-

betacool

O koniach na wagę złota, o końskich penisach na wagę i o tym, jak na złoto zrobić kogoś w konia.

 

makulektura.pl

Makulektura nr 16

 

O koniach na wagę złota, o końskich penisach na wagę i o tym, jak na złoto zrobić kogoś
w konia.

 

Boris Bażanow: Byłem sekretarzem Stalina.

 

Czytam ja sobie kolejne pożółkłe stronice i odkrywam, że i Lenin i Stalin i nawet Władysław Uziembło zgodnie twierdzą, że masakra w kopalni złota firmy Lena Goldfields, była iskrą, która mocno już sponiewieraną ideę rewolucji rozdmuchała na nowo.

Wspomina to tym także Bażanow. Był to gość, któremu rewolucja zapewniła cudownie szybki awans. Nie chodził on co prawda w czarnej pelerynie, ale był na tyle błyskotliwy i miał na tyle dobre pióro, że w ciągu dwóch lat (1921-1923) przeskoczył od skryby mniej ważnych sowieckich oficjeli do notowania przemyśleń samego Lenina. Przy okazji był świadkiem bezwzględnych rozgrywek toczonych na Kremlu. 1 stycznia 1927 roku ucieka do Presji, stamtąd przez Indie do Francji.

W jego wspomnieniach (wydane w Polsce tylko w drugim obiegu w nieznanym nakładzie) znajdziemy dużo opowieści dotyczących brutalnej walki o władzę, ale my dziś zajmiemy się bojami o rzeczy nieco bardziej namacalne.

Z wpisu p.t. „Masakra w kopalni złota” pamiętamy, że przedrewolucyjna Rosja była światowym potentatem w produkcji żywności, ropy, złota i w hodowli koni.

O sektorze naftowym pisała Pantera. O klęsce głodu, która nastąpiła jeszcze w trakcie rewolucji wspomina Bażanow, ale o tym akurat wszyscy dość dobrze wiemy. A co się stało z końmi?

Wspomnienia Bażanowa okazują się w tym temacie bardzo pomocne:

„Jak się okazuje, po zakończeniu wojny domowej Biuro Polityczne stwierdziło, że decydującą rolę odegrała w niej konnica i dlatego też należy zwrócić uwagę na jej udoskonalenie. Jednakże hodowla koni w Rosji Radzieckiej została całkowicie zniszczona - całe pogłowie stadnin, w tym także i najlepsze reproduktory, uległy rekwizycji przez oddziały wojskowe i w rezultacie konie padły w trakcie działań wojennych. Aby zrekonstruować oddziały konnicy, trzeba było rozpocząć od zdobycia rasowych ogierów i odtworzenia hodowli.
W tym jednak okresie - a był to koniec 1920 r. i początek 1921 - żadne państwo nie uznawało władzy radzieckiej, nie istniała w ogóle normalna wymiana handlowa z zagranicą, nie sposób więc było deponować przeznaczonych na zakupy pieniędzy w zagranicznych bankach - byłyby one natychmiast obłożone sekwestrem z tytułu roszczeń cudzoziemców obrabowanych przez bolszewicką rewolucję. Co więc robić? Nie bez trudu, ale znaleziono sposób. Poprzez różnych podejrzanych handlarzy, za pośrednictwem których sprzedawano za granicę kosztowności pochodzące z grabieży dokonywanych przez władzę radziecką na wszelkiego rodzaju burżujach, udało się zorganizować kanał przerzutu pieniędzy i towarów, ogiery można było kupić w Argentynie - przez podstawionego szwedzkiego hodowcę, po czym można było przewieść je legalnie do północnej Szwecji, w pobliże słabo strzeżonej granicy rosyjskiej, i stamtąd przetransportować do Rosji. Na operację tę wyasygnowano 7 milionów dolarów w amerykańskiej walucie. Ponieważ nie można jej było przeprowadzić przez banki, pieniądze trzeba było przewieźć jakoś do Argentyny. Zawierzenie takiej sumy handlarzom byłoby bardzo ryzykowne, Biuro Polityczne postanowiło więc wykorzystać do tego celu pewnego starego, zaufanego bolszewika, nie pomnę - członka czy też zastępcę członka KC. Zaopatrzono go we wszystkie niezbędne dokumenty (fałszywe), zorganizowano długi łańcuch ochrony i wsparcia spośród agentów wydziału zagranicznego GPU, po czym wręczono mu dolary w dużych banknotach. Z tymi dolarami wyjechał i na jednym z etapów podróży nagle zniknął. Drobiazgowe śledztwo prowadzone przez GPU pozwoliło z całą pewnością stwierdzić, że nie padł on ofiarą nieszczęśliwego wypadku ani bandyckiego napadu. Udowodniono w sposób bezsporny, że dokładnie przygotował swoje zniknięcie, po czym nawiał razem z dolarami. Biuro Polityczne poleciło odnaleźć go za wszelką cenę i bez względu na koszty. Wszystkie poszukiwania nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Przepadł jak kamień w wodę.

Bażanow przezornie nie podaje nazwiska tego przepadłego członka KC, twierdzi, że tego nie ustalił z braku czasu i proponuje, by zagadkę rozwiązał któryś z historyków lub kremlologów.

Tak sobie fantazjuję, że mogło być inaczej. Jeśli ktoś znika z równowartością rocznej dywidendy ogromnej kopalni złota, to może mieć tak wpływowych znajomych, że zadzieranie z nimi byłoby na miejscu uciekającego przed komunistami emigranta, pociągnięciem równie mądrym jak próba zagrania solówki gitarowej na wąsach tygrysa.

Podobnie mają się również sprawy ze złotem. Tu też nie wszyscy będą zadowoleni ze szczegółów, które pojawiają się we wspomnieniach Bażanowa.

Zanim jednak do nich przejdziemy rozpoznajmy najpierw kto zarządzał kopalnią, w której pracowało kilkanaście tysięcy osób. Otóż przed feralną masakrą Lena Gold Partnership (Lenzoloto) należało do trzech głównych grup udziałowców. 46% Lenzoloto, znajdowało się w rękach rosyjskich biznesmenów, około 20%, znajdowało się w rękach brytyjskich przedsiębiorców. Pozostałe 30% należało do grupy inwestorów skupionych wokół rodziny Gintsburgów (Gunzburgów).

Chyba warto teraz wspomnieć, kim byli ci Gintsburgowie. Otóż byli to rosyjscy Żydzi, którzy wzbogacili się na dostawach dla carskiej armii i na handlu alkoholem. Potem założyli Gintsburg Bank, który był jednym z pierwszych prywatnych banków w Rosji. Jego głównym klientem był rosyjski rząd. Gintsburg inwestował także w budowę kolei, w rozwój uprawy buraków cukrowych i przetwórstwa na Ukrainie, gdzie rodzina posiadała obszerne grunty. Działalność banku obejmowała tworzenie firm ubezpieczeniowych i lokalnych banków akcyjnych. Firma mocno angażowała się w górnictwo – zwłaszcza wydobycie złota.

Gintsburgowie nie poprzestawali jednak na gospodarce. Gromadzili wokół swoich pieniędzy i finansowali działalność żydowskich i nieżydowskich artystów w Rosji. Pisarze (Turgieniew), kompozytorzy (Anton Rubinstein), krytycy sztuki, malarze, rzeźbiarze. Trudno odmówić rozmachu w kreowaniu rynku treści, a może nawet budowaniu doktryny skupionej wokół cara i szybkiego rozwoju gospodarczego.

Być może to o nich w lutym 1920 roku, pisał Winston Churchill w artykule „Syjonizm kontra bolszewizm”:

„ Rodzimi Żydzi rosyjscy, pomimo niedoli, którą cierpieli, zdołali odegrać zacną i pomyślną rolę w życiu narodowym Rosji. Jako bankierzy i przemysłowcy zawzięcie sprzyjali rozwojowi zasobów gospodarczych Rosji, będąc na czele przy tworzeniu owych szczególnych organizacji – Rosyjskich Spółdzielni Spożywców. W polityce, największego poparcia udzielali ruchom liberalnym i postępowym. Znaleźli się również pośród najzagorzalszych popleczników przyjaźni z Francją i Wielką Brytanią'.

Niestety przyjaźń z Anglią i Francją nie wystarczyła, by zapobiec krwawej masakrze nad Leną. Trudno doszukać się jakiś wiarygodnych opisów tego, co się tam wydarzyło. W każdym razie dominują wersje, że kilkanaście tysięcy robotników było traktowane w tej fabryce złota w sposób fatalny, a bezpośrednią iskrą, która wywołała wybuch było zgniłe mięso, a może nawet próba sprzedania w fabrycznym sklepie podrobów pod postacią końskiego penisa. Potem była pokojowa demonstracja niezadowolonych robotników, przypadkowy strzał, a potem strzelano do ludzi jak do kaczek.

Po całych zdarzeniach zarząd kompanii reprezentujący tak znamienitych właścicieli jak rosyjscy, angielscy i żydowscy kapitaliści nie mógł się dogadać z robotnikami, a ci gremialnie opuszczali kopalnię i zamienili się (tak twierdził Lenin) w apostołów niosących prawdę o masakrze i o koniecznej rewolucji. Słowem wydobycie złota gwałtownie spadło, a wrzenie rewolucyjne gwałtownie wzrosło i poplecznicy przyjaźni z Anglią i Francją zamiast liczyć miliony złotych rubli, liczyli wraz z Anglikami straty.

Ach któż z mógł to sprawić zapytacie. Ja tam nie będę się wypowiadał, żeby nie wyjść na jakiegoś pełnego uprzedzeń gościa. Sięgnijmy ponownie do artykułu Churchilla:

„…Ogólnoświatowy spisek w celu obalenia cywilizacji i przywrócenia społeczeństwa, którego podstawą będzie powstrzymanie rozwoju, zawistna wrogość i nieosiągalna równość, nieustannie rozprzestrzenia się (…). Był on główną przyczyną wszystkich wywrotowych ruchów dziewiętnastego stulecia; i wreszcie dziś ta banda niezwykłych osobowości z podziemia wielkich miast Europy i Ameryki schwyciła za głowę rosyjski naród, stając się praktycznie niepodważalnym panem ogromnego imperium'.

46-letni Winston był naprawdę w niezłej formie. Szkoda, że taki brawurowy manifest nie znalazł się w tematycznej „Szkole Nawigatorów”. Poddaję w każdym razie na przyszłość pod uwagę.

Ale to nie koniec złotej sagi. Jak ktoś miał kiedyś złoty róg sypiący milionami rubli, a teraz ostał mu się ino sznur, to nadal do tych milionów będzie wzdychał i będzie się układał z samym diabłem, żeby tą kruszcowo-konopną metamorfozę jakoś odwrócić.

Co się dzieje? Ano Lena-Goldfields postanawia wrócić na stare śmieci.

No i tu na dłużej oddamy głos Bażanowowi, ale opowieść jest tak niezwykła, że naprawdę warto.

„Do firm, które dały się nabrać na złodziejską politykę ZSRR w sprawie koncesji, należała firma angielska Lena - Goldfields.

Przed rewolucją firma ta była właścicielem świetnych złotodajnych terenów nad Leną. Rewolucja październikowa pozbawiła ją tych terenów. Kopalnie zamknięto, sprzęt się rozpadł - wszystko uległo zniszczeniu. Po wprowadzeniu NEP-u bolszewicy umieścili te tereny na liście koncesji. Firma podjęła rozmowy. Bolszewicy zaoferowali nader korzystne warunki. Firma miała sprowadzić nowy sprzęt - koparki itd., zorganizować wydobycie. W zamian za to mogła dysponować niemal całym wydobytym złotem na bardzo dogodnych warunkach, odstępując bolszewikom tylko niewielką część kruszcu po cenach obowiązujących na rynkach światowych. Bolszewicy, co prawda, wprowadzili do umowy punkt, zgodnie z którym wydobycie powinno przekraczać pewne określone minimum miesięczne; jeśli spadnie ono poniżej tego minimum, umowa zostanie zerwana, a sprzęt przejdzie na własność ZSRR. Władze radzieckie nie miały kłopotów w wytłumaczeniu posiadaczom koncesji, że ich główną troską jest jak największe wydobycie i że muszą zabezpieczyć się na wypadek, gdyby koncesjonariusze zechcieli z jakichś sobie wiadomych powodów "zamrozić" kopalnie. Firma uznała to zastrzeżenie za całkowicie logiczne i ochoczo przystała na ten punkt - jej plany nie przewidywały zamrażania kopalni, przeciwnie - zmierzały do możliwie największego wydobycia.

Przywieziono drogie i skomplikowane kompletne wyposażenie, angielscy inżynierowie zorganizowali pracą i kopalnie ruszyły pełną parą. Gdy Moskwa uznała, że nadszedł właściwy moment, kanałami partyjnymi przekazano odpowiednie dyrektywy i oto "ni z tego, ni z owego" robotnicy kopalń "zbuntowali się". Na zebraniu załogi zażądali, by angielscy kapitaliści zwiększyli im płace, ale nie o 10% czy 20%, tylko dwudziestokrotnie. Było to absolutnie niemożliwe. Żądaniom tym towarzyszyły też inne - równie bezsensowne i nierealne. Ogłoszono strajk całej załogi.

Przedstawiciele firmy pobiegli do radzieckich władz terenowych. Grzecznie wytłumaczono im, że mamy tu władzą robotniczą i że robotnicy mogą robić to, co w swoim interesie uznają za stosowne. W szczególności władze w żadnym wypadku nie mogą wtrącać się do konfliktu robotników z przedsiębiorcami i radzą, rozstrzygnąć sprawę drogą polubownego porozumienia, osiągniętego za pomocą pertraktacji ze związkami zawodowymi. Rozmowy ze związkami zawodowymi nie przyniosły, oczywiście, żadnego rezultatu; zgodnie z tajną instrukcją Moskwy związek nie szedł na żadne ustępstwa. Przedstawiciele firmy zwrócili się do władz centralnych. Tam usłyszeli to samo - u nas robotnicy są wolni i mają prawo walczyć o swoje interesy w taki sposób, jaki uznają za stosowny. Strajk trwał, czas uciekał, urobku nie było i Główny Komitet d/s Koncesji zaczął przypominać firmie, iż na mocy wyżej wspomnianego punktu umowa zostanie zerwana i firma straci wszystko, co wwiozła.

Wówczas firma Lena-Goldfields pojęła, że ma do czynienia z ordynarnym oszustwem i że najzwyczajniej w świecie została nabita w butelkę. Odwołała się więc do rządu angielskiego. Problem dyskutowano w Izbie Gmin. Prokomunistyczna Labour Party i jej lider McDonald byli zachwyceni, że jest wreszcie kraj, w którym robotnicy mogą rzucić chciwych kapitalistów na kolana, a władze występują w obronie robotników. W efekcie debaty rząd angielski wystąpił z nota do rządu radzieckiego.

Notę omawiano w Biurze Politycznym. Odpowiedź zredagowano w podobnie szalbierskim stylu - władze radzieckie nie widzą; możliwości ingerowania w konflikt między związkami zawodowymi a przedsiębiorcami, robotnicy w Związku Radzieckim mogą robić, co chcą. Podczas dyskusji głos zabrał Bucharin; czytał w prasie angielskiej doniesienia o debacie w Izbie Gmin i najlepsze jest to, że ci kretyni z Labour Party biorą nasze argumenty za dobra monety; ten dureń McDonald wygłosił płomienną filipikę w tym duchu, w pełni usprawiedliwiając nasze poczynania i oskarżając firmę; proponuje wysłać towarzysza McDonalda na stanowisko sekretarza gminnego do Kysztymu, a na premiera do Londynu wysłać Miszę Tomskiego. Rozmowa nabiera żartobliwego charakteru i Kamieniew, który przewodniczy posiedzeniu, chcąc przywrócić dyskusji powagę,, przerywa Bucharinowi mówiąc półżartem: Wnioski proszę składać na piśmie. Bucharin, nie tracąc humoru, bierze kartkę papieru i pisze:

Decyzja Sekretariatu KC WKP(b) z dnia...

Mianować tow. McDonalda sekretarzem komitetu gminnego w Kysztymie, zapewniając mu przejazd na jeden bilet z tow. Urqukartem.

Tow. Tomskiego mianować premierem w Londynie, uposażając go jednocześnie w dwa sztywne kołnierzyki.

Kartka przechodzi z rąk do rąk. Stalin dopisuje: Popieram. J. Stalin, Zinowiew nie zgłasza sprzeciwu. Jako ostatni "głosuje" Kamieniew i przekazuje mi kartkę do zaprotokołowania. Kartkę tę przechowuję w swych papierach.

Gdyby opublikować to w prasie, byłby to silny cios w tych bezmózgich prokomunistów i w McDonalda. Trzeba to jednak zrobić mądrze. Na razie nie wiem jak.

Pewnego pięknego dnia w Simli oczekiwałem wraz ze swym przypadkowym partnerem do gry w tenisa na zakończenie toczącej się gry i zwolnienie kortu. Moim rozmówcą jest rudy Irlandczyk. Wie, kim jestem i zadaje pytania na temat Rosji Radzieckiej. Po pięciu minutach rozmowy nabieram przekonania, że jest to człowiek bardzo mądry, bystry, doskonale orientujący się w sprawach Rosji. Pytam innych graczy, kto to taki. Dowiaduję się, że jest to O'Hara - minister spraw wewnętrznych Indii. Oto właściwy człowiek - jego można zapoznać z bucharinowską notatką. Mówię, że mam do niego ważną sprawę. Ustalamy spotkanie na następny dzień.

Po przybyciu do niego pokazuję mu kartkę, tłumaczę treść na angielski i wyjaśniam, o co chodzi. Czy może pan przekazać ją naszemu rządowi? Odpowiadam, że taki właśnie mam zamiar. A czy mógłby pan sporządzić dla nas notatkę wyjaśniającą, jak się to wszystko odbyło? - Oczywiście, że tak. - Nie wyobraża pan sobie, jaką przysługę oddaje pan Anglii - mówi O'Hara. Kartka z wyjaśnieniem jedzie do Londynu.

Ani w Indiach, ani później we Francji nie natrafiłem jednak w prasie na najmniejszą wzmiankę na ten temat. Moim zdaniem, angielski rząd torysów powinien wykorzystać okazję i przekazać notatkę do prasy. Byłby to silny cios dla prokomunistów. W prasie nic się jednak nie ukazało.

Później, będąc już we Francji, miałem okazję rozmawiać z pomocnikiem szefa Intelligence Service [...]. Opowiadam mu o dokumencie, który wręczyłem O'Harze, i mówię, że byłoby szkoda, gdyby zaginął gdzieś w szufladzie biurka. Powiada, że nie słyszał o takim dokumencie, ale gdy przyjedzie do Londynu, zapyta o to swego szefa. Po pewnym czasie, powróciwszy z Londynu, opowiada mi o losie tej notatki.

Dokument, znalazłszy się w Londynie, trafił wprost do premiera. Zamiast przekazać go do prasy premier postąpił znacznie mądrzej. Wezwał do siebie szefa Intelligence Service i powiedział mu: Niech pan będzie tak dobry i poprosi o audiencję u lidera opozycji, pana McDonalda. W czasie spotkania w cztery oczy proszę mu przekazać do rąk własnych dokument, który otrzymałem. Uważam, że skoro dokument ten dotyczy osobiście pana McDonalda, powinien być przekazany właśnie jemu.

Dokument zrobił na McDonaldzie ogromne wrażenie. Był to człowiek niezbyt wysokiego lotu, ale niezwykłej przyzwoitości. Był twórcą i niepodważalnym przywódcą angielskiej partii socjalistycznej. Miał pełne zaufanie do rosyjskiego bolszewizmu i popierał go na wszelkie sposoby, popierał bezinteresownie i z przekonaniem. Teraz dowiedział się, co Moskwa o nim myśli, dowiedział się tego z dokumentu, którego autentyczność nie ulegała wątpliwości. Bardzo przeżył ten cios, na jakiś czas zrezygnował z działalności politycznej i wyjechał do rodzinnej Szkocji. Później zaś, kiedy to wszystko przetrawił, stał się równie przekonanym antykomunistą i próbował pociągnąć za sobą całą partię (…)”.

Po tym całym zamieszaniu następują jakieś międzynarodowe arbitraże, bo angielscy inwestorzy mają złudzenia, że coś tu się jeszcze da dla siebie ugrać.

Ale to były tylko złudzenia. Już 1919 roku Rosja Radziecka zawarła umowy z firmami amerykańskimi. Największym zleceniem były dostawy żywności za 10 mln dolarów, kolejne 15 mln poszło na buty, odzież, prasy drukarskie (4,5mln!!!) i maszyny. Za te dostawy trzeba było jakoś zapłacić, a carskie złoto już się powoli kończyło.

Największy w przedrewolucyjnym świecie producent żywności, kraj z największą ilością koni musi teraz płacić złotem (którego przed rewolucją miał aż w nadmiarze) za towary, których produkował w nadmiarze.

Jak ktoś grał w Cywilizację Meiersa, to wie, że to prawdziwy majstersztyk.

No i dla wszystkich jest chyba jasne, że w tym układzie kopalnie złota nie mogły należeć do Anglików, bo ci za „ekstrawaganckie” zakupy radzieckich towarzyszy u Amerykanów swoim złotem zapłacić, by przecież nie chcieli.

A tu dla pasjonatów, którzy uznają, że warto przebijać się przez drugoobiegowe drukarstwo i książkę, której w obiegu prawie nie ma.

http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=45865448&order=m

 

 



tagi: bażanow rewolucja stalin lena goldfields  

betacool
21 września 2017 10:26
3     5210    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

KOSSOBOR @betacool
21 września 2017 12:16

Extra. Czytałam tego Bażanowa w owym czasie i juz zupełnie, i szczęśliwie o tym zapomniałam. 

Ciekawa jest historia rasy budionnowskiej, utworzonej we wczesnych Sowietach na bazie klaczy dońskich krytych ogierami pełnej krwi /anglikami/. Więc jednak jakos do tych ogrów Sowieci dotrali. To było już po wojnie z Polską, przeto może mieli te ogiery z rabunku polskich majatków i stadnin? 

Tu opowieść sentymentalna o jednym wałachu budionnowskim :)

http://kossobor.neon24.pl/post/50273,kabul-dziwny-kon

zaloguj się by móc komentować

betacool @KOSSOBOR 21 września 2017 12:16
21 września 2017 12:32

No ja bym nawet nie podejrzewał, że z klaczy dońskich krzyżowanych z anglikami pełnej krwi takie indywidua się rodzą...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @KOSSOBOR 21 września 2017 12:16
25 września 2017 02:33

Proszę Pani to jest piękne (t.j. Kabul dziwny koń).

Miałem dziś nie trezonować. Ehh !

@betacool

!!! Tak.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować