-

betacool

Król, królowa, posła mowa... dzieje pewnego dyplomatycznego skandalu.

makulektura.pl

makulektura nr 8

 

Król, królowa, posła mowa… Dzieje pewnego dyplomatycznego skandalu.

 

Merkuriusz sarmacki z Niderlandów i Anglii czyli zwięzła relacja
z dwóch poselstw do Niderlandów i Anglii, które z woli Najjaśniejszego i Najpotężniejszego Króla Polski i Szwecji etc.

i za zgodą Jego dostojników, senatorów i Sejmu gorliwie i chwalebnie sprawował i uczynił sławnymi oświecony i wspaniały pan Paweł Działyński Roku Pańskiego 1597.

Z poprzedniego wpisu pamiętamy, że Janusz Meissner tworząc literacką fikcję przy pisaniu opowieści o korsarzu Janie Martenie, bardzo plastycznie odmalował pewną, w sumie dość symboliczną scenę. Dopóki Polak pozostaje na służbie Jego Królewskiej Mości i działa na jej korzyść, dopóty może bezkarnie (acz nie nieodpłatnie) oglądać jej jędrne wypukłości i nie będzie się działo nic złego. Ani korsarz nie beknie, ani królowa się nie zarumieni, słowem układ, w którym wszyscy są zadowoleni, a niektórzy to nawet – używając fraz pana Janusza - „rozkosznie zaniepokojeni” lub „erotycznie podnieceni”.

Tyle literacka fikcja. A jak to bywało w rzeczywistości?

Ano ze wstępu do Merkuriusza, o tym rekordowo długim tytule okazuje się, że bywało jeszcze gorzej. Inne nacje podobno w dekolt królowej Elżbiety I za bardzo nie zaglądały, bo przyjmowały przed nią skrajnie niekorzystne ku temu postawy. Zacytujmy relację jednego ze współczesnych:

„Idąc w całym splendorze i majestacie, rozmawiała łaskawie po angielsku, po francusku, po włosku z obcymi ministrami. Ktokolwiek do niej mówił – klękał… Na kogokolwiek skierowała wzrok ten natychmiast padał na kolana”.

Wydawałoby się, że taka pozycja nie powinna służyć „niestandardowym” widokom, ale nic bardziej mylnego… bowiem w jednym z wywiadów, gawędziarskim tonem profesor Stanisław Grzybowski snuje nam taką opowieść:

„..Do końca życia królowa usiłowała się nie poddawać starości. Czarowała wdziękami w sposób dosyć nieraz drastyczny. Złośliwi opowiadali, że potrafiła się pokazać ambasadorom obcych krajów w sukni wydekoltowanej - ale od pasa w dół(…)”.

http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,12075327,Elzbieta_I_1533_1603__Krolowa__ktora_byla_krolem.html?disableRedirects=true

No i któż mógłby przypuszczać, że pisarskie fantazje, mogą mieć się nijak do fantazji samej królowej…

***

Poplotkowaliśmy tu sobie nieco korzystając z profesorskich gawęd, a teraz wróćmy do Merkuriusza.

Jego autor do dziś pozostaje nieznany. Nasz anonim opisuje z detalami to, o czym mowa jest w tytule, czyli dzieje posłowania Pawła Działyńskiego w Niderlandach i w Anglii.

Pominę relację z Niderlandów, a skupię się na wydarzeniach wyspiarskich.

Pan profesor w cytowanym wcześniej artykule, wspominając o bardzo sprawnym i pełnym sukcesów panowaniu Elżbiety, przytacza także taki fakt:

„…Czasami tylko nie umiała sobie dać rady. Największą porażkę dyplomatyczną poniosła w starciu z posłem Rzeczypospolitej. Na początku panowania Zygmunta III w Polsce i w Szwecji wielki kanclerz koronny Jan Zamoyski wyprawił do Londynu Pawła Działyńskiego. Chodziło o szykanowanie przez Anglię handlu gdańskiego.

Poseł miał mieć posłuchanie w Izbie Lordów. To była formalność, prawdziwe rokowania miały się toczyć gdzie indziej. Tymczasem Działyński wystąpił z nieprzewidzianym protestem i oświadczył, że jeśli królowa nie ustąpi, to "mój król znajdzie inne środki, żeby temu zaradzić". Szwecja miała wtedy potężną flotę, która była jeszcze posłuszna Zygmuntowi III. Była to więc zapowiedź wojny.

Królowa próbowała coś odpowiedzieć po łacinie, ale w końcu uciekła. Zostali jej ministrowie, sami z posłem polskim, i podpisali wszystko, co chciał. Widziałem fotokopie tego dokumentu i znam ich inne podpisy - widać, że ręce im się trzęsły ze zdenerwowania. Ale podpisali(…)”.

Otóż ten profesorski gawędziarski ton nie zawsze odpowiada prawdziwym okolicznościom. Znacznie bardziej konkretny i oddający realia jest szczegółowy opis zawarty w pracy Piotra Maciejewskiego p.t. „Z dziejów polsko-angielskich stosunków dyplomatycznych w I połowie XVII wieku".

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=5&ved=0ahUKEwifrKqMhfXUAhXqFZoKHcKbB9UQFghGMAQ&url=http%3A%2F%2Fcejsh.icm.edu.pl%2Fcejsh%2Felement%2Fbwmeta1.element.hdl_11089_13759%2Fc%2Ffh81Piotr_Maciejewski29_53.pdf&usg=AFQjCNHLgzDic2LlFdtvZQVEt2vFBVpUZw&cad=rja

Warto przeczytać, bo to co napiszę, będzie bardzo wielkim skrótem.

W 1579r. angielscy kupcy, założyli Kompanię Wschodnią. Od tej pory dwór angielski starał się wytargować zatwierdzenie tejże Kompanii i otwarcie jej filii w Elblągu, przez kolejnych polskich monarchów - najpierw Stefana Batorego, teraz Zygmunta III. W styczniu 1595r., właśnie w tym celu, został wysłany do Polski, angielski poseł. Elżbieta I, domagała się Zygmunta III pozytywnego załatwienia sprawy Kompanii Wschodniej. Jednocześnie do króla polskiego wpływały skargi gdańskich kupców, którym zostały zarekwirowane okręty ze zbożem, płynące do Hiszpanii. Tajna Rada poleciła admirałom angielskim zajmować wszystkie statki ze zbożem, płynące do Hiszpanii i Portugalii - a tak się składało, że ponad 90 % dostaw zboża do tych krajów organizowała Polska i transportowano je przez Gdańsk.

Poseł angielski miał wyjaśnić królowi polskiemu, iż podczas wojny, każda ze stron konfliktu, może szukać wszelkich środków służących obronie własnego terytorium, a to oznacza również prawo do blokady morskiej. Miał on również zwrócić Polakom uwagę, iż podczas wojny północnej w latach 1563-1570, angielscy kupcy, również ponieśli ogromne straty, na skutek zastosowanej wówczas przez Rzeczpospolitą bałtyckiej blokady portów moskiewskich. Poseł przekazał wszystko, co nakazano mu w instrukcji, jednocześnie wyraził również nadzieję, iż Polacy zrozumieją angielski punkt widzenia i zaprzestaną dostarczać broni i żywności wrogom Anglii.

Nie uzyskano kompromisu - Anglia nie otrzymała prawa do założenia placówki Kompanii Wschodniej w Elblągu. Rzeczpospolita, nie wymogła na Anglii zwrotu towarów, statków lub pieniędzy za skonfiskowane okręty.

Sytuacja wzajemnego napięcia, która zaczęła wzrastać w Krakowie, znalazła swoje ujście dwa lata później, podczas głośnego (w całej Europie) poselstwa polskiego Pawła Działyńskiego, na dwór Elżbiety I.

Królowa Elżbieta I, bardzo dużo sobie obiecywała po tej wizycie, poleciła więc by polski poseł został przyjęty w sposób szczególny. Tym bardziej, że świetną opinię wystawił mu William Cecil, który wcześniej już spotkał się z Polakiem. Cecil tak oto zaprezentował Elżbiecie osobę Pawła Działyńskiego: "Jest to szlachcic o wspaniałej postawie, dowcipie, elokwencji, znajomości języków i pełen uroku osobistego". Taka opinia, spowodowała iż nie tylko sama Elżbieta, lecz cały angielski dwór, zaczął przywiązywać bardzo dużą wagę do tej wizyty. Sądzono bowiem, że celem misji dyplomatycznej Działyńskiego, jest próba mediacji w konflikcie angielsko-hiszpańskim, lub nawet zawarcie układu polsko-angielskiego.

Działyński nie od razu po swym przybyciu do Londynu spotkał się z królową. Musiał czekać ponad miesiąc, nim udzielono mu publicznej audiencji. Stało się to dnia 4 sierpnia 1597r. Elżbieta podjęła posła w swym letnim pałacu w Greenwich. Działyński przypłynął tam statkiem i był odziany w kontusz.

Po kurtuazyjnym powitaniu głos zabrał Działyński. Mówił po łacinie:

"Pan mój miłościwy (...) poddanym Waszej Królewskiej Mości (...) tej samej prawie swobody handlowania w swych państwach udzielił, z których korzystają jego właśni poddani, a Wasza Królewska Mość nie tylko zdaje się nie nadawać nowych przywilejów jego poddanym, lecz również te, które im od przodków Waszej Królewskiej Mości zostały nadane i zatwierdzone, odbiera, bądź pozbawiając ich majątku, bądź zakazując handlu w swym państwie (...), gdy uprzednio zostali pozbawieni niemal całkowicie możliwości handlu w Anglii, później doznali jeszcze przeszkód i utrudnień w żegludze morskiej, która z prawa natury powinna być wolna wszystkim, najbardziej jednak w drodze do Hiszpanii (...), wydano edykty, którymi wszelka żegluga do Hiszpanii została im zakazana, bądź że - gdy pomni swego i publicznego prawa korzystali z niego - statki ich przez ludzi Waszej Królewskiej Mości zostały w sposób nieprzyjacielski opanowane i odprowadzone do portów, towary zabrane na rzecz skarbu oraz cały szereg innych ciężkich szkód i krzywd ich spotykał (...) Sprawy te (...) dotyczą nie tylko kupców, na których [król Polski], rzecz jasna, słusznie winien mieć wzgląd, jako na swych poddanych, lecz także niemal całej szlachty państw i krajów jego, której prawie cały dochód i majątek mieści się w tych towarach, rodzących się w jej domach (...) panu memu miłościwemu nie mogła być obca myśl powstrzymania tych szkód swych poddanych i oddania wet za wet, a mimo to już kilkakrotnie najpierw pisemnie Waszej Królewskiej Mości o krzywdach ich donosił i aż do tej chwili jak najcierpliwiej całą sprawę znosi".


Dalej Działyński domagał się od Elżbiety I - zwrócenia kupcom gdańskim ich okrętów, wraz ze skonfiskowanymi towarami, cofnięcia zakazu handlu z Hiszpanią i wypłaty odszkodowań za bezprawne przetrzymywanie okrętów w angielskich portach. Na zakończenie Paweł Działyński stwierdził:

"Bowiem tak jak wszystkie morza, tak samo i żegluga jest przedmiotem prawa publicznego. Nie ten czyni krzywdę drugiemu, kto korzysta ze swego prawa, lecz ten, kto mu przeszkadza w korzystaniu z jego własnego prawa ".


Wyrażonym żądaniom towarzyszyła groźba, że w wypadku niespełnienia polskich postulatów król Zygmunt będzie „zmuszony podjąć takie kroki, za pomocą których znajdzie zadośćuczynienie”.

Na sali zapadła cisza. Mowa Działyńskiego wywarła na obecnych piorunujące wrażenie. Królowa zawrzała oburzeniem, opadła ze złością na tron i mało co nie zerwała audiencji. Następnie zaś odrzekła do posła po łacinie:

"O, jakże zawiodłam się! Oczekiwałam poselstwa, a ty przywiozłeś mi skargę. Na podstawie listów uwierzytelniających uważałam cię za posła, a znalazłam w tobie herolda. Nigdy w całym swym życiu nie słyszałam podobnej mowy. Podziwiam zaiste, podziwiam taką i w publicznym miejscu niezwykłą zuchwałość. Nie mogę uwierzyć, by twój król polecił ci, byś takie słowa wygłosił. Jeśli zaś coś takiego nakazał ci w instrukcji, w co jednak bardzo wątpię, to sądzę, iż należy przypisać temu, że król, jako młodzieniec, i nie tyle na mocy prawa pochodzenia, jak prawa wyboru, i to świeżo wyniesiony na tron, nie potrafi tak dobrze prowadzić sprawy z innymi władcami, jak albo jego przodkowie z nami to czynili, albo jak może uczynią inni, którzy w przyszłości jego miejsce będą piastować. Co się tyczy ciebie, zdaje mi się, że przeczytałeś wiele książek, lecz właśnie nie pojąłeś ich sensu i w ogóle nie rozumiesz, co godzi się między władcami. Bowiem skoro tak usilnie przypominasz prawo natury i narodów, to wiedz, że na tym ono polega, że gdy między władcami ma miejsce wojna, może jeden drugiemu przejmować skądkolwiek dostarczane środki służące wojnie i zapobiegać, by nie zostały na jego niekorzyść obrócone, i to jest - powtarzam - prawo natury i narodów."

Po tej przemowie królowa wyszła, a obowiązek załagodzenia sytuacji spadł na jej urzędników, którzy napisali do Zygmunta III dużo bardziej taktowne pismo, które jak twierdził profesor Grzybowski podpisywali trzęsącymi się rękami (faksymile tej odpowiedzi wraz z czterema podpisami jest zawarty w omawianym tytule).

Atmosfera dalej była jednak napięta. Autor Merkuriusza pisze:

„…lud wrze żądając kary za obrazę majestatu. Już kupcy z dworca hanzeatyckiego ostrzegają przed trucizną, już właściciel gospody, nie wiadomo dlaczego tracąc zaufanie, poleca posłowi ją opuścić. Już żaden z Anglików nie odważy się zaprosić posła aż do jego wyjazdu(…)”.

Naszego posła, przed wręczeniem pisma, przesłuchano jeszcze na okoliczność, czy rzeczywiście przedstawiał stanowisko króla, po czym strasząc go skargą kierowaną do Zygmunta III, łaskawie pozwolono mu wyjechać.

Strach przed decyzjami polskiego króla był jednak wielki. Dlatego już wkrótce posłano do Polski nowego ambasadora, który miał załagodzić sytuację, a przy okazji pisać wyczerpujące raporty, których chyba do dziś nikt w Polsce nie opublikował…

Mamy za to późniejszy „raport inwazyjny” Bernarda O’Connora, o którym kiedyś pisał Coryllus, i który od dnia tego wpisu jest antykwarycznym białym krukiem.

Publikacja Merkuriusza także wydaje mi się jakimś wypadkiem przy pracy. Może brakowało jakiegoś godnego i ciekawego tekstu na uczczenie 150-lecia Biblioteki Kórnickiej?

Ta pozycja jest w antykwariatach rzadkością.

Ale tu jak zwykle do nabycia przez jakiegoś makulekturowego fana:

https://allegrolokalnie.pl/oferta/merkuriusz-sarmacki

Wydanie jest pieczołowicie przygotowane. Nakład był mały (2000 egzemplarzy i odwrotnie proporcjonalny do albumowego formatu książki). 70 pięknie zadrukowanych stron (dobry papier, duża czcionka, szkoda że miękkie okładki). Strona tytułowa niegdyś błyszczała złotem, które niestety od 1978 roku nieco wyblakło.

Nie wyblakł za to tekst Merkuriusza skrzący się wieloma innymi niezwykłymi uwagami o elżbietańskiej Anglii, o braku swobód, o tyranii i pseudo religii.

Zacytujmy choćby takie podsumowanie tego, co stało się z bogatym, silnym i walecznym narodem angielskim:

„Oto jedna nierządnica pochodząca z nieprawego i haniebnego łoża, uczyniła to, co nawet dla silnego męża byłoby niemożliwe do zrobienia. Narzuciła na nieprzywykłe do ciężaru barki takie jarzmo, na wolność słowa nałożyła takie cugle, na niepohamowane nogi takie okowy, a na wolne ręce takie kajdany, że nikt nie śmiał żądać żadnego urzędu, nawet jeśli mu się należał, że nikt nie śmiał szepnąć przeciwnego słówka, nie mówię otwarcie lecz nawet potajemnie, że nikt nie odważył się z Anglii, bez wiedzy królowej, podróżować do innego kraju, przekazywać komukolwiek swoje posiadłości (które jej wolno, według upodobań jednemu zabierać a drugiemu darowywać). Chyba, że chciałby z powodu jednej z owych rzeczy narazić się na karę za zdradę stanu (…)”.

Warto wspomnieć o dalszych losach pana Pawła, o których informuje nas wstęp do Merkuriusza.

„Po powrocie (Działyński) nie popadł w niełaskę królewską, co sugerowały niektóre świadectwa współczesnych (angielskie), lecz nadal pozostawał przy królu. W sierpniu 1958 roku miał wziąć udział w niefortunnej wyprawie Zygmunta III do Szwecji, jednakże przykry wypadek, wybuch na statku i zatonięcie wyposażenia, zmusił Działyńskiego do pozostania w kraju (…) Ostatni raz wśród żyjących wymienił go dokument Jana Lipskiego, biskupa chełmińskiego, w r. 1610 i w tym też roku zmarł”.

 

Ale to już chyba temat na kolejne śledztwo, kolejny wpis, a kto wie, czy nie na kolejny rozdział jakiejś jeszcze nie napisanej Baśni.



tagi: rzeczpospolita  listy  anglia  królowa  zygmunt iii waza  król  elżbieta ii  poselstwo  paweł działyński  poseł  skarga  audiencja 

betacool
7 lipca 2017 12:00
8     2359    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Magazynier @betacool
7 lipca 2017 20:03

Historia poselstwa Działyńskiego pokazuje rangę i wielkość Zygmunta III Wazy i Rzeczypospolitej pod jego rządami, najdłuższymi spośród wszystkich królów elekcyjnych. To było dla mnie odkrycie, gdy bloger Boson nazwał Zygmunta Wielkim.

Z mojego subiektywnego punktu widzenia żałuję, że nie doszło do polsko-szwedzkiej inwazji na Albion. Albo polsko-francuskiej jako krucjaty przeciw heretykom. Trudno powiedzieć co by z tego wynikło. Pewnie same kłopoty. Władzę trudno byłby utrzymać. Francuzi pewnie by to przejęli. Może Stuartom wcześniej udałoby się odzyskać tron. Ale raczej rekatolicyzacja Anglii byłaby niemożliwa. Za daleko sprawy zaszły. Najwyżej może udałoby się osadzić i stracić niektórych łowców i oprawców księży. Wszak i Francja była już częściowo sprotestantyzowana. Zaczynała sie wtedy historia kalwinizmu we Francji, czyli hugenotów.  

Ps. Byłem w Lancokoronie. Bajka, tylko że kawy nie uświadczysz. Piekarnia paluszki lizać. Takie bułki i chleb wtryniałem całe lato w Piszu z piekarni tzw. Laskowskiego. 

Uderza zaniedbanie Lanckorony i obecność, którą odczytałem z dokładniej ze zdjęć w pewnej ofercie w sieci, niemieckich joginów w agroturystyce. Zaniedbanie przyjąłem jako znak "uznania" ze strony mafii wobec dokonań hrabiny Lanckorońskiej i całego rodu Lanckorońskich (https://pl.wikipedia.org/wiki/Lanckorońscy_herbu_Zadora). Nie wiem co prawda jak długo Lanckorona była ich własnością, ale nazwa miejscowości kojarzy się nieodpracie z ich rodzem. Hrabina Lanckorońska wraz Ks. Meysztowiczem wydała Elementa ad Fontium Editiones, obcojęzyczne dokumenty na temat Polski, i masę innych rzeczy dla historiografii i kultury (https://pl.wikipedia.org/wiki/Karolina_Lanckorońska). Co ciekawe studiowała w Londynie w School of Economics. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 7 lipca 2017 20:03
7 lipca 2017 20:57

Dzisiaj w paczce doszły do mnie wojenne wspomnienia hrabina Lanckorońskiej.

Kawa była idąc od cmentarza parę domów przed piekarnik - obok pracowni ceramicznej, której pilnuje odromny glinianych kot.

Fajnie, że Ci buły smakowały.

 

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
7 lipca 2017 21:02

Co do poselstwa Działyńskiego, to jego opis jest mniej więcej, jak ze schroniska dla zwierząt. On się nie może nadziwić, że ludzie mogą być tak zniewoleni.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool 7 lipca 2017 20:57
7 lipca 2017 21:07

Tablet mi samowolnie końcówki zmienia...

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 7 lipca 2017 20:57
7 lipca 2017 21:22

Od innej strony dojechałem, ale jak znam życie to o 10 rano kawy jeszcze by nie było.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 7 lipca 2017 21:02
7 lipca 2017 21:27

Nieźle. Zobaczył postęp na własne oczy i to już w 1597. Zresztą już dwieście lat wcześniej można było zobaczyć martwe pola postępu na południe od Beskidów i Tatr w Królestwie Czeskim po rządami husytów. Co ciekawe biało-czerwona flaga to był najpierw pomysł czeski. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 7 lipca 2017 21:02
7 lipca 2017 21:27

Ciekawe czy są jakieś relacje z podróży po Czechach za husytów? Po łacinie może.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 7 lipca 2017 21:27
7 lipca 2017 22:00

O husytach mam bardzo dziwną broszurę chyba z 1946 roku - o tragedii husytyzmu na Śląsku, czy jakoś tak. Też kiedyś o niej napiszę, bo bardzo dziwnie jest pisana, tak jakby ktoś nie do końca rozumiał jakie jest zlecenie...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować