-

betacool

Uniwersjada, czyli o rozgrywce, podczas której komentator wybiegł na boisko.

makulektura.pl

Makulektura nr 43

 

 

Uniwersjada, czyli o rozgrywce, podczas której komentator wybiegł na boisko.

Wacław Tokarz, Rozprawy i szkice. Tom 1 i 2, PWN Warszawa 1959

 

Drugi tom rozpraw Wacława Tokarza dotyczy tylko i wyłącznie bitew ich analiz i historii związanych z wojskiem. Pozwolę sobie na pominięcie tych ciekawych historii, które dotyczą między innymi zagranicznych analiz błędów popełnionych przez dowódców naszych powstańczych armii.

Ale dzisiejszy wpis będzie także dotyczył zmagań - tyle że zmagań na polu edukacji. Materiału dostarczy nam jedna z rozpraw Wacława Tokarza p.t. „Komisja Edukacyjna i Uniwersytet Jagielloński”. Zaznaczę od razu, że tytuł jest nieco mylący, bowiem nie opowiada o trzecim - zbiorowym bohaterze tego szkicu, czyli o jezuitach.

Zakończenie pierwszego etapu działalności tego zakonu wyglądało tak, że w sierpniu 1773 roku papież Klemens XIV ustanowił specjalną kongregację do wykonania brewe kasacyjnego. Papież zastrzegł ważność i moc wykonawczą brewe na określonym terenie od decyzji monarchy panującego w danym kraju.

Rzeczpospolita skorzystała z tej okazji nader skwapliwie. Komisja Edukacyjna powstała formalnie na mocy uchwały Sejmu już 14 października 1773.

Okazuje się, że nie tylko Komisja była siłą wietrzącą okazję dla siebie. Od dawna bowiem toczyła się rozgrywka, w której brał również udział uniwersytet, a cele tej potyczki Wacław Tokarz postrzegał tak:

„Z jezuitami toczył uniwersytet zawziętą walkę aż do samego przedednia ich upadku. Toczył ją – mimo wszelkie pozory przeciwne – w imię tych samych zasad, które podjęła Komisja Edukacyjna: jednolitej szkoły państwowej polskiej, jednolitego ciała nauczycielskiego, jednolitego wreszcie programu wychowania”.

Mamy więc ciekawą i długotrwałą rozgrywkę. Po jednej stronie boiska jezuici, a po drugiej uniwerek i komisja, którą ja bym raczej obsadził w roli sędziego. Cele arbitra były w dużej mierze zbieżne z tym, o co grała Akademia, co ewidentnie zalatywało możliwością stronniczości sędziego.

Musimy przyznać, że do chwili pojawienia się arbitra, oglądaliśmy widowisko skrajnie nudne, bo skrajnie jednostronne. Stosując kryteria sportowe, moglibyśmy powiedzieć, że akademicy dostawali tęgie baty, byli zamknięci na swojej połowie boiska i nie marzyli już nawet o żadnej kontrze.

Warto opisać pokrótce przebieg pierwszej połowy widowiska.

Zapytacie kogo obsadzę w roli komentatora sportowego? Otóż pójdę za wyborem dokonanym przez Wacława Tokarza i oddam głos samemu Hugonowi Kołłątajowi, a Wy oceńcie, jak sprawdzi się w tej roli. Warto podkreślić, że był on jednocześnie arbitrem w tej rozgrywce, bowiem aktywnie uczestniczył w działaniach Komisji Edukacyjnej.

Otóż najpierw Hugon użył w swym komentarzu metafor geograficznych i jego opis rozwinął się mniej więcej tak:

„Od założenia Akademii Krakowskiej aż do wprowadzenia jezuitów – wszystkie umiejętności i nauki wyzwolone z jednego tylko wypływały źródła, a tym samym nie mogły wprowadzać żadnego poróżnienia w opinii, filozoficznego, religijnego i politycznego. Cała Małopolska od Białej aż po Lwów i Krzemieniec, cała Wielkopolska po Chełmno – obsadzone były koloniami Akademii”.

Ale nie myślcie sobie, że to jest komentarz dotyczący przebiegu spotkania. To niestety opis przeszłej chwały jednej z drużyn. A teraz opis akcji rozgrywającej się na boisku, który uzmysłowi nam, że odwieczny krajowy mistrz zaczyna przegrywać i to przegrywać z beniaminkiem. Okazło się bowiem, że „gdy zjawili się w Polsce jezuici, Akademia „zasiliła ich najdowcipniejszą młodzieżą”, jak np. Wujek i Skarga”.

Używając metafory sportowej mieliśmy zatem wielkie transfery. Gwiazdy akademii zasiliły szeregi drużyny przeciwnej.

Jeśli ktoś się nieco orientuje w funkcjonowaniu sportu wyczynowego, to wie, że ważni są w nim protektorzy. Okazuje się, że patronat nad drużyną jezuitów objął sam król (Stefan Batory) i stał się jej wiernym kibicem. Komentator skonstatował, że nie wszyscy oligarchowie poszli śladem króla:

„...Jan Zamoyski, obawiając się proroczo szkół zakonnych, przeciwstawił się temu prądowi w województwach Rusi południowej, a za nim poszli Radziwiłłowie na Litwie; natomiast Ostrogoscy i Wiśniowieccy popierali na Rusi jezuitów. Stopniowo jezuici wystąpili przeciwko Akademii, dążąc do zupełnego zniweczenia szkolnictwa świeckiego. Straciła ona wtedy na ich rzecz przeszło 46 szkół”.

Warto podkreślić, że sympatia komentatora na pewno nie była po stronie zakonu, gdyż „jego walka z Akademią przyczyniła się do rozpowszechnienia „złego gustu w literaturze, makaronizmów łacińskich i francuskich, wpłynęła nawet poważnie na upadek moralny narodu”. Niezgoda od szkół zaszczepiona, przechodziła do wszystkich urzędów i dostojeństw krajowych, rozniecała ogień anarchii (...)”.

Przyznam, że po tym krótkim komentatorskim wyczynie, trudniej mi się otrząsnąć niż po wyczynach redaktora Szpakowskiego, bowiem w niewiarygodny sposób, w dwóch ledwie zdaniach przebyliśmy drogę od makaronizmów do szerzenia niezgody i anarchii. O ile logika tego wywodu pozostaje dla mnie sprawą niejasną, o tyle jasnym jest, że komentator stwierdził, że drużynie siejącej makaronizmy, zły literacki gust, niezgodę i anarchię po prostu kibicować nie wypada i basta.

Ale wracajmy do rozgrywki. Otóż zdaniem komentatora drużyna, której nie warto kibicować, triumfowała. Cóż pozostało biedniejącej z powodów kurczących się królewskich uposażeń („Zygmunt III obdarzał już jedynie zakon, a jego następcy nie uczynili dla Akademii niczego”) drużynie uniwersyteckiej?

Otóż jeśli nie udaje się wygrać na boisku, to nie pozostaje już nic innego jak próba ustalenia rozstrzygnięć przy tak zwanych „zielonych stolikach” i to przypisanych coraz niższym szczeblom rozgrywkowym. Próby te z dużą dawką zrozumienia komentator opisywał tak:

„Wypadało jej w końcu (Akademii) z wielkiej drogi załatwiania swych spraw przy poparciu opinii i sejmów zejść na podrzędniejszą, mniej skuteczną „szermierki prawniczej”, długotrwałych procesów z zakonem w sądach asesorskich, delegacyjnych, rzymskich. Procesy te nużyły szeroki ogół, narażały ją na zarzut bezcelowego pieniactwa (...).

Bez względu na to Akademia walczyła dalej, nie wierząc już w możność wygranej, ulegając urokowi moralnemu przeciwnika, który mimo wszystko narzucał jej swe wzory”.

Ohoho! cóż my tu mamy – drużyna uniwersytecka „ulega urokowi moralnemu przeciwnika”. Nasz bystry komentator wychwycił to w mig. Zjawisko było groźne, bowiem kibicuje się drużynie po to, by niesiona dopingiem wygrała, a nie ulegała czarowi największego rywala! Przecież to mogło oznaczać, że teraz dwie drużyny z placu boju będą grały do jednej bramki i makaronizmami będą szerzyć niezgodę, anarchię i upadek moralny narodu.

Komentator w mig wychwycił tę jawnie rysującą się możliwość przekrętu i jego ogląd sytuacji począł się wyraźnie zmieniać, czy tak bardzo, by i w efektach działalności drużyny uniwersyteckiej dostrzec szerzenie niezgody i anarchii?:

„Z książki Kołłątaja pt. „Stan oświecenia w Polsce – znamy w opisie mocno niedokładnym – historię wielkiego rozruchu w dniach 7-12 lipca 1753 r., gdy to studenci napadli na dom prezydenta, a następnie zabrawszy amunicję z prochowni miejskiej, wytoczyli działa ku ratuszowi i chcieli go zniszczyć za to, że zupełnie słusznie aresztowano jednego z nich za pobicie żołnierza miejskiego. Miasto, które z początku zaniosło manifest przeciw studentom, musiało w końcu zawrzeć z nimi formalną „komplanację” (...), wypuścić uwięzionego, przyrzec ukaranie oficera i szeregowców i odstąpić wreszcie młodzieży na zawsze plac do zabaw”.

Pewnie jesteście ciekawi, w cóż bawili się żacy na owym placu. Tego Tokarz nam już nie mówi. Musimy więc na chwilę odejść od jego relacji i zerknąć bezpośrednio do dzieła Kołłątaja, z którego dowiemy się o innych ciekawych okolicznościach zajścia:

„… musiało miasto na zawsze ustąpić studentom miejsce zowiące się Miednica, gdzie mieli wygodny plac do bicia się w kije. Po uśmierzonym buncie, który trwał przeszło 24 godzin, a który groził ogniem całemu miastu, magistrat kazał zaaresztować wielu rzemieślniczków którzy się do studentów przymięszali”.

Ja tak sobie myślę, że tych „rzemieślniczków” do szerzenia anarchii i niezgody to nic innego, jak makaronizmy mogły nakłonić. A najdziwniejszy w tej historii jest fakt, że studenci zyskali plac zabaw, a magistrat z rzemieślniczkami obszedł się nad wyraz srogo, bo trzech z nich ukarano śmiercią. No wypisz wymaluj: „kowal zawinił, cygana powiesili” – tak, by przynajmniej wynikało z opisu Hugona.

Na szczęście Tokarz przed opisem tych dramatycznych wydarzeń króciutko nadmienia, że „świat studencki korzystał z dużej bezkarności”, „występował przeciwko Żydom, zakłócając ich pogrzeby i zmuszając od r. 1752 do składania uniwersytetowi 500 złp rocznej opłaty, która nosiła nazwę „kozubalec”. Czym był ów kozubalec, możecie przeczytać tutaj:

https://pl.wikisource.org/wiki/Encyklopedia_staropolska/Kozubalec

Nie wiem jak Wy, ale ja tu dostrzegam analogie ze współczesnym kibolstwem – zamieszki, plac do okładania się kijami, antysemityzm i wymuszenia. Tokarz nie znał jednak tego określenia, więc opowieść o tych wydarzeniach zakończył tak:

„Ten brak karności w Krakowie przyczyniał się do zmniejszenia ilości młodzieży, wysyłanej tutaj na studia; uwydatniło to się zwłaszcza po wielkim rozruchu r. 1753. W szerokich kołach szlachty wytwarzało się przekonanie, że Kraków jest „jaskinią łotrów” jak mówiono ogni na sejmach za Zygmunta Augusta”.

Oj zagalopowaliśmy się nieco w rozpamiętywaniu jednej widowiskowej akcji. Pora wracać na plac rozgrywki, której się przyglądamy. Śmiało możemy stwierdzić, że po kasacie zakonu, toczyła się już ona na zupełnie nowych zasadach. Drużyna „królewskich” została pozbawiona budżetu, a drużyna przeciwna zareagowała na to w jedyny możliwy sposób:

„Kasatę jezuitów powitał uniwersytet z dużym zadowoleniem”.

Nietrudno się dziwić, skoro przeciwnika nie da się pokonać w otwartej rywalizacji, to pozbawienie go finansowania i tak zwanego „zaplecza” powinno ostatecznie go do walki zniechęcić.

Niestety i tym razem drużyna uniwersytecka musiała się zderzyć z czymś, co w dzisiejszym sporcie określa się mianem ogromnej niespodzianki, by nie rzec sensacji. Przeciwnik nie położył się na murawie, tylko jak się to mówi nadal „gryzł trawę”, a takie zjawisko nie mieściło się już akademikom w głowie, więc zeszli z boiska i pojechali poskarżyć się komisji sędziowskiej, czyli Komisji Edukacyjnej. Skarżyli się na „rozwój nauczania prywatnego, które po kasacie jezuitów „z ubliżeniem praw biskupich i Akademii” szerzy się tak wydatnie powodując anarchię”.

Jak tu widzimy anarchia szerzyła już nie tylko przy użyciu makaronizmów, ale poprzez prywatne nauczanie. Akademicy pojechali jednak nie tylko ze skargą. Mieli także projekt pewnego zręcznego rozwiązania tej jakże niezręcznej sytuacji. Tokarz opisuje to w taki sposób:

„Stopniowo zadowolenie z kasaty zaczęło znikać. Współzawodnika, którego istnieniem tyle razy tłumaczono nieudolność własną, zabrakło; nadchodził czas wykazania sił własnych, a z tym Akademia czuła się trochę nieswojo. Powstał w niej tedy pomysł śmielszy i szerszy; przejęcia personalnej spuścizny przeciwnika”.

Mówił o tym „Projekt Akademii Krakowskiej nakłonienia Ichmość księży Ex Jezuitów do uczenia szkół po nich pozostałych”.

Pozbawienie przeciwnika zaplecza materialnego nie pozwoliło go pokonać, trzeba więc było jeszcze sięgnąć po zawodników…

A co na to Komisja Edukacyjna, zapytacie.

Otóż przyjęła ona postulaty akademików, po czym zaległa długotrwała i złowroga cisza. A gdy napięcie sięgało zenitu na pole edukacyjnych potyczek, na którym leżeli ledwie dyszący i zmęczeni bojem zawodnicy, wybiegł sam komentator. O jego niesamowitych zwodach, dryblingach i wyczynach dowiecie się innym razem. Musicie jednak wiedzieć, że nasz komentator został zawodnikiem, który nadal trzymał w ustach gwizdek sędziego. Jakby tego było mało nie dość, że był już sędzią, komentatorem i zawodnikiem to miał ogromne ciągoty do bycia selekcjonerem i prezesem...

P.S. A komu w tej rozgrywce kibicował Wacław Tokarz? Ktoś, komu wysłałem ostatnio książkę odpisał, że zadaję za łatwe zagadki. Ta jest trochę trudniejsza, a rozwiązanie można znaleźć także tu:

https://allegro.pl/waclaw-tokarz-rozprawy-i-szkice-i7454002868.html



tagi: uniwersytet  jezuici  akademia  kołłątaj  komisja edukacyjna 

betacool
19 lipca 2018 15:32
29     2158    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tomciob @betacool
19 lipca 2018 16:08

Witam.

Zanim książki zaczęły znikać w wynika kasaty Zakonu Jezuitów był okres jeszcze wcześniejszy za panowania króla Zygmunta III Wazy w którym stoczono ze Szwecją wojny. A skutkiem tych wojen była grabież m.in. jezuickich bibliotek:


"Przekazy źródłowe ukazują olbrzymią i różnorodną masę zdobyczy wojennych. W czasie kampanii Adolfa Gustawa w latach 1626-1629 łupem Szwedów padała bogata i obfitująca w najnowsze dzieła biblioteka jezuitów w Rydze, którą obdzielono siedem miejscowości, w tym Uppsalę i Sztokholm, i która wydatnie przyczyniła się do zapoczątkowania nowego okresu w historii szwedzkiego bibliotekarstwa. Biblioteka z Braniewa zaopatrzyła biblioteki w dziesięciu miejscowościach, a książnice z Fromborka, Lidzbarka, Pelplina, Oliwy, Kartuz i Żarnowca podzieliły ten sam los. Z tego okresu pochodzą zabytki przewiezione do Szwecji z kościołów i klasztorów pomorskich, jak choćby obraz Hermana Hahna przedstawiający Zwiastowanie z klasztoru benedyktynek w Żarnowcu, wprawiony w ołtarz pochodzący z Braniewa.

W wyniku działań drugiej wojny północnej zwanej "potopem", wszczętej przez Karola X Gustawa wywiezione zostały w całości Archiwum Metryki Koronnej, księgi Metryki Litewskiej oraz biblioteki królewska w Warszawie i księcia Karola Ferdynanda w Ujazdowie. Podobnie uczyniono z bibliotekami kolegiów jezuickich w Toruniu, Bydgoszczy, Ostrorogu, Łucku, Malborku, Grudziądzu, Jarosławiu, Lublinie, Sandomierzu, Wilnie, Radomiu, Krakowie. Wywiezione zostały zbiory biblioteczne i archiwalne z Prus Królewskich. W Poznaniu jezuici, bernardyni i dominikanie utracili biblioteki i archiwa. Splądrowana została również biblioteka katedralna. W Krakowie swoje zasoby biblioteczne utracili karmelitanie i jezuici z trzech kościołów: św. Piotra, św. Barbary i św. Mateusza, a także archiprezbiter Mikołaj Słowikowski. Przepadł też księgozbiór Orsettiego. W Gnieźnie łupem Szwedów padło archiwum arcybiskupie oraz dwa zbiory prywatne Jana Sokołowskiego i Macieja Witosławskiego. Wszystkie one trafiły do siedmiu szwedzkich bibliotek: uniwersyteckiej w Uppsali, królewskiej w Sztokholmie oraz domowych rodzin Bielke, Oxenstierna, Rosenhahne, Wranglów i Brache.
W Wielkopolsce ograbione i spalone zostały kościoły w Uniejowie, Kobylinie, Połońcu, Górce i Gostyninie, a w samym Poznaniu złupiono i zniszczono aż 14 świątyń. Zrujnowany został zamek w Wieluniu i w Krasnymstawie, w Chęcinach i Golubiu-Dobrzyniu, Janowcu i Kielcach. W Czersku z 206 domów pozostały tylko 22. Jak już wspomniano, w Krakowie Szwedzi grabili katedrę i Wawel aż osiem razy. Podczas wypraw karnych w okolicach Krakowa zniszczono w całości lub częściowo zamek w Tęczynie, Lanckoronie, Pieskowej Skale, ograbiono Ojców i pałac w Niepołomnicach. W pałacu w Łobzowie posadzki i kolumny potłuczono i sprzedano jako surowiec budowlany. Z Wiśnicza łupy wywożono na 150 wozach.
Szczególnie wielką katastrofę przeżyła Warszawa. Legły w gruzach lub zostały doszczętnie złupione: pałac Kazanowskich, Ossolińskich, Daniłłowiczów, prymasowski, biskupi, zamek i oba królewskie pałace. Nie tylko zabierano meble, srebra, biżuterię, sprzęty, zastawy stołowe, obrazy, rzeźby, dywany i kobierce, ale nawet suknie panien z fraucymeru, okna i drzwi wraz futrynami, kominki, kolumny i schody, zrywano podłogi, obicia i kurdybany, zeskrobywano złocenia z listew, z których po przetopieniu otrzymano cztery dukaty. Piotr des Noyers, sekretarz królowej Marii Ludwiki, donosił 20 lipca 1656 r. ze zdobytej przez wojska polskie Warszawy: po przyjeśdzie naszym szukałem rzeczy, które mi Szwedzi zabrali, lecz próżna praca i oprócz kwadrantu jednego, który był pomiędzy zdobyczą Oxenstierna, wszystko stracone.
Z większych miast Rzeczypospolitej jedynie dwa, Gdańsk i Lwów, nie ucierpiały podczas tej wojny".

http://old.nimoz.pl/pl/wydawnictwa/wydawnictwa-nimoz/cenne-bezcenne-utracone-1/cenne-bezcenne-utracone-archiwum/2005-1/nr-32005/grabieze-szwedzkie-w-polsce-1-przyczyny-charakterystyka-i-skutki

Czyli jak widać nie był to pierwszy mecz w tych rozgrywkach. Co prawda ten opisany w notce był meczem na naszym boisku, a ten z okresu wojny na wyjeździe, ale rezultat ten sam. Przegrana.

Miła notka i ciekawa, pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

betacool @tomciob 19 lipca 2018 16:08
19 lipca 2018 16:50

Ja bym ten pesymistyczny wniosek nieco skorygował. Jak wielka drzemła w tej organizacji siłą, skoro mogła się błyskawicznie podnieść z takich katastrof.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool 19 lipca 2018 16:50
19 lipca 2018 17:30

Można i tak tylko czy rozgrywki zostały wygrane? Oraz co sądzić o "państwie" które tak łatwo odpuszczało swoją kulturę niematerialną. Czy aby na pewno było potęgą jak to nam niektórzy "ku pokrzepieniu serc" suflują? A zobaczmy kiedy to było, na ile długo przed tzw. "utratą niepodległości."

zaloguj się by móc komentować

betacool @tomciob 19 lipca 2018 17:30
19 lipca 2018 17:43

A wiesz, że Kołłątaj też był przekonany o słabości państwa i że musi zaistnieć zwierzchność państwowa nad ponadpaństwową strukturą jezuitów.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-laskowski @tomciob 19 lipca 2018 17:30
19 lipca 2018 18:19

To jest wprost proporcjonalne do pogromienia Kościoła katolickiego w Polsce i stanu wiary katolickiej wśród Polaków oraz stanu Kościoła katolickiego w ogóle. Najwyraźniej Polacy ówcześni zasłużyli na takich wilków w owczych skórach jak Hugon Kołłątaj, tak jak my obecnie zasłużyliśmy na analogicznych duchownych, którzy wciskają nam ekumaniactwo, nową ewangelizację i najazd muzułmański.

zaloguj się by móc komentować


betacool @krzysztof-laskowski 19 lipca 2018 18:19
19 lipca 2018 18:49

Owczą skórę zawdzięcza Kołłątaj tylko i wyłącznie zreformowanej Akademii. 

A my zasługujemy,  by ją z niego zdejmować po kawałku i to zdejmować tępym nożem.

A na te inne rzeczy, o których piszesz nie zasługujemy. No chyba, że będziemy wierzyć w makaronizmy powodujące anarchię i w ożywczą moc reform dokonywanych na cudzy rachunek.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @betacool
19 lipca 2018 18:54

Źle mi się kliknęło. Walka z Akademią toczyła się o katedrę prawa. Zresztą to samo było w Poznaniu. Jedyna katedra prawa w rękach jezuitów była w Wilnie. Ks. Załęski w swojej pracy Czy jezuici zgubili Polskę wprost stawia tezę, że losy Polski mogłyby się potyczyć inaczej, gdyby jezuici mieli trzy katedry prawa przez które przechodziłaby polska szlachta, co prawo miała stanowić.

Według Załęskiego przy konstytucji jakie miała Rzeczypospolita, gdzie wszystko zależało od sejmu była to jedyna droga do reformy państwa zgodnie zresztą z zasadą pomocniczości - wysoki poziom kultury prawnej. Ale zawiść akademików zwyciężyła. Sami nie zjedli a drugiemu nie dali, eh!

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
19 lipca 2018 19:18

A z moich obserwacji wynika raczej, że Akademicy byli tak słabi, że ich zawiść nie mogła mieć prawie żadnej siły sprawczej.

Siły sprawcze pojawiły się wraz z reformatorami.

A co do sposobu ocalenia RoN to pełna zgoda - mądrze stanowione prawo. Tyle, że prawo nauczane przez  "agentów" Rzymu, a potem stanowione przez ich uczniów dla oświeceniowych demokratów było nie do przyjęcia. Trzeba więc było wrzucić na kielnię trochę zaprawy i poszło - makaronizmy i anarchia.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @betacool 19 lipca 2018 19:18
19 lipca 2018 19:43

Niestety swego czasu miała. Dopięli tego za Władysława IV. Zakazano jezuitom w Krakowie nauczania i wykładania prawa. Wyobraź sobie jak bardzo dobry mieli poziom, że pomimo iż w Krakowie nie byli uniwersytetem dalej stanowili konkurencję dla Akademii.

Akademicy nie mogli im też (jezuitom) przepuścić ich kolegiów w terenie. Tutaj jezuici byli po prostu bezkonkurencyjni - do czasów kasaty. Żadne żale Akademii w tej materii nie pomagały, bo działali na mocy konstytucji zatwierdzonej przez Stolicę Apostolską. A ta była w tej materii jak góra, która stoi i się nie rusza. Do posiadania zaś i prowadzenia uniwersytetów potrzeba było oddzielnych pozwoleń. Jednak kolegia przy całym ich znaczeniu dla edukacji to nie uniwersytety.

Wyobraź sobie kraj tak olbrzymi jak Rzeczpospolita (cała władza praktycznie w ręku szlachty) i tylko dwa uniwersytety nauczające prawo: w Wilnie i ta zawistna Akademia w Krakowie. Więc szlachta za granicę jeździła ze skutkiem w wielu wypadkach opłakanym. A zaczęło się od Jasia Kochanowskiego, co w Królewcu studiował i Zborowscy. Ci we Frankfurcie zaczęli. Ale to znamy z Baśni jak niedźwiedź, tomy polskie.

P.S. Mnie interesuje jedno, kto finansował Akademię w jej sporze z jezuitami. To był bardzo długi i przewlekły spór. Za Zygmunta III akademicy nie dawali rady. Przez ten krótki czas w Krakowie były dwie szkoły wyższe. Dopięli swego za czasów króla Władysława.

zaloguj się by móc komentować

mniszysko @mniszysko 19 lipca 2018 19:43
19 lipca 2018 19:48

Podobna historia zresztą powtórzyła się z jezuitami we Lwowie. Tutaj w sukurs Krakowskiej przyszła Akademia Zamojska. Tak więc i w Krakowie, i w Poznaniu i we Lwowie jezuici mogli nadawać tytuły tylko z filozofii i z teologii. Z prawa zaś nie wolno im było.

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
19 lipca 2018 19:58

Mnie interesuje jedno, kto finansował Akademię w jej sporze z jezuitami.

Przejrzę to co mam. Akademia nie była taka uboga, Kołłątaj najpierw ją skontrolował,  a jak stwierdził, że jest czym zarządzać, to potem ochoczo i twórczo zaczął jej finanse reformować.

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool
19 lipca 2018 20:05

No, ale papieża Klemensa XIV jakoś nikt tu nie krytykuje.

zaloguj się by móc komentować

betacool @mniszysko 19 lipca 2018 19:48
19 lipca 2018 20:10

O procesie o Lwów Tokarz wspomina, ale tyle tylko, że Akademia ciągnący się przez 10 lat proces, wygrała. Kosztował ją kilkadziesiąt tysięcy (kamienica w Krakowie to koszt kilku tysięcy). 

zaloguj się by móc komentować

betacool @chlor 19 lipca 2018 20:05
19 lipca 2018 20:15

Jakoś nie.

Powiem więcej. W dwóch tomiszczach Tokarza, ta postać w ogóle się nie pojawia.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @betacool 19 lipca 2018 17:43
19 lipca 2018 20:23

Kołłątaj, a i owszem ale kłopoty zaczęły się grubo wcześniej, myślę że tu, było już źle. Wiem notka jest o Kołłątaju więc już więcej nie wspominam o wcześniejszych czasach. Myślę tylko, że historię Polski mamy jeszcze do gruntownego przemyślenia. Dziękuję za notkę i pozdrawiam.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @betacool
19 lipca 2018 20:33

Brakuje jeszcze tylko, żeby Kołłątaj oskarżył jezuitów o partactwo, brak warsztatu i nadinterpretacje. No, ale jak wiemy te dwa oskarżenia doszły zaraz za rozsiewaniem anarchii w późniejszej mądrości etapu i dotyczą już nie tylko jezuitów, ale wszystkich którzy "mają czelność" przekazywać ludziom wiedzę z pominięciem akademików.

Jak widać nic się nie zmieniło w ich sposobach działania.

zaloguj się by móc komentować

betacool @tomciob 19 lipca 2018 20:23
19 lipca 2018 20:34

Ale generalna zasada podobna. Reformować.

zaloguj się by móc komentować


betacool @Kuldahrus 19 lipca 2018 20:33
19 lipca 2018 20:55

No to polećmy Hugonem po jezuitach:

"Jezuici, otrzymawszy przywilej na Szkołę Główną w Wilnie jeszcze za Stefana Batorego, wiedli bezprzestanne spory z Akademią Krakowską, aby ją opanować, tak jak się im udało we wszystkich prawie katolickich - Niemczech,  w Węgrzech, Czechach - i tylu innych krajach".

Tu dopiero widać skalę problemu do zreformowania.

zaloguj się by móc komentować


Tytus @betacool
21 lipca 2018 07:46

Otóż jeśli nie udaje się wygrać na boisku, to nie pozostaje już nic innego jak próba ustalenia rozstrzygnięć przy tak zwanych „zielonych stolikach”

Jak to mówił ś.p. trener Janusz Wójcik, widząc w jakim stanie psychcznym i formie sportowej jest jego nowa drużyna:

-"Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić!"

PS. Świetnie ujęty temat! Dziękuję!

zaloguj się by móc komentować

betacool @Tytus 21 lipca 2018 07:46
21 lipca 2018 08:39

Rzecztwiście Wójcik pasuje idealnie.

Ja bym nawet jeszcze z jego cytatów coś dorzucił, żeby dookreślić sytuację Akademii po kasacie:

"Co to, k...a, ma być? Miała być jazda z frajerami. Ale to oni mieli być frajerami".

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 19 lipca 2018 19:58
21 lipca 2018 19:52

Wydaje się że Wenecja albo/i Tepper Ferguson/Szkoci. Prot chyba nie bo sam pożyczał od tow. Hugona kasę z kasy Akademii. Sam o tym pisałeś. Jak rzekł Gabriel we Wrocławiu u Karmelitów, humaniści włoscy (czyli kabaliści na weneckim budżecie sponsorowani w Polszcze przez Bonerów) dostarczyli propagandę i komunikację między dworem królewskim a narodem rycerskim - Gabriel mówi że szlachtą, chociaż mi się wydawało, że bardziej magnaterią, ale jeśli i Rej i Frycz to może i szlachta -  zaś Jezuici weszli im w paradę. Wyszarpnęli im kawał rynku propagandowego, kawał narodu szlacheckiego razem z kawałkiem magnaterii. Słuchał ich Batory, Wazowie i Sobieski. Wenecja miała zatem motyw. Szkoci też, bo też heretycy.  

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @mniszysko 19 lipca 2018 18:54
21 lipca 2018 19:56

Świetny komentarz i streszczenie Załęskiego. Muszę to znaleźć w sieci. A może by jakiś reprint w Klinice?

Książkę o Zebrzydowskim wyślę w przyszłym tygodniu. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 21 lipca 2018 19:52
21 lipca 2018 22:36

Pytanie, czy pożyczka Prota była pożyczką. To znaczy, czy czuł się zobowiązany do zwrotu.

Za słownikiem biograficznym.

Dn. 27 IX 1793 ustawą sejmu grodzieńskiego powołana została specjalna «Komisja do rozsądzenia sprawy upadłych krajowych banków». Mocą jej wyliczeń w grudniu 1793 zajęto Protow kantor warszawski, a niebawem także fabrykę perkali w Łysobykach. Prace tej instytucji przerwał wybuch insurekcji warszawskiej.

O schyłkowych latach P-ego wiemy niewiele. Nie jest pewna data śmierci Potockiego, podawanego za Estreicherem r. 1801, budzącego wątpliwości, nie udało się zweryfikować.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 21 lipca 2018 22:36
22 lipca 2018 18:56

Tak jak z Richardem Cantillonem, brytyjskim bankierem we Francji Ludwika Słoneczko, który niby zginął w pożarze swojego domu w Londynie, ale potem widywano w Surinamie (Ameryka Pd.). Mogła to być nagroda za udział w kryzysie akcji tzw. mórz południowych, bezpośrednio wywołanym przez Johna Law, jego protegowanego. Prot też mógł zasłużyć na dyskretne przejście w szarą strefę "nieśmiertelności" np. przez zafundowanie faktorii do handlu z Turcją, nie dla nas oczywiście, dla Szkotów.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 22 lipca 2018 18:56
22 lipca 2018 20:49

Ciekawa teoria. Niby tyle światła w nazwie "Oświecenie", a wszędzie mroki, cienie i tajemnice. 

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 22 lipca 2018 20:49
22 lipca 2018 22:59

To dlatego że to oświetlenie, pardąs, oświecenie tak daje po oczach. Ciemno się po prostu robi przed naszymi oczętami.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować