-

betacool

Kroniki zapowiadanych śmierci. Ku pamięci ofiar wszelkich niecnot.

makulektura.pl

Makulektura nr 20 i nr 21

 

Kroniki zapowiadanych śmierci. Ku pamięci ofiar wszelkich niecnot.

 

Gabriel Garcia Marquez: Kronika zapowiedzianej śmierci.

Józef Piłsudski: Wspomnienia o Gabrjelu Narutowiczu (wyd. Warszawa 1923).

 

 

Tak się jakoś dziwnie poskładało, że zsumowane słowa „Gabriel”, które raz po raz pojawią się w tym tekście będą stanowić wartość o potędze zdecydowanie nieujemnej. Jeśli jednak ktoś chce koniecznie poczytać o potęgach ze znakiem minus, to musi opuścić ten wpis, zerknąć nieco w lewo i dostanie czego chciał. Mamy tu w Szkole Nawigatorów pełen asortyment potęgowania.

Dodam tylko, że moim zdaniem nie powinniśmy zapominać o tym, że nauka w szkole to nie tylko to, co chłonęliśmy w salach lekcyjnych, ale także to, czego nauczyły nas korytarze i boiska podczas przerw. Tyle tytułem dygresji i małej reklamy wpisu Pana Marka.

 

Teraz chyba wypada krótko wyjaśnić, skąd tutaj wzięło takie nasycenie imieniem Gabriel.

Otóż jakiś czas temu w poszukiwaniu tekstów o dość niezwykłych moim zdaniem losach Narutowicza, sięgnąłem po książeczkę, która ukazała się w 1923 roku, a potem już nigdy nie była wznowiona.

Przypadek o tyle dziwny, że autorem tego dziełka jest nie kto inny jak Józef Piłsudski. Drugi dziw jest taki, że książka traktuje o pierwszym prezydencie drugiej RP, czyli także o osobie ważnej. Jakieś niezwykłe zawirowania sprawiły jednak, że dzieło autorstwa ważnego rodaka, który napisał wspomnienia o innym ważnym rodaku, od prawie stu lat wydawcy uznają za sprawę jest na tyle nieważną, że nie ma co do niej wracać.

Tak się dobrze składa, że większość gromadzących się tu osób ma kompletnie pozamieniane bieguny ważności i nieważności i chętnie włazi podczas swoich intelektualnych wycieczek w rejony oznaczone żółto-czarną taśmą i tablicą: „Nie wchodzić. Strefa braku ważności”. Ja także uwielbiam czasami wetknąć nos poza taśmę, a tu - tak jak w dobrym kryminale - pełno śladów nie zabezpieczonych przez kiepskich gliniarzy.

Tak było i tym razem. Po ledwie kilkunastu stronach lektury prozy wspomnieniowej Piłsudskiego, przypomniała mi się czytana dawno temu, nieobszerna opowieść Marqueza – „Kronika zapowiedzianej śmierci”.

Dlaczego akurat ta historia?

Dlatego, że opowiada ona o zabójstwie pewnego człowieka, który zginął, choć z wielu powodów zginąć nie powinien. Zdarzyło się bowiem tak, że w noc poślubną pewna dama, a może raczej panienka, okrutnie rozczarowała swego dopiero co zaprzysiężonego męża. Okazało się, że jest ona zwykła niecnotą, bowiem nie doniosła do małżeńskiego łoża skarbu swego dziewictwa. Małżonek będąc w stanie najwyższego wzburzenia odstawił ją do mamy i wyjechał w siną dal. Mama wpadła w złość. Podczas kłótni i rodzinnych lamentów świeżo upieczona, a już opuszczona małżonka zdradziła imię sprawcy ewidentnej niezręczności, a bracia kierując się imperatywem honorowej zemsty udali się do miasteczka, by przywrócić honor rodzinie.

Idąc ulicami miasteczka bracia bliźniacy zaglądali to tu, to tam i rozpowiadali, że idą zabić drania, który zafundował ich siostrze stan permanentnej niecnoty.

Prawie całe miasteczko wiedziało, co mają zamiar uczynić.

Co ciekawe, braciom najprawdopodobniej zależało na rozgłosie, bo chyba nie do końca chciało im się tego poszukiwanego nieszczęśnika zabijać. Bardzo głośno oznajmiając konieczność swej dramatycznej powinności, bardzo po cichu liczyli, że Santiago Nasar zostanie przez kogoś ostrzeżony.

Cała seria zdarzeń i ludzkich zaniechań spowodowała, że nikt go jednak nie uprzedził przed nadciągającą parą nieszczęść, więc zginął od ciosów zadanych nożami. Chyba warto nadmienić, że wiele wskazuje na to, że Santiago wcale nie był rzeczywistym sprawcą utraty dziewictwa, a przynajmniej, to nie tej konkretnej damy… pardon – panienki. Santiago stał się w ten sposób ofiarą bardzo szeroko pojętej niecnoty i ofiarą zupełnie nie swoich przewinień.

Tą mini powieść Marqueza otwiera zdanie, które powiada, że Santiago w dniu, w którym miał być zabity wstał o piątej trzydzieści, a zamyka zdanie, które informuje, że wszedł przez drzwi otwarte o godzinie szóstej i padł...

Co to ma wspólnego z Gabrielem Narutowiczem?

Podobieństw jest dużo i zaraz tu sobie o nich opowiemy. Na pewno tym, co różni prezydenta od Santiago Nasara jest fakt, że Nasar, o tym że ktoś chce go zabić, do samego swego marnego końca zupełnie nic nie wiedział. Narutowicz zdawał sobie z tego sprawę.

Ewidentnym natomiast podobieństwem jest to, że w miasteczku, w którym urzędowali Narutowicz i Piłsudski prawie wszyscy wiedzieli co się nieświętego święci, tyle że miasteczko było zdecydowanie większe, a cała akcja nie rozegrała się tak błyskawicznie jak u Marqueza. Czasu i osób, które mogły nieszczęściu Narutowicza zaradzić, było więc zdecydowanie więcej.

W poprzednim wpisie zasygnalizowałem, że z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że Gabriel Narutowicz, który odrzucił kilka ofert powrotu do Polski, wrócił do kraju z powodu kobiety, którą kochał. Ofertą, której nie był w stanie odrzucić, było objęcie ministerstwa robót publicznych, w którego murach zatrudniono jako bibliotekarkę jego dawną miłość, która była jednocześnie siostrą umarłej żony Narutowicza. Ową panią była – Józefa Krzyżanowska – Kodis - świeża wdowa, o poglądach wielce postępowych ale nie na tyle, by przyjąć kilkukrotne oświadczyny Gabriela. Spotkałem się z taką uwagą (poczynioną przez kobietę), że Józefa pozostała wierna swojej pierwszej jedynej miłości. Ja nie jestem tego taki pewien. Odrzucenie awansów ze strony ministra i osoby błyskawicznie pnącej się po szczeblach władzy, można tłumaczyć brakami uczucia. Ja bym jednak raczej obstawiał opcję, że bibliotekarka była na tyle dobrze poinformowana, by uczuciem nie zapłonąć.

Narutowicz zorientował się bardzo szybko w co się wpakował. Podległe mu ministerstwo zmagało się bowiem z chronicznym brakiem pieniędzy. Biura resortu liczyły 25 oddziałów i zatrudniały 3700 urzędników. Piłsudski w swych wspomnieniach pisze o tym tak:

„I wtedy nagle dowiedziałem się o jednej poważnej batalji, (pisownia oryginalna) wygranej prawie całkowicie przez tak nieznaczący resort, jak roboty publiczne. Dowiedziałem się wtedy, że p. Narutowicz postawił spokojnie sprawę tak, jak należało ją stawiać. Zaproponował on zniesienie Ministerstwa robót publicznych, jako niepotrzebnego, z chwilą, gdy fundusze, które ma w swojej dyspozycji, ledwie wystarczają na utrzymanie urzędników, bez dania jakiegokolwiek ekwiwalentu państwu w postaci pracy, związanej z celem i przeznaczeniem swego ministerjum. Batalja została wygrana, gdyż 9 miljardów, (o ile sobie przypominam chodziło o podobną sumę,) zostało przyznane ze względów personalnych dla zatrzymania istnienia ministra i jego urzędników ".

Narutowicz wygrał, a Marszałek twierdzi, że „obiło się to o jego uszy”, gdyż zazwyczaj takie zwycięstwo oznaczało ubytek w budżecie wojskowym, którym zajmował się... Piłsudski.

Dość wstrząsający to obrazek, czyż nie? Ministerstwo robót, w którym pracują za publiczne pieniądze wyłącznie zatrudnione tam biurwy i koledzy królika i „przerabiają” w ministerialnym gmaszysku CAŁY!!! budżet robót publicznych, do ostatniego grosza, do samiutkiego spodu. Brakuje pieniędzy, by płacić im pensje.

Do tego Naczelnik Piłsudski dowiadujący się nagle o fakcie, który za chwilę tylko ledwie „obija się o jego uszy”, choć zahacza potężnie o jego budżet.

Narutowicz chciał coś zmienić. Tak mówił do swoich podwładnych (chyba wybranych, bo zebranie z całym personelem musiałby przeprowadzić na sporym placu lub stadionie):

„Przyszedłem do panów, aby uczciwie pracować. Materiały, z którymi się zapoznałem, wystarczyłyby w innym kraju do natychmiastowego rozwiązania tego ministerstwa. W naszych warunkach nie zostanie ono rozwiązane, ale musi zacząć dobrze pracować. Wszyscy, którzy traktują swoje tutaj posady jako źródło osobistych korzyści czy teren wypoczynkowy, będą musieli je opuścić. Cele, które mogę realizować, wymagają zespołu o połowę mniejszego, ale za to takiego, na który mogę zawsze liczyć”.

Narutowicz rozpoczął zmiany. Ograniczył personel do 2800 osób (daleko było do założonej połowy), zyskując przy okazji wielu ustosunkowanych wrogów.

Cóż można zrobić z gościem, który przejmuje się swoją rolą w instytucji, która dysponuje masą etatów i rosnącym budżetem. Tak, tak - trzeba go przenieść na inny ważny, acz nie tak potężny ekonomicznie i kadrowo front. Narutowicz szybko awansował na… ministra spraw zagranicznych.

Opowieść jak zwykle nam się rozrasta, więc tu na chwilę przystaniemy.

Wspomniane książki jak zwykle pod linkiem, choć ostrzegam, że broszurka autorstwa Piłsudskiego jest w stanie przypominającym Narutowicza przed zamachem, czyli jest dość mocno sponiewierana.

http://allegro.pl/uzytkownik/makulekturapl?order=m

Książeczka ma stemple biblioteki Mazowieckiej Wyższej Szkoły Humanistycznej w Łowiczu, która z tego co się orientuję chyba również nie przeżyła, tyle że zupełnie innej transformacji.

Co do książeczki Marqueza, to ewidentnym smaczkiem jest reklama Centralnego Biura Maklerskiego Banku Pekao s.a. na wewnętrznej stronie tylnej okładki. Otóż  maklerzy z 1991 roku (data wydania) reklamowali swą fachowość, solidność, bezpieczeństwo i dyskrecję w dziele, zapowiadającym czyjś niechybny koniec...

Przynajmniej po latach trudno im zarzucić, że nie ostrzegali…

To tyle. Zapraszam na kolejny odcinek, w którym Narutowicz zginie, ale my niezmiennie będziemy próbować zajrzeć w miejsca pozabezpieczane taśmą.



tagi: narutowicz marquez piłsudski 

betacool
3 listopada 2017 14:19
36     2559    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @betacool
3 listopada 2017 16:20

Szwagier A.F. Ossendowskiego (mąż jego rodzonej siostry) był też ministrem robót publicznych w okresie 31 VII 1919 – 9 XII 1919 a pod koniec 1923 roku palnął sobie w łeb. Ciekawe, czy źródeł jego decyzji należy szukać  w tym okresie?

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 16:20
3 listopada 2017 16:30

Kiedyś się ta hydra się narodziła. 3700 urzędników, których nie mają żadnego celu prócz pobierania kasy, bo na nic innego nie starcza już pieniędzy.

Wczoraj zerknąłem do wpomnień Witosa. On tam opowiada, jak tuż po wojnie egzekwowano podatki.  To wygladało jak najazd hordy tatarskiej, wszystko po to, by gdziś tam w stolicy całe tysiące mogły pierdzieć w stołki i nazywać to publiczną robotą.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 16:20
3 listopada 2017 16:54

Na żadną informację o śmierci samobójczej szwagra Ossendowskiego na razie nie trafiłem.

Samobójstwo popełnił  w 1932 r. brat Narutowicza. Potencjalnych powodów cała lista. Od polityki, po kłopoty rodzinne i zdrowie.

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 3 listopada 2017 16:30
3 listopada 2017 17:03

Bo to były roboty publiczne dla hordy urzędników. Ministerstwo mieściło się na rogu ulicy Kredytowej 9 i placu Dąbrowskiego 8 w tzw. kamienicy Goldstanda, zbudowanej w latach 1912-1916.   

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 3 listopada 2017 16:54
3 listopada 2017 17:05

jak wejdzie Panu coś pod oczy w tym temacie, to proszę dać znać.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 17:05
3 listopada 2017 17:11

Będę pamiętał.

A zdjęcie cudne. Właśnie tak sobie wyobrażam rakiety to wysyłania urzędnkiów w kosmos.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 3 listopada 2017 17:11
3 listopada 2017 17:19

Ten gmach dziś jest o połowę mniejszy. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie upchnęli te 3700 ludzi? Jednak gmach odpowiedni był. Być może część pracowała w terenie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 17:19
3 listopada 2017 17:50

A może już wtedy "pracowali" w systemie "home office" jak nabardziej publicznie oczywiście.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @betacool
3 listopada 2017 17:58

Jakiż popularny znak w emblemacie wydawnictwa... Teraz też działa wydawnictwo, które ma okultyzm, ale już nie w emblemacie, ale w nazwie.

Ta reklama Pekao to rzeczywiście mistrzostwo :) "Kronika niezapowiedzianej śmierci" i reklama kończąca się tekstem: "życzymy udanych transakcji!" :)
Powinni tą książkę rozdawać przy udzielaniu kredytów.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @betacool
3 listopada 2017 18:03

...Biura resortu liczyły 25 oddziałów i zatrudniały 3700 urzędników. 

Ta liczba oddziałów 25 [możliwe do sprawdzenia] oraz 3,7 tys. [chyba nie można sprawdzić] to raczej znaki dające do zrozumienia, kto tym zarządzał. 

Szczęśliwe numerki wolnych mularzy w państwie polskim.

Wodogłowie republikańskie u władzy ;).

zaloguj się by móc komentować


betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 18:17
3 listopada 2017 18:48

To ciekawe rozwinięcie. Pan inżynier momentami próbuje ucieczki do przodu i wyrwania budów wojskowych spod opieki armii.

W końcu chyba armii nic nie wyrwali, ale działali aż do wybuchu wojny.

zaloguj się by móc komentować

betacool @saturn-9 3 listopada 2017 18:03
3 listopada 2017 18:48

A jakie jeszcze te szczęśliwe numerki były?

zaloguj się by móc komentować

betacool @valser 3 listopada 2017 18:24
3 listopada 2017 18:51

Będzie hucznie i buńczucznie. Ciekawe, czy w ministerstwie Glińskiego utworzyli już do tego specjalny departament.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 3 listopada 2017 18:48
3 listopada 2017 19:12

no działali, ciekawe, czy z takim samym etatem przez te wszystkie lata

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 19:12
3 listopada 2017 19:48

Do tego jeszcze nie dotarłem, ale czasmi jak człowiek zaczyna jakiś temat drążyć, to tyle drzwi nagle się otwiera, że nie wiadomo dokąd zmierzać. Idę wtedy wytyczoną wcześniej ścieżką, a kolejne boczne wątki muszą czekać. 

Żona powiada, że czyste biurko jest oznaką chorego rozumu, więc chyba jednak jestem zdrowy.

To labirynt do trzech ostatnich wpisów i dwóch kolejnych.

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 3 listopada 2017 19:48
3 listopada 2017 21:23

super, twórczy nieład, ja też tak mam

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
3 listopada 2017 21:41

Dobrze, że już wszyscy wiedzą, że biurka nie wolno sprzątać.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @betacool 3 listopada 2017 18:48
3 listopada 2017 22:04

A jakie jeszcze te szczęśliwe numerki były?

Klepane i zaklepane...

Ale przy okazji przyjrzyjmy się takiemu tworowi: 11.11. 

o kurcze!!!!  No tak, w 19 lat po fakcie ogłosić dniem święta narodowego to żaden wyczyn bowiem we właściwym rytmie podjęty. A dzień ustawy, 23. kwietnia 1937, też fajowy. No nie można przecie głupiemu przypadkowi takie poważne historie pozostawić!

Ale kto był ojcem chrzestnym, znaczy się pomysłodawcą? Zapewne kum, brat co to z nie jednego... No i chwała mu za to bowiem mamy świadectwo, że właściwe liczby przy państwie polskim stały! 

No ale po kie licho mocowano się z koniunkturą wredną i z szabelkami na te pancerne rowery  ? 

o kurcze!!!!  1.9.1939 data też osobliwa! Sicher GröFaZ w ciemie nie bity i też się u swoich magów nazapożyczał ... 

Ale to już przecie 'przezwyciężona przeszłość '. Dzięki więc nieśmy, starszym i mądrzejszym, za wykładnie wszelakie...

zaloguj się by móc komentować

betacool @saturn-9 3 listopada 2017 22:04
3 listopada 2017 22:57

Może nie powinienem się tym faktem za bardzo martwić, ale nadal nie czuję się zanadto oświecony.

zaloguj się by móc komentować

marek-natusiewicz @valser 3 listopada 2017 18:24
4 listopada 2017 09:09

Bo to nie myśmy odzyskali, tylko nam odzyskano. Co prawda "dobrodzieje" planowali w nieco mniejszym rozmiarze" terytorialnym, ale "im" sie "wymskło" spod kontroli. "Dobrodzieje" korygowali w 1945... ale znów im się "wymskło", bo Stalin postawił na swoim... Tak to jest z planami!

zaloguj się by móc komentować

betacool @marek-natusiewicz 4 listopada 2017 09:09
4 listopada 2017 09:51

Był nawet jeden dobrodziej,  który majstrował przy odzyskaniu niepodległości przez Serbołużyczan przy wyraźnym wsparciu Czech. Ale angielskiego lotniskowca w środku Europy nikt nie chciał. Tym pomysłem Niemcy się tak wystraszyły i chyba boją do dziś,  bo niedługo po Serbołużyczanach zostaną tylko NRD-owskie znaczki pocztowe.

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @betacool
4 listopada 2017 10:05

mnie od pewnego czasu intryguje taka oto zagadka. Prezydent Naruszewicz naprezydentowal się bodaj przez tydzień, czyli nawet nie zdążył zająć miejsca za biurkiem prezydenckim, po czym dał sie zastrzelić. Z tego tytulu ma w w centralnym rejonie Warszawy wielki plac swojego imienia wytyczony tuz po śmierci ww. a takze  okazały, wyeksponowany cokół ze swoim  popiersiem .

Inny prezydent Polski o nieporównanie dłuższej kadencji niz G. Narutowicz,  i dodatkowo  jeszcze także pełnokadencyjny prezydent Warszawy, którego uśmiercono wraz z licznymi innymi dygnitarzami państwowymi
najprawdopodobniej w zaaranżowanym, także od wewnątrz zamachu stanu, od lat nie może doczekać się placu czy pomnika w Warszawie. Czy może trafniej w Parszawie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @stanislaw-orda 4 listopada 2017 10:05
4 listopada 2017 11:28

Zdjęcie z odsłonięcia pomnika Narutowicza zamieszczę w kolejnym wpisie.

Wiele mówi.

zaloguj się by móc komentować

Aquilamagna @betacool 3 listopada 2017 22:57
4 listopada 2017 14:25

Bo Saturnowi wszystko się kojarzy...

zaloguj się by móc komentować

marek-natusiewicz @betacool 4 listopada 2017 09:51
4 listopada 2017 15:24

Myślę, że jest Pan w błędzie. Jak tak dalej będzie rozwijać się sytuacja, to wszyscy Ossi bedą chciec być Serbołużycznanami i jako tacy bedą chcieli być Polakami. Alternatywą dla nich bedzie wóczas islam...

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @stanislaw-orda 4 listopada 2017 10:05
4 listopada 2017 15:35

No, ale wówczas nie było Pałacu Kultury i Nauki im. Stalina

zaloguj się by móc komentować

betacool @marek-natusiewicz 4 listopada 2017 15:24
4 listopada 2017 16:18

Część z nich na pewno będzie chciała jakoś od tego islamu uciec. Pytanie, czy będą mieli jeszcze jakieś otwarte drzwi. Na razie wszystkie kolejne są ryglowane i zastawiane szafami.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Aquilamagna 4 listopada 2017 14:25
4 listopada 2017 16:20

Na tyle oświecony, by to zauważyć, to ja jednak jestem.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @betacool 3 listopada 2017 21:41
4 listopada 2017 17:11

Pan, Betacoolu, to umi czymać w napięciu :) Niniejszym ogłaszam Pana mistrzem suspensu, ale w odcinkach. Od czego czytelnicy cholery dostają! No, przynajmniej ja. 

Proszę Pana Betacoola, ongi moja gosposia sprzątnęła w pracowni /podczas mojej nieobecności/ martwą naturę z jakimiś owocami, którą malowałam. Bo - ukazały się jej muszki fermentuszki nad tą martwą naturą :) I jak tu było zabić własną gosposię? A czyn kwalifikował się jak najbardziej!

PS. Ta II RP coraz fajniejsza, qrczę...

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @valser 4 listopada 2017 08:15
4 listopada 2017 17:15

To była dość piramidalna kombinacja. Ale, z przeproszeniem, skuteczna. Jakby do dzisiaj skuteczna... I nikt jakoś tego nie chce badać. Zwłaszcza! przed 100. rocznicą... 

zaloguj się by móc komentować

A-Tem @ewa-rembikowska 3 listopada 2017 18:17
4 listopada 2017 18:00

Cwaniaczek, wybielający dysfunkcyjną bandę, obrabowującą pracujących Polaków. Znakomicie oddaje tę kulawą, proministerialną apologetykę nast. cytat:

 

"...rozpowszechnione [jest] w społeczeństwie przekonanie o daleko idących nadużyciach w tem Ministerstwie [Robót Publicznych]. 
N i e przeczę, że zwłaszcza w początkowym okresie tworzenia Ministerstwa , w okresie bezkrytycznego kompletowania i powiększania personalu Ministerstwa, znalazły się w tem gronie jednostki nieuczciwe, ale pod tym względem Ministerstwo to niestety nie było wyjątkiem, a ilość wypadków nieuczciwości, która doszła do wiadomości władzy, nie jest większą, niż w innych działach służby państwowej. Przesadna opinja w tym kierunku pochodzi najpierw stąd, że M . R . P . wypadków takich nie kryło i ścigało je przeważnie głośnymi procesami sądowymi, a powtóre z opinji, jaką wyrobiła temu Ministerstwu, Najwyższa Izba Kontrol i wśród ciał ustawodawczych. Tymczasem od jednego z posłów, członków ścisłej podkomisji sejmowej dla zbadania zarzutów N . I . K . słyszałem opinję, że zarzuty stawiania Ministerstwu można nazwać nieznacznemi wobec gospodarki sprawdzonej przez Komisję w innych resortach..."

 

Cwaniaczek... Jawne, wykryte oszustwa nazywa gospodarką. W swej argumentacji pokazuje na innych - o, ci-to dopiero kradną! Po trzecie, emabluje wykształceniem MRP-owców, jakby miało ono świecić blaskiem urzędniczego intelektu nad Warszawą (sprawa wykształciuchów znalazła się poza pow. cytatem).

 

Nonstop zawodzi nasz cwaniaczek, jakie to pożyteczne tytany pracy socjalistycznej opanowały MRP. Gdyby zlikwidować MRP, padnie Polska i pół Europy, bo międzynarodowe implikacje ew. likwidacji tego kłębowiska pijawek cwany autor między wiersze powplatał. Co za przewrotna pochwała złodziejstwa "w mocy prawa" przed nami leży...

 

Nie do wiary. Świętowanie stu lat takiego złodziejstwa, przez złodziei i paserów — oto, co oczekuje Warszawę około 11.11.

zaloguj się by móc komentować

A-Tem @betacool 3 listopada 2017 19:48
4 listopada 2017 18:06

Dokładnie tak samo u mnie na stole wygląda.

zaloguj się by móc komentować


Kuldahrus @Kuldahrus 3 listopada 2017 17:58
4 listopada 2017 18:29

Oczywiście miało być ZAPOWIEDZIANEJ.

zaloguj się by móc komentować

betacool @KOSSOBOR 4 listopada 2017 17:11
5 listopada 2017 00:36

Nad moją martwą naturą mole książkowe się pojawiają. To zwiększa ryzyko, że ktoś jednak posprząta.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować