Pewność ze znakiem plus.
makulektura.pl
Niedzielne cudka z Beta-ogródka
Pewność ze znakiem plus.
Większość wczorajszego dnia spędziłem w ogrodzie. Porządkując go, wsadzając cebule tulipanów, i robiąc ostatni przed zimą obchód z kosiarką, myślałem nad dzisiejszym tekstem. Wbrew tym wszystkim endorfinkom, które ponoć gdzieś tam sobie wesoło w środku mnie się gromadziły, myśli dotyczące dzisiejszego wpisu jakieś takie ciemne i dość złowrogie były.
Wieczorem większość z nich spisałem. Dziś rano byłem gotów zamknąć temat, który miał mówić o coraz żałośniejszych apokalipsach coraz bardziej karlejących pisarzy, ale jak wchłonąłem poranną dawkę niedzielnych nawigacyjnych azymutów, to powiedziałem basta. Rzuciłem ten tekst i zostawiłem na kiedy indziej, bo dawka ciemnych tekstów na niedzielę osiągnęła moim zdaniem stan nasycenia.
Czymś te nasze akumulatorki na nadchodzący tydzień trzeba podładować, a w akumulatorach, jak nawet najwięksi laicy wiedzą, jest takie miejsce ze znaczkiem „plus”.
Przegrzebałem swoją komórkę i wytrząsnąłem z niej jakieś ciekawsze fotograficzne momenty.
Najpierw była wyprawa po owoce dzikiej róży. Wróciłem z pokiereszowanymi dłońmi i taką zdobyczą.
Poranione palce bolały przy przerabianiu tego towaru przeokrutnie, ale pięciolitrowy gąsior nalewki jest i nabiera szlachetności. Przyznam, że ta nalewka ma tę jedną wadę, że się bardzo długo klaruje. Najsmutniejsze jest to, że prawie nikt na tę wadę nie zwraca większej uwagi i trunek znika w tempie zdecydowanie szybszym niż klarowanie.
Trunek jest pozbawiony wszelkich odcieni smakowych. Ma smak owocu dzikiej róży odstanego w szkle i tyle. Jeśli okaże się, że jest trochę za wytrawny to dosłodzę go miodem i to będzie ostateczne drugie tyle. A z tej róży to piliśmy jeszcze przez trzy dni przepyszny kompot, nieco tylko przetkany jabłkiem. Oj, było dobre.
Jesień zmienia ogród niezwykle szybko.
Te dwa zdjęcia dzielą jedynie 4 dni.
Za tydzień może być tak, że na gałęziach nie zostanie już nic – tak jak na tych topolach, co rosną za płotem. Ale przecież i w tym obrazku ktoś może znaleźć coś godnego podziwu.
To tyle.
Wspaniałego nadchodzącego tygodnia życzę, a w nim znalezienia paru chwil, w których moglibyśmy odnaleźć tę pewność, którą kiedyś miał Stwórca.
Pewność, że wszystko co stworzył było i nadal jest dobre.
tagi: jesień ogród stwórca
![]() |
betacool |
22 października 2017 14:20 |
Komentarze:
![]() |
wierzacy-sceptyk @betacool |
22 października 2017 16:13 |
Ja się kiedyś nabrałem na zrobienie dżemu z owoców dzikiej róży, dżem był pyszny, ale to usuwanie krzemionkowych nitek z owoców było straszne:)
A owoce kupiłem więc się nie podrapałem, tylko powbijały mi się te igły w palce
Ale nalewka to nalewka, owoce całe to te igły nie wyłażą:)
![]() |
betacool @wierzacy-sceptyk 22 października 2017 16:13 |
22 października 2017 16:43 |
Część owoców tak czyściłem i te oczyszczone poszły bezpośrednio do butli. Większość jednak wrzuciłem do gara, zalałem niewielką ilości wody i tak trzymałem na kuchence nie dopuszczając do wrzenia. Puściły pięknie sok. Sok do baniaka, potem spirytus - nigdy na odwrót, (bo będzie galaretka) i czekam. Wczoraj syn idąc na imprezę pytał, czy nie jest już czasem gotowa. Ach ta młodzież...
![]() |
Paris @betacool |
23 października 2017 01:04 |
Ladnie sie prezentuje ta kanina w tym koszyczku...
... rzeczywiscie trzeba sie troche nameczyc z jej czyszczeniem... ale jak sie ja zbierze troche przemrozona to jest troche latwiej. Juz mi siostra zapowiedziala przez skype'a, zebym zaraz po powrocie z Francji szykowala sie z nia na zbior rozyczki... bo gdzies wypatrzyla, ze sie jeszcze uchowala. Bedzie jej niewiele... tak moze na kilka sloiczkow konfitury do paczkow... niestety na nalewke zabraknie... stad moge o niej tylko pomarzyc.
... a zdjecia piekne.
|
KOSSOBOR @betacool 22 października 2017 16:43 |
24 października 2017 02:12 |
No, nie tylko młodzież... Cudowny sąsiad inżynier, o przezacnym i znanym nazwisku, i żonie ze znakomitej muzycznej rodziny zapraszał na naleweczkę z pigwy - czterodniową, świeżutką... Cóż było robić wobec tego :))) Wypilim przy fortepianie, na którym grał prof. B., teść inżyniera i uczeń Paderewskiego. I gloria mundi wcale a wcale nam nie transit /co winnam napisac w czasie przeszłym, ale nie pokombinuję teraz/. Ale to jeszcze nie wszystko. Biura konstrukcyjne byly w znanym, gdańskim "zieleniaku", tym wieżowcu koło dworca i stoczni. Na św. Jerzego pan inżynier, wzorem wszystkich innych solenizantów w pracowni, przynosił do pracy swoje wytwory alkoholowe. W końcu kierownictwo oświadczyło, że koniec tego dobrego i picia wódy w robocie nie będzie. Nooo, nie z Jerzym takie numery! Przyrządzał właśnie ową galaretkę, którą napełniał KANKĘ DO MLEKA, brał miseczki i łyżeczki, przeto imieniny w pracowni były jak sie patrzy. Koleżeństwo inżynierostwo było zachwycone i absolutnie ululane na koniec roboty.
![]() |
betacool @betacool |
24 października 2017 11:29 |
Na częstowanie gości galaretką, to bym chyba nie wpadł, bo dla mnie to ewidentny błąd w sztuce.
Lata temu bardzo często przejeżdżalem obok tego zieleniaka. Nawet z owocowym winem w dużym plecaku. Tak się zasatanawiałem co też się w tym zieleniaku dzieje i czy część szyb jest tam zielona.