-

betacool

O polskim "Szakalu" i Józi, co nie chciała Niemców.

makulektura.pl

Makulektura nr 19

 

O polskim „Szakalu” i Józi, co nie chciała Niemców.

 

Ludwik Krzywicki: Wspomnienia t.1

 

Mamy jeszcze jeden wątek, który obiecywałem rozwinąć przy okazji gawędy o wspomnieniach Marty Hauptmann. Była w nich mowa o Polce, która sprawiła, że serce Carla Hauptmanna wpadło w dość uciążliwy dla jego małżonki rezonans. Tą naszą rodaczką była Józefa Krzyżanowska. Jedna z niewielu (bodajże trzech w owym czasie) studentek na uniwersytecie w Zurychu.

Daruję sobie opisy sercowych perypetii w tym uczuciowym trójkącie. Dodam tylko tyle, że Marta Hauptmann napisała o Józefie, że nosiła w sobie „znamię wielkiej łagodnej mądrości, pełnej czystej, swobodnej moralności i pogodnego i przejrzystego zdecydowania”.

Ja nie podejmuję się rozstrzygać co oznacza w tym ciągu logicznym triada: „czysta, swobodna moralność”, ale przyjmijmy, że nadwyrężone uczuciowymi perypetiami kobiece serce i głowa mogą w jakiś cudowny sposób takie pojęcie ogarnąć.

Te piękne słowa o Józefie pojawiły się jednak, jak było po tak zwanych ptakach, to znaczy w momencie, gdy nasza rodaczka napisała do Carla, żeby ten „przyhamował ogniste strumienie uczuć” i żeby pozostał na etapie „utrwalania więzów przyjaźni”.

Dodajmy, że ów list nie pozostawał bez związku z faktem, że Józefa Krzyżanowska była już w owym czasie zaręczona.

Był to fakt niezwykle donośny, bo nie macie nawet pojęcia kto w owym czasie zabiegał o jej względy. Po kolei:

- Carl Hauptmann – student ale żonaty, przyszły zawód: niedoceniony pisarz,

- Gerhard Hauptmann – zwlekający nieco z ożenkiem przyszły kolekcjoner nastolatek i nagród literackich (w tym Nobla),

- Gabriel Narutowicz – student z Polski, przyszły świetny wykładowca, inżynier, potem krótko prezydent RP,

- Teodor Kodis – student medycyny.

Tego czwartego mało kto z Was zna, a w sumie na pewien wzgląd jednak zasługuje. Ja w każdym razie, być może nieco na wyrost, a być może pod wpływem ostatnio oglądanej amerykańskiej wersji „Szakala”, pozwoliłem go sobie polskim "Szakalem" nazwać.

To skojarzenie nie jest tak całkiem nieuprawnione, ponieważ we wspomnianym filmie Bruce Willis, czyli ów Szakal, zleca konstrukcję czegoś, co jest skrzyżowaniem karabinu snajperskiego z małym działkiem. Ma to coś, ultranowoczesny celownik, duży zasięg i ogromną siłę rażenia. A teraz porównamy sobie, czy moje skojarzenie było choć trochę adekwatne. Skorzystamy tu z najlepszego możliwego przewodnika, po ówczesnych zaułkach postępowej Europy, czyli z pierwszego tomu wspomnień Ludwika Krzywickiego (ech nie wiem ile razy będę się jeszcze musiał przeprosić, z tym pełnej wybuchowej do dziś amunicji, działem…, sorry - dziełem):

Kodis był wtedy zajadłym terrorystą, zgodnie z całym programem Narodnej Woli. Okazało się, iż poza medycyną pracuje nad przyrządem śmiercionośnym dla cara. Znaleźć taki aparat w rodzaju jakiejś małej armatki, strzelający na kilometr jakiś, ale który przy pomocy szkieł dałoby się tak nastawić, iż pocisk trafiłby w cara. Były to marzenia człowieka mało obznajmionego z trudnościami technicznymi dla takiego narzędzia, przy założeniu, iż odległość narzędzia od osoby, przeciw której pocisk ma być wymierzony, nie była znana. Poczciwy do szpiku kości, ideolog czystej wody, straszył ludzi swoją, ponurą twarzą otoczoną ciemnym zarostem, i jakimś wzrokiem, którego dzisiaj nie umiem zdefiniować, ale który, jak wiem o tym z rozmów, ciążył na każdym, kto z nim rozmawiał. Ironicznie przezwaliśmy go „czarnym charakterem”, za co nie obrażał się. Żył bardzo skromnie, niemal poniżej poziomu. Każdy grosz był liczony. Z hasłami terrorystycznymi nigdy się nie rozstał. On był inicjatorem przygotowań, które skończyły się na Zurichbergu śmiercią Demba i wyrwaniem łydki Aleksandrowi Dębskiemu. A podczas rewolucji 1905-6 roku jako lekarz w Minsku utrzymywał bardzo żywe stosunki z terrorystami rosyjskimi (…)”.

Muszę przyznać, że ja jestem pod wrażeniem. Jedna strona książki, jedna osoba i dwóch cesarzy, którzy mają zginąć… To dopiero Narodna Wola…

Tak zupełnie przy okazji przypomniał mi się artykuł Pantery o pladze, która wymiotła większość europejskich monarchii, ale w którym chyba nie było mowy nawet o teoretycznym wkładzie Polaków w to dzieło:

http://rozowypanther.blogspot.com/2017/05/fatima-portugalia-krolobojcy-i-salazar.html

Wróćmy jednak do naszych nieco mniej panoramicznych obserwacji.

Myślę, że Józefa wzięła pod uwagę, dość dosłowną wybuchowość natury swego narzeczonego i ten jego ciężki wzrok. Wyobrażacie sobie takiego jegomościa, dowiadującego się o zadzierzgnięciu przez narzeczoną czegoś innego niż węzełek przyjaźni?

Krótkie bumtararabu - Carla nie ma tu…

Przystańmy na chwilę i uporządkujmy przytoczone przez Krzywickiego fakty. Aleksander Dębski eksperymentował w tak zwanym plenerze z ładunkami wybuchowymi. Jego towarzysz – niejaki Dembo zginął w tych nielaboratoryjnych warunkach, poszatkowany przez wybuch. Dębskiemu udało się dowlec i przekazać wiadomość o wypadku polskiej studentce.

Jedyną polską studentką była w owym czasie w Zurychu Józefa Krzyżanowska. Coś mi się wydaje, że była świeżo po ślubie z Teodorem i być może przez wzgląd na ukochanego, to nie on poszedł do szpitala odwiedzić mocno nadszarpniętego pirotechnika.

Poszedł tam… Gabriel Narutowicz i bez zbędnej zwłoki został zaangażowany do roli, którą znamy z filmu „Nikita” – czyli do roli „czyściciela”. Gabriel miał usunąć wszelkie kompromitujące materiały z mieszkania Dębskiego. Spełnił tę prośbę, ale aresztowania objęły całą grupę studentów obcokrajowców. Narutowicz poszedł na krótko do aresztu, a dzięki aktywności rosyjskiej ambasady do Rosji wjechać już nie mógł.

Krzywicki docenił to poświęcenie i po latach o Narutowiczu napisał tak:

„Był człowiekiem pięknego charakteru i niezmiernej dobroci, ale człowiek zręczny mógł go owijać około swego palca jak chciał”.

Warto zapamiętać tę krótką charakterystykę, bo niedługo przyjdzie nam do niej wrócić.

Cóż potem? Teodor Kodis uciekł do Ameryki. Za nim ruszyła jego małżonka – Józefa Krzyżanowska-Kodis.

Narutowicz został w Szwajcarii i zrobił tam piękną karierę. Najpierw skończył naukę na politechnice, potem pracował w firmach budowlanych, by wkrótce założyć własną firmę, a na koniec rozpocząć nauczanie studentów. Ułożył sobie także życie prywatne. Nie jestem przekonany, czy do końca szczęśliwie, bowiem w 1901 roku ożenił się z Ewą Krzyżanowską - siostrą naszej kochanej Józi. 

Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie pewne okoliczności, które poznamy na samym końcu.

***

Wróćmy do naszego mocnego niedoszłego „Szakala”.

Po tak imponującym wprowadzeniu przez Krzywickiego na karty jego wspomnień, wydawać by się mogło, że będzie to jeden z głównych bohaterów tej dokumentalnej prozy.

Okazuje się, że jednak nie. Odnajdujemy jeszcze tylko jedno barwne wspomnienie o Teodorze Kodisie, gdy podczas rewizji skrywał w kalesonach terrorystyczną bibułę. Tyle, potem facet znikł ze wszystkich ówczesnych radarów jak rasowy szakal.

Wiemy, że w Ameryce zahaczył o Chicago i St. Louis. Akurat w tym drugim mieście dość znaczącą postacią był teść opisywanego przeze mnie brata profesora Avenariusa (ten od komuny artystycznej na wyspie Sylt).

Kodisowie po latach (1901) wrócili do Mińska, który wtedy był jeszcze bardziej Litewski niż białoruski. Więcej wiadomo o działalności Józefy, która kontynuowała pracę naukową (zakładała uniwersytet ludowy), jednocześnie bardzo aktywnie działała na rzecz emancypacji i równouprawnienia kobiet. Była także zaangażowana w ruch pacyfistyczny.

Przegrzebałem wszystkie książkowe wspomnienia, które posiadam (jest tego trochę) i o Teodorze nie zająknął się nikt. Prwaie nikt. Tylko Ludwik Hass wspomina króciutko, że Teodor jeszcze w Ameryce został masonem i po powrocie do Mińska działał w loży „Wielki Wschód Ludów Rosji”.

Po przeszukaniu internetu znalazłem jeszcze tylko jego datę i miejsce śmierci.

Teodor Kodis zmarł 9 lipca 1917 w Kisłowodzku.

Przetrzepałem tomiszcze streszczające historię rosyjskiej wojny domowej i powiem tylko tyle. Latem 1917 roku w Kisłowodzku i okolicach trudno było o naturalny zgon, bo siekli się tam bolszewicy z kozakami i góralami, że hej. Do tego cały czas miały miejsce dość intensywne zabiegi inwestorów zagranicznych o zachowanie swoich wpływów. Słowem podkaukaska beczka prochu.

Znalazłem jeszcze, że ów Kisłowodzk bardzo metaforycznie pojawia się w „Mistrzu i Małgorzacie”. Berlioz wypowiada bowiem życzenie wybrania się do tejże miejscowości, a za chwilę ginie zdekapitowany przez tramwaj.

Jeśli poszukamy trochę głębiej, to odnajdziemy kolejny bardzo ciekawy ślad.

Otóż Adolf Lortsch – pierwowzór powieściowego „Panicza” z powieści Heleny Mniszkówny był w owym czasie osobą, która inwestowała w uzdrowiskowe biznesy w Kisłowodzku ogromne pieniądze. Tenże Adolf poprzez małżeństwo z dużo starszą od siebie wdową po baronie Budbergu stał się dzierżawcą pól naftowych w Czeczenii. Dostawał za to od Amerykanów sto tysięcy dolarów rocznie. Po ślubie państwo Lortschowie wyjechali do Kisłowodzka, gdzie Adolf został prezesem Towarzystwa Kaukaskiego. Wszystkie pieniądze pochodzące z dzierżawy pól naftowych lokował w rozbudowę tego miasta – kurortu. Wkroczenie na Kaukaz bolszewików przerwało tą sielankę. Para rentierów uciekła do Nicei. Jeszcze czas jakiś Amerykanie płacili za dzierżawę, ale w końcu zerwali umowę. Po śmierci żony w 1931 roku, Adolf powrócił do Polski. Nadal był bardzo bogatym człowiekiem. Pieniądze na niewiele się jednak zdały w czasie okupacji. W maju 1940 roku Adolf Lortsch został aresztowany przez hitlerowców i oskarżony o agenturalną współpracę z Anglikami. Rodzina próbowała go wykupić, ale bez skutku. W czerwcu 1940 roku Lortsch został rozstrzelany w Palmirach.


***

Wiem, że opowieść się wydłuża, a wątki rozbiegają się niczym mrówki po stringach Telimeny, ale musimy jeszcze coś dodać.

Poświęćmy jeszcze chwilę naszemu dobrodusznemu Gabrielowi. Nie myślcie bowiem, że wrócił on do niepodległej Polski na ochotnika.

Pierwsze wezwanie do kraju otrzymał 10 marca 1919 roku. Minister oświaty w rządzie Ignacego Paderewskiego Jan Łukasiewicz zwrócił się do niego z prośbą o objęcie katedry budownictwa wodnego na Politechnice Warszawskiej. Narutowicz odmówił.

Potem gabinet Paderewskiego chciał rozwiązać tragiczną sytuację kraju chwytając się półśrodków, czyli próbą zdobycia dla Polski sztabu odpowiedzialnych fachowców, w tym także Narutowicza.

Do wysondowania Narutowicza został wysłany Mościcki, a 15 maja 1919 roku sporządzono oficjalny list zapraszający Gabriela Narutowicza do Warszawy. Jednak i tym razem Narutowicza zatrzymały w Szwajcarii sprawy zawodowe. Miał sporo starych i nowych zobowiązań wobec rządu szwajcarskiego i różnych firm świata. Trwała także tragedia rodzinna. Jego żona Ewa dogorywała bowiem na raka. Narutowicz zaoferował swoje usługi tylko jako ekspert. W lutym 1920 roku żona umarła.

Bardzo szybko po jej śmierci - już 23 czerwca 1920 roku Gabriel Narutowicz został nominowany na ministra robót publicznych.

Tu można by stwierdzić, że przecież nie jest to rzecz dziwna, bo po śmierci żony nic Narutowicza w Szwajcarii nie trzymało. Ale nie jest to chyba do końca prawda.

Otóż Gabriel wrócił do Polski na pensję niższą od tej, którą w Szwajcarii dostawał jego lokaj.

To nie wszystko. Narutowicz jechał objąć funkcję w ministerstwie, w którym od 1919 roku pracowała pewna wdowa.

Była nią dawna miłość Gabriela – Józefa Krzyżanowska – Kodis. Pracowała tam na stanowisku bibliotekarki...

Podobno po powrocie do Polski, Gabriel zdążył jej się oświadczyć kilka razy.

Ale o tym, już przy kolejnej makulekturze.

 

Tym razem dla chętnych pierwszy tom wspomnień Krzywickiego.

http://allegro.pl/uzytkownik/makulekturapl?order=m

 

A ja muszę jeszcze skorzystać z okazji, podziękować za inspirację i polecić linki, które ewidentnie mi pomogły w poskładaniu tej historii.

http://spojrzenie-z-prowincji.blogspot.com/2013/11/efekty-grzebania-w-archiwaliach.html

http://sciaga.pl/tekst/6862-7-narutowicz_gabriel

http://www.wiescisokolowskie.pl/niezwykle-losy-panicza,0KiS5UKBnGlk1819VD0kM0q8680433LX74xiZHL72H9m9tGQs7.html



tagi: kodis narutowicz hauptmann 

betacool
25 października 2017 00:14
17     2374    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

KOSSOBOR @betacool
25 października 2017 02:56

Kodis był w kole polskim podczas studiów i miał fioła na punkcie tego "przyrządu śmiercionośnego" dla cara. W tym kole polskim był wewnętrzny krąg zjadłych rewolucjonistów, do którego należał Krzywicki, Kodis, Kasprowicz Jan - przyszły poeta, Frenkel, Trzpiński i Kurowski. 

Trochę o tym tu:http://kossobor.neon24.pl/post/135328,milieu-mauzolea-i-dola-ludu-pracujacego-miast-i-wsi

zaloguj się by móc komentować

betacool @KOSSOBOR 25 października 2017 02:56
25 października 2017 09:01

Ja zainspirowany tym artykułem bardzo szybko nadrobilem pamietnikarską zalegość - słowem kupiłem wspomnienia Kasprowiczowej. Ona też z mężem pisarzem miała niezłe przejścia i to jest  materiał na bardzo ciekawy wpis.

Ale tu - przy Narutowiczu najbardziej kłuje mnie w oczy fakt, że w sumie los człowieka, śmierć człowieka i ogromne związane z nią propagandowe i polityczne konsekwencje, związane były w dużej mierze z tak błahym zdarzeniem jak zatrudnienie bibliotekarki.

Ależ ten los bywa przewrotny. Ale o tym, że trochę trzeba mu czasami pomóc, napiszę wkrótce.

 

zaloguj się by móc komentować

bolek @betacool
25 października 2017 09:44

"Tą naszą rodaczką była Jadwiga Krzyżanowska."

Jak zwykle super wpis.

W sumie szczegół ale jak próbuję zgłębiac temat na własną rękę to trochę to utrudnia :(

W wiki zamiast Jadwigi jest Józefa https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zefa_Krzy%C5%BCanowska-Kodisowa

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
25 października 2017 10:03

Jasne że Józefa. Jakaś taka pomyłka freudowska. Miałem babcię Jadzię i Józefę do tej drugiej ta historia nie pasowała wcale. Już to zmieniam. 

 

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @betacool
25 października 2017 10:04

Bardzo ciekawy wpis, świetnie się to czyta.

zaloguj się by móc komentować

betacool @bolek 25 października 2017 09:44
25 października 2017 10:08

Wielkie dzięki. Miło, że ktoś czyta i sprawdza. 

zaloguj się by móc komentować

bolek @betacool 25 października 2017 10:03
25 października 2017 10:13

BTW to nie była jakaś uwaga do Ciebie czy coś.

Chodziło mi tylko o wyjaśnienie kwestii czy wiki "mataczy" czy o co chodzi.

Parę razy już mi się zdarzyło, że info w wiki "trochę" odbiegało od tzw faktów.

 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool 25 października 2017 09:01
25 października 2017 12:09

To nie jest właściwie szczególnie ważne dla publiczności - te stosunki pośród państwa Kasprowiczów. Marusia nawija nam makaron na uszy w tych swoich wspomnieniach. Wspomnienia - to wspomnienia i należy do nich podchodzić z duuuużym dystansem.  Ale ślady tego, o czym Pan pisze można szczątkowo znaleźć we wspomnieniach innych ludzi z tamtego kręgu. Nawet w felietonach zakopiańskich Makuszyńskiego. W nich - Marusi w ogóle nie było, tylko Kasprowicz w knajpach. W tym tomie wspomnień Krzywickiego, o który się oparłam, jest bardzo kąśliwy opis poczynań /pozamałżeńskich, "krzakowych"/ Kasprowicza, włożony w usta Guta. Krótki a dosadny. 

Fakt, szczegóły o Narutowiczu to dla mnie novum. Dzięki :)

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @betacool
25 października 2017 13:08

Normalnie szok. Dziękuję.

 

"Ja nie podejmuję się rozstrzygać co oznacza w tym ciągu logicznym triada: „czysta, swobodna moralność”, ale przyjmijmy, że nadwyrężone uczuciowymi perypetiami kobiece serce i głowa mogą w jakiś cudowny sposób takie pojęcie ogarnąć."

Sądzę, że chodzi o czystą, zwierzęcą moc lwa salonowego, który może 60 razy dziennie i robi to lepiej niż inne lewki.

 

zaloguj się by móc komentować

boomerang85 @betacool
25 października 2017 13:47

"Otóż Gabriel wrócił do Polski na pensję niższą od tej, którą w Szwajcarii dostawał jego lokaj."

A czy to nie jest przypadek podobny jak z naszym "superpremierem" Morawieckim? Nie wiem co prawda, czy miał lokaja, czy nie, ale gdzieś obiło mi się w uszy, że w porównaniu z tym, co zarabiał wcześniej jest na pensji głodowej.

Dobrą robotę pan robi i zawsze czytam pana artykuły.

Przeczytałem jakieś 20 stron wspomnień Daszyńskiego i tam jest napisane, że w tej Narodnej Woli działał Polak (nie pamiętam imienia i nazwiska), który pod koniec XIX w. zamordował cara, o czym oczywiście uczono mnie w szkole:)

Dziękuję za ciekawy artykuł i czekam na następne

zaloguj się by móc komentować

betacool @boomerang85 25 października 2017 13:47
25 października 2017 19:05

Wspominki Daszyńskiego odegrają pewną rolę w kolejnym odcinku, ale będzie również o protoplaście niektórych toposów prozy iberoamerykańskiej, popularnie zwanego Ziukiem. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 25 października 2017 09:01
25 października 2017 23:02

No właśnie. Grunt to dobra polityka kadrowa, że tak powiem. Krówki dla kadrówki.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
25 października 2017 23:03

Te twoje znaczki na obrazku firmowym też są świetne. Medytowałem je przez chwilę. I owszem układają się.

zaloguj się by móc komentować


betacool @betacool
25 października 2017 23:34

Ten jest dość ciekawy, jak już o Narutowiczach rozprawiamy.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 25 października 2017 23:34
26 października 2017 16:33

Ale numer. Lietuva dla Narutowicza. 

Przecież ta historia z Józią bibliotekarką i Narutowiczem który dla niej rzuca wszystko to doskonały sjerceszczipatielnyj roman. Trochę może byś na nim zarobił. Ludzie przecież wszyscy nieszczęśliwi kochankowie rozpływaliby sie. I jeszcze ta Lietuva. A on tam wogóle bywał, oprócz wczesnego dzieciństwa?

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 26 października 2017 16:33
27 października 2017 16:00

To brat Narutowicza, który jako jedyny Polak podpisał akt niepodległości Litwy.

Ciekawy życiorys zakończony samobójstwem.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować