-

betacool

Ojciec Samochodzik wśród Krzyżaków.

Niedzielne cudka z Beta-ogródka

Ojciec Samochodzik wśród Krzyżaków.

 

To było dawno temu. Ale nie tak dawno, by o tym nikt nie pamiętał. Będąc od niedługiego czasu ojcem trójki dzieci przemieszczałem się wraz z całą rodziną samochodem na północ. Nazywając rzecz nieco konkretniej, jechaliśmy z Krakowa na Mazury, by tradycyjnie spędzić tam część wakacji. Trasa jak wiecie dość długa, a drogi były jeszcze zupełnie nietknięte błogosławieństwem europejskich funduszy. Cały wyjazd wyglądał więc mniej więcej w ten sposób, że najmniejsze dziecko spało, a jak się budziło to było najspokojniejsze z trojga, ale tylko dlatego, że nie umiało jeszcze wymówić frazy: „Daleko jeszcze?”. Pozostała dwójka była na tyle duża żeby mało spać i odpowiednio często zadręczać nas tymże pytaniem: „Daleko jeszcze?”.

Przyznam, że ostatnie sto kilometrów, to była klasyczna masakra, bo już nam (rodzicom) brakowało pomysłów na zabawy słowne. Postanowiłem więc, że wezmę sprawy w swoje ręce i zacząłem gawędę o Krzyżakach. Coś tam pamiętałem z historii, coś tam pamiętałem z Sienkiewicza, a jeszcze trochę treści ze zwiedzania różnych warmińsko-mazurskich zamków i muzeów.

Potoczyła się więc gawęda, a dzieciaki o dziwo pytały o coś czasem, ale fraza „Daleko jeszcze?” już się pojawiać przestała, a przecież przejechaliśmy ładnych pięćdziesiąt kilometrów. Ściemniło się w międzyczasie. Ja chyba już też musiałem nieźle ściemniać, ale gładko pruliśmy mrok, z każdą minutą zbliżając się w stronę wyznaczonego celu (tak nam się przynajmniej zdawało).

Ni stąd ni zowąd zaczęło się robić jakby trochę jaśniej, a zupełnie nagle w aucie zapadła grobowa cisza. Wszyscy w absolutnym milczeniu patrzyli na coś w co zupełnie nie mogli uwierzyć.

 

Przyznam się Wam, że to było naprawdę coś niewiarygodnego. Chyba mniej bym się zdziwił, gdybym uchylił pokrywę szamba i ujrzał pod nią rusałkę pluszczącą się w źródlanej wodzie, niż w to, co miałem przed oczami.

Innymi słowy, mogłoby mi się zdarzyć, że podnoszę pokrywę szamba po pijaku, ale nigdy po pijaku nie wiózłbym mojej rodziny przez całą Polskę samochodem.

Wyobraźcie sobie, że zahamowałem z wrażenia, a przed naszą maską przeszedł zakuty w zbroję Krzyżak. Kroczył z mieczem w białym płaszczu z czarnym krzyżem i odwracał w naszą stronę przyłbicę hełmu.

Cisza jeszcze się jeszcze nieco pogłębiła, bo za tym pierwszym Krzyżakiem za chwilę pojawiła się cała grupa innych, uzbrojonych w kusze, włócznie, jakieś kolczaste kule na łańcuchach i co tam jeszcze średniowieczna kuźnia dała.

Cała ta czereda przetoczyła się hałasując przez naszym autem, a ja niepewnie przełknąłem ślinę i równie niepewnie ruszyłem autem dalej. Po lewej stronie drogi ujrzeliśmy zamek z czerwonej cegły, a to już było nieco ponad to, co mój, żony i dziecięce rozumy mogłyby jakoś sensownie objąć.

Kilkaset kolejnych metrów przebytych samochodem wyrwało jednak nas jednak ze średniowiecza. Ponad ulicą wisiał rozpostarty transparent z napisem: „Dni Szczytna”. Okazało się, że umęczony trasą i zasłuchany w opowiadaną przez siebie historię przeoczyłem pewien zakręt i zamiast w stronę Mrągowa, pojechałem w stronę Szczytna. I w taki oto sposób przeżyliśmy przygodę, którą ze śmiechem wspominamy do dziś.

 

***

 

Minęło wiele lat. Na maturze z polskiego moja najstarsza córa miała napisać krótki esej o Krzyżakach. Wspomniała w nim o zamkach w Szczytnie, Kętrzynie i ruinach małej warowni w Szestnie (wieś 6 km od Mrągowa). O wszystkich tych miejscach usłyszała podczas naszej pamiętnej podróży. Dzięki tej wzmiance uzyskała z matury dodatkowe dwa punkty (za ponadstandardową wiedzę, czy coś takiego). Wspomniała nam o tym, jak o ciekawostce, która i tak miała nie zaważyć o przyjęciu na wymarzone studia, gdyż egzamin zdała całkiem dobrze. Okazało się, jednak, że w tym właśnie roku dobrze, to było trochę za mało. Trzeba było go zdać wyjątkowo dobrze. Zaważyły właśnie te dwa trochę niedoceniane punkty. Dostała się na studia, trochę dzięki Krzyżakom…

 

***

A tak wracając do cudek z ogródka, to podróż na północ jest zawsze cofnięciem czasu. To, co w Krakowie przekwitało, lub przekwitło, mogliśmy w pełnej krasie oglądać przez ostatni tydzień na Mazurach. Znowu mogliśmy podziwiać kwitnące jabłonie, bzy i tulipany.

P.S. Mój tato sam pewnym krokiem przemierza ogród, co po zimowych perypetiach jest naprawdę rzeczą niezwykłą. W jego imieniu dziękuję za duchowe wsparcie. Ten bukiecik, dla tych, którzy wiedzą, że to dla nich.



tagi: krzyżacy 

betacool
6 maja 2018 21:28
22     2635    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ainolatak @betacool
6 maja 2018 22:06

Historia na całe życie z przekazywaniem wnukom :) Gdyby tylko krzyżacy wiedzieli, że od nich bedą zależały dwa punkty dla polskiego dziewczątka.... ;) No i jeszcze Szestno z XV wiecznym kościołem św. Krzyża :)

Bukiet pełnych tulipanów piękny i oby pięknie zdrowie Tacie dalej dopisywało :) 

 

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @ainolatak 6 maja 2018 22:06
6 maja 2018 22:29

Córa by chyba tych dwóch punktów na dwa nagie miecze nie zamieniła.

A na cmentarzu, który rozpościera się za kościołem w Szestnie, leży moja babcia.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool 6 maja 2018 22:29
6 maja 2018 22:53

To stąd Szestno, dziadkowie!

Aż mi się zatęskniło za tymi stronami :)

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool
6 maja 2018 23:06

ps. gałązka kwitnącej jabłoni cudna...jak w rajskim ogrodzie

zaloguj się by móc komentować

betacool @ainolatak 6 maja 2018 23:06
6 maja 2018 23:12

Rajski ogród rodziców (tyle, że nie pierwszych).

Trzeba by nad tym rajem jeszcze porządnie popracować i to nie odpowiednim skadrowaniem zdjęcia. 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool
6 maja 2018 23:23

Fajne zdarzenie z tymi  krzyzakami...

... wyobrazam sobie jakie Was wszystkich zdziwko musialo chapnac... chcialabym aby mnie sie "takie cos" kiedys przytrafilo...

...  zdjecia - jak zawsze zachwycajace... no i wielka radosc, ze Panski tata tak odzyl... wiosna i przyroda dzialaja cuda  !!!

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool
7 maja 2018 08:49

Witam.

Świetna, wspaniała (jak dla mnie) notka. Gratuluję. Co prawdo trochę ten dekiel szamba zepsuł mi zapach kwiatów ale nie wszyscy mają doświadczenie co tam pod tym deklem pachnie, więc może im on nie będzie przeszkadzał. W Pańskiej notce bardzo mi się podoba prosta, czytelna i lekko prowadzona narracja. Od początku do końca. Aż sobie przypomniałem swoje podróże Syrenką 105L pod namiot (a jakże na Mazary) z rodzicami, jak również moje podróże, te już jachtem, z rodzinką po Mazurach. Najlepsza chyba rybka jaką na Mazurach jadłem to był sandacz w Okartowie po drugiej stronie drogi od uroczego kościoła pod wezwaniem Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny stojącego na wzgórzu, z małym płotkiem, i widokiem na Śniardwy. Najsmaczniejsza część sandacza to ta od ogona. Był świeżo wędzony, jeszcze gorący z surówką i frytkami. Zaś kwiaty z tej notki przypomniały mi wiśnie, japońskie wiśnie. Rozmawialiśmh kiedyś o nich, dawno temu, w Salonie 24. Osoby które widziały to na własne oczy, bo podróżowały po Japonii, opowiadały jak można będąc w podróży, przez całą Japonię podziwiać w różnym czasie te same, uroczo wykwiecone drzewa. A wracając do Krzyżaków to moja siostra bierze osobisty udział w rekonstrukcji Bitwy pod Grunwaldem. Co prawda w taborach (w obozie krzyżackim) ale jednak. Jej opowieści o kulisach przygotowań i rekonstrukcji to niezła przygoda sama w sobie. Tak więc kończąc sprawił mi Pan tą notką sporą frajdę.

Pozdrawiam

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @tomciob 7 maja 2018 08:49
7 maja 2018 09:02

Dzięki za dobre słowo. Sandacz to rzeczywiście przepyszna ryba.

W Mrągowie nad jeziorem Juno jest wędzarnia Gospodarstwa Rybackiego. Serdecznie polecam, bo ryby - zwłaszcza w sezonie nie leżą tam dłużej niż dwie-trzy godziny. Pyszny pstrąg, sieja, jesiotr.

Nie dalej niż kilka miesięcy temu po mrągowskim muzeum oprowadzał mnie ostatnio krzyżak-rekonstruktor spod Grunwaldu. To była wystawa o reformacji na Warmii i Mazurach, więc nie mogłem się nie wybrać.

zaloguj się by móc komentować

Tytus @betacool
7 maja 2018 09:21

Super wspomnienia i kwiaty.

120 km na południe od Krakowa też dopiero kwitną jabłonie, tulipany, bzy i jarzębiny.

Jest pięknie. 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool 7 maja 2018 09:02
7 maja 2018 09:53

Słynna smażalnia, z niemiłosiernymi kolejkami, ale ryby pyszne :)

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool 7 maja 2018 09:02
7 maja 2018 10:12

Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy Warmii i Mazurach, choć nie wiem czy wypada na tym portalu (SN), reklamować tekst z innego źródła, a dokladniej z S24, to ukazała się tam (właśnie dzisiaj), jak dla mnie kapitalna, notka blogera Siukum Balala, o źródlach nazwa miejscowości Warmii i Mazur. Jest w niej kilka szokujących informacji o wiedzy dotyczącej kształtu terytorialnego dzisiejszej Polski wśród ludzi "pod okupacją" i "na obczyźnie".

Pzdr.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool
7 maja 2018 10:36

Po prostu przepiękne: opowieść i kwiaty w ogrodzie. Dzieci mają strasznego farta, skoro ich Tatko potrafi wyczarować Krzyżaków na drodze:))) Piękne.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Tytus 7 maja 2018 09:21
7 maja 2018 10:45

No tak. Oglądałem kiedys "Maję w ogrodzie", w którym jakaś góralka opowiadala, co jest w stanie przezimować w jej ogrodzie. Z dumą opowiadała o jednym! krzaku róży, który od lat opiera się mrozom.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @tomciob 7 maja 2018 10:12
7 maja 2018 10:48

To jest niesamowity temat. Może go kiedyś ruszę, bo okolice "mojego" Mragowa aż się o to proszą.

Same nazwy jezior i jeziorek, to piekne językoznawcze historie. Czos, Juno, Czarne, Sołtyskie i Magistrackie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @pink-panther 7 maja 2018 10:36
7 maja 2018 10:51

No chyba właśnie tatuś wcale nie czuje w sobie takiej mocy czarownika, a dalszy ciąg tej historii świadczy o tym, że być może chodziło o to, by dzieci zastanowiły się kiedyś nad źródłami Mocy i Losu i ich dziwnymi splotami.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Stalagmit 7 maja 2018 10:50
7 maja 2018 10:55

Oj to chyba niesamowity tekst mógłby o tym powstać...

zaloguj się by móc komentować

betacool @Stalagmit 7 maja 2018 10:56
7 maja 2018 11:19

O to początek ciekawej historii o typowaniu stanowisk.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool 7 maja 2018 10:48
7 maja 2018 14:00

Ciekawe jak głęboko w historię sięgają znaczenia mazurskich nazw. Może można się nimi dokopać do Hohenzollernów? Archeologia etymologiczna może być nie mniej ciekawa niż ta fizyczna i chybą łatwiej typować stanowiska?

Pzdr.

zaloguj się by móc komentować


betacool @Kuldahrus 7 maja 2018 20:39
7 maja 2018 20:51

W wędzonych rybach dwa razy umieścili jesiotra. Mówię Wam to jakiś znak... i naprawdę wiem, co mówię - mi smakuje najbardziej.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
26 lutego 2021 14:56

Że też to przegapiłem. Chyba siedziałem wtedy nad bł. Grzegorzem Chomyszynem. Super historia. 

zaloguj się by móc komentować

sigma1830 @betacool 7 maja 2018 09:02
3 marca 2021 16:47

Zięć brał swego czasu udział w corocznej rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem i podczas tych przygotowań nauczyłam się o epoce całkiem sporo. Dopuszczone  do uczestnictwa były tylko osoby odziane  w repliki XV-wiecznych strojów.  Szyłam robę (specjalnie tkana i barwiona wełna) i koszulę (płótno lniane) dla córki  używając wyłącznie ściegu na okrętkę, jak drzewiej bywało. Zięć w tym czasie szył dla niej ciżmy skórzane i pasek z epoki. W wolnych chwilach rychtował namiot, czyścił zbroję, suszył przeszywanicę  i usiłował namówić przyłbicę, żeby się nie zacinała. Zostałam też obsztorcowana, kiedy glewię nazwałam halabardą. A koncerz dwuręczny  podniosłam, ale żeby nim wymachiwać to co to, to nie.  

Te wszystkie bambetle z trudem im się zmieściły do samochodu. Nic dziwnego, że wozy taborowe były wonczas podstawą.

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować