-

betacool

O drewnie pozyskiwanym z Kamieńca i o pieniądzu z cywilnego jeńca

makulektura.pl

Makulektura nr 57

 

O drewnie pozyskiwanym z Kamieńca i o pieniądzu z cywilnego jeńca

 

Andrzej Dziubiński: Na szlakach Orientu. Handel między Polską a Imperium Osmańskim w XVI-XVIII wieku, Wydawnictwo Leopoldinum, Wrocław 1997, s. 325.

 

Ostatnio pisałem o relacji Pawła syna Makarego z Aleppo z podróży po Ukrainie. Pojawił się tam wątek wyrębu tamtejszych lasów, o które dbali Polacy, a które po powstaniu Chmielnickiego zostały planowo zdewastowane przez Kozaków. Żeby stwierdzić, czy drewno było przedmiotem handlu, sięgnąłem do nieocenionej książki profesora Andrzeja Dziubińskiego, z której już dane mi było korzystać przy tworzeniu artykułu „Galernicy bankowości” (numer śródziemnomorski „Szkoły Nawigatorów”). Drewna na bogatej liście wymiany z Turcją nie ma. Jego ogromne ilości eksportowane były przez Gdańsk, lecz na szlakach południowo-wschodnich towar ten był trwale nieobecny. Nie handlowano nim wcale. Handel drewnem był zatem nieopłacalny. Być może czyniły go takim wielkie odległości i trudności z transportem. Być może był to towar drogi, a jego cena na lokalnym rynku zadowalał sprzedającego i kupca.

Niektóre fragmenty z książki profesora Dziubińskiego świadczą o głębokich deficytach tego materiału, które to braki nastąpiły ledwie ćwierć wieku po powstaniu Chmielnickiego.

Oto fragment dotyczący tureckiego władania Kamieńcem po zdobyciu go w 1672 roku:

„wojskowe władze tureckie, licząc się z możliwością polskiego ataku, umacniały twierdzę, odbudowując pod kierunkiem francuskich inżynierów zniszczone częściowo podczas oblężenia oba zamki, przebudowując most kamienny łączący zamek stary z miastem i wznosząc nowe fortyfikacje w samym mieście. Aby pozyskać budulec rozbierano niektóre klasztory i budynki. Kościoły zamieniano na meczety, stajnie, magazyny. (…) Zima zmusiła żołnierstwo do rozbierania na opał opuszczonych domów, gdyż Kamieniec miał na ogół zabudowę drewnianą, z wyjątkiem rynku polskiego i ormiańskiego, niektórych ulic, budynków użyteczności publicznej oraz kościołów”.

Warto w tym miejscu opowiedzieć o upadku twierdzy i skonfrontować tę wiedzę z obrazkami, które większość rodaków doskonale pamięta z Trylogii. Okoliczności te szczegółowo opisuje profesor Dziubiński i jak zwykle odnajdziemy w tym opisie detale nie tylko militarne, ale jak najbardziej ekonomiczne:

„Załoga Kamieńca broniła się bohatersko zaledwie 10 dni, gdyż Turcy poza szturmami i ciągłym ostrzałem artyleryjskim założyli miny pod obu zamkami, zmuszając obrońców do kapitulacji. Jej warunki były honorowe i zakładały wymarsz wojska z lekką bronią oraz poszanowanie własności mieszkańców, którzy mogli pozostać lub opuścić miasto wedle własnej woli. (…)

Kapitulację Kamieńca odebrała szlachecka opinia publiczna jako zdradę, oskarżając stojącego na czele obrony twierdzy starostę generalnego podolskiego Mikołaja Potockiego o przekupstwo ze strony tureckiej – szukano kozła ofiarnego. Sprawa znalazła epilog w sądzie sejmowym, gdzie Potocki został ostatecznie oczyszczony z zarzutów.

W samym Kamieńcu, wśród części Ormian, uformowała się po paru dniach oblężenia frakcja domagająca się kapitulacji miasta. Jak pisał Antoni J. Rolle, historyk miasta, 25 sierpnia, kiedy Polacy ustąpić musieli z Nowego Zamku, tureckie granaty artyleryjskie zaś wywołały pożary katedry i magazynów handlowych w ormiańskiej dzielnicy, kupcy tej nacji zaczęli głośno domagać się poddania nieprzyjacielowi. Fakt ten znajduje potwierdzenia we współczesnym raporcie ambasadora francuskiego ze Stambułu (…), dysponującego bezpośrednimi relacjami uczestników oblężenia. Podaje on, że Ormianie „gromadzili się codziennie i stwarzali wielki nieporządek przez groźby zmasakrowania tych, którzy przeciwstawiliby się ich sposobowi na wolność polegającemu na poddaniu miasta. Trzykrotnie de Nointel w swym długim i szczegółowym raporcie powtarza ten zarzut pod adresem Ormian kamienieckich, a także Żydów mieszkających w mieście, mimo formalnych zakazów sejmowych (70 rodzin). Chociaż część Ormian i Żydów (…) brała czynny i ofiarny udział w obronie miasta (…) to niewątpliwie część populacji, powiązanej rodzinnie z Imperium Osmańskim, zwłaszcza spośród imigracji, nie dostrzegała niebezpieczeństwa w zamianie polskiego panowania na tureckie, z którym była obyta, dążąc przede wszystkim do ocalenia swego majątku”.

Na czym budowano te handlowe majątki?

Towarem sprzedawanym do Turcji w największej ilości było sukno. Często był to towar sprowadzany przez Gdańsk.

Kolejnym eksportowym przebojem były artykuły metalowe. Nie handlowali nimi Ormianie. Prym wiedli Żydzi:

„…w 1579 r. Żyd z Konstantynopola (zapewne faktor Nasiego) wywoził ze Lwowa m.in. 13 beczek noży…”

Oprócz tego brzytwy, kosy, blachy, drut. Szmuglowano z powodzeniem cynę, która była objęta królewskim embargiem, gdyż służyła do odlewania armat.

Metalurgią w Imperium Osmańskim zajmowali się także pobratymcy Józefa Nasiego. Oni także zmonopolizowali handel niewolnikami na stambulskim bazarze. O szczegółach tego procederu pisałem szczegółowo w „Galernikach bankowości”, często podpierając się pracą profesora Dziubińskiego.

Przypomnę tu jeden dość znamienny fragment, który powinien nas uczyć uważnej lektury tekstów:

„W Stambule, niewolników schwytanych przez Tatarów w granicach Rzeczypospolitej, kupowali w XVII w. kupcy z Algieru, Tunisu, i Egiptu. Francuski trynitarz Pierre Dan, przebywający w tureckim Algierze w 1634 r., wśród narodowości wymieniał Polaków i Rusinów. Inny Francuz, kupiec prowansalski Louis d’Arvieux, płynący ze Smyrny do Aleksandrii w lutym 1658 r. na angielskim statku wyczarterowanym przez Turków do przewozu niewolników, opisał podróżujący wraz z nim jasyr. Młodzi niewolnicy, chłopcy i dziewczęta pilnowani byli stale przez towarzyszących im eunuchów, co nie przeszkodziło jednak sprytnemu Francuzowi zamienić z nimi dorywczo paru słów. „Jeśli chodzi o dziewczęta – pisał on – były one mniej więcej w jednym wieku, najstarsza nie wydawała się mieć więcej ponad osiemnaście lat. Były to Polki, Moskwicinki i Czerkieski, które Tatarzy porwali podczas swoich wypadów i które sprzedali w Konstantynopolu albo w Kaffie. Były one kształtne i bardzo piękne, zwłaszcza Czerkieski […]. Polki i Moskwicinki były chrześcijankami. Zadbano o nauczenie ich języka tureckiego, który jest ładny, miękki, energiczny i dość łatwy. Większość Polek znała język francuski, podobnie jak chłopcy z tego samego kraju”. Należy przypuszczać zatem, że była to młodzież szlachecka”.

O wnikliwej lekturze tekstów wspomniałem po to, by fala emocji wzbudzonych opisem okrutnego losu młodych, wykształconych ludzi nie skryła przed Wami fragmentu mówiącego o tym, że statek którym płynęli był angielskim czarterem. Niestety kwestie dotyczące ilości dzierżawionych okrętów, detali czarterowych umów pozostają nieznane.

Handel żywym towarem był ogromnym i dochodowym przedsięwzięciem. Dość powiedzieć, że profesor Dziubiński poświęcił mu cały rozdział. O skali handlu niech świadczy ilość osób, które prowadziły tę działalność w samym Stambule:

„Cały handel niewolnikami w Stambule pozostawał w rękach około 2 tysięcy zorganizowanych w osobny cech Żydów, którzy zarówno tutaj (w Stambule – przyp. moje), jak i w innych miejscowościach nad Morzem Śródziemnym (w Tunisie, Liworno) prowadzili ten dochodowy proceder”.

Po większą ilość szczegółów dotyczącą tego ohydnego procederu odsyłam do artykułów z śródziemnomorskiego numeru SN. W związku z tym, że kolejne wpisy także będą traktować o Turcji i Ukrainie chciałbym przy okazji polecić wspaniale wydaną „Okrainę Królestwa Polskiego. Krach koncepcji Międzymorza”.

Chcących poznać szczegóły dotyczące wymiany handlowej prowadzonych na tamtych ziemiach odsyłam do porządnie wydanej książka profesora Dziubińskiego:

https://allegro.pl/uzytkownik/makulekturapl?order=m&bmatch=baseline-var-cl-n-dict-sort-sqm-uni-1-3-0312

Oto jeden z akapitów kończących to dzieło:

„Wszechstronny obraz handlu polskiego z Turcją, zwłaszcza w latach 1550-1650, tj. w okresie największego rozkwitu, ukazany w tej pracy wskazuje, iż jego wartość pieniężna, szczególnie w imporcie, musiała być znaczna. Jaka, nie wiemy, gdyż bez liczbowych danych statystycznych, wszelkie spekulacje na ten temat pozostaną jedynie niesprawdzalnymi hipotezami. Jedno jest pewne, że ogromne sumy talarów wywożone w ramach tego handlu na zakup towarów orientalnych wpływały na bilans handlowy Polski, sam zaś handel ze Wschodem muzułmańskim był wysoce deficytowy, gdyż ograniczona polska oferta towarowa mogła być równoważona jedynie pieniędzmi. W 1687 r. dla takich potęg gospodarczych jak Francja, stosunek wartości pieniężnej eksportu do importu w handlu stambulskim wynosił 3:1, w przypadku Holandii 3,7:1. Jeśli chodzi o Polskę było odwrotnie, nie wiemy tylko w jakim stosunku”.

Jak finansowany był ujemny bilans handlowy? Sposób był prosty – wywożono dobrą polską srebrną monetę. Jak to się mówi? - „Dobra moneta zaskakiwała władców swą tendencją do znikania”.

Byli jednak władcy, którzy chcieli różnym niekorzystnym tendencjom się przeciwstawić. Ale o tym przy kolejnej okazji.



tagi: handel  turcja  orient  kamieniec  andrzej dziubiński 

betacool
23 marca 2019 20:00
11     1836    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

krzysztof-laskowski @betacool
23 marca 2019 20:24

Warto przypomnieć w kontekście młodych niewolników przewożonych z naszego kraju i okolic do Turcji, że ktoś dbał w Warszawie i innych stolicach, by interes prowadzony przez Turków i przedstawicieli narodu kupieckiego się nie przewrócił. A w przypadku wykopania Tatarów z Krymu na pewno by się przewrócił. Producenci statków do przeznaczonych do czarterowania i inni baczyli, by Krymem niezmiennie rządził gang porywaczy niewolników, którzy to porywacze musieli mieć otwarte w różnych bankach linie kredytowe.

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-laskowski 23 marca 2019 20:24
23 marca 2019 21:22

Kredyt oferowany Tatarom poraża prostotą. Był to leasing koni. Konie były bardzo drogie. Za pożyczenie koni na wyprawę Tatar musiał oddać w rozliczeniu po powrocie połowę schwytanego żywego towaru. 

Ten mechanizm znamy także z książki profesora Dziubińskiego.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-laskowski @betacool 23 marca 2019 21:22
23 marca 2019 21:49

Skoro całki i różniczki niczym nie różniły się trzysta pięćdziesiąt lat temu od tych dzisiejszych, to i ówczesne usługi finansowe niczym się nie różniły od dzisiejszych. Pozostaje do ustalenia, czy bank udzielający leasingu mieścił się w Londynie, czy w Stambule, czy Amsterdamie, czy w Mediolanie, chyba że i to wiadomo.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @betacool
23 marca 2019 21:58

Ulryk Werdum część druga: Dziennik Wyprawy Polowej 1671.

27 sierpnia str. 220 (było tu w sprzedaży)

.

P.S.

czytałem, ale nie pomyślałem, aby zapiąć pasy.

zaloguj się by móc komentować

pike @betacool
23 marca 2019 22:00

Jeszcze niedawno była dostępna ksiązka Popławskiej o handlu czrnomorskimi niewolnikami...

https://www.poczytaj.pl/ksiazka/wloski-handel-czarnomorskimi-niewolnikami-w-poznym-sredniowieczu-danuta-quirinipoplawska,2403

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-laskowski 23 marca 2019 21:49
23 marca 2019 22:02

W Stambule Ojcem Chrzestnym był przez długi czas Józef Nasi. Wywodził swój kapitał z banków w Antwerpii.  Musiał stamtąd uciekać do Stambułu. Ponoć cały jego majątek po śmierci przejęli Turcy. Pytanie, czy rzeczywiście cały, skoro holenderski bilans handlowy z Turcją był na ogromnym plusie.

zaloguj się by móc komentować


betacool @pike 23 marca 2019 22:00
23 marca 2019 22:22

Dzięki za namiary. Nie znałem. Widzę kilka ciekawych pozycji o Wenecji, tyle że już niedostępne.

zaloguj się by móc komentować

pike @betacool
23 marca 2019 22:31

W Konstantynopolu miał swoją firmę wenecki kupiec Giacomo Badoer,

ale w latach 1436, 1440 (to taki Nasi jak na tamte czasy) handlował niewolnikami na duża skalę,

ponoć gustował w Czerkieskach...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @betacool 23 marca 2019 22:20
23 marca 2019 22:33

naprzykrzałem się niemiłosiernie

.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować