-

betacool

Czy ktoś czyhał na życie Jana Kochanowskiego?

makulektura.pl

Makulektura nr 13

Czy ktoś czyhał na życie Jana Kochanowskiego?

Stanisław Windakiewicz,  Jan Kochanowski, Kraków 1930

 

Wyobraźcie sobie szczawia, który mając 21 lata kończy studia polonistyczne, a w wieku 22 lat zamieszcza w branżowym kwartalniku recenzję pracy swojego profesora. I jest to recenzja okrutna.

Tak proszę Państwa postąpił Wiktor Weintraub z książką profesora Windakiewicza o Janie Kochanowskim.

O co młody polonista miał pretensje do starego profesora?

Poczytajmy:

„Na obniżenie wartości książki wpłynęła w pierwszej mierze postawa badacza wobec Kochanowskiego.

Prof. Windakiewicz szuka w utworach poety przede wszystkim danych do zrekonstruowania jego biografii, szuka ich zaciekle, systematycznie i z uporem, nie pomija najbłahszego nawet szczegółu, dochodząc do wyników nieraz bardzo dziwnych. W jednej pieśni z Fragmentów (Tobie bądź chwała, Panie wszego świata), będącej zresztą wyraźną transpozycją i atmosfery uczuciowej i motywów psalmowych (zły zagrażający dobremu, którego ratuje interwencja Boga) w czasy poecie współczesne, mamy modlitwę dziękczynną do Boga za ocalenie wierzącego od nieprzyjaciela, który dybał na jego życie, ale dzięki opiece Boskiej:

 

со mnie był nagotował,

To sam mało nie skosztował,

Bowiem od wielkiego strachu

Wypadł oknem na dół z gmachu

 

Autor opatruje to w taki komentarz: „Upamiętnił w niej poeta przygodę osobistą o napadzie nocnym jakiegoś rozbójnika, który wszedł do jego sypialni i gdy się nagle poeta ocknął i kilka słów przemówił, uciekł ze strachu, przez okno wyskoczył, i omal się nie zabił. Jeśli ten wiersz ściśle z osobistego wypadku jest wzięty, to by wypadało, że poeta sypialnię miał na piętrze. Zarazem wspomina autor, że kładąc się spać tego wieczora, modlił się bardzo gorąco“, (str. 149). Wybrałem przykład bodaj że najjaskrawszy, ale jeden z wielu, aby pokazać do czego może podobna metoda doprowadzić. Zaciążyła też ona na całej książce…”.

 

Ciekawy fragment - napad nocny jakiegoś rozbójnika, z którego Weintraub byłby skłonny wnioskować jeno tyle, że poeta spał na piętrze.

W ten deseń ułożona jest prawie cała siedmiostronicowa recenzja. Myślę, że w świetle kolejnych opisywanych przeze mnie zdarzeń, kilka osób jeszcze do niej wróci:

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwi4wPKa4-fVAhVKJpoKHfvICUwQFggtMAA&url=http%3A%2F%2Fbazhum.muzhp.pl%2Fmedia%2F%2Ffiles%2FPamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej%2FPamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1930-t27-n1_4%2FPamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1930-t27-n1_4-s339-344%2FPamietnik_Literacki_czasopismo_kwartalne_poswiecone_historii_i_krytyce_literatury_polskiej-r1930-t27-n1_4-s339-344.pdf&usg=AFQjCNEoN7OqpCaMCQHB1q390sb-NE3A9w

Lista zarzutów młodego Weintaruba jest dużo dłuższa. Świeżo upieczony polonista ma pretensje do profesora Windakiewicza, że obnaża (na podstawie fragmentów poezji) padewskie wyskoki erotyczne Kochanowskiego.

Rzeczywiście profesor smaga naszego wieszcza dość ostro sugerując, że wydał na kortezankę (czytaj: nierządnicę) Lidię całą swoją kasę. Owa białogłowa z kolei wydała wszystko na stroje i bielidło, po czym znalazła sobie innego absztyfikanta, a Kochanowski cierpiał w biedzie miłosne katusze i nie miał za co wrócić do kraju. Dopiero Mikołaj Ossoliński zlitował się nad nim i pożyczył pieniądze na podróż do Polski.

 

Dalej młody Weitraub wyciąga z pracy Windakiewicza wszelkie nadinterpretacje, nieścisłości, a nawet literówki i czyni to bardzo dokładnie i pieczołowicie.

 

Słowem, wydaje się, że mamy tu dwie przeciwstawne szkoły. Stary profesor twierdzi, że tam gdzie życiorys poety pełen jest białych plam, powinniśmy szukać okruchów prawdziwego życia w jego poezji, a młody Weitraub pisze, że taka metoda „ciąży na książce” i jest nie do przyjęcia, bo wnioskowanie, że poeta w czasie zamachu spał na pierwszym piętrze, nigdzie nas nie zaprowadzi.

 

No tak, tyle, że Weintarub przytacza cztery wersy pieśni, a żeby zobaczyć nieco szerszy kontekst sytuacyjny powinniśmy chyba przeczytać dłuższy fragment:

 

Wzywałem Cię, wieczny Boże,
Idąc wieczór na swe łoże;
Wzywałem Cię o północy,
A byłeś mi ku pomocy.

Nieprzyjaciel stał nade mną,
Mógł uczynić wszytko ze mną;
Spałem jako zarzezany,
On mi nie śmiał zadać rany.

A na pierwsze me ocknienie
I słów kilka przemówienie,
Panie, znać, żeś mię Ty bronił;
Uciekł, a nikt go nie gonił.

A co mnie był nagotował,
To sam mało nie skosztował,
Bowiem od wielkiego strachu
Wypadł oknem na dół z gmachu.

Ani miecz, ani mię siła
Złej przygody obroniła,
Jeno szczyra łaska Twoja,
Co wyznawa dusza moja.

 

 

Całość wiersza Pieśni V ze zbioru Fragmenta możecie przeczytać tutaj:

 

http://staropolska.pl/renesans/jan_kochanowski/fragmenta.html

 

Cóż my tu mamy? Teoretycznie jest to relacja jakiegoś podmiotu lirycznego, który opisuje noc obfitującą w niecodzienne wydarzenia.

Jednak pierwszoosobowa narracja i dobrze odmalowany dramatyzm sytuacji sprawiają, że mocno skłaniamy się ku temu, by potraktować ten wiersz w sposób szczególny i przyjąć założenie, że należy go odczytać jako opis osobistych przeżyć poety.

Modlitwa wieczorna. Sen i to mocny („spałem jako zarzezany”) Przebudzenie. Słowa skierowane do nieprzyjaciela i jego ucieczka.

 

I teraz jak w każdym kryminale – pytań mamy dużo więcej niż odpowiedzi.

Duży stopień uszczegółowienia wiersza wskazuje, że mamy do czynienia z opisem autentycznych wydarzeń. Teraz jak w każdej klasycznej sensacyjnej opowieści należy zapytać, czy znamy motyw, miejsce i czas zdarzenia.

 

***

 

Żeby poszukać śladów odpowiedzi na te pytania musimy sięgnąć do książki Windakiewicza. Jest ona pisana dwutorowo. Interpretacja twórczości przeplata się z bogato relacjonowaną biografią Kochanowskiego. Nas interesować będzie bardziej ten drugi nurt.

Oj jest tu wątków dziwnych i niewyjaśnionych dość dużo i większość z nich mogłaby się stać początkiem lub rozwinięciem niejednej kryminalnej powieści.

Przytoczmy choćby kilka nie do końca opowiedzianych historii.

Pierwszą z brzegu jest pobyt Kochanowskiego w Królewcu i regularne inkasowanie pieniędzy od Albrechta Hohenzollerna, a jednocześnie brak wiedzy, za świadczenie jakich usług owe pieniądze do Kochanowskiego trafiały.

„Poeta musiał przedstawiać jakąś wyrobioną inteligencję i budzący zaufanie charakter, skoro książę pruski łożył na jego utrzymanie i jakieś zamiary względem niego żywił. Nagle to wszystko się urwało. Poeta zapadł na „chorobę oczu”, wniósł prośbę o pozwolenie ponownego wyjazdu do Włoch, zwrócił się o zasiłek i pięćdziesiąt marek od księcia na wyjazd otrzymał. Coś się widocznie gotowało, ale przeniknąć tej zagadki niepodobna. Poeta przyrzekł, że „zawsze będzie księciu całkowicie oddany” i talent swój „z całą gotowością obróci na pomnażanie godności i wykonywanie rozkazów”.

 

Kolejny ciekawy epizod to pobyt Kochanowskiego we Francji. Windakiewicz pisze, że podróż tę J.K. odbywał wraz z jakimś cudzoziemcem o imieniu Karol, który pochodził „z dalekich krain nadmorskich, do których listy z Polski nie dochodziły”. Niektórzy biografowie poety twierdzą, że był to to „Karol Utenhove, syn patrycjusza gandawskiego, ruchliwy humanista i poeta a bratanek Jana, który opisał tułaczkę Łaskiego po morzach po opuszczeniu Anglii”. Windakiewicz raczej polemizuje z taką identyfikacją owego Karola.

Czyż nie ciekawe tropy?

 

Ale owe zagraniczne powiązania finansowo-osobowe to nie wszystko. Kochanowski otrzymywał także bardzo ciekawe krajowe zlecenia, bowiem:

„w styczniu 1563 r., Kochanowski dał się uprosić żonie wojewody, Zofji, żeby z drugim jej dworzaninem, Stanisławem Meglewskim, pojechać do Krakowa i objąć w posiadanie znaczny spadek, przypadły po jej zmarłym bracie Janie Bonarze (Bonerze), kasztelanie bieckim i wielkorządcy krakowskim. Sprawa rzuca osobliwe światło na przygodne zajęcia poety. (…) Chodziło o objęcie w posiadanie wojewodziny trzech wsi pod Krakowem: Balic, Burowa i Szczeglic, a nadto połowy kamienicy przy Florjańskiej ulicy i połowy ogrodu nad Prądnikiem za Brama Mikołajską. Sprawa skomplikowała się przez to, że przed przybyciem pełnomocników bracia przyrodni wojewodziny, Seweryn i Fryderyk, wywieźli z opieczętowanych kamienic bonerowskich na rynku i Florjańskiej ulicy 62 skrzyń rozmaitych rzeczy, wiele mebli, naczyń, broni, i nawet wina z piwnicy. Pełnomocnicy mieli obejrzeć te dobra i objąć je w posiadanie mocodawczyni, co w dwa dni 20 i 21 stycznia, uskutecznili. Następnie sam Kochanowski sporządził spis wywiezionych rzeczy i 1 lutego kazał go w księgi grodu krakowskiego wciągnąć. Maglewski za ten trud otrzymał w darze mały domek na Garbarach w Krakowie. Jak wynagrodzono usługę poety – nie wiadomo (…)”.

Być może w opisanej tu historii należy szukać początków dziwnych operacji finansowych, które potem dość regularnie następują między Kochanowskim, a Firlejami i może nie koniecznie były to pożyczki. Kwoty były zawrotne. Pisał o tym Coryllus w Baśniach. Kochanowski pożyczył Firlejom pieniądze o równowartości kosztów budowy dwóch galeonów. Ja spotkałem się z przelicznikiem „konnym” i według ówczesnych kursów wymiany byłyby to mniej więcej dwa tysiące koni.

Ostatnia z Firlejowych „pożyczek” (najmniejsza – 1000 florenów) ma miejsce w roku śmierci Kochanowskiego. W ogóle ostatnie lata jego życia w Czarnolesie to jedno pasmo nieszczęść, zupełnie nie przystających do idyllicznego obrazka, który znamy ze szkoły. W 1579 umiera córka Urszula, w 1582 młodszy brat Kochanowskiego, tylko nieco później druga córka Hanna, a potem w czasie do misji do Turcji ginie jego szwagier Jakub Podlodowski.

W 1584 Jan Kochanowski umiera „tknięty apopleksją” biorąc udział w sejmie lubelskim i czekając na spotkanie z królem Stefanem Batorym. Jednym z wymienianych miejsc, w którym mogła nastąpić śmierć Kochanowskiego jest lubelski dom należący do Firlejów.

 

To tylko kilka pierwszych z brzegu tropów, które mogą wieść do nocnej napaści na Kochanowskiego. Musimy się z nimi na razie rozstać.

Dlaczego?...

 

***

 

 

Dlatego, że jak w każdej dobrej powieści kryminalnej teraz powinien nastąpić niespodziewany zwrot. Coś powinno się okazać zupełnie innym niż w rzeczywistości.

Skoro taki jest schemat to proszę bardzo…

Wiktor Weintraub pisząc o zamachu na Kochanowskiego, odwołał się do strony 149 z pracy Windakiewicza wydanej w roku 1930.

Dotarłem do tego wydania i z całą mocą muszę stwierdzić, że na stronie 149 nie ma fragmentu dotyczącego zamachu na Kochanowskiego. Po lekturze książki nie mogłem sobie tego fragmentu w ogóle przypomnieć. Przejrzałem więc całe dzieło Windakiewicza i nic! Nie ma w niej interpretacji przytaczanej przez Weintrauba pieśni i nie ma całego cytowanego fragmentu książki Windakiewicza. Kupiłem też drugie (powojenne) wydanie i tu także nic! Weintraub wprowadził nas w błąd.

Wszystkie inne odwołania zawarte w recenzji, wszystkie inne cytaty są prawdziwe i bez trudu w książce Windakiewicza można je odnaleźć. Fragmentu z cytatem z Pieśni V o nocnej napaści na Kochanowskiego jednak w książce nie ma!

Mało tego Weintraub wprowadza nas w błąd podając w swej recenzji tytuł pieśni. Weintraub cytuje początek Pieśni XIV Fragmentów, a o nocnej przygodzie traktuje nie pieśń XIV, lecz pieśń V!

No i znów więcej pytań niż odpowiedzi. Dlaczego młody absolwent polonistyki tworzy taką mistyfikację? Dlaczego wkłada w książkę profesora coś, czego tam nie znajdziemy?

 

Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej skłaniam się do dwóch opcji.

Obie wersje wychodzą z ust ambitnego, młodego bezczelnego polonisty.

Pierwsza brzmiałaby mniej więcej tak:

- Drogi Profesorze Windakiewicz! Co mi tu Pan Profesor będzie wyciągał fragmenty wierszyków i budował z nich życiorys Kochanowskiego, skoro pisze Pan o pierdułkach błahych niczym randki pod włoskim niebem, a nie pisze Profesor o tym kto, kiedy i dlaczego chciał zabić naszego wielkiego renesansowego poetę. Proszę sobie odpuścić te interpretacyjne nadużycia, bo za każdym razem, gdy Pan tak będzie czynił, to ja będę pytał o to, kto chciał zabić Jana Kochanowskiego! Pańska metoda prowadzi donikąd i tak naprawdę nie pozwala odpowiedzieć na żadne ważne pytanie dotyczące życia poety! Co najwyżej możemy się nieco pospierać o opis przeżyć podmiotu lirycznego. To wszystko Panie Profesorze – filologia to nie historia, a poezja to nie dokumenty z archiwów!

 

Druga wersja interpretacji mistyfikacji młodego Weitrauba układałaby się w taki komunikat:

- Drogi Profesorze Windakiewicz. Ja doskonale wiem jak napisać skrupulatną recenzję i powydziwiać nawet na błędy literowe…Jak Pan chce, to proszę sobie przeczytać ten artykulik do końca. Ale nie o to mi przecież chodzi. Sęk tkwi bowiem w tym, że skoro Pan Profesor pisze dwustustronicowe dzieło o Kochanowskim, to może warto poszukać odpowiedzi na pytanie, którego nawet Pan nie zadał:

- Kto chciał zabić Jana Kochanowskiego? Bo to jest moim zdaniem, pytanie zasadnicze!

 

Którą wersję mistyfikacyjną obstawiamy?

 

Ja wiem, że chcielibyście żeby zagadki które się tu mnożą rozwiązać tu i teraz, ale to nie takie proste, bo to jak zwykle dopiero początek. Jak potoczy się to dochodzenie?

Ano trzeba porozcinać 650 stronicową księgi zbiorowej z Międzynarodowej Sesji Naukowej zorganizowanej w 400 rocznicę śmierci Kochanowskiego, która miała się nie odbyć z paru dziwnych względów. Miał w niej uczestniczyć profesor Weitraub, którego w owym czasie obowiązywał zakaz przyjazdu do Polski.

Czekam także na wspomnienia profesora Weitrauba. Są wakacje, więc książki wędrują dużo wolniej. To kolejne kilkaset stron lektury, dlatego drugiego odcinka tej historii, zbyt szybko nie ujrzycie.

 

A póki co, dla tych których temat zainteresował, przedwojenna praca przedwojennego profesora, a także drugie wydanie jego dzieła (tu niestety jest inny układ stron i osoba, która wybierze to wydanie niestety nie dowie się jakie wydarzenie tak naprawdę opisał Windakiewicz na stronie 149 w wydaniu z roku 1930).

http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=45865448&order=m

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



tagi: zamach  kochanowski windakiewicz weintraub  weintraub  stanisław windakiewicz  jan kochanowski  spadek  firlej  pieśni  jan boner  bliscy kochanowskiego 

betacool
20 sierpnia 2017 23:12
28     6373    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tadman @betacool
20 sierpnia 2017 23:40

Sprawa trywialna, być może, bo po nocnych karesach nasz wieszcz mocno spał, a tu mąż niewiasty wrócił z podróży niespodziewanie i gacha zastał w pościeli z własną żoną. Postanowił wymierzyć gachowi stosowną karę, ale ten uskoczył i atakującemu pomógł wyjść z gmachu.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @betacool
21 sierpnia 2017 01:36

Franciszek Karpiński jako odpowiedź na:

Czy ktoś czyhał na życie Jana Kochanowskiego?

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @tadman 20 sierpnia 2017 23:40
21 sierpnia 2017 08:22

Długa wieczorna modlitwa nie bardzo mi pasuje do tych igraszek.

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool
21 sierpnia 2017 15:14

Może "długa wieczorna modlitwa" oznacza co innego. Kochanowski to był znany filut.

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool
21 sierpnia 2017 16:40

Pamietam lekcje polskiego z tym Janem Kochanowskim, z Czarnolasu... te jego poezje... "Gosciu, siadz pod mym cieniem, a odpocznij sobie, nie dojdzie cie tu slonce, przyrzekam ja tobie"... albo... "Wielkies mi uczynila pustki w domu moim, moja droga Orszulko, tym zniknieniem swoim"...  to "Pod lipa" i "treny"... chetnie sie uczylam tego na pamiec...

... a dzis sie okazuje, ze to kawal filuta bylo... normalnie rechot historii, naszej latwowiernosci i niewiedzy !!!   Czyzby "drugi luter" ???

Wpis kapitalny...

... znowu kroi sie "afera", i znowu z udzialem 2 profesorow... bede czekac cierpliwie kolejnego wpisu, az "przewali" Pan swoim wzrokiem te opasle tomiszcza, bo zapowiada sie niezwykle intrygujaco... a robi to Pan wcale nie gorzej od Hitchcoc'a... alez to by byly filmy  !!!

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @betacool
21 sierpnia 2017 19:56

Bardzo ciekawa historia. A Pieśń V, została wraz z kilkoma innymi utworami, wydana dopiero 6 lat po śmierci Kochanowskiego. Wyboru utworów do tomu: Fragmneta dokonał jego przyjaciel i drukarz, Jan Januszowski. Pytanie: kiedy tę pieśń poeta napisał i dlaczego nigdy jej za życia nie opublikował?

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pie%C5%9Bni_kilka

zaloguj się by móc komentować

tadman @jolanta-gancarz 21 sierpnia 2017 19:56
21 sierpnia 2017 22:00

Masz za sobą Tropicielu dochodzenie w jednej sprawie, więc...

Pociągnę tę trywialną tezę, dzięki przy okazji chlorze za sprytne wsparcie, i odpowiem na zadane przez Ciebie Tropicielu pytanie, a mianowicie nie mógł przecież pisnąć ni słowkiem, że pomógł komuś w tak niekonwencjonalny sposób opuścic gmach, bo trafiłby do więzienia. Wiersz opublikował przyjaciel, który być może nie wczuł się zbytnio w wymowę wiersza, a może najzwyczajniej uznał, że po śmierci poety dla sądów doczesnych nie jest osiągalny i nasermater.

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
22 sierpnia 2017 00:02

Widzę, że panowie, rozwiązań tajemnic najchętniej szukaliby w alkowie. 

Moim zdaniem sprawa aż tak trywialna chyba nie jest.

Po pierwsze niezwykle nurtuje mnie brawura Weintrauba. Przedwojenny UJ i taki brak szacunku dla pracy profesora, ze zrecenzowaniem nieistniejącego fragmentu książki włącznie.

To moim zdaniem coś niebywałego. Ja widzę tu kilka możliwych wariantów.

Albo ta ewidentna prowokacja była inspirowana przez innego profesora, albo hierarchia przedwojennego UJ była nieco inna niż nam się wydaje i niektórzy studenci mogli sobie pozwolić na dużo więcej, niż w głowie współczesnego studenta mogłoby się urodzić, albo wskazówki co do czasu i miejsca zdarzenia powinniśmy szukać na stronie 149 pracy Windakiewicza.

Tam jest opis dość ciekawego wydarzenia, które miało miejsce raptem na rok przed śmiercią Kochanowskiego.

Pytanie skąd Weintraub mógłby wiedzieć, z którym realnym wydarzeniem Pieśń V połączyć...

 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool 22 sierpnia 2017 00:02
22 sierpnia 2017 09:43

No wlasnie...

... alkowa alkowa... to sa sprawy bardzo pociagajace i dla mnie, ale tak bez przesadyzmu... niemniej jednak ta brawura i nonszalancja mlodego Weintrauba wobec starego profesora Windakiewicza tez wysunela mi sie na czolo, juz na samym wstepie Panskiego wpisu - i  co tu duzo mowic - porazila mnie... no i te "rozbieznosci"  co w koncu jest, a czego nie ma na stronie 149 jest tu sprawa kluczowa...

... no, ale w tym momencie pozostaje bezradna jak male dziecko... sama tej zagadki nie rozwiaze... pozostaje mi tylko zdac sie na Pana pomoc i komentatorow, ale tytulowe pytanie jest arcyciekawe...

... i jeszcze na koniec - to ma Pan reke do profesorow. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
22 sierpnia 2017 10:06

Tak. Ci przedwojenne profesorowie to naprawdę zupełnie inaczej pisali....

Na stronie 149 mamy opis ślubu Zamojskiego z bratanicą króla Stefana Batorego.

Zamojski zostaje drugą osobą w państwie. 

Kochanowski pisze okolicznościowy wiersz.

Wesele jest na zamku w Niepołomicach. 

Na dole tej strony pdf z opisem wydarzenia. Kogo tutaj nie ma... Pełno przyjaciół Kochanowskiego łącznie z Firlejem,  któremu pożyczał kasę.

http://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/handle/11320/904

Oj mógłbo się tam dziać...a zamek z tego co pomnę jest jednopiętrowy. ..

A dodałbym jeszcze, że jest to czas kulminacji problemów ze Zborowskimi.

Za niecały rok Samuel z rozkazu kanclerza da głowę...

 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool 22 sierpnia 2017 10:06
22 sierpnia 2017 16:03

No, to teraz Pan zakrecil...

... a opis slubu baaardzo... naprawde baaardzo ciekawy.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Paris 21 sierpnia 2017 16:40
22 sierpnia 2017 17:14

Na mój gust to pierwowzór Kmicica, albo raczej model nawrócenie Jana Łaskiego lub księcia Bogusława, pójścia za głosem sumienia, które nigdy nie nastąpiło w przypadku Łaskiego i Bogusława, a w jego przypadku owszem, wrócił do katolstwa. Dlatego w nagrodę Firlej trafił go apopleksją.

zaloguj się by móc komentować

Paris @Magazynier 22 sierpnia 2017 17:14
22 sierpnia 2017 18:36

A mnie - po nie wiem ktory juz raz w zyciu - znowu tak opadla szczeka, ze szok... ze nie wiem co w ogole powiedziec... ale normalnie wlosy staja deba jak sobie zaczynam myslec o tych roznych detych na sile "bochaterah narodowyh" i tych roznych wieszczach...  o tych wszystkich zalegendowanych o nich bzdurach i klamstwach...

... no po prostu robi sie niedobrze  !!!  

Wychodzi nam jako Polakom... jako narodowi... te cala bande "narodowyh patriotuf" omijac...  DEMONSTRACYJNIE omijac szerokim lukiem... absolutnie nie brac udzialu w tych haniebnych i oszukanczych "patriotycznych spedach"  i narodowych obchodach czy to z udzialem wszelkich zaklamanych przedstawicieli wladz... bo to naprawde uraga ludzkiej przyzwoitosci i godnosci  !!!

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @betacool 22 sierpnia 2017 00:02
23 sierpnia 2017 07:10

Czy młody absolwent polonistyki Wiktor [znaczy tyle co 'zwycięzca'] z domu Weintraub [znaczy 'grono winne'] w wieku lat 22 [tyle ma liter alfabet święty hebrajski] nie był predystynowany w tym momencie na opublikowanie pod swoim imieniem i nazwiskiem takiej odurzającej recenzji ?

Wszystko byłoby bardzo piękne ale po kie licho pomylił numer, zamiast V pisze XIV, i cytuje coś czego na stronie 149 w recenzjonowanej pozycji nie ma? 

Czyżby pod kryptycznym 14 [(strona) 149 po redukcji to 14 oraz 5] autor omawianej pozycji nie miał otrzymać odpowiedzi, kto jest właściwym autorem recenzji a 22 letni zdolny absolwent to tylko słup?

No to czekamy na rozwiązanie tej ciekawej literackiej łamigłówki! 

Tylko dla specjalistów :(((

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @betacool
23 sierpnia 2017 13:46

A co właściwie znaczy stwierdzenie "omal się nie zabił"?

To znaczy zabójca skoczył i się połamał, tak że ledwo dychał?   A potem uciekł nierozpoznany do lasu?

Czy też leciał "na główkę" i tuż nad ziemią przekręcił się i spadł na cztery łapy?

No i skąd śpiący poeta wiedziałby, że ktoś nad nim jakiś czas stoi  i nie może się zdecydować?

Jak dla mnie teoria z zamachem na J.K. faktycznie bardzo naciągana.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Zyszko 23 sierpnia 2017 13:46
23 sierpnia 2017 14:46

Tu jest więcej pytań, bo budząc się rozpoznał nieprzyjaciela.

Możemy więc chyba wnioskować, że Kochanowski miał nieprzyjaciół. Nie pisze bowiem o jakimś podchmielonym jegomościu,  którego fantazja zaprowadziła z szablą nad jego łoże...

Ja zwracam uwagę na konstrukcję recenzji Weintrauba. Wszystkie odwołania do tekstu Windakiewicza są poprawne, co do stron, cytatów, sformułowań. Wszystkie oprócz ironicznej inerpretacji nieistniejącego fragmentu o tej pieśni JK...

No i skąd ta beznadziejna pomyłka z tytułem Pieśni...

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @betacool
23 sierpnia 2017 23:23

W rodzinnym Zawierciu zorganizowano konferencję na 100-lecie urodzin Wiktora Weintrauba, którą zaszczyciła Małżonka z USA. Na stronie internetowej (unijnej) przedstawiono życiorys naukowca bogatszy niż wpis u docenta wiki. Kluczem do kariery był pan profesor Stanisław Kot, profesor UJ, "od 1939 r. na emigracji, wicepremier w rządzie Sikorskiego swojego przyjaciela, "czyściciel wojska z sanacji" (wyspa węży i spora liczba samobójstw) oraz "delegat Sikorskiego w Moskwie".
A oto życiorys Weintrauba:
"...Urodził się 10 kwietnia w Zawierciu, w rodzinie urzędnika spółdzielni pracowników zawierckich zakładów przemysłu włókienniczego Maurycego i Rebeki E. z Dobrzyńskich. W 1925 r. ukończył gimnazjum w Zawierciu. Studia polonistyczne odbył na UJ (magisterium – 1929, doktorat – 1930). W latach 1934 – 1937 przeniósł się do Warszawy, gdzie dzięki poparciu prof. S. Kota rozpoczął pracę w redakcji „Wiadomości Literackich” M. Grydzewskiego. W 1939 r. wyjechał na stypendium rządu francuskiego do Paryża, gdzie miał zająć się badaniami nad stosunkami kulturalnymi polsko – francuskimi w XVII w.
We wrześniu 1939 r. z falą uchodźców udał się na Wschód, najpierw do Kut, skąd wraz z żoną Anną z Tenenbaumów (lekarzem medycyny, zm. 1967 r.) próbował przedostać się do Rumunii, potem do Lwowa, ostatecznie do Zdołbunowa, gdzie zarabiał na utrzymanie jako mierniczy. W 1941 r. znalazł się na posiołku pod Uralem, skąd udało mu się przenieść do Moskwy. S. Kot powołał go na stanowisko urzędnika biura prasowego Ambasady Polskiej w Kujbyszewie. Od 1943 do 1945 r. wraz z m.in. W. Broniewskim, G. Herlingiem – Grudzińskim redagował wydawany przez Armię Polską w Palestynie dwutygodnik „W Drodze”. W Londynie spędził lata 1945 – 1950, gdzie pracował głównie jako urzędnik polskiego Ministerstwa Informacji oraz dziennikarz „Wiadomości” i „The Polish Fortnightly Review”. W 1950 r. Weintraubowie przenieśli się do Stanów Zjednoczonych. Weintraub został wykładowcą języków i literatury słowiańskiej w Harvard University (Cambridge, Mass.), gdzie w 1954 r. otrzymał stanowisko profesora nadzwyczajnego, w 1959 r. profesora zwyczajnego. W 1971 r., już będąc na emeryturze, został profesorem ufundowanej przez Fundację A. Jurzykowskiego katedry polonistyki na Harvard University. W 1974 r. ożenił się powtórnie z dr romanistyki Marią Eweliną z Żółtowskich. Od 1953 r. zasiadał w redakcji „Harvard Slavica Studiem”. Zmarł 14 lipca 1988 r....". 

Czyli pan bardziej ustawiony politycznie niż polonistycznie. I dlatego tak "podskakiwał" profesorowi. Być może miał kryszę w postaci tego Kota Stanisława, który znany był z niesamowitej skłonności do intryg i podgryzania. I być może na zlecenie Kota zaatakował profesora.

Profesor Windakiewicz ur. 1863 był specjalistą od literatury staropolskiej i wydał sporo tytułów m.in w pierwszej dekadzie XX w. W roku 1929 miał lat 66 i był autorytetem w swojej dziedzinie. Zmarł w roku 1943 w Krakowie.

 

 

 

 

http://www.zawiercie.eu/kategorie/wiktor_weintraub

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool 23 sierpnia 2017 14:46
24 sierpnia 2017 00:34

No, Panie Batacool...

... czuje, ze jedna "lamiglowka literacka" szczesliwie - z boza pomoca i uprzejmoscia Pani Pink Panther'y - nam "sie rozwiazala"... chyba juz wiemy z czego wynikala ta brawura i nonszalancja mlodego 22-letniego mgr Weintrauba wobec 66-letniego profesora Windakiewicza... a jednoczescie nic dziwnego, ze w wieku 23 lat magister mial juz "doktorat" w kieszeni majac za znajomego... "prowadzacego"  profesora  Stanislawa Kota rowniez z UJ'u krakowskiego.

Teraz nie dziwi zarzut i oburzenie zawarte w recenzji  mlodego Weintrauba na profesora Windakiewicza, ze ten... "szuka tylko w utworach poety przede wszystkim danych do zrekonstruowania jego biografii... i szuka ich zaciekle"  !!!

To oburzenie i zarzut - to  cymes !!!  

zaloguj się by móc komentować


Paris @betacool 24 sierpnia 2017 09:24
24 sierpnia 2017 12:38

Bardzo ciekawe wspomnienia...

... rzeczywiscie trzeba sie zgodzic z autorka tych wspomnien pomieszczonych w "Pamietniku literackim", ze Weintraub byl wieeelce "fortunnym"... po prostu... "szczesciarz"...

... no i ten watek z "wykupem Kodeksu supraskiego"... skradzionego podczas zawieruchy wojennej... na Harvardzie z udzialem Weintrauba - tez ciekawy... i kojarzy mi sie z Estreicherem albo innymi "skoczogonkami" co to "zjadaja" rozne akty erekcyjne !!!

Co do ostatniego zdania... tez uwazam, ze postrzeganie, ze... "klucz do wielu renesansowych zagadek tkwi w archiwach Krolewca" - jest sluszne.

No i wcale nie uwazam, ze profesor Windakiewicz byl jakis "zdziwaczaly"... co to, to napewno nie.  Nie znam jego dorobku naukowego... ale zdziwaczaly napewno nie byl... wprost przeciwnie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Paris 24 sierpnia 2017 12:38
24 sierpnia 2017 22:39

Dla mnie to duży szok, że na przedwojennym uniwersytecie mogły się zdarzyć podobne wysoki. Nie chce mi się wierzyć, żeby profesor Kot nie maczał palców w powstaniu tego artykułu...

Potem kariera Weintrauba wcale nie wyhamowuje, tylko nabiera przyśpieszenia. Stypendium francuskie, Wiadomości Literackie. Same uśmiechy Fortuny...

 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool 24 sierpnia 2017 22:39
24 sierpnia 2017 23:08

Tak, tak...

... tez mysle, ze "mieszal" w tym profesor Kot... stad ta brawura w kontrze do starego Windakiewicza... no i dalsza kariera bardzo szczesliwa... inaczej nie moze byc. 

Wychodzi jednak na to, ze "wyskoki" tez byly... gdzies juz bylo o Kocie napisane, ze  lubowal sie w  i intrygach... zawisc, zazdrosc, rywalizacja... chec bycia ciagle na swieczniku.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Paris 24 sierpnia 2017 23:08
24 sierpnia 2017 23:39

Toyah dziś napisał o tym kretyńskim filmie.

Mechanizm w sumie byłby podobny. Walnąć jak najmocniej, a potem różni dobroczyńcy sami się pojawią....

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Paris 22 sierpnia 2017 18:36
25 sierpnia 2017 11:57

A Milewskiego 70 lat wspomnień doczytała pani do końca? Bo ja tak. Zbieram się do tej pory. Napiszę ale w przyszłym tygodniu. 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @chlor 21 sierpnia 2017 15:14
25 sierpnia 2017 17:11

Chlorze, przestań proszę...znany filut...

zaloguj się by móc komentować

Paris @betacool 24 sierpnia 2017 23:39
25 sierpnia 2017 19:09

Tak... podobny mechanizm pasowalby i tutaj...

... ale sklaniam sie ku temu, ze jednak Kot "prowadzil" Weintrauba... ten Kujbyszew, potem Francja, potem Anglia... a on profesor Kot ciagle "w poblizu"... ciagle ten Weintraub na niego sie "napatacza".

zaloguj się by móc komentować

Paris @Magazynier 25 sierpnia 2017 11:57
25 sierpnia 2017 19:18

Jeszcze nie czytalam...

... wszystkie ksiazki czekaja na mnie w Polsce.  Siostra nie przysyla mi ich do Francji bo przesylka to prawie polowa wartosci ksiazek, wiec mija sie to absolutnie z celem... ale wiem, ze ja tez bede "sie zbierac" po ich lekturze... niemniej jednak pragne bardzo je przeczytac "wlasnymi oczami"...

... i wobec tego czekam na Pana wpis i Pana wrazenia po przeczytaniu... i zeby nie wiem jak byly dolujace, to wiem, ze trzeba je przeczytac, trzeba wiedziec... bo tylko prawda nas wyzwoli  !!!... nawet ta najgorsza  !!!

zaloguj się by móc komentować

kazef @betacool
28 stycznia 2020 10:53

Warto byłoby zajrzeć do książki "Zawsze byłem Żydem dla Polaków i Polakiem dla Żydów": listy Marka Wajsbluma do Stanisława Kota z lat 1927-1961, Nakł. Biblioteki Jagiellońskiej, Kraków 1996.

Tam się kilka razy pojawia uczeń i ulubieniec prof. Kota, np.: "Weintraub wpadł ostatnio na genialną myśl; bym się starał o [s]padek po ... Rosem!" (s. 75).

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować