-

betacool

Od ginekologii do teologii, od chędożenia do wyzwolenia

W pierwszej części historii o Jerzym Biandracie (Blandracie) poznaliśmy go jako ginekologa dbającego o Bonę. Ów włoski medyk wybrał na wyjazd z Polski ten sam czas, co królowa i podróżował w podobnym kierunku. Gdy Bona w trybie nader gwałtownym, troski przestała wymagać, Biadrata (podobno ścigany przez inkwizycję) uciekł z Włoch do Genewy. Tam wiódł dysputy z Kalwinem i w 1558 roku wrócił do Polski, z tym że już nie jako ginekolog, lecz jako ariański teolog.

Te dwie, zdawałoby się leżące przeciwnych biegunach nauki dziedziny (ginekologia i teologia), życie potrafiło jednak w figlarny sposób posplatać. Żeby się o tym przekonać sięgniemy do tekstu traktującego i o arianach i o Biandracie. Gdyby nie Aleksander Brückner, zapewne nikomu nie znany tytuł plątałby się po estreicherowych bibliografiach, bez większych szans na poznanie choć urywka oryginału.

Na szczęście Brückner nie lubił jezuitów, więc „kilkanaście cytatów z recepty ziejącej ogniem nienawiści” nam zapodał. Oczywiście mają one być dowodem „przebierającej wszelką miarę” jezuickiej propagandy.

Ten obficie cytowany przez profesora tekst, to „Recepta na Plastr Czechowica” (1597) autorstwa Żebrowskiego Szczęsnego. Nawet nie próbujcie tego w internecie szukać, bo wyskoczy Wam kilkanaście stron reklam plastrów opatrunkowych…

Otóż ten Szczęsny, tak po jezuicku, czyli szczerze nie cierpiał arian i co o nich wiedział to na papier przelał. Ja się temu tekstowi nieco bliżej przyjrzałem i zestawiłem z innymi. Na podstawie poniższych „konfrontacji” musicie sami ocenić, czy „Recepta na Plastr…” to stek kłamstw i przeinaczeń.

Zacznijmy od tego, od czego na chwilę musieliśmy odejść, czyli od mikstury teologii ze sferą obyczajową (choć nie koniecznie obyczajną) i od fragmentu, którym Brückner rozpoczął wyjątki z „Recepty” Żebrowskiego Szczęsnego, ziejącej ogniem nienawiści do arian (s.191):

„…żony spólne mają i jako bydło żadnej różności nie czyniąc, żon sobie pożyczają; niedaleko chodząc masz tego plugastwa dość na Morawie, gdzie i dzieci rodziców swych, i rodzicy dzieci nie rozeznają…”

Wow. Jak widzimy, pewne teologiczne koncepcje, które przyjechał szczepić w Polsce Biandrata, doprowadziły do dużych zawirowań. My te progresywne wizje kojarzymy raczej z teoretykami komunizmu, albo z hippisowskimi komunami, albo z sektami. Ale Morawy w XVI wieku?... Przecież to musi być jakaś jezuicka ściema!

Postanowiłem dokonać szybkiej internetowej kwerendy. I już po chwili wyłowiłem artykuł p.t. Kanapowe wyzwolenie. Bracia polscy i strategia lewicy”, a w nim, oprócz soczystych odniesień do współczesności, pewna historia dotycząca peregrynacji polskich arian na Morawy:

„Na wieki przed Janem Pawłem II, my – naród wiecznie wtórny i zacofany – byliśmy trendsetterami chrześcijaństwa. Najdalej w tych spekulacjach posuwają w Marek Pospiszyl i Jakub Majmurek, którzy w swoich tekstach nazywają braci przedstawicielami „polskiej teologii wyzwolenia”.

Pomysł wprowadzenia „komunizmu”, to znaczy życia w małych, egalitarnych wspólnotach pozbawionych własności prywatnej i podporządkowanych zasadom wiary, był najbardziej radykalną koncepcją braci polskich. Inspirowali się oni radykalizmem morawskich anabaptystów, którzy żyli w komunach znajdujących się pod polityczną opieką czeskiej magnaterii. Pod koniec lat sześćdziesiątych XVI wieku wysłana została nawet kilkuosobowa ariańska delegacja studencka, która miała przyjrzeć się życiu „komunistów”.

Po przybyciu do morawskiej komuny, szlachetni goście bez większych ceregieli zostali skierowani „do cepów i siekier”. Rąbanie drewna i młócenie zboża musiało być dla uczonych arian sporym zaskoczeniem, tym bardziej, że niektórzy z nich zapewne wykonywali tę czynność po raz pierwszy w życiu. Choć rześkie przyjęcie mogło zniechęcić część delegacji, to mimo wszystko chwalono Morawian za imponującą wytrwałość w realizowaniu przesłania Nowego Testamentu, dążenie do ubóstwa i czystość obyczajów, której Zwicker nie zawahał się nazwać „doskonałością”.

Ponieważ każdy nowy członek wspólnoty zdawał swój majątek na rzecz komuny, a starsi dysponowali komunalnymi zasobami wedle uznania, w oczach delegacji uchodzili oni za autorytarną klasę panującą. Dla braci, którzy konsekwentnie poszukiwali relacji partnerskich we wspólnocie, w debacie i w małżeństwie, podobny układ, oparty raczej na systemie nakazowym niż wolnej dyskusji, był absolutnie nie do przyjęcia.
Braci odrzuciła również hipokryzja „starszych”: „Nędznie lud pospolity chowają […], piwa nie dawają, ale wodę piją telko. A sami dostatnie rybami i mięsem brzuchy natykają i winem nalewają”. Nawykłymi do długiego radzenia arianami wstrząsnął autorytaryzm i niechęć do polemik, zastąpione ślepym, ich zadaniem, posłuszeństwem. Gdy chcieli porozmawiać o sprawach wiary, znowu oddelegowano ich do pracy fizycznej. Wzbudziło to w nich obawę, że zastąpienie władzy własności i przywileju bezwzględną władzą autorytetu nie tylko nie wzmacnia wspólnoty moralnie, lecz do ucisku materialnego dodaje jeszcze duchową cenzurę”.

Jak widzimy morawskie wspólnoty wcale nie były jezuickimi zwidami. Jeśli mamy już mówić o jakimś mijaniu się z prawdą, to zdecydowanie postawilibyśmy na moment zderzenia się wyobrażeń polskich ariańskich studentów z morawskimi realiami. Edukacyjna wycieczka, wcale nie skończyła się bowiem przyjemnymi koedukacyjnymi dysputami o życiu duchowym, lecz prymitywnym zasuwem przy cepach i siekierach. Z uroków komunijnego życia korzystała twardogłowa starszyzna, a młodzianom z przynależnych przyjemności pozostało jedynie picie wody. Gorycz i rozczarowanie musiały być straszne. Nic dziwnego, że w związku z reglamentowaniem przez morawską starszyznę większości tak zwanych „atraktorów”, tak owocnie zapowiadająca się współpraca, niestety się nie ułożyła.

Arianie postanowili, że bez morawskich anabaptystów zbudują raj na ziemi i spróbują to zrobić bez używania tak niewdzięcznych narzędzi jak cep i siekiera. O tym jak się do tego zabrali i jak wyglądało to w oczach jezuickiego nienawistnika opowie nam kolejny fragment:

„…toć są wszystkie wasze dobre uczynki: modlitwami i postami nie czynicie sobie gwałtu i przetoż domy wdów i ubogich szlachciców wyżyracie, jakoś ty Bachusowy żarłoku, wyżarł majętność ubogiego Niemojewskiego, który aż teraz musi sobie żywność u ciebie wyrabiać; także i on drugi dziad Brzeziński, któregoś ty na wieczerzach wyjadł, teraz z głodu przymiera, a w Rakowie jako wiele takich, którzy majętności przewieczerzawszy teraz na obiad nic nie mają”.

Jak widzimy, Żebrowski odsłonił mechanizmy działania braci polskich, które różniły się nieco od modelu morawskiego. Tamten opierał się bowiem na próbach zaszczepienia etosu pracy, a u nas raczej na tak zwanej redystrybucji dóbr. Model polski okazał się nieco ułomnym, bowiem po niedługim czasie okazywało się, że bez wkładu pracy, jedynym dobrem, którego ewentualną dystrybucję można rozważyć, były wdzięki wdówek. Warto dostrzec, że jezuicki nienawistnik sypał nazwiskami jak z rękawa, czyli podawał braci szlacheckiej łatwo weryfikowalne personalne przykłady, tych którzy idąc na lep korzystania z puli wspólnych żon, zostawali po jakimś czasie z wdówkami, ale bez obiadu.

Jak mogliśmy się przekonać ten teologiczno-obyczajowy obłęd współcześni lewicowcy nazwali „polską teologią wyzwolenia”. Na ich sztandarach nie mogło więc braknąć czołowego ideologa-ginekologa, czyli naszego Jerzego B. Oto fragmencik o nim:

„Jerzy Blandrata pisał o bliskim Chrystusowi „Kościele ubogim”, kontrastując go z ukontentowaną i wszechwiedzącą hierarchią „Kościoła bogatego”.

Widzimy, że nasz bohater był wybitnym teoretykiem ubóstwa i piętnował bogactwo Kościoła. Gdy się o tym dowiedziałem, moja ciekawska natura pchnęła mnie od razu do weryfikowania stanu faktycznego. Zweryfikowany fakt pierwszy – Kościół rzeczywiście był bogaty. Pora się przekonać, jak się miała teoria ubóstwa wprowadzana w życie teologa Jerzego. Oto co wyszperałem:

Roku 1563 przeniósł się Blandrata z ziemi Polskiej do Siedmiogrodzkiej, gdzie (…) herezji ariańskiej pod rządami Jana Zygmunta, Księcia Siedmiogrodzkiego, wnuka Zygmunta I Króla Polskiego, wyjednał panowanie. Tamże około r. 1588 skończył życie, zaduszony w łóżku przez swego synowca, który tym sposobem chciał przyśpieszyć odbiór zapisanej sobie przez bogatego, bezżennego i bezdzietnego stryja puścizny”.

Encyklopedia Kościelna pod redakcją Nowodworskiego podaje, że Biandrata umierając dysponował ogromnym majątkiem.

Jak widzimy, wybitny teoretyk ubóstwa, był jednocześnie wybitnym praktykiem w gromadzeniu bogactwa. Warto się zastanowić, czy do jego ogromnego majątku bardziej przyczyniły się lekarskie umiejętności, czy teologia. Musimy pamiętać, że przez jakiś czas Biandrata poświęcił się polityce. Może więc wszystkie rzeczy, które czynił były czymś co dzisiaj określilibyśmy umowami o dzieło. Widocznie „dzieła” były ważne i doceniane, co przyczyniło się najpierw do jego ogromnego bogactwa, a potem do jego śmierci. Jeśli pamiętacie z części pierwszej, to polska wikipedia o dramatycznych okolicznościach zejścia Biandraty nie pisała nic. Podawała jedynie, że pod koniec życia opiekowali się nim jezuici. Nie bardzo wiemy jak te niedopowiedzenia wytłumaczyć.

Na szczęście możemy sięgnąć do „Różnowierców” Brücknera, a raczej do tego co ich autor nazywa jezuicką propagandą, czyli do „Recepty na Plastr Czechowica” i dowiedzieć się o całej masie kolejnych faktów dotyczących Jerzego B.:

„…minister węgierski, Blandrata, młodego królewica węgierskiego nie mógł inaczej zwieść na ariańskie niedowiarstwo, aż go wszeteczeństwa nauczył, niewiasty mu zwodząc, a potem, gdy się już fałszami i błędami brzydzić począł, posłużył mu Blandrata dawszy mu pigułki jakieś, od których rad nierad musiał umrzeć: są tego w Węgrzech jeszcze żywi świadkowie (…). Acz i sam Blandrata nie lepiej skończył, bo od synowca, na łóżku worami ciężkimi przytłoczony jako pies zdyszeł.

Królewicem, o którym tu mowa był oczywiście młody Jan Zygmunt Zapolya – ten który zmarł w cztery dni po zrzeczeniu się prawa do korony. Tak skrojonej wersji dotyczącej jego życia i młodej śmierci nie podał nam żaden z poznanych przeze mnie historyków, choć ta wersja (tak bardzo wyrazista) wydawałaby się godna choć wzmianki. W każdym razie swą wyrazistością zdecydowanie przebiłaby  twarz widniejącą na nagrobku Jana Zygmunta Zapolyi. Niestety nie wiemy dlaczego tej rzeźbie brak "indywidualnej charakterystyki” i nie mamy zdjęć na tyle wyraźnych, by stwierdzić jaka jest w rzeczywistości. Artysta, który wszelkie inne kamienne detale wykuł tak pieczołowicie i dokładnie, pozostawił lico władcy niedokończonym. Pytanie, czy ktoś kto kilkukrotnie zmieniał wiarę, niewiasty wokół siebie, nie dbał o spłodzenie potomka, ktoś kto zrezygnował z korony, był rzeczywiście władcą, który twarzy bezpowrotnie nie stracił? A może zagadkę da się rozwiązać jeszcze inaczej. Może niewyraźna twarz władcy to znak, że Siedmiogrodem rządził w tym czasie ktoś zupełnie inny, nierozpoznany i chcący swe prawdziwe oblicze pozostawić w stanie owego braku indywidualnej charakterystyki?

Być może kiedyś, któremuś z Nawigatorów dane będzie odwiedzić miasto o pięknie brzmiącej nazwie Iulia Alba.

Niech pamięta, by zrobić nagrobkowi kilka wyraźnych zdjęć.

Nie mniej zastanawiające niż nagrobek Jana Zygmunta, są dramatyczne okoliczności śmierci Biandraty. Warto jednak przypomnieć sobie co ciekawsze fakty z jego życia, bo kto wie czy nie pośród nich trzeba szukać prawdziwych przyczyn śmierci.

Biandrata najpierw ginekolog Bony, krążył gdzieś po Włoszech w dniach jej agonii i uciekł stamtąd nagle po jej śmierci. Potem pojawił się jako lekarz u boku Izabeli Jagiellonki, która zmarła w wieku czterdziestu lat, w dwa lata po sporządzeniu „kłopotliwej” wersji testamentu (przypomnijmy, że Bona w drugiej wersji testamentu cały swój majątek przekazała synowi Zygmuntowi II Augustowi, zaś w razie jego bezpotomnej śmierci majątek miała dziedziczyć jej córka Izabela, królowa Węgier wraz z synem Janem Zygmuntem Zapolyą). Możemy się domyślać, że w Siedmiogrodzie nad rozwojem wypadków czuwał Biandrata. W tym czasie w Polsce, jakiś spisek związany z osobą króla Zygmunta Augusta, szykował lutnista Bekfark. Uciekając z Polski zahaczył on o Siedmiogród, akurat w czasie, gdy Jan Zygmunt zrzekł się praw do korony. Już cztery dni później przyszedł czas na młodego królewicza. Początkowo Jan Zygmunt dawał się wkręcać w erotyczno-teologiczne nowinki. Potem zaczął się ich „brzydzić”. Myślę, że to nagłe otrzeźwienie mogło się wziąć z rosnącego ciśnienia na pozbawienie go prawa do tytułu króla. Może w zamian za rezygnację z korony obiecano mu pewne ważne ustępstwa, a śmierć młodego władcy wybawiła kogoś z realizacyjnych trudności i wyeliminowała kolejnego spadkobiercę z testamentu Bony. Tuż po śmierci Jana Zygmunta, Bekfark pośpiesznie opuścił Siedmiogród. Został tam Biandrata. Od tej pory, przez pewien czas troszczył się on zdrowie i rozwój politycznej kariery Stefana Batorego. Ta, jak wiemy bardzo przyśpieszyła, a im szybciej mknęła, tym bardziej szwankowało zdrowie władcy. Kto o nie dbał?

Ci którzy nie czytali książki „Czy królobójstwo?” zaryzykują twierdzenie, że Biandrata.

To nie jest do końca prawda. Po tym, jak Bona potraktowała swojego medyka jako testera podawanych jej specyfików, tak bystry gość jak Biandrata ani myślał się narażać. Ściągnął na dwór Batorego, Buccelę (Bucellę), o którym nasz Żebrowski napisał, że był to „cyrulik jeszcze doskonalszy, bo zgoła nic nie wierzy”. Bucella także nie czuł się w tej sytuacji komfortowo, zapewne zdał sobie sprawę, że został oddelegowany do pełnienia obowiązków w tak zwanej "strefie zgniotu". Kto wie, czy nie w związku z tym, król Stefan zaczął mieć coraz większe problemy z ropniem na nodze. Doskonale wykształceni medycy nie wiedzieli zapewne nic o zbawiennym przeciwwrzodowym działaniu liści zwykłej kapusty, więc pobudzany ich medykamentami ropień nabrzmiewał tak długo, aż z funkcji lekarza Batorego zrezygnował Polak - niejaki Oczko. Wtedy Bucella namówił króla, aby przyjął znanego lekarza i filozofa, kilkakrotnego konwertytę - Szymona Simoniusa. Sprowadził go za pośrednictwem alchemika Mikołaja Wolskiego, związanego blisko z Olbrachtem Łaskim. Scheuring napisał o tym fakcie tak:

„…Simonius został zaangażowany: w końcu 1582 r., a wiec na 4 lata przed śmiercią króla, w niedługi czas po zawarciu rozejmu Zapolskiego, wtedy gdy już dla każdego stało się jasne, że geniusz króla Stefana stanowi prawdziwe niebezpieczeństwo dla schizmatyckiej Moskwy. Na wypadek, gdyby już w żaden inny sposób niebezpieczeństwa tego nie można było zażegnać, pozostawał Simonius, jako ostatnie i ostateczne zabezpieczenie”.

W 1584 r. Simoni na prośbę króla napisał dzieło o ropieniu. Podobno podrażniona ambicja Bucelli, sława i rozgłos Simoniusa oraz różnice w sposobie leczenia, uczyniło z tych dwóch dawnych przyjaciół zaciekłych rywali. To jest jedna z teorii. Moja jest taka, że panowie za wszelką cenę próbowali wydostać się ze "strefy zgniotu". Pozostać w niej musiał ten, na którego zleceniodawca królewskiej kuracji, posiadał haki.

O kompromatach dotyczących dwóch medyków Scheuring wspomniał na s. 230 swej książki „Czy królobójstwo?”. Po śmierci Batorego Simonius, oskarżał Buccelę twierdząc „jakoby do Krzysztofa Zborowskiego miał się ktoś zgłaszać niby w imieniu Bucelli, z ofertą otrucia króla”. Bucella natomiast zyskał dość nieoczekiwanie zyskał propagandowe wsparcie Biandratty, który kierował podejrzenia o trucicielstwo na Simoniusa, „bo przybył on z dworu cesarza”. Osiadłszy w ostatnich latach w swej drugiej lub może trzeciej ojczyźnie Biandrata „miał się nawet odezwać w Siedmiogrodzie, że to uczynił najęty za pieniądze przez cesarza”. Ponadto Biandrata przytaczał wypowiedź sprowadzonego przez siebie medyka: „że Bucella go otrucie własnej żony jeszcze w Lipsku oskarżał”.

Jak widzimy, Biandrata przyjął pozę obiektywnego eksperta, który najpierw brał stronę Bucelli, ale w miarę zaostrzania się sporu między medykami i rosnącego ciężaru używanych zarzutów, zmienił swoje podejście – cyt. za Scheuring:

„Z tego wszystkiego trudno jest wykluczyć możliwość, że Blandrata miał rację oskarżając obu przybocznych lekarzy o trucicielstwo i że obaj oni pracowali na spółkę”.

Jak widzimy tak zwane „haki” na towarzyszących śmierci Batorego medyków istniały, choć wypływały dopiero, gdy w dyskusyjnym tyglu znacząco wzrosła temperatura używanych argumentów. Wtedy to Biandrata przemówił głosem, który obu oponentów co prawda oczerniał, ale także ich w swych wzajemnych pretensjach mocno uspokoił. Tak naprawdę mimo rzucanych na siebie oskarżeń nie stała się im bowiem żadna wielka krzywda. Simonius wylądował jako lekarz na dworze cesarza, a Bucella na dworze króla Zygmunta III.

Nadal mogli więc pełnić służbę i odgrywać role „ostatnich i ostatecznych zabezpieczeń”.

Na koniec jeszcze jeden cytat z książki Scheuringa:

„Jeżeli zaś Blandrata odezwał się, ze Simonius otruł króla, najęty przez cesarza, to najprawdopodobniej chciał całą winę spędzić na katolickiego władcę, ukrywając w ten sposób prawdziwych sprawców zbrodni, załatwiając przy tej sposobności jeszcze drugi rachunek: arian przeciw katolikom czy tez kalwinistom; pamiętajmy bowiem, że Blanrata to arianin, a Simonius to albo katolik-konwertyta, albo, pomimo pozornej konwersji, ciągle jeszcze kalwinista, a więc w każdym wypadku wróg arian”.

To jest zdanie istotne. Biandrata kierując podejrzenia na cesarza, osłaniał prawdziwych sprawców. W kolejnym odcinku spróbujemy ich poszukać, albo chociaż poddać pod rozwagę niektóre wiodące do nich tropy. Zapewniam, że nie będą one wyraźne, a brakiem wyrazu i „indywidualnej charakterystyki” będą nam raczej przypominać twarz z nagrobka Jana Zygmunta Zapolyi.

A tu książeczka "Różnowiercy polscy", która choć niektóre tropy próbuje dezawuować, to jednak niechcący nam je odsłania.



tagi: batory  stefan batory  arianie  bona  morawy  biandrata  blandrata  medycy  simonius  scheuring  czy królobójstwo?  jan zygmynt zapolya  trucicielstwo 

betacool
22 lutego 2020 16:19
36     2553    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:


umami @betacool
22 lutego 2020 17:01

Kiedyś przypisywano to ponoć Marcinowi Łaszczowi, tak jest też zapisywany Żebrowski Szczęsny w Słowniku pseudonimów
https://pl.wikisource.org/wiki/Pseudonimy_i_kryptonimy_polskie/Pseudonimy/%C5%BB

zaloguj się by móc komentować

betacool @ministranci 22 lutego 2020 16:57
22 lutego 2020 17:02

Pisz chłopie. Jestem ciekaw, bo nie mam znajomych psychiatrów.

zaloguj się by móc komentować

betacool @umami 22 lutego 2020 16:56
22 lutego 2020 17:04

Czasami mi się włącza opcja delikatnego pobudzania ludzkiej dociekliwości.

Dzięki. 

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool 22 lutego 2020 17:04
22 lutego 2020 17:36

Tu jeszcze z innej biblioteki, wydanie to samo, ale chyba jakość skanów ciut lepsza:

https://sbc.org.pl/dlibra/publication/12046/edition/35309/content

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool 22 lutego 2020 17:04
22 lutego 2020 17:39

No i ja bym to przeczytał jednak jako Sczęsny Zębrowski :)

zaloguj się by móc komentować


umami @betacool
22 lutego 2020 17:48

Tak czy siak w Polonie jest trochę jego książek (są też 2 następne zdigitalizowane Recepty) i wszystkie wydają mi się ciekawe :)
https://polona.pl/search/?filters=public:1,creator:%22%C5%81aszcz,_Marcin_(1551--1615)%22

Dzięki za tekst.

zaloguj się by móc komentować

Pioter @betacool
22 lutego 2020 18:28

Za rezygnację z realnego rządzenia na Węgrzech Jan Zygmunt Zapoyla otrzymał księstwa opolskie  i raciborskie w 1551 roku, a bardziej konkretnie otrzymała je jego matka Izabela jako regentka 11 letniego syna. W 1556, czyli po dojściu do pełnoletności (16 lat) węgierska szlachta obrała go ponownie na króla - co spowodowało trwały konflikt z Habsburgami. Trzy lata później regentka Izabela pożegnała się ze światem. Nowy antykról węgierski, a właściwie król elekt, bo do koronacji nie doszło, związał się z Turkami, a w 1566 z rąk sułtana Selima II otrzymał dokument przymierza, którego jeden z punktów pozwalał szlachcie siedmiogrodzkiej samodzielnie wybierać swego władcę, i podobno na jego mocy jako pierwszy zaczął używać tytułu Księcia Siedmiogrodu. Ale coś tu nie pasuje.

Na grobie księcia Jana Zygmunta Zapoyli w pierszym miejscu widnieje górnośląski orzeł - powyżej kolorystyka jest zafałszowana (ma być złoty orzeł na błękitnym tle) - więc po rezygnacji z tytułu króla Węgier, Jan Zygmunt Zapoyla używał tytułu książecego, który przynależał do Górnego Śląska, a nie do Siedmiogrodu - tu był jedynie tytuł wojewody. Dopiero jego następcy na siedmiogrodzkim tronie korzystali z tytułu książęcego, a i to jedynie ci, którzy panowali w księstwie opolskim - Stefan Batory i jego brat Krzysztof byli tylko wojewodami.

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
22 lutego 2020 18:46

Zakończenie Plastra:

 

Do Czytelnika.

Na mały Plastr/ niewielka Recepta sie daie/
    Choćiać iescze inkaustu/ y papieru staie.
O
Zdało mi sie tą razą nieco pofolgoać:
    Godziło sie y ludzkich uszu poszanować.
Jesliż więc Barwierz szaleć z mozgu nieprzestanie/
    Bądź pewien/ iż w pilności Doktór nieustanie.
Mam nadzieię/ że mu sie tak może dogodzić/
    Zemu będzie nie trzeba y do Padwie chodzić.
Jestci tego niemało/ z czym sie oni taią:
    Bo niezaraz swoiego iadu wynurzaią.
Poczkay mało niech sie im y ten wrzód rozpęknie/
    Uyźrzysz że sie nie ieden ich smrodu przelęknie.
Bądź łaskaw Czytelniku/ o prawdzie sie pytay/
    A chceszli poznać Nurki/ te Receptę czytay.


Bardzo zabawne, początek dziełka również zabawny, więc może uda mi się przeczytać całość.

Czemu on ich Nurkami, Braćmi Nurkami zowie?

Jeszcze jedno wyjaśnienie — w tytule Recepta Na Plastr Czechowica Ministra Nowokrzczenskiego przez Sczęsnego Zębrowskiego wydana — to słowo nowokrzczeńskiego, oznacza ariańskiego, to synonim.

nowokrzeński — wyniki z googla

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
22 lutego 2020 19:11

A to minister Czechowic:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Marcin_Czechowic

Tu jeszcze znalazłem tekst, w którym tego Czechowica się wymiania parę razy:
MIROSŁAWA HANUSIEWICZ-LAVALLEE — „ROZUM MÓJ W POIMANIE WEZMĘ” SCEPTYCYZM FIDEISTYCZNY W ŚWIADECTWIE KONWERSJI KASPRA WILKOWSKIEGO (Pamiętnik Literacki CIX, 2018, z. 4)
można go pobrać stąd:
https://www.researchgate.net/publication/334564613_MIROSLAWA_HANUSIEWICZ-LAVALLEE_Katolicki_Uniwersytet_Lubelski_Jana_Pawla_II

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
22 lutego 2020 19:42

Tu jakaś pani roznamiętnia się Tazbirem i Reformacją w Polsce i pisze pracę o Braciach.
http://bazatematow.pl/files/praca-magisterska-945.pdf

Początek jest taki:
Zbór Braci Polskich powstał w wyniku rozłamu, jaki dokonał się w łonie małopolskiego kościoła kalwińskiego. Ferment, jaki w nim powstał, i który doprowadził do schizmy, wyniknął z działalności wybitnych jednostek, które potrafiły zarazić swoimi ideami i pociągnąć za sobą innych. Byli to nie tylko myśliciele, którzy przybyli do Rzeczypospolitej z Włoch, jak Bernardinio Ochino, Valentino Gentile czy wreszcie Giorgio Blandrata, ale także rodzimi teologowie wyznania reformowanego. Niewątpliwie jako przykład można przywołać postać Piotra z Goniądza. Uważa się go za jednego z najbardziej samodzielnych i wykształconych reformatorów religijnych na ziemiach polskich 3). Także Grzegorz Paweł z Brzezin miał swój niemały udział w powstaniu tego nowego wyznania. Nie można jednak umniejszać roli jaką odegrał w jego kształtowaniu się, cudzoziemiec, Giorgio Blandrata. Rozpoczął on swoją działalność w Polsce w 1558 roku, choć już wcześniej przebywał na dworze królowej Bony jako jej osobisty lekarz. To jemu polecono opracowanie nowej konfesji, co też uczynił. Miała ona już charakter antytrynitarny a przyjęta została w 1562 roku na synodzie w Pińczowie, który praktycznie zdecydował o ostatecznym rozłamie. Po osiągnięciu celu Blandrata przeniósł się do Siedmiogrodu, zostawiając jednak w Rzeczypospolitej swoich następców 4).

Mamy tu ten cytat z ciągiem dalszym:
„On też minister węgierski, Blandrata, młodego królewica węgierskiego nie mógł inaczej zwieść na aryjańskie niedowiarstwo, aż go wszeteczeństwa nauczył, niewiasty mu zwodząc. A potem gdy się już waszymi fałszami i błędami brzydzić począł, posłużył mu Blandrata dawszy mu pigułki jakieś, od których rad nie rad musiał umrzeć. Są tego w Węgrzech jeszcze żywi świadkowie. Acz i sam Blandrata nie lepiej skończył, bo od synowca na łóżku worami ciężkimi przytłoczony, jako pies zdyszał. Był jeszcze drugi minister, Franciscus Davidis, ćwiczenia Blandraty; ten od inszych ministrów za wierutne bluźnierstwo nowokrzczeńskie do więzienia skazany, tam się dyjabłu oddał i zaraz oszalał, i samże się obiesił 74)”.

Po Sczęsnym Zębrowskim jedzie jak po łysej kobyle, powołując się co rusz na J. Tazbira i L. Szczucki, Literatura ariańska w Polsce XVI wieku. Antologia, 1956.

Ten zacytowany fragment poprzedzony jest zdaniem:
Autor [czyli Sczęsny Zębrowski cytowany przez spółkę Tazbir—Szczucki] nie unikał także kłamstw, mających zapewne na celu szczególne obrzydzenie czytelnikowi zboru Braci Polskich 73).

I tak się klonują ci badacze. Mistrz Tazbir i jego czeredka.

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
22 lutego 2020 19:44

miało być:
powołując się co rusz na J. Tazbira i L. Szczuckiego

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
22 lutego 2020 21:07

Dobra, już wiem skąd ci nurkowie się wzięli, za Aleksandrem Brücknerem z Różnowiercy polscy:

Nadmieniamy, że dla wygody zatrzymaliśmy utartą nazwę, chociaż polscy „arianie” w chrystologji inne zajęli stanowisko niż Arjusz, arjanami więc ich się zwać nie godziło; nazywano ich też ebionitami, samosatenami, focynjanami (od dawnych sekt, przeczących bóstwu Chrystusa, uznających w Chrystusie tylko człowieka), antytrynitarjuszami (nie przyjmującemi dogmatu o Trójcy św.) lub, szczególniej w Siedmiogrodzie, unitarjuszami (nie dzielącemi jedynego Boga na osoby), anabaptystami, nowochrzceńcami lub nurkami (odrzucającemi chrzest niemowląt, a nurzającemi dorosłych, katechumenów), wreszcie socynjanami (od ich „herezjarchy”, Fausta Socyna, lecz przewaga jego datuje dopiero od ostatnich lat szesnastego wieku) nazwy pojedyńczych odłamów, budneistów, farnowjanów i t. d., pomijamy. Wszystkie te nazwy są zbyt dowolne lub jednostronne, najtrafniejsza byłaby może nazwa braci polskich, przypominająca nazwę i losy braci czeskich; pod tym tytułem wydano też zbiorowe pisma Socyna, Krella, Szlichtynka i t. d. („Bibliotheca Fratrum Polonorum”, Amsterdam 1656 r., w pięciu lub więcej tomach), lecz ponieważ na stronę dogmatyczną nacisku nie kładziemy, możemy nazwę u nas utartą zatrzymać. Arjanie sami zwali się najchętniej chrystjanami, od Chrystusa, pozostawiając nazwę chrześcjan („od Chrztu i Krzyżma, którym w dzieciństwie czarowani bywają”, Czechowic „Rozmowy christianskie” K. 13) „papanom czy papieżyccom”, protestantom i innym *).

*) Pierwszy, ile uważam, użył terminu tego Wawrzyniec Krzyszkowski w tłumaczeniu rozmowy św. Justyna 1564 r. (Chrystyianie, żywot Chrystijański), chociaż na tytule jeszcze „chrześcjański” figurować ma — mój egzemplarz (z bibljoteki Akademji petersburskiej) karty tytułowej nie miał.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Pioter 22 lutego 2020 18:28
22 lutego 2020 21:23

Złoty orzeł na błękitnym tle robił w renesansowej Europie karierę.

zaloguj się by móc komentować

betacool @umami 22 lutego 2020 18:46
22 lutego 2020 21:25

Nie wiem,  czy w tym momencie zaginasz bardziej mnie, czy Brucknera...

zaloguj się by móc komentować

betacool @umami 22 lutego 2020 19:42
22 lutego 2020 21:32

Antologia z 1956. To musi być kawał rzetelnej i nie obciążającej nikogo kłamstwami prozy naukowej...

zaloguj się by móc komentować

betacool @umami 22 lutego 2020 19:42
22 lutego 2020 21:34

O Davidisie i jego skazaniu napiszę w kolejnym odcinku.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Pioter 22 lutego 2020 18:28
22 lutego 2020 22:25

A jakie jest źródło tego jednorożca?

zaloguj się by móc komentować


Pioter @betacool 22 lutego 2020 22:25
23 lutego 2020 04:53

Najprościej obstawiałbym Szkocję.

Zastanowiło mnie coś innego przy okazji. Górny Śląsk był traktowany w XVI/XVII wieku jako równoważny Węgrom. W zamian za prawa króla Węgier (czyli de facto zrzeczenie się ich zjednoczenia) władcy Siedmiogrodu otrzymywali księstwa Opolskie i Raciborskie - Jan Zygmunt Zapoyla (1552-56/71-tytuł), Zygmunt Batory (1597-98/1613-tytuł), Gabriel Bethlen (1622-25/29-tytuł).

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool
23 lutego 2020 08:25

Nie wahał się nazwać doskonałością. To jest naprawdę niezłe. I ta opieka magnaterii. I nikt przez te wieki ani razu nie pomyślał o kwestii systemowego obniżenia kosztów pracy. Tylko czystość doktryny wszystkich interesowała. No, ale czekajmy w spokoju, zaraz się pojawi jakiś mędrzec w akademii, który napisze, że odkrył właśnie sam z siebie iż herezje to ponawiane wciąż próby obniżenia kosztów produkcji na dużych obszarach.

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 23 lutego 2020 08:25
23 lutego 2020 09:10

Wiedziałem, że doskonałość rzuci ci się w oczy. 

Nie pojawi się, bo by musiał w bibliografii umieścić "Wojnę i kredyt".

 

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 23 lutego 2020 08:25
23 lutego 2020 09:22

Fajna zajawka na tym lewicowym "Kontakcie" wyskakuje:

"Kościół  i lewica się wykluczają. Nie - w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną"

A na dole strony:

Potrzebujemy Twojego wsparcia

Jesteśmy magazynem i środowiskiem lewicy katolickiej. Piszemy o wykluczeniu, sprawiedliwości społecznej, biedzie, o współczesnych zjawiskach w kulturze, polityce i społeczeństwie. Potrzebujemy stabilnego finansowania – możesz nam w tym pomóc!

...i adres warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 23 lutego 2020 09:22
23 lutego 2020 10:06

To jest oszukana interpretacja dzisiejszego czytania, które zalikował Toyah, żeby mi pokazać jaki jestem głupi - skoro mądrość ludzka i dokonania nie są u Boga ważne, to wyskakujcie z kasy frajerzy, bo my jej bardzo potrzebujemy

zaloguj się by móc komentować

valser @gabriel-maciejewski 23 lutego 2020 10:06
23 lutego 2020 10:30

KIK to jest piata kolumna, ktora maszeruje na koncu defilady szwadronow rewolucyjnych. Powstali jak juz wladza ludowa okrzepla i nawtykala swoich czerwonych rodzynkow w ciasto i dala im reprezentacje w sejmie. I tak sie to plecie do dzis.

A Toyah? Ostatnio zachwycil sie czterdziestosiedmioletnia szefowa kampanii Andrzeja Dudy, ze inteligentna i "wogule" polityczne odkrycie sezonu. Tymczasem ukradli jej trzy laptopy i taczke z materialami dowodowymi z procesu Olewnika.

Ta cala pieknosc pod piecdziesiatke i inteligencja niestety fest szwankuja jak trzeba gadke przelozyc na na robote. To jest generalnie problem tej oderwanej od fizycznej pracy inteligencji, ze do wbicia gwozdzia w sciane trza wolac Zenka, co trzy klasy skonczyl.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @valser 23 lutego 2020 10:30
23 lutego 2020 10:34

działania pozorowane - to jest specjalność 'klasy' ścigającej się do budżetowego  żłobu 

zaloguj się by móc komentować

valser @qwerty 23 lutego 2020 10:34
23 lutego 2020 10:41

Banda impotentow, ktora udaje orgazm.

zaloguj się by móc komentować

valser @valser 23 lutego 2020 10:41
23 lutego 2020 10:44

za pieniadze oczywiscie.

zaloguj się by móc komentować


betacool @valser 23 lutego 2020 10:30
23 lutego 2020 11:17

Za to jakie intelektualne gwoździe zabijają:

"Gdyby rozwój ruchu nie został tragicznie przerwany przez nietolerancję i wynikające z niej dekrety sejmowe, które zmusiły jego przedstawicieli do opuszczenia Rzeczypospolitej w 1658 roku, być może zyskaliby oni wpływ na dzieje naszego kraju, czyniąc go – dlaczego nie? – nowoczesnym mocarstwem na miarę Anglii czy Francji".

Te puste szlacheckie spiżarnie i zbory pełne piszących się na wspólnotę pań, to była droga do nowoczesnego mocarstwa. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 23 lutego 2020 10:06
23 lutego 2020 11:20

Jak się pisze o biedzie i wykluczeniu, to przecież nie można umrzeć w ubóstwie...

Tego przecież nauczył ich Biandrata.

zaloguj się by móc komentować

Wrotycz1 @valser 23 lutego 2020 10:30
23 lutego 2020 13:05

Jeśli tak się stało za jej wiedzą i zgodą, to znaczy że ma właściwe umocowania.

zaloguj się by móc komentować

valser @Wrotycz1 23 lutego 2020 13:05
23 lutego 2020 14:31

Tradycja zbrojnego oporu niestety zanikla wraz z odejsciem Wykletych. Szkoda. To dobra tradycja i mam nadzieje, ze kiedys wroci.

Nie wiem jak wy, ale ja nie potrzebuje zadnych menadzerow, impresario, agentow, przedstawicieli i reprezentantow, ktorzy beda w jakiejkolwiek sprawie wystepowac w moim imieniu. Uwazam bowiem, ze sam potrafie zadbac najlepiej o swoje sprawy. Czasami jest mi po drodze z innymi, a czasami nie. Ta szefowa kampanii (wczesniej chyba byla brana pod uwage Lichocka) to jest ta osoba, ktora bedzie streczyc Dude, zeby reszte towarzystwa wystrychnac na dudka.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 23 lutego 2020 11:17
23 lutego 2020 17:32

PLUS. I daj Boże czas jeszcze raz to łyknąć.

zaloguj się by móc komentować

umami @betacool
23 lutego 2020 20:33

Blandrata występuje dość obficie tutaj:
Literatura aryańska w Polsce, 1560-1660
https://archive.org/details/literaturaaryas00grabgoog/page/n433/mode/2up/search/blandrata
Blandrata Jerzy z Saluzzo, 18—20, 25—26, 28, 30—31, 55, 59—60, 70, 88, 93, 96, 98, 123, 202, 206, 249, 271.



 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować