-

betacool

Suma wszystkich tęsknot.

makulektura.pl

Niedzielne cudka z Beta-ogródka

Suma wszystkich tęsknot.

 

Tak – to za tym tęskni, ktoś wyrwany z bajecznej krainy i przeniesiony przez substancję zwaną życiem w miejsce odległe o pół tysiąca kilometrów i pozbawione takiej wody i chyba nawet takich chmur…

Urodzić się w niezwykłym miejscu, to w pewien sposób spory problem, bo potem znalezienie czegoś równie atrakcyjnego do życia, czy nawet do spędzenia wypoczynku, to niemały kłopot. Dlatego zazwyczaj, jeśli chodzi o wypoczynek, to staramy się unikać tego problemu i po prostu pomykamy do miejsca, z którego pochodzimy.

Dawno temu rodzice próbując uatrakcyjnić nam wakacje, wysyłali mnie i siostrę na kolonie. Raz trafiłem do Tuszyna, a drugi raz do Wrześni.

Do dziś nie mogę się nadziwić, jak można było sądzić, że dzieciaki z Mazur znajdą tam coś odkrywczego. Pamiętam, że w tym Tuszynie, to w upały chodziliśmy nad jakieś zapyziałe płytkie stawy, żeby mieć choć namiastkę wakacyjnych atrakcji.

A we Wrześni maszerowaliśmy do najzwyklejszego sosnowego lasu, mijając po drodze koszary Armii Czerwonej i to jest w sumie coś co najbardziej utkwiło mi w pamięci…a może nie...

Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wycieczka do Kórnika.

Ależ tam była biblioteka! A do zamku wchodziło się przez mostek nad fosą, w której pływały ogromne karpie.

A takich ryb już się na Mazurach od paru lat nie łowiło…

Mieliśmy łódkę, a Tata uwielbiał wędkować. Zabierał nas na nią. Spędzenie w niej kilku godzin, skutkowało potem lamentem mojej babci, która rozpaczała ile to czasu będzie musiała spędzić, skrobiąc płocie, wzdręgi, leszcze i okonie (tata od czasu do czasu dorzucał do tych zdobyczy jakiegoś węgorza, albo sandacza). I tak na płacz babci, wszyscy rzucali się do pomocy przy czyszczeniu ryb, a lament był chyba trochę udawany, bo ja kątem oka potem widziałem, że babcia nasmażonych ryb potrafiła zjeść naprawdę bardzo, bardzo dużo.

Pewnego dnia zmieniło się wszystko. Najpierw chyba obejrzałem taki film – „Dzień, w którym wypłynęła ryba”. To było o tym, jak samolot wojskowy zgubił w morzu jakąś śmiercionośną broń i od tego zaczęły masowo ginąć ryby.

To było jednak nic. Ja niedługo potem ujrzałem jezioro usłane białymi brzuchami ryb. Od razu pomyślałem, że to jakaś zatopiona śmiercionośna broń zaczyna się w jeziorze rozpuszczać, ale Tato mi wyjaśnił, że ludzie z PGR-u wpadli na pomysł, by głuszyć ryby prądem. Oczywiście zabierali te najbardziej wartościowe, a te mniejsze pływały martwe białymi brzuchami do góry wprawiając nas na łódce w niedowierzanie przemieszane z przerażeniem. Od tej pory łowiliśmy coraz mniej ryb, a łowione ryby były coraz mniejsze.
Tak już zostało do dziś.

Syn chodzi na ryby, ale to już nie jest to samo…

W sumie nie jeździmy jednak na Mazury po suma. Tam jest też rodzina, więc dzieci jadą do dziadków, a my do rodziców…Te dwa- trzy tygodnie to zaspokojenie tęsknot za żywymi ludźmi.

Dzieci spotykają się wtedy z kuzynami. A my możemy stwierdzić, że świat się jednak zmienia.

Co stwierdziłem w tym roku? Ano tyle, że dzisiejsze dzieciaki mają problem z roznieceniem ogniska i jego podtrzymaniem, że mają problem z odnalezieniem pietruszki w ogrodzie, bo ta złośliwa bestia nie rośnie korzonkami do góry i trzeba ją wypatrzeć w ogrodzie wśród innej zieleniny, a to nie takie proste jak się nie wie, gdzie zajrzeć. Tak sobie teraz myślę, że może powinienem zlecić poszukiwania przez internet, to poszłoby żwawiej, bo z obyciem w sieci, to dzieciaki raczej kłopotu nie mają.

Nie wiem jak w świetle tych faktów rysują się nasze ziemiańskie ideały, ale wiem, że tęsknoty raczej nie wystarczą.

Pod koniec tych tygodni gubienia przedwakacyjnych tęsknot, pojawia się jednak tęsknota za domem - tym pozostawionym pół tysiąca kilometrów dalej. Do miejsca, rytmu życia, ogrodu.

Wsiadamy w samochód i choć mocno pada, to wiem, że moje dzieci każą zatrzymać mi się w lesie między Rozogami i Spychowem i pójdziemy poszukać grzybów. Można je kupić przy drodze, ale nie… Wiem i dzieciaki też wiedzą, że będą po kolana mokre, ale po prostu muszą zaspokoić koleją z tradycyjnych tęsknot – muszą sami poszukać i znaleźć i krzyknąć choć ten jeden raz w leśnej głuszy:

- Tato, zobacz!

Rzeczywiście wracamy mokrzy, ale z garścią kurek, podgrzybków, maślaków i jednym prawdziwkiem, co złoży się na przepyszny grzybowy sos.

Po powrocie widzimy, że nie tylko my tęskniliśmy. Tęsknota ogrodu, to kopki nornic (po jednym na jeden dzień nieobecności), to krnąbrna obecność chwastów (po dziesięć centymetrów na tydzień nieobecności), ale też piękny powitalny bukiet, który był zupełnie skromny, gdy opuszczaliśmy dom.

 

I to tyle.

A od dziś zaczynamy kumulować tęsknotę do pierwszego obrazka…

 

PS. A tak zupełnie przy okazji. Okazuje się, że istnieje także tęsknota za pisaniem.

 

Coryllus wspomniał wczoraj o wydanych przez pewną fundację wspomnieniach pewnego socjalisty. Tak się szczęśliwie złożyło, że na wakacje wziąłem wydane przed 50 laty wspomnienia brata tego socjalisty i to też będą niezłe kwiatki…



tagi: mazury ryby grzyby tęsknota 

betacool
3 września 2017 19:44
32     4151    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @betacool
3 września 2017 20:51

Widzę na zdjęciu 'koleusy blumeusy" Przecież ich się nie da trzymać na ogrodzie w zimie. Nawet w domu padają gdy spadnie poniżej iluś stopni.

zaloguj się by móc komentować


chlor @betacool 3 września 2017 21:26
3 września 2017 21:38

Nie poddaję się. Od lat w końcu lata pobieram sadzonki, roslinę główną wyrzucam, i jakoś staram się przehodować przez zimę. Na wiosnę znów pobieram sadzonki, resztę wywalam, i tak dalej.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool
3 września 2017 21:41

Niesamowicie wstrzelił się Pan z tym sumem....wczoraj było smażenie mazurskich karasi i płotek - na szczęście złowione bez prądu ;) Mój brat jako dzieciak był zapalonym wędkarzem razem z kumplami z podwórka latali na stawy i jezioro jak szaleni. Na poczatku trochę z nimi chodziłam, ale wpatrywanie się w spławik szybko znudziło mnie śmiertelnie. A oni przynosili te pyszności, obok karasi, okoni, płotek, szczupaki, sumy, węgorze, nawet miętusa kiedyś przytargał i na początku myśleliśmy, że to jakaś chora ryba ze względu na kolor i wiotkość ciała. To se nevrati

A dziś rano mimo deszczu samochodów w lesie jak grzybów ;) no i niedzielny handel przy drodze... tradycyjnie pod Spychowem stali z kurkami i podgrzybkami, ale tam często towar przechodzony, więc zdecydowanie lepiej samemu pójść w las. Jednak najmilej wspominam grzybobrania i cudowne poduchy mchu w Borach Tucholskich - dla nich nawet zdradziłam rodzinne mazurskie krzaczory. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 3 września 2017 21:38
3 września 2017 21:48

Od ilu lat próbujesz?

Bo domyślam się, że bardziej niż skuteczność powinienem podziwiać upór i wyrtrałość.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ainolatak 3 września 2017 21:41
3 września 2017 21:51

Ja w Borach tylko dwa razy byłem na grzybach jeszcze jako student.

Potem jadłem je prawie sam, bo nikt nie wierzył, że moje kanie to nie muchomory.

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 3 września 2017 21:38
3 września 2017 21:56

Naprawdę Ci się udaje?

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool 3 września 2017 21:48
3 września 2017 22:01

Pierwsze wyhodowałem z nasion z pięć lat temu. Dalej same pobieranie pędów,  i tak w kółko.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @betacool
3 września 2017 22:06

Tak, kanie tam wyrastają wspaniałe....wystarczy tylko zejść z roweru, wejść w las przy jakiejś łączce i niespodziewanie zerwać 5 talerzy. Kocham kanie! Smażone a'la schabowy to po prostu obłęd. W zeszłym roku w lipcu był taki urodzaj borowików i koźlaków, że w życiu takich nie widziałam. Potem jechałam jeszcze nad morze, ale wracając specjalnie zmieniłam trasę, żeby ponownie zatrzymać się na godzinę w lesie na leżenie na mchu...zdążyłam znaleźć jakieś najbardziej wygodne poduchy, a już miałam kieszenie katany wypełnione grzybami. No i pola z młodą kukurydzą też są tam fajne ;)

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
3 września 2017 22:17

Taaak kaniowe schaboszczaki...uwielbiam.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 3 września 2017 22:01
3 września 2017 22:19

No cóż, chyba muszę spróbować. 

W sumie zimą też trzeba o czymś pisać.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
3 września 2017 22:23

Fajne. Mazury, Pisz, to była kraina mojego dzieciństwa.

Nie wiem czy cię zmartwię, ale odmieniło mi się po moim ślubie. Góry mnie zaczęły przyciągać. Zacząłem mieć problemy z krążeniem i przestałem pływać. Ze dwa razy byłem pod żaglami, ale zawsze kończyło się to jakimiś problemami. Za to zacząłem uprawiać łażenie po skałkach, a potem inne sporty, nie tylko motorowe.  

Czekam na te kwiatki. 

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool 3 września 2017 22:19
3 września 2017 22:30

Może z czasem uda się wyhodować mutanty odporne na zimno.

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 3 września 2017 22:30
3 września 2017 22:37

Może trzeba podlewać nalewką zamiast wody. Mię to akurat, takie postępowanie, czyni mrozy lżejszymi do wytrzymania.

zaloguj się by móc komentować

tadman @betacool
3 września 2017 23:00

Bardzo słusznie robisz, że jeździsz co roku.

Za gówniarza jeździliśmy na lato do Bystrzycy Górnej, koło Świdnicy. Byłem tam przejazdem ze dwadzieścia lat później i mina mi się wydłużyła. Bo  góra, pod którą podchodziło się ryjąc nosem, okazała się górką, rzeka Bystrzyca bardzo płytką i wszystko bardzo blisko siebie. Mój Ojciec śmiał się i powiedział żebym przyjechał za 30, 40 lat, a góra znowu będzie stroma, rzeka rwąca, a odległości duże.

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool 3 września 2017 22:37
3 września 2017 23:03

Sadzonki spokojnie wytrzymują zimę w mieszkaniu, o ile jest w miarę ogrzewane. Nie pamiętam jakie jest minimum, chyba z 15 stopni. Zasada jest taka, że roślina ma się dopasować do człowieka, a nie odwrotnie.

zaloguj się by móc komentować

tadman @chlor 3 września 2017 23:03
3 września 2017 23:16

No patrzcie Państwo, jaki dziki antropocentryzm. :)

zaloguj się by móc komentować

betacool @tadman 3 września 2017 23:00
3 września 2017 23:22

Zobacz jak to jest, że w pewnym momencie tęsknimy do dużych gór i rwących rzek z dzieciństwa, a już za chwilę znowu za tym, by je jakoś pokonać...

Świat się w sumie nie zmienia, tylko nasze tęsknoty...

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool 3 września 2017 23:22
4 września 2017 04:13

http://kossobor.neon24.pl/post/49155,sztorm-i-jaja

- na Mazurach, oczywiście :) Lata wczesne, 70-te.

 

zaloguj się by móc komentować

bolek @betacool
4 września 2017 10:40

"dzisiejsze dzieciaki mają problem z roznieceniem ogniska"

Polecam palnik gazowy ;-)

zaloguj się by móc komentować

betacool @KOSSOBOR 4 września 2017 04:13
4 września 2017 12:38

Świetna opowieść.

Może kiedyś i ja opiszę swoją przygodę z żeglowaniem. W sumie cała gama ekstremalnie odległych odczuć i przeżyć...

 

zaloguj się by móc komentować

Zadziorny-Mietek @betacool
4 września 2017 23:42

Jeśli jest jezioro, to muszą być kormorany. Muszą odlatywać a dzień musi gasnąć w szarej mgle. ;)

 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool 4 września 2017 12:38
5 września 2017 00:59

Pływalam latami po Mazurach, za głębokiej komuny. Co roku po dwa miesiące wakacji. Dla mnie Mazury - to tylko z pokładu. Przebywanie na lądzie byłoby dla mnie mazurskim nieszczęściem. Warunki były hardcorowe: omegi bez kabin, namioty, materace, spiwory, koce, gary /takie ogromniaste, na wszystkie łódki rejsu/, zdobywanie jedzenia po gieesach. Głównie był to makaron jajeczy, cebula, mielonka, względnie wołowina w sosie, względnie pulpety w słoikach :))) Czasem te jaja, jako w zasadzie kłopot. Żółty ser tylżycki i pasztety w puszkach. Aluminiowe kubki służyły do picia herbaty i kawy zbożowej, grzańca, takoż mycia zębów. Menażki, myte piaskiem w jeziorze. Służba "w kuchni" - to spadało na każdą łódkę po kolei. Żarcie gotowało się na ognisku w tych wielkich garach. Wiosną - chodziło się na przystań, skrobało i malowało łódki. Potem, na początku sezonu, koledzy koleją wieźli je do portu węglowego w Gizycku. Tam łódki były wodowane i otaklowane. Żadnej infrastruktury turystycznej nie było nad jeziorami. Jak ktoś miał sztormiak /taki "żółtek"/ - to był paniskiem :) Zawsze ktoś był z gitarą. Po spożyciu naszą ulubioną piosenką była ta o Waryńskim, co to go już płuca wyplute nie bolą, śpiewana skocznie i z przytupem. Na koniec, w sierpniu, śpiewało się "Konie zielone" i było coraz smętniej. . Potem spławialiśmy łódki przez Śniardwy, Pisę, Bugo-Narew do Wisły i do Torunia, na naszą uniwersytecką przystań. Mogłabym tak całe życie...

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @Zadziorny-Mietek 4 września 2017 23:42
5 września 2017 01:09

:)))

A wiesz, Mietku, kogo nazywało się "kormoranem" na Mazurach? Takich facetów w modnych, słonecznych okularach, wysiadujących w kawiarniach i rwących panienki. 

W ubiegłym roku, w maju, byłam na rejsie. Luksusy, po prostu :) To już zupełnie ucywilizowane Mazury. A kormorany, które dawniej były rzadkością, teraz latają watahami i, jak to mają w zwyczaju, obsiadają drzewa z wiadomym skutkiem. Co jest fantastyczne, to na Kisajnach pulsująca latarnia ostrzegająca o zmianie pogody. Chyba po tym tragicznym, śmiertelnym, białym szkwale ją tam postawiono. 

Przeżyliśmy kiedyś biały szkwał na Niegocinie. Nasza flotylla uniwersytecka była jakby na końcu drogi szkwału i zdążyliśmy zrzucić szmaty przytomnie. I nasze łódki były jedynymi, które nie wywróciły się. 

zaloguj się by móc komentować


Paris @KOSSOBOR 5 września 2017 01:09
5 września 2017 02:05

Swietny ten "kormoran"  od rwania panienek... no bAba... 

... ha...ha...ha...............

zaloguj się by móc komentować

Zadziorny-Mietek @KOSSOBOR 5 września 2017 01:09
5 września 2017 03:03

Mikroskopijny Posejdonik - stosowny do akwenu - czuwał nad wami. ;))

Że to był ulubiony region peerelowskiej partyjno-kulturalno-medialnej hajsosajety to mi się obiło o uszy - widziałem Nóż w wodzie ;), ale na Mazurach byłem raz w życiu i to przejazdem. Nie znam ich zupełnie, kompletna pustka w głowie. Podobnie z górami - największe osiągnięcie to Sudety. Mentalnie jestem bardziej ku morzu, bo przecież Szczecin nad morzem i ono oraz wszystko co po nim pływa(ło) fascynowało mnie od dziecka. Wodnego żywiołu na poważnie raz doświadczyłem, ale za to tego z Biskajów i przeżyłem prawdziwy sztorm - w pełnym tego słowa znaczeniu: ośmiogodzinną jazdę bez trzymanki na krypie średniej wielkości.

Wystarczy się wypuścić trasą wokół Europy - na Atlantyk, by na własne oczy przekonać się, co w rzeczywistości oznacza pojęcie: przewóz/handel drogą morską. Jaka to jest potęga - dlatego ten sektor jest tak silnie strzeżony i pilnowany. Polski tam już prawie nie ma.

Gadałem niedawno z zapalonym, wędkarzem i między innymi zeszło na temat tych żarłoków-szkodników. Uświadomił mnie, że gdzieś w Azji, Korei - zdaje się, wykorzystywane są przez rybaków w ten sposób, że wiążą im przełyki i na uwięzi puszczają na łów. Po ściągnięciu gada wystarczy mu wyjąć zdobycz z dzioba.

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
5 września 2017 12:29

A propos kormoranów (nie tych kawiarnianych) i dzikiej przyrody, to mogę stwierdzić tylko tyle, że w latach siedemdziesiątych nad moimi jeziorkami ich nie było.

Nie wiem, czy strzelali do nich mysliwi, rybacy, czy takie Mazury odziedziczyliśmy po Niemcach. Te ptaki były za to nad dużymi jeziorami. Mikołajki/Giżycko/Węgorzewo

To się zmieniło w latach dziewięćdziesiątych. Gdy zabierałem na łódkę swoje dzieciaki to mogłem już te ptaki obserwować w dużych liościach, także kępy drzew zniczczone przez ich guano. Jakoąkolwiek rybę (nawet z łódki) było juz złowić bardzo trudno.

Poginęły z jezior perkozy, których pamiętam z dzieciństwa całą mnogość.

Za to nawet w rzeczce za ogrodem tesciów żyją teraz bobry. Wcinają i wycinają im wszystkie owocowe drzewka.

Chyba zestaw rybno - perkozowy podobał mi się bardziej niż ten kormoranio-bobrowy, ot taka jeszcze jedna z tęsknot.

 

zaloguj się by móc komentować

Zadziorny-Mietek @betacool 5 września 2017 12:29
5 września 2017 12:42

Bobry podobno potrafią ściąć drzewo o średnicy do jednego metra. W Szczecinie na prawobrzeżu są tereny ogródków działkowych do których prowadzi dość ruchliwa ulica, wokół pełno wody. Tenże wędkarz opowiadał, że zwierz potrafił zwalić półmetrowe drzewo po jednej stronie ulicy i przetaszczyć je przez jezdnię na drugą w celu tylko jemu wiadomym. ;)

zaloguj się by móc komentować

betacool @Zadziorny-Mietek 5 września 2017 12:42
5 września 2017 13:43

Trudno mi powiedzieć, o co tam naprawdę w tym wszystkim chodzi, czy o kilomerty siatki metalowej, którymi zabezpieczane są drzewa wokół jezior, czy o to żeby było więcej kormoranów, a mniej ryb. A może po prostu o to, żeby uświadomić ludziom, że wchodzą kormoranom i bobrom. A może o to żeby jacyś cywilizowani wrażliwcy poczuli się w pewien sposób winni i stwierdzili, że ludzi na świecie po prostu jest za dużo...

Ryby w jeziorach i perkozy tej winy na pewno nie wzbudzały.

Podejrzewam, że w zupełnie niewinny sposób staję się teraz "rybofaszystą" wystawiającym się na strzał 'kormoanarchistom" i "bobropostępowcom"..

zaloguj się by móc komentować

betacool @Zadziorny-Mietek 5 września 2017 12:42
5 września 2017 15:17

Trudno mi powiedzieć, o co tam naprawdę w tym wszystkim chodzi, czy o kilomerty siatki metalowej, którymi zabezpieczane są drzewa wokół jezior, czy o to żeby było więcej kormoranów, a mniej ryb. A może po prostu o to, żeby uświadomić ludziom, że wchodzą kormoranom i bobrom. A może o to żeby jacyś cywilizowani wrażliwcy poczuli się w pewien sposób winni i stwierdzili, że ludzi na świecie po prostu jest za dużo...

Ryby w jeziorach i perkozy tej winy na pewno nie wzbudzały.

Podejrzewam, że w zupełnie niewinny sposób staję się teraz "rybofaszystą" wystawiającym się na strzał 'kormoanarchistom" i "bobropostępowcom"..

zaloguj się by móc komentować

betacool @roobin 6 września 2017 23:42
7 września 2017 11:59

To czemu gamoniu nie siedzisz tam non stop i nie nabijasz sobie kabzy?

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować