturystów, to klasyka do której za jakiś czas będziemy chyba sobie niewinnie wzdychać.

 

 

Eugeniusz Markowski. Adam i Ewa. Cena wylicytowana 32 000 złotych.



tagi:

betacool
23 października 2017 18:05
16     1482    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @betacool
23 października 2017 19:10

32 000 zeta.

Koszty promocji antykultury.

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
23 października 2017 19:18

Apokalipsa rozporkowa. Dobre.

Ale z tymi policjami nie ma pewności że miały one faktycznie strzec monarchii. Raczej przyznaję rację Terleckiemu (Twarze !863), że wraz ze zwycięstwem republiki zaczęły tworzyć państwo w państwie, zwłaszcza chyba w monarchiach (z wyjątkiem "monarchii" brytyjskiej), a może raczej najemny system usług dozorczych nastawiony na najlepiej zorganizowane, dalekosiężne dofinansowanie. Monarchie zresztą też, w osobach dynastii Sabaudzkiej (kampania przeciw Państwu Kościelnemu) i Bourbonów (wspieranie Republiki), zaangażowały się w zjazd po równi pochyłej ku swemu zaprzeczeniu.

O pornosach "prawicowo-katolickich" napisz koniecznie. Można by zrobić konkurs na najbardziej "katolickiego" pornografa. Ja bym głosował na Wolskiego. Kończę już o tym, bo mdłości biorą.  

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool
23 października 2017 21:56

Markowski pięknie malował konie:

http://galeria.agraart.pl/dzielo/19825/kon-markowski

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 23 października 2017 21:56
23 października 2017 22:06

S. Dali to on nie jest.

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 23 października 2017 22:06
23 października 2017 22:32

Chyba to idzie o to, że on malował rzeczy nie tak jak wyglądają, lecz takie jakimi są naprawdę. Czyli ohydne. Weźmy - goła baba. Niby cudna, ale to przecie flaki, robale, fuj!. Wszystko na świecie jest ohydne więc same szkaradztwa malował. Świr z Krainy Grzybów. Musiał się namęczyć deformując, bo był po starej szkole, i napewno potrafił rysować i malować jak ta lala..No ale choroba, i łatwe pieniądze rządziły człowiekiem.

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 23 października 2017 21:56
23 października 2017 22:42

To chyba koń Baskervillów

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool
23 października 2017 23:59

Taka eskalacja potwornej brzydoty sprzedawanej jako "sztuka" to jest też efekt zadufania tzw. nowych elit i braku poczucia humoru oraz zdrowego rozsądku.
Przypomniała mi się anegdota  z czasów II RP kiedy to Warszawa aspirowała do roli Paryża Północy i prezydent miasta zajmował się jego upiększaniem a nie kombinowaniem z kamienicami. Ogłosił konkurs na najpiękniej ozdobiony/ukwiecony balkon w mieście i okazało się, że wygrała ten konkurs sama Mira Zimińska Sygietyńska, co to miała przyjemne apartmą z mężem w rejonie Politechniki Warszawskiej. Nagrodą pierwszą miał być duży obraz olejny. Kiedy doszło do wręczania nagrody, okazało się, że obraz był nowoczesny, choć zapewne drogi. Namalowany był tam wyjątkowo chudy i brzydki koń. I szczęśliwa posiadaczka najpiękniejszego balkonu powiedziała prezydentowi ku uciesze publiczności coś w rodzaju: "No wie Pan, ta szkapa jakaś taka strasznie chuda i wygłodzona. To jak się to ma do takiego pięknego balkonu?  Ale to były dawne czasy, kiedy ludzie mieli jeszcze dystans do "nowoczeności".

Całe to "malarstwo współczesne" to jest ściek, który ledwie można tolerować. Kupują to nowobogaccy jako "inwestycję kapitałową", bo ktoś im wmawia, że "na sztuce nie można stracić". Ale w salonie na ścianie to tego cuda pana Markowskiego jakoś nie widzę.  Chyba, że właściciele mają już myśli samobójcze i chcą je pogłębić. Czasem myślę, że ci wszyscy krtytycy sztuki i dyrektorzy (państwowych) galerii sztuki współczesnej - powinni za karę MUSIEĆ patrzeć jak dzień długi na takie właśnie wytwory-potwory, żeby aż chcieli uciekać z pomieszczenia - a nie mogli.  Takie wrażenie miałam, kiedy ostatnio odwiedzałam w Muzeum Narodowym w Krakowie część poświęconą sztuce współczesnej. To są jaja z publiczności i wyciąganie kasy na żywca.

zaloguj się by móc komentować

betacool @pink-panther 23 października 2017 23:59
24 października 2017 00:21

Kiedyś jakiś ekspert namówił mojego znajomego na kupno mini instalacji Hasiora. Trzyma ją teraz w szafie, bo mu jakoś z domem nie koresponduje. 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool 24 października 2017 00:21
24 października 2017 00:28

:))))))))))))))))))))))))) PS. Ale niech trzyma, w końcu to "inwestycja w sztukę" i może wartość stale rośnie.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @betacool 24 października 2017 00:21
24 października 2017 00:39

Przynajmniej się nie zakurzy.

zaloguj się by móc komentować

betacool @pink-panther 23 października 2017 23:59
24 października 2017 00:46

A przypomniało mi się jeszcze, jak w dużym niemieckim mieście nieopatrznie,  bo rodzinnie weszliśmy do muzeum sztuki nowoczesnej. Szybko się okazało, że przed wejściem do każdej kolejnej sali żona, albo ja musieliśmy robić rekonesans, czy tam aby mogą wejść dzieci. Mam gdzieś głęboko zagrzebany katalog z tej wystawy. Oni - Niemcy, są jednak sporo przed nami w tych tematach. Jak kiedyś Parasol sprawi tu kącik tylko dla bardzo dorosłych to może zdecyduję się tam to zmakulekturować. 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool 24 października 2017 00:46
24 października 2017 01:08

Witam w klubie. Mieliśmy te same problemy w Krakowie w Muzeum Narodowym, gdzie ze ścian atakowały nas zdjęcia naturalnej wielkości różnych lokalnych artystek ubranych jeno w aksamitkę na szyi a rozłożonych na jakichś otomanach. Zdjęcia wielkości metr na  2 metry w wąskim korytarzu.  Żadnych ostrzeżeń dla rodzin z dziećmi: jak sztuka to sztuka. Czasem nieapetycznego mięsa. Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że takie zdjęcie winna za karę powiesić sobie dyrektorsza Muzeum Narodowego w gabinecie tuż przed swoimi oczami. Żeby ją męczyło codziennie 8 godzin. 

To ta pani, o której plastycy krakowscy pisali, że świadomie "zaaresztowała" w piwnicach Muzeum obrazy z czasów stanu wojennego i nie puszczała ich do głównej ekspozycji. Sprawdziliśmy prawdziwość oskarżeń: wystawa stała jest urządzona konsekwentnie chronologicznie z podziałem na dekady. Lat 1980-1990 - nie było. Ani jedna sztuka nie zosała zaprezentowana. Natomiast agresywne artystki-feministki miały osobną ekstra wystawkę.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool
24 października 2017 01:31

Rewelacyjny artykuł! 

O tak, życie i wszelkie jego aspekty wypływały "artystycznie" na wierzch. Zapytał Przybyszewskiego ktoś w kawiarni w Krakowie, dyskretnie i ściszonym głosem: Panie Stanisławie, co to się dzieje z Wyspiańskim? Chory?  A Przybyszewski na cały głos: Taka ci go żre stara, prapolska franca!

 

 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool
24 października 2017 01:37

No i nigdy nie nalezy chodzić do muzeów tzw. sztuki nowoczesnej. Sztuka dawna i sztuka współczesna - to tak. 

Ten Markowski to extra ohyzda. Jak facet mógł sam na siebie patrzeć??? A ta cena wysoka - to tzw. cena pośmiertna. Owszem, dla idiotów. 

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @betacool
24 października 2017 06:24

Adam robi kółeczko z palców zupełnie jak Waryński na pomniku w Puławach. Znak jai tajemny?

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
24 października 2017 10:20

Może rozmiar rozporkowej apokalipsy określa.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować