-

betacool

O szczególnych llogosławieństwach. Czy błazny płakały nad cebulą?

Makulektura

 

Kazimierz Bartoszewicz, Szkice i portrety literackie, tom 1, Gebethner i Wolf, Kraków 1930, s.300

 

Obraz „Rzeczpospolita Babińska” namalowany przez Jana Matejkę powstał w roku 1881. Jest na nim co prawda błazen, ale w przeciwieństwie do tego powyżej nie trzyma kwiatu tulipana, lecz upuszcza jabłko w stronę białogłowy, która niczym syrena zwiodła na obyczajowe manowce księdza Stanisława Orzechowskiego. Zaintrygowany tym dziełem (Matejki, a nie tej białogłowy) hrabia Stanisław Tarnowski dotarł do zapisków babińskiej drużyny wesołków zwanych aktami lub rejestrem i z dużą dozą rozczarowania zauważył, że prezentują one bardzo lichy poziom humoru. Kazimierz Bartoszewicz napisał swe dziełko o polskiej krainie programowych łgarzy w 1902 roku. Zaniepokoił go nie tylko poziom humoru spisanych w rejestrze żartów, ale także niechlubna rola prowodyrów owego bardziej społeczno-obyczajowego, niż kulturalnego przedsięwzięcia, która w przypadku zawiadującego Babinem rodu Pszonków postawiła go po stronie rokoszan Zebrzydowskiego i po stronie Karola Gustawa. Bartoszewicz (moim zdaniem słusznie) postawił organizację babińską w jednym rzędzie z renesansowymi konfraterniami, o których deprawacyjno-szpiegowskim charakterze napisałem w swoim artykule do pruskiego numeru „Szkoły Nawigatorów”, które (artykuł i numer) szczerze polecam.


Bartoszewicza intrygowało to, że większość z notek rejestru jego zdaniem nie miało sensu, wyglądało na zwykłe "plecenie trzy po trzy i tego co ślina na język przyniosła". Próbował on odtwarzać losy bohaterów kolejnych wpisów, sytuować ich w historycznej czasoprzestrzeni, ale żadnego porządnego klucza do rozszyfrowania treści notek nie znalazł. Babiński rejestr pełen jest opowieści o zwierzętach, niepokojących zdarzeniach i tajemniczych miejscach, ale w polskiej nauce nie znalazł się jeszcze geniusz, który umiałby te krótkie zazwyczaj wpisy ułożyć w jakieś sensowne nawiązania do obowiązującej wersji historii.

Skoro od czasów Bartoszewicza tak naprawdę nikt nie uznał za stosowne, by się aktom Babina dokładniej przyjrzeć, spróbuję uczynić to ja, choć nie uzurpuję sobie prawa do żadnych ostatecznych interpretacji. Są to raczej luźne impresje i skojarzenia, które pojawiają się tu tylko dlatego, że polskie instytucje podjęły ten odważny krok i w końcu udostępniły cyfrową wersję rejestru, choć póki co nie w oryginale, lecz polegając na leciwym odczycie tekstu dokonanym przez profesora Windakiewicza.

Rozpoczynając przygodę z tym tekstem, warto wspomnieć o nielicznych reedycjach rozprawy Kazimierza Bartoszewicza. W 1930 roku w cyklu „Szkice i portrety literackie” ukazał się zbiór jego prac, w którym odnajdziemy tekst o rzeczpospolitej kłamców. Podobno w 2010 dziełko to dystrybuował Amazon i choć z żadnym papierowym egzemplarzem tej edycji nie udało mi się zetknąć, to w internecie udało mi się odnaleźć okładkę tego wydania, która choćby ze względu na nietypowo umieszczony znak zapytania, wygląda dość tajemniczo.

Ale do rzeczy, czyli do akt.

Oto pod datą 2 września 1636 roku w zapisku numer 190 możemy przeczytać, że jeden z babińskich jegomości pewne wieści słyszał, że „Niderlandzi usadzili się na to by Wenecję osuszyć”. Koncept niby mało oryginalny, bowiem jacyś spece od melioracji z jednej krainy, planują by osuszyć inną.

Gdy rozejrzymy się po notkach z akt dotyczących tego samego roku, Bartoszewicz wyławia jeszcze jedną, tym razem jego zdaniem nieco „talmudyczną”. Znajduje się w aktach babińskich pod numerem 180 i pochodzi z 1 czerwca 1636 roku (pisownia nieco uwspółcześniona):

"Gdy Mesjasz przyjdzie, Żydzi tego błogosławieństwa (w oryginale widoczne jest ponoć słowo „llogosławieństwo”) zażywać będą. Potraw 4: pierwsza szurobora wołu, który jest tak wielki, że jaskółka z jednego rogu na drugi porwawszy się, rok cały lecieć będzie, nim do drugiego rogu przyleci; druga lewiatana rybę, która tak wielka, ze ziemię wszytką sobą okrąża", a Pan Bóg z nią po obiedzie zwykł igrywać i gdy nieostrożnie igrając, ogonem ziemie trąci, stąd bywa trzęsienie ziemi; trzecia kura, która w Czerwonym Morzu po kostki stoi, a jeden rozumiejąc, że niegłęboko, upuścił siekierę, która siedem niedziel i dni i tyle godzin tonęła, nim na dno upadła; tenże co dzień z rana pieje, za którego powodem zaraz też i po wszystkim świecie kurzy zwykli piać; czwarta czapla, która wleciawszy raz w gniazdo, przez nieostrożność jajo wyrzuciła, które siedem miast i tak wiele wsi zatopiło”.

Autorem tej dziwnej przypowieści był niejaki Hiacynt Konstanty Michałowski, o którym wiadomo tyle, że był związany z Akademią Zamojską, zahaczył o uniwersytety w Ingolstadt (który dużo później zasłynie jako miejsce ukonstytuowania się ruchu Illuminatów)  i w Bolonii, a w 1633 roku, podróżował do Wenecji. Za wygłoszenie tej opowiastki został mu przyznany tytuł "żydowskiego kuchmistrza czasu Mesjasza".

Już w następna notka akt (nr 181) informuje nas o tym, że do „kuchni babińskiej należą i kaczki, które się w Anglii z drzewa rodzą”. Owoce z tego drzewa, gdy wpadną do morskiej wody, zamieniają się w owe kaczki.

To ledwie początek dziwnych zagadek, bowiem bohaterem kolejnego wpisu (nr 182) jest Adam Pszonka (burgrabia, czyli ówczesny szef Rzeczpospolitej Babińskiej), który opowiadał o podpalaniu archimedesową soczewką zrobioną z lodu i odbijającą promienie słońca, jakiejś floty:

„Teraz tego każdy doświadczyć będzie mógł, gdy do Rzeczpospolitej Babińskiej Wenecja, jako już są pewne nowiny tego, i z morzem przeniesie się, gdyby kto, uchowaj Boże, pod gród babiński cum aliqua classe maritima (jakąś marynarką przybrzeżną – tłum. moje)) nastąpił”.

Jak widzimy, bez posiadania klucza, próba ułożenia jakiejkolwiek sensownej opowieści z tego zbioru żenujących żartów była i jest niezmiernie trudna. O tym, czy taki klucz istniał, postaram się podywagować w następnym wpisie. A teraz nie ma innego wyjścia, by spróbować sklecić jakąś opowieść z tego co tu już mamy. Jak już pisałem, będzie to z mojej strony pewna propozycja, do której można się krytycznie odnieść. Podejrzewam jednak, że skoro przez ponad 100 lat naukowcy skrzętnie omijali babińskie akta, to i dziś chętnych do nurzania się w tej staropolskiej alegorycznej borowinie, chętnych raczej nie będzie.

Wróćmy do wspomnianej wcześniej „talmudyczności”.

Lewiatan, Behemot i Ziz

Notka babińska mówi o wielkiej uczcie dla wybranych, która będzie efektem (według propozycji Windakiewicza) „błogosławieństwa”. Ja bym wcale owego „llogosławieństwa”, które ponoć można odczytać z oryginału, wcale nie przekreślał. Słowo to bowiem wygląda na wydumany staropolski koncept, w którym „logos” jest terminem oznaczającym racjonalność i uporządkowanie czegoś. W prawdzie w filozofii chrześcijańskiej „logos” jest utożsamiany z wypowiedzianym przez Boga Słowem, ale już wiemy, że w tej kwestii owo połączenie można było uzyskać dużo łatwiej wyraźnie pisząc słowo „błogosławieństwo”.

Załóżmy więc, że mamy do czynienia z racjonalnym konceptem, po którym nastąpi wielka uczta z wołowiną, rybą i drobiem podanym na wielkim stole. W tradycji żydowskiej mięso z zabitego Lewiatana miało zostać podane prawym ludziom podczas Sądu Ostatecznego, skóra z potwora miała być użyta do pokrycia namiotu, w którym odbędzie się biesiada. Wikipedia podaje, że w aszkenazyjskich synagogach odśpiewywany jest aramejski poemat liturgiczny, zawierający m.in. opis walki Lewiatana z Behemotem, zakończonej zabiciem obu zwierząt przez Boga. Pojawia się tam również wzmianka o tym, że z pięknej skóry Lewiatana Bóg stworzy schronienie dla prawych, którzy będą jeść mięso Behemota i Lewiatana.

Trzeci stwór z zamieszczonego powyżej obrazu o imieniu Ziz, kurę co prawda przypomina jedynie skrzydłami i ptasim dziobem, ale i on wedle tradycji żydowskiej miał być podany sprawiedliwym na uczcie na końcu świata. Ponoć rozpiętość jego skrzydeł miała była tak wielka, że mógł nimi przysłonić Słońce, więc przynajmniej rozmiarami przypominał opisywaną tu babińską kurę.

Nierozpoznana zostaje więc jeno czapla, która jajem miała zatopić siedem miast. Możemy się jedynie domyślać, że musiały być one położone nad wodami, ale ich dalsze typowanie byłoby czystą spekulacją. Co do czapli to uważano ją za ptaka symbolizującego zgłębianie ukrytej mądrości, cierpliwego wyczekiwania na skorzystanie z okazji, ptaka sprytnego i umiejącego łowić w mętnej wodzie.

W średniowieczu natomiast, podobnie jak inne zwierzęta niszcząca węże, czapla była symbolem Chrystusa. Zatem i tu pole do brodzenia w alegoriach niezmierzone, ale widoki na jakąś interpretacyjną zdobycz, nad wyraz mętne.

Skoro rozwiązywanie babińskich zagadek na polu interpretacji słowa, idzie opornie, to może warto przyjrzeć się obrazom dotyczącym wydarzeń z roku 1636 roku. Ale zanim do nich przejdziemy, warto przytoczyć jeszcze jedną notkę z akt babińskich, pochodzącą z tegoż roku, która opisuje pewien szczególny pojazd (pisownia uwspółcześniona):

(Wpis nr 179) „W Holandii też Jegomość jeździł na takich wozach, które samym wiatrem bez koni biegali, a na godzinę jedną siedem mil niemieckich ujeżdżał na nich”.

Tu także pole do interpretacji wpisu jest dość śliskie. Niemniej opis pojazdu jest na tyle charakterystyczny, że oczywistym wydało mi się by poszukać go w niderlandzkiej ikonografii. I proszę bardzo. Obraz odpowiada dokładnie temu, co wyczytaliśmy w babińskiej księdze:

Dziwnym zbiegiem okoliczności, napędzany żaglem wóz jest pełen błaznów, a rycina dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w roku 1636 i 1637, czyli tulipanowej gorączki, która w owym czasie wstrząsnęła społecznością Niderlandów.

Niektórzy twierdzą (ja nie – o czym będzie w kolejnym wpisie), że była to pierwsza bańka spekulacyjna. Sprawiła ona, że ceny kwiatowych cebulek gwałtownie rosły i osiągnęły swe maksimum w zimowych miesiącach 1637 roku, by potem nagle spaść i pozostawić na lodzie, tych którzy dali się uwieść wizji szybkiego wzbogacenia się.

Poniżej wykres, który przedstawia gwałtowny charakter tego zjawiska.

W górnych rogach tego wykresu dostrzegamy błazeński pojazd i napędzany wiatrem i wiatrak, który stał się symbolem Niderlandów, ale wcześniej był symbolem błaznów z miasta Dulken (tu wpis, do którego komentarze, tego motywu dotyczą).

Gdy bliżej przyjrzymy się rzeczonym grafikom, to okaże się, że błazny, wcale nie były durniami, które dały się nabrać na tę finansową piramidę. One sterują maszynerią, za którą podąża pazerna tłuszcza.

Wspaniały zbiór ikonografii dotyczącej tego okresu można znaleźć na stronie pod intrygującą nazwą „Bezpieczne niebo dla inteligentnych inwestorów”. Wnioskuję, że świecie protestanckim może istnieć niebo, które bezpieczeństwa nie zapewnia, ale nie czepiajmy się wyznaniowych rozbieżności w postrzeganiu rzeczy ostatecznych. Pamiętajmy jednak, że mój tekst także i o nie zahaczał. Chodzi mi o ucztę sprawiedliwych, która miała mieć miejsce na końcu świata w namiocie skrojonym ze skóry Lewiatana. I oto proszę – ikonografia tulipanowej gorączki, również przedstawia namiot.

Niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić z jakiej skóry jest on uszyty. Ma on jednak kształt ogromnej błazeńskiej czapki, w której wnętrzu na pewno znajdują się ludzie prawi i sprawiedliwi. Rozpoznajemy to po ich szlachetnych twarzach i godnych ubiorach.

Ludzie spoza namiotu wyglądają na osobniki dysponujące zdecydowanie mniejsza dozą wybraństwa. Te niedobory rozpoznajemy po łachach, które noszą i po prostackiej naturze ich twarzy, podkreślanej przez prymitywną radość z posiadania czegoś tak nietrwałego jak kwiaty tulipanów.

No dobrze, ale gdzie tu eschatologia, czyli zapowiedź czasów ostatecznych? Przyjrzyjmy się uważnie:

Otóż jest i ona. Przestrzeń poza namiotem znajduje się we władaniu czarnego, rogatego, skrzydlatego stwora, który kusi prostaczków zawieszoną na wędce błazeńską czapką. Owoce pracy skuszonych wyrobników zamieniają się śmieci lądujące na wysypisku. Oto przedziwna wizja czasów ostatecznych…

Cóż wynika z tego tekstu. W sumie niewiele. Oto kilka luźnych zapisków w jakimś staropolskim rękopisie i kilka obrazów, które powstały zdecydowanie później. Czy możemy wyciągnąć wniosek, że ktoś z niderlandzkich malarzy, czy rytników babińską księgę czytał i się nią inspirował? Ależ nie. Skąd więc ten zastanawiający konglomerat podobieństw tak odległych geograficznie i kulturowo wcześniejszych zapisów i późniejszych obrazów? Czy te zbieżnosci nie prowokują do zadania pytania, jak naprawdę wyglądał ówczesny przepływ informacji i czy polska konfraternia satyryczno-poetycka miała rzeczywiście dostęp do istotnej wiedzy o nadchodzących wydarzeniach? Nie zaręczam, że znajdziemy odpowiedzi na te pytania, alle na pewno spróbujemy ich poszukać. Podyskutujemy także o prawdopodobnych praprzyczynach cebulkowej bańki i na pewno wrócimy do Niderlandów i „osuszanej” przez nie Wenecji.

Póki co, wystawiam na targowisko szkice Kazimierza Bartoszewicza wśród których jest ten o Rzeczpospolitej Babińskiej. Moim zdaniem od ponad stu lat nie powstał żaden tekst, który byłby bliższy prawdy o Rzeczpospolitej Babińskiej niż właśnie ten. Tym razem wraz z książką bardzo oryginalną „wenecką” kopertą.

https://allegrolokalnie.pl/oferta/kazimierz-bartoszewicz-szkice-koperta-wenecka-n23



tagi: kazimierz bartoszewicz  spekulacje  tulipanowa gorączka  czasy ostateczne  lewiatan  babin  pszonka  cebulki  talmud  bańka  llogosławieństwa 

betacool
3 grudnia 2020 22:51
9     1509    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:


Pioter @betacool
4 grudnia 2020 07:06

To zapis danych wywiadu. I to bardzo precyzyjnego wywiadu. 

A ta czapal to czasem nie taka?Bo to herb rodowy szefa cesarskiego wywiadu na wschód (Rzeczpospolita, Moskwa) - Jana Kochcickiego. To ten sam okres (zmiany nastąpiły dopiero po wojnie trzydziestoletniej).

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
4 grudnia 2020 07:52

Dziękuję. Nie znałem tych tekstów Kamiuszka.  2012 to całe lata zanim mi wiatr we włosy powiał...

Kamiuszek powinien się wybrać do Sukiennic i obejrzeć ramę Hołdu Pruskiego. Na dole znajdzie cały bestiariusz.

http://betacool.szkolanawigatorow.pl/hod-w-basniowo-leszczynowej-oprawie

 

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Pioter 4 grudnia 2020 07:06
4 grudnia 2020 07:54

Też jestem przekonany, że akta Babina trzeba czytać z herbarzem w ręku. Będę jeszcze próbował.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool
4 grudnia 2020 10:03

To co robią tak zwani popularyzatorzy historii wywołuje we mnie chęć do udziału w masowych rozstrzeliwaniach. No, ale poza wszystkim myślę, że babińczycy byli troszku opóźnieniu. W 1636 Niderlandzi chcieli osuszyć Genuę, w Wenecji było już bardzo mało wody. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 4 grudnia 2020 10:03
4 grudnia 2020 10:21

Wyczuwam, że niedługo w księgarni pojawi się nowa pozycja:

zaloguj się by móc komentować


betacool @gabriel-maciejewski 4 grudnia 2020 10:03
4 grudnia 2020 10:36

Moim zdaniem sprawa wyglądała tak, że dyspozytorzy Weneckich kanałów dostali propozycję nie do odrzucenia i  z niej nie skorzystali. Tę propozycję dostali również babińczycy.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować