Wodorosty i pasożyty, czyli kapitan Żbik na tropie dziwnych zależności.
makulektura.pl
Wodorosty i pasożyty, czyli kapitan Żbik na tropie dziwnych zależności.
Makulektura nr 42
Feliks Młynarski, Wspomnienia, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1971
***
„Farba „Stega” odstręcza wodorosty ale przyciąga pasożyty”
Kapitan Żbik
Dawno temu przeczytałem komiks z kapitanem Żbikiem w roli głównej p.t. ”Wodorosty i pasożyty”. Byłem wtedy jeszcze szczawiem, który chwytał większość fabuły „Koziołka Matołka”, ale ledwie połowę żartów z komiksów o Tytusie, Romku i A’tomku. Nie możecie więc się dziwić, że z komiksów o kapitanie Żbiku pewne treści przebijały się do mnie wyjątkowo długo. W przypadku rzeczonego tytułu, w ogóle nie mogłem zatrybić o co chodzi z tymi pasożytami.
Wodorosty były proste i podane przez autora na tacy, bowiem fabuła dotyczyła wynalezienia genialnej polskiej receptury na farbę antykorozyjną do malowania okrętów. Rzeczona farba miała tę wspaniałą cechę, że odstręczała wodorosty. Ale kapitan Żbik w ostatnim zdaniu pierwszej części tej komiksowej opowieści rzucił zdanie, że przyciąga ona pasożyty. Przez dłuższy czas wydawało mi się, że ta farba była po prostu obarczona dużą wadą, bo pasożyty (wiedziałem o tym z lekcji biologii) to stworzenia dużo groźniejsze niż niewinne wodorosty. Gdzieś tam kołatały mi się myśli, że te pasożyty mogłyby przeżreć kadłub takiego okrętu, albo go wyraźnie osłabić. Cały czas czułem pewne zaniepokojenie, bo o recepturę do tej farby szła ostra walka i to na arenie międzynarodowej, a przecież wielkie zagraniczne trusty nie mogły się bić i próbować osaczać polskiego inżyniera z powodu jakiegoś bubla, który przyciąga pasożyty.
Dopiero jakiś czas później usłyszałem w telewizji, że istnieje coś takiego jak pasożytnictwo społeczne i wówczas dotarł do mnie metaforyczny kontekst owej żbikowej sentencji. Słowem, farba była doskonała, a rzeczy doskonałe przyciągają byty paskudnie niedoskonałe, czyli wszelkiej maści męty i pasożyty.
Tu możecie sobie prześledzić, jak brnąc przez meliny lokalnej żulerni, dzielny milicjant dochodzi do owej niezwykłej sentencji i zbliża się do wytropienia struktur międzynarodowego jądra ciemności.
https://pl.scribd.com/document/4938185/Kapitan-%C5%BBbik-40-Wodorosty-i-paso%C5%BCyty
Tyle tytułem wstępu.
Całkiem z kolei niedawno, zerkając to tu to tam, dotarłem do fragmentów pewnego tekstu zamieszczonego na portalu „W polityce”.
https://wpolityce.pl/polityka/402252-daniel-pipes-dlaczego-polsce-nie-grozi-islamizacja
Przemknął on cichutko, nikt się jakoś nim specjalnie nie przejął, a przecież jak głosi nagłówek artykułu, o którym mowa, był to tekst ważny.
Ja chcąc dostrzec jego wagę, przyjrzałem mu się nieco uważniej. Oto co wyłowiłem:
„Polska - podkreśla Pipes - uniknęła wielu problemów spowodowanych napływem uchodźców z krajów muzułmańskich, z jakimi obecnie borykają się państwa Zachodniej Europy.
Wśród powodów uniknięcia przez Polskę tych problemów - amerykański ekspert bliskowschodni wymienia m.in. to, że polskie społeczeństwo „jest społeczeństwem zhomogenizowanym, ze szczególną historią np. przez ponad wiek Polska zniknęła z mapy”.
Jednak, zdaniem Pipesa, najważniejszym powodem jest to, że „Polska weszła +późno do tej gry+, dlatego mogła wyciągnąć wnioski z olbrzymich błędów popełnionych przez jej sąsiadów i zdecydowała się ich nie powtórzyć”.
Dlatego, podczas gdy inne państwa poczynając od Włoch, będą się starały kontrolować swoje granice i wyrzucić nielegalnych imigrantów, co będzie prowadziło do wzrostu napięcia, zamieszek i przemocy, Polska - zdaniem Daniela Pipesa - jak i inne państwa byłego bloku sowieckiego, „przeczeka ten kryzys, a nawet będzie miejscem schronienia dla mieszkańców państw Europy Zachodniej”.
Według Pipesa, Polska stanie się takim docelowym miejscem schronienia szczególnie dla rencistów a także „dla Żydów z Zachodniej Europy, którzy coraz częściej są celami ataków w Europie Zachodniej i coraz bardziej (czują się) bezpieczni w Polsce”.
Tak jak z pewnością w najbliższym czasie nie dojdzie do rechrystianizacji UE, tak samo Polska z pewnością nie zostanie zislamizowana
—konkluduje Daniel Pipes w portalu „The Washington Times”.
Przyznam się Wam, że gdy ten artykuł przeczytałem, to od razu przypomniała mi się zapamiętana na całe życie sentencja kapitana Żbika i próbowałem ją metaforycznie na ten tekst Pipesa przetransponować.
Przyznam, że nie jest to łatwe. Zakładając bowiem, że nasz lokalny wynalazek odstraszył wodorosty (uchodźców) i stał z tego powodu towarem atrakcyjnym, a jego atrakcyjność zyskała nawet wymiar międzynarodowy, to ani się obejrzymy, a na kark zwalą nam się jakieś pasożyty.
Wielu rzeczy pewien być nie mogę, ale jedno wiem - Kapitan Żbik był zbyt bystrym funkcjonariuszem, by zakwalifikować Żydów z Europy Zachodniej i tamtejszych rencistów jako pasożyty. Idąc tym tropem dochodzę do wniosku, że tak zdefiniowana grupa byłaby w takim razie komiksowym odpowiednikiem uczciwych biznesmenów, którzy ustawili się w legalnej kolejce do nabycia bardzo atrakcyjnego polskiego wynalazku. A stąd można wysnuć bardzo prosty wniosek, że byliby skłonni sporo za ów produkt zapłacić.
Kapitan Żbik jako osoba dociekliwa i zdeterminowana, by zagmatwane sprawy wyjaśniać do końca, sprawdziłby chyba źródło pochodzenia pieniędzy, którymi transakcja będzie opłacona. Jestem przekonany, że dzielny milicjant stwierdziłby, że jest to kasa z gruntu czysta i nigdy i nigdzie nie prana. Kto wie, czy pochodzenie kapitału nie okazałoby się być dla Żbika krystalicznym źródłem, którego strugi uszlachetnione są jednakowoż makroelementami krzywd i cierpienia. Niestety krzywdy i cierpienia mają to do siebie, że gdy się pojawiają to niechybny znak, że stoi za nimi coś z gruntu złego, a kto wie czy nie są to dzielnie tropione przez kapitana Żbika przeklęte pasożyty.
Ta konstatacja może się niektórym wydać nieco przykra, albo okrutna, ale raz już do niej było nam dane dojść. Coś, co jest bowiem w zamyśle i w praktyce bliskie doskonałości, ma wielką moc przyciągania wszelkich niedoskonałości.
Żeby nie zostawiać w Was w pewnej nieokreśloności, proponuję rozciągnięcie naszych rozważań na działalność Georga Sorosa. Za kogo robiłby ten filantrop w naszych „żbikowych” dochodzeniach? Otóż pan Soros jawiłby się chyba jako gość, który handluje bardzo mało chodliwym towarem. Wciska on bowiem farbę, która ewidentnie wodorosty przyciąga. Sprzedaż mało atrakcyjnego produktu jest zadaniem trudnym i kto wie, czy wręcz permanentnie niedochodowym. Bo jak ten produkt zareklamować? Zachwalać to, że statek pokryty złogami wodorostów płynie majestatycznie i wolno i jak pieprznie w górę lodową to dziura będzie mniejsza i mniej przepuszczalna, bo pokryta wodorostami? Musimy jednakże pamiętać, że filantropi i niektóre ustroje (to akurat pamiętam z zajęć z ekonomii socjalizmu) nie kierują się chęcią osiągania zysku, tylko realizacji zaplanowanych celów.
Choć w polityczno-społecznym świecie kapitana nazywałoby się to gospodarką planową, to mam wrażenia, że sam Żbik chwytając takiego naciągacza jak Soros przyklepałby mu raczej, jak pospolitemu cinkciarzowi, tak zwaną „przewalankę na gumkę”. Tak, czy inaczej mam wrażenie, że kapitan Żbik nie wyszedłby z tej historii bez zarzutu antysemityzmu, bo w końcu musiałby jednak stwierdzić, że bogaty Żyd i jednocześnie filantrop może być jednak pasożytem...
Te czysto teoretyczne rozważania pozostawię bez morału. Trochę mi jedynie szkoda, że polscy policjanci nie mają tak filozoficznego podejścia i nie potrafią tworzyć tak uniwersalnych sentencji jak nieoceniony kapitan Żbik.
Ten leciutki tekścik dotyczący starej i z lekka zapomnianej serii komiksów chciałem zakończyć opowiastką o tym jak to się stało, że Feliks Młynarski nie został polskim Sorosem, ale chyba sobie tego oszczędzę. W końcu tym, którzy zaufali mojej rekomendacji sprzed tygodnia i nabyli krążące tu i ówdzie egzemplarze, trzeba zostawić jakiś nie rozpakowany i nie oblizany cukierek.
A ja jeszcze raz zapewniam, że to nie jest jakaś pojedyncza czekoladka ale cała bombonierka.
Więc na koniec jeszcze jedna bombka z tych wspomnień dedykowana tym, którym nie zupełnie obca jest postać Adama Ronikiera (s.432):
„Roniker nie bał się nawet szefa gestapo, do którego w obronie pokrzywdzonych wdzierał się bez uprzedniego meldowania. Doszło do tego, że został aresztowany, ale na szczęście szybko zwolniony (...).
Gdy Niemcy opuszczali ziemie polskie pod naporem ofensywy wojsk radzieckich, Ronikier wyjechał na zachód, gdzie pełnił funkcje nauczyciela w jednej ze średnich szkół polskich (...).
Rok 1940 przyniósł poprawę gospodarczą. Okupant rozkręcał już w swoim interesie przemysł i energicznie popierał odbudowę rolnictwa. Protegował także spółdzielczość. Główna jednak troską było bezrobocie inteligencji w miastach i miasteczkach. Mój bank emisyjny mało mógł temu zaradzić (...). Bezrobotni z konieczności życiowej wprzęgali się w paskarstwo i spekulacje na czarnym rynku. Poważna poprawa zarysowała się dopiero wtedy, gdy zaczęła się rozwijać tajna państwowość. Pierwsza organizowała się konspiracyjna armia. Z kolei przyszły nieco później władze cywilne. Uruchomiono tajne nauczanie. Zjawiła się nielegalna prasa. Akcja propagandowa absorbowała coraz więcej ludzi. Stopniowo kurczyło się bezrobocie inteligencji. Motorem były subsydia dolarowe obficie dostarczane przez rząd na emigracji.. Mimo to kurs dolara wzrastał stale na czarnym rynku. Pieniądze bowiem zarabiane w spekulacjach towarowych zamieniały się na dolary jako rezerwę kapitałową. Przesuwały się za pośrednictwem dolara z czarnych rynków do kas tajnej państwowości. Klęska bezrobocia inteligencji stopniowo łagodniała dzięki temu. Beznadziejność zarobkowa znikała. Uspokajały się umysły przynajmniej pod tym względem”.
W świetle zacytowanego fragmentu i naszych wcześniejszych rozważań możemy chyba stwierdzić, że o dziwo brak poczucia beznadziei u inteligencji to także towar, za który czasami płaci się twardą walutą... Mało tego, gdy towar służy patriotycznemu wzmożeniu młodzieży subsydia były tak obfite, że umysły młodych mocno się wzniecały, a umysły inteligencji wręcz przeciwnie - uspokajały.
Nie wiem jaką sentencję na ten stan rzeczy wymyśliłby kapitan Żbik. Mi nic nie przychodzi do głowy. Może komuś z Was się coś przyplącze.
A „Wspomnienia” Młynarskiego raz jeszcze rekomenduję. To jedna z niewielu moich bezwzględnych rekomendacji.
https://allegro.pl/feliks-mlynarski-wspomnienia-i7433220016.html
tagi: feliks młynarski kapitan żbik wodorosty pasożyty adam ronikier
![]() |
betacool |
6 lipca 2018 23:10 |
Komentarze:
![]() |
MarekBielany @betacool |
6 lipca 2018 23:39 |
W Tytusie o lotach hen daleko w kosmos jest taka scena kiedy trener A'Tomek sypie okruszki do łóżka Tytusa, a w dymku "Nawet Gagarin przed pierwszym lotem musiał spać na okruszkach". 1970 ?
![]() |
Czepiak1966 @betacool |
7 lipca 2018 13:37 |
"Trochę mi jedynie szkoda, że polscy policjanci nie mają tak filozoficznego podejścia i nie potrafią tworzyć tak uniwersalnych sentencji jak nieoceniony kapitan Żbik."
Nie jest tak źle z tymi policjantami; są potwornie spostrzegawczy i potrafią perfekcyjnie uderzyć szyderą.
W 1997 roku ukazał się film "Polowanie na mysz", gdzie początkowym mottem były słowa "świat bez sznurka to chaos". Bardzo polubiliśmy ten tekst, ponieważ w tej ogólnej nędzy był często przez nas wykorzystywany i każdy miał w swojej skrzynce narzędziowej obowiązkowo kilka metrów szpagatu. Kilka lat później na małej grudniowej naradzie (koniec roku budżetowego...), jaki sprzęt sprzęt kupić z resztek funduszu operacyjnego, pewien kolega po zamknięciu listy zakupów powiedział: "Dopiszcie jeszcze cztery kilometry sznurka." Na pytający wzrok szefa spokojnie odpowiedział: "obwiążemy nim komendę, bo zaraz się rozsypie".
24 lata wśród, wbrew pozorom, inteligentnych ludzi - mogę tak z rękawa.
![]() |
betacool @MarekBielany 6 lipca 2018 23:39 |
7 lipca 2018 21:06 |
No to w takim razie ja do tej pory wszystkiego nie ogarnąłem. O co chodzi z tymi okruszkami?
![]() |
betacool @Czepiak1966 7 lipca 2018 13:37 |
7 lipca 2018 21:14 |
No tak. Jeśli mamy sznurek do obwiązywania komendy i krępowania przestępców, to tylko inteligentna szydera pozostaje.
A kapitan Żbik polonezem jeździł i samolotami do KDLów latał...
![]() |
MarekBielany @betacool |
7 lipca 2018 23:27 |
Są drażniąco nieprzyjemne, ale to tylko okruszki !
![]() |
betacool @MarekBielany 7 lipca 2018 23:27 |
7 lipca 2018 23:45 |
Szczerze mówiąc to i w mojej pościeli nabierają kosmicznego wymiaru.
![]() |
MarekBielany @betacool 7 lipca 2018 23:45 |
8 lipca 2018 00:16 |
No właśnie ! Ale to tylko: treningowe drażniące okruszki, na których "musiał spać Gagarin" :)
![]() |
ainolatak @betacool |
8 lipca 2018 10:00 |
Co do bombonierki, reklamy i Żbika. W zeszłym tygodniu podarowano mi piękną bombonierkę w metalowym pudle, które miało wytłoczoną scenę z La dolce vita, z blond boginią Anitą Ekberg na czele. Podana przez Ciebie okładka komiksu tak zauroczyła, że żałuję, że nie ma słodyczy z wodorostami ;) Choć sezamki z algami już są J Nie wiedziałam, ze mieliśmy takie komiksy J
Ale do rzeczy.
W świetle zacytowanego fragmentu i naszych wcześniejszych rozważań możemy chyba stwierdzić, że o dziwo brak poczucia beznadziei u inteligencji to także towar, za który czasami płaci się twardą walutą... Mało tego, gdy towar służy patriotycznemu wzmożeniu młodzieży subsydia były tak obfite, że umysły młodych mocno się wzniecały, a umysły inteligencji wręcz przeciwnie - uspokajały.
Dlatego warto przepłacać za farbę przyciągającą wodorosty i malować nią niektóre statki. Pasożyty przeniosą się na te niepomalowane i zarażą kajtków wzmożeniem patriotycznym, zwanym dumą narodową, inaczej za wolność waszą, która skoczy walczyć z algami. A procesy umysłowe pozostałych inteligentów zostaną przytłumione pracą żołądka wypchanego czymś zielonym.
![]() |
betacool @ainolatak 8 lipca 2018 10:00 |
8 lipca 2018 10:36 |
Ty to potrafisz zbudować zakończenie...
![]() |
ainolatak @betacool |
8 lipca 2018 10:45 |
dziękuję i do usług ;)))
no ale ta okładka jest fantastyczna...zobacz jest Paryż, jest kajtek walczący z wodorostem,
jest i inteligencja pod bujną damska czupryną
no i sam żbik, drapieżnik, pasożyt ;)
![]() |
betacool @ainolatak 8 lipca 2018 10:45 |
8 lipca 2018 11:36 |
Jest i dopłata na Centrum Zdrowia Dziecka i palemka.
Misja wali po oczach milicyjną pałką.
Ale rysunki się bronią. Okładka - pełen Zachód.
![]() |
betacool @betacool |
8 lipca 2018 11:55 |
"Często mówimy, pół żartem, pół serio, że teraz Polska może się stać krajem, do którego ludzie będą uciekali" - ludzie "z Francji, Holandii czy Brytanii"
![]() |
ainolatak @betacool 8 lipca 2018 11:55 |
8 lipca 2018 14:54 |
to Samuel Wilder się znalazł...nasz negocjator w ząbek czesany
czy w Wodorostach i pasożytach było dla takiego miejsce?
![]() |
betacool @ainolatak 8 lipca 2018 14:54 |
8 lipca 2018 15:46 |
"Wodorosty i pasożyty" miały drugą część. Niestety ja jej nie dostałem i nie czytałem. Tam ponoć byli jacyś negocjatorzy.
![]() |
Magazynier @betacool |
8 lipca 2018 21:56 |
Rozpiera mnie duma, bo Pipes potwierdził moje "proroctwa". Ja też pisałem w jakimś komentarzu, że Polska stanie się paradiso refiugorum europeisi. Co prawda ja pisałem o katolikach z Francji i Katalonii. No ale to już szczegół, w sumie pożyteczny, bo przynajmniej zapobiegnie mojemu uniesieniu pod sufit.
Nadto Młynarski podpowiedział w swoich wspomnieniach sposób na pasożyty. Trzeba po prostu ich doinformować i wszystkie dadzą nogę. Pasożytym, jak głosi mądrość ludowa, pierwsze uciekają z okrętu. A każdy okręt na pewno kiedyś zatonie, albo przynajmniej zardzewieje. I niewykluczone, że na ten okręt to już idzie kryska.
"że kapitan Żbik nie wyszedłby z tej historii bez zarzutu antysemityzmu, bo w końcu musiałby jednak stwierdzić, że bogaty Żyd i jednocześnie filantrop może być jednak pasożytem..."
Jeszcze jest tu taka kłopotliwa sprawa, że mianowicie w owej epoce błędów i wypaczeń Izreal był przyczółkiem amerykańskiego imperializmu.
Tutaj chcę zwrócić uwagę potencjalnego czytelnika, że zdecydowanie i bez cudzysłowia połączyłem antysemicką propagandę z okresem błędów i wypaczeń. A nawet wręcz podkreślić tę frazę żeby nie uszło niczyjej uwadze, że to ja napisałem: "w owej epoce błędów i wypaczeń Izreal był przyczółkiem amerykańskiego imperializmu." Dzisiaj z satysfakcją możemy oglądać się wstecz na te totalitarno-rasistowskie hasła, które, mimo pewnych wciąż problemów na polu przyjaźni internacjonalnej, zostawiliśmy daleko w tyle. Staliśmy nad przepaścią, jak rzekł poeta, i zrobiliśmy wielki krok w przód.
![]() |
betacool @Magazynier 8 lipca 2018 21:56 |
8 lipca 2018 22:40 |
Wiesz co, pełnia szczęścia to by była gdyby Ainolatak (czytaj Katalonia) inne zakończenie tej opowiastki napisała, choćby przez Twój wzgląd na Katalończyków.
![]() |
ainolatak @betacool 8 lipca 2018 22:40 |
9 lipca 2018 08:07 |
Ale, że oszalałam - jak Katalończycy - i zbyt pesymistycznie patrzę, wcale nie jak Katalończycy? ;)
![]() |
betacool @ainolatak 9 lipca 2018 08:07 |
9 lipca 2018 09:58 |
To raczej taka uwaga do Magazyniera była, żeby zbyt radośnie pod sufitami nie pomykał.
![]() |
Magazynier @betacool 8 lipca 2018 22:40 |
9 lipca 2018 11:12 |
Głowa do góry. Jest nadzieja. O inteligencji i jej treści żołądkowej zapomnijmy. Są jeszcze rzemieślnicy, cinkciarze i tacy różni niedouczeni acz dobrze zorientowani w układach lokalnych. Niektórzy z nich wierzący i praktykujący. Również moi znajomi rolinicy małorolni z Galicji, innych tu nie ma. U nich wstręt do farby jest dziedziczny. Zorientowali się już że są w pułapce, zwłaszcza że ich dzieci też w nią wpadły, dzieci, którym chcieli zapewnić wyzwolenie z poddaństwa małorolnego. Na razie sprzedają ziemię. Zaś ich dzieci chowają wnuki i próbują jeden koniec z drugim końcem. Jak dzieci pójdą w świat najdzie ich iluminacji. Być może wrócą do ziemi, która już będzie wyprzedana, ale nie do końca. I np. założą warsztat tapicerski, kowalski, blacharstwo, krawiectwo, przetwórstwo owoców, zwłaszcza jarzębiny, takie sprawy. Owszem statek zatonie, zaś pasożyty i wodorosty dalej będą zżerać jego resztki, ale siłami tapicerów i blacharzy uszczelnimy zapowietrzone pomieszczenia tworząc zarys nowego statku. Wegetariańską dietę na wodorostach, jarzębinie i tej zielonej celulozie urozmaicimy dodatkiem mięsnym uszczkniętym z menu pasożytów. W końcu wypłyniemy nowym orkętem.
![]() |
Magazynier @betacool |
9 lipca 2018 11:13 |
W Katalonii jest tak samo. Tylko bardziej.
![]() |
Magazynier @Magazynier 9 lipca 2018 11:12 |
9 lipca 2018 11:14 |
To znaczy chciałem powiedzieć, że nasze wnuki wypłyną tym okrętem.
![]() |
PiotrKozaczewski @Magazynier 9 lipca 2018 11:12 |
9 lipca 2018 16:21 |
"... Owszem statek zatonie, zaś pasożyty i wodorosty dalej będą zżerać jego resztki, ale siłami tapicerów i blacharzy uszczelnimy zapowietrzone pomieszczenia tworząc zarys nowego statku. Wegetariańską dietę na wodorostach, jarzębinie i tej zielonej celulozie urozmaicimy dodatkiem mięsnym uszczkniętym z menu pasożytów. W końcu wypłyniemy nowym orkętem. ..." bardzo podobnie to widzę. W postaci skrajnej moznaby powiedzieć, że kłusowniko/bimbrowniko/awanturnik Jakub Wędrowycz (bliski memu sercu) - w dłuższej perspektywie zwycięży. Jesta takie opowiadanie, jak mały Maciuś, wnuk starego wędrowycza, udusił wilka dziadkową linką hamulcową, a wilk był bardzo pewny siebie, widząc w lesie małego chłopca. Gdy ten przedstawił sie grzecznie, że jest Maciusiem Wedrowyczem, wnukiem Jakuba , wilk trochę się zamyslił, ale zamyślenie nie trwało długo, bo świsneła pętla z linki hamulcowej wilk zaharczał i padł martwy.
![]() |
Magazynier @PiotrKozaczewski 9 lipca 2018 16:21 |
10 lipca 2018 21:55 |
"że jest Maciusiem Wedrowyczem, wnukiem Jakuba , wilk trochę się zamyslił, ale zamyślenie nie trwało długo, bo świsneła pętla z linki hamulcowej, wilk zaharczał i padł martwy."
B. dobre a pożyteczne. Opis jednak pomija jeden ważny szczegół: "w powietrzu szmyrgnęła zardzewiała nakrętka, końcówka linki hamulcowej, stuknęła głucho o potylicę wilka, który nie zdąrzył nawet zaskomleć, gdy świsnęła nad nim pętla z tej samej linki, wilk zaharaczał ..." itd. Inaczej Maciuś musiałby go przytrzymać.
Dzięki. Zapamiętam. Linka hamulcowa. Potrafi być takiej długości, że w sam raz.
![]() |
Magazynier @Magazynier 9 lipca 2018 11:12 |
10 lipca 2018 22:00 |
"I np. założą warsztat tapicerski, kowalski, blacharstwo, krawiectwo, przetwórstwo owoców, zwłaszcza jarzębiny, takie sprawy."
Zapomniałem dodać mechanikę samochodową i przetwórstwo żyta tudzież ziemniaka. Te sprawy.
![]() |
Magazynier @betacool |
13 lipca 2018 12:57 |
Fajny ten twój tekst Czy morze może zabijać na lądzie.
Nazwisko Durno tak mnie zaintrygowało, że zacząłem grzebać w siecie. Jak sam się domyślasz, jest pochodzenia szkockiego: "this interesting Scottish surname is of locational origin from the village of "Durno", (recorded as "Dournach" in 1257), in the parish of Chapel of Garioch in Aberdeenshire, approximately 18 miles North - West of Aberdeen.
Read more: http://www.surnamedb.com/Surname/Durno#ixzz5L8AZUXg1"
A skojarzenia są rzecz jasna nieodparte, ale jednak nie potwierdzone. Chmurno, durno, nieprzyjemnie ... Całkiem jakby Krzywosron zamienił się z jakimś Durnym na miejsca.
Dopiero wczoraj doszła ta SN.
Jeszcze okaże się, że "dour" w gaeliku znaczy rozum, a "nach" to np. ciemność. Ale to są oczywiście niezdrowie obsesje niczym nie potwierdzone.