-

betacool

Syf, kiła i mogiła – rzecz o deformowaniu prawdy

Syf, kiła i mogiła – rzecz o deformowaniu prawdy

Edward Mierzwa, Anglia a Polska w epoce Jana III Sobieskiego, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1988, nakład 2000 egz., 350 stron.

 

Na stronie 124 książki p.t. „Anglia a Polska w epoce Jana III Sobieskiego” Edward Mierzwa streszczając wyniki kwerendy
w wyspiarskich bibliotekach zauważył, że w wydanym w 1656 roku przez Johna Godbury’ego druku „Coelestis Legatus” znalazły się między innymi przepowiednie dla Polski na lata 1656-1700. Głosiły one, że w roku 1660 Polacy utracą ląd i morze, w 1668 wybuchnie wielkie niezadowolenie, w 1682 Turcy wkroczą na europejskie terytoria i zostaną pobici, a w roku 1686 Litwa ma doznać okropnego uszczerbku. Edward Mierzwa skwitował to jednym zdaniem, że zastanawiająca jest niewiarygodna wręcz trafność tych przepowiedni.
Z mojego krótkiego dochodzenia wynika, że  Edward Mierzwa podał nieco przeinaczoną wersję nazwiska błyskotliwego wróżbity (w sieci odnajdziecie wpisy dotyczące Johna Gadbury). 
Nie był to jedyny przypadek angielskich proroctw dotyczących przyszłości Rzeczpospolitej.

W rok po triumfie wiedeńskim (1684) w Anglii ukazała się nowa porcja przepowiedni stwierdzająca, że „zaistniały sprzyjające układy planet dla unormowania stosunków sąsiedzkich i zawarcia przyjaznych związków, m.in. dla Anglii, Francji, Niemiec, Polski, Palestyny, Syrii, Burgundii”. Nie jestem pewien, czy któryś z tych hipotetycznych aliansów doszedł wtedy do skutku, ale widocznie angielscy astrologowie musieli wyczytać z gwiazd, że dla kontynuacji sojuszu Rzeczpospolitej z dajmy na to Leopoldem I, czyli cesarskim Habsburgiem, odpowiedniego astralnego klimatu nie ma. 

Sądząc po innych zdarzeniach, które nosiły w sobie zalążki „przepowiedni”, z upływem kolejnych lat liczonych do wiedeńskiej wiktorii nad głową Jana III Sobieskiego zbierały się coraz cięższe czarne chmury, o czym zdaniem Edwarda Mierzwy przynajmniej ze dwa razy życzliwie informowali angielscy kurierzy:

„21 marca 1696 r. kurier z Brukseli przywiózł wiadomość, że król Polski zmarł, była to oczywiście już druga błędna informacja, która dotarła do Anglii o śmierci króla. Sobieski zmarł 17.06.1696 r.”.

Trudno określić, czy taką wieść należy uznać za wróżbę trafną. W sumie był to sygnał fałszywy ale tylko odrobinę, bowiem już trzy miesiące później wszystkie fakty się zgadzały. Może zatem należałoby uznać te dwie informacje za rzetelne choć nieco przedwczesne. Oczytani Nawigatorzy podobne przypadki już znają, ot choćby z trzeciego tomu „Socjalizmu i śmierci”, który opowiada także o tym, że wieść o śmierci prezydenta Narutowicza wyjechała pociągiem w kierunku Śląska na kilka godzin przed dokonanym na niego zamachem. „Kroniki zapowiedzianych śmierci” nie są zatem w historii politycznej niczym nadzwyczajnym. 

O ile anonse angielskich kurierów próbowały umiejscowić śmierć polskiego króla na osi czasu, o tyle nie wspominały o przyczynach jego śmierci. Prawdopodobnie działo się to ze względów czysto praktycznych, bowiem w roku 1696 Jan III Sobieski młody już nie był (67 lat), a na dodatek cierpiał od wielu chorób, więc jego odejście nie powinno budzić żadnych kontrowersji, bez względu na okoliczności, które jego śmierci mogły towarzyszyć.

Ja, jak zwykle wiedziony nieposkromioną ciekawością i doświadczeniem, na które złożyły się lektury opisów ostatnich chwil Bony, Stefana Batorego, czy Władysława IV, postanowiłem, że owym przedśmiertelnym okolicznościom króla Jana, przyjrzę się nieco bliżej. 

Dworzanin Kazimierz Sarnecki napisał, że schorowany król w swym dniu ostatnim zorientował się podczas spaceru po ogrodzie, że nie czuje zapachu ulubionych kwiatów, co miało go zupełnie załamać. Król zmarł o ósmej wieczorem „zemdlawszy, ponieważ się już była przybliżała puchlina do serca”. Ten ckliwy obrazek nie za bardzo koresponduje z opisem dużo późniejszym, który powstał niemal 100 lat później, a którego autorem był Francois abbe Coyer. W 1762 roku wydał on biografię Jana Sobieskiego. Powstała ona w oparciu o przesłane mu  zapiski świadka ostatnich chwil króla Jana – biskupa Załuskiego. Oto fragment dotyczący ostatnich chwil króla Jana:

„Doktor Jonas dał mu lekarstwo, i może mocniejsze jak należało, czując chory gwałtowność lekarstwa, zawołał : „i niktże się nie zemści śmierci mojej?” zadrżał żyd na te słowa, nie tylko lękając się o siebie, ale i o swoich braci, wiedząc doskonale, że się chętnie chwycą tego pozoru, żeby z niego ofiarę uczynić śmierci”.

Jak widzimy relacje mocno się różnią, bowiem zamiast kwiatów, których zapachu monarcha nie czuł, mamy jakieś mocne lekarstwo podane przez żyda Jonasa, którego moc działania król jak najbardziej poczuł, i wcale nie omdlawszy, głośno dopominał się pomsty na medyku. Skoro scenariusze dotyczące ostatnich chwil Jana III Sobieskiego się tak bardzo różnią, to zerknijmy jeszcze na to, co o śmierci władcy mówi wikipedia. Zamiast bezwonnego kwietnego bukietu, mamy tu pęk ewentualnych przyczyn, które mogły wyprawić króla Jana na tamten świat. Przytoczę ten fragment w całości, bo moim zdaniem ewidentnie na to zasługuje:

„Pod koniec swojego życia król był już mocno schorowany. Cierpiał między innymi na otyłość, dnę moczanową, kamicę nerkową, nadciśnienie i zapalenie zatok oraz przywleczony z Francji syfilis. Stosowana na tę ostatnią chorobę kuracja rtęciowa doprowadziła do uszkodzenia nerek.[potrzebny przypis].

Według Andrzeja Chryzostoma Załuskiego śmierć władcy spowodowało podanie nadmiernej ilości rtęci przez królewskiego lekarza żydowskiego Jonasa.

Jan III Sobieski zmarł w Wilanowie 17 czerwca 1696. Przyczyną był atak serca, po długotrwałej chorobie”.

Jak widzimy, tak jak w pewnym starym teleturnieju, mamy do wyboru aż trzy bramki, którymi król mógł potencjalnie odejść do wieczności. Pierwsza (wymagająca przypisu) bramka mówi o uszkodzeniu nerek, druga o podaniu nadmiernej ilości rtęci przez lekarza Jonasa. Trzecia (i o dziwo nie wymagająca przypisu) jest ta stwierdzająca atak serca. Czego byśmy nie powiedzieli o metodologii stosowanej przez wikipedię, musimy dojść do wniosku, że król Jan w obliczu takiej ilości dybiących na niego ciężkich przypadłości, za długo pożyć nie mógł. Widocznie do podobnych wniosków przed wiekami doszli również docierający do Londynu kurierzy, którzy obstawiali jego nieco rychlejszy zgon.

Przyznam, że być może po raz pierwszy w życiu dopomogę wikipedycznym redaktorom, gdyż z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że odnalazłem źródło do przypisu, dotyczącego dręczących króla Jana chorób, rtęci, która uszkodziła mu nerki i syfilisu, i ataku serca. Wszystkie te wątki poruszył w swoim artykule z 2017 roku izraelski naukowiec Isak Gath. Żeby było ciekawiej pan Gath jest zatrudniony w Departamencie Inżynierii Biomedycznej Izraelskiego Instytutu Technologii, a w krąg jego zainteresowań, oprócz zagadnień związanych z rozwojem wysokich technologii, wchodzi również historia XVII wieku. Rzeczony artykuł nosi tytuł: „Deformowanie prawdy medyczno-historycznej o chorobie i śmierci króla Polski Jana III Sobieskiego”.

W trakcie lektury tej publikacji możemy stwierdzić, że Isak Gath jest wybitnym specem od chorób wenerycznych. Przyznam, że prezentowany przez niego w tej dziedzinie poziom wiedzy, budzi respekt. Jego wzywód można streścić tytułowymi i mało eleganckimi słowami: „syf, kiła i mogiła”. Opowieść chronologiczno-medyczna ułożyłaby się mniej więcej tak, że król Jan zaraził się „francą” od Marysieńki, był leczony preparatami rtęciowymi, co może i pomagało w walce z krętkiem bladym, ale przy okazji do bladości - tyle, że trupiej - naszego władcę przywiodło. Gdy Isak Gath już przez te kręte syfilityczne meandry przebrnął, to nie omieszkał dojść do jednej i prostej konkluzji, że polscy historycy stosowali autocenzurę i wybielali historię, bowiem ignorowali świadomie bądź nieświadomie oczywiste prawdopodobieństwo, że król cierpiał i zmarł na kiłę. Owe historyczne przemilczenia podobno wynikały z bezkrytycznego podziwu naukowców dla polskiego monarchy. Zbulwersowany izraelski naukowiec podsumował to tak:

„zaprzeczenie i cenzurowanie faktu, że choroby Jana Sobieskiego w ostatnich latach życia i przyczyna jego śmierci były rezultatem kiły nadal są kontynuowane” (s.75).

Prawda, że wstrząsające są te odkryte przez Gatha myślozbrodnie polskich historyków!

Być może nieudolnie, ale postaram się ich jednak na różne sposoby naszych lokalsów usprawiedliwić. Po pierwsze przez dziesiątki, jeśli nie setki lat ludzie opisujący historię czynili starania, by snuć swe narracje bez opowiadania o pryszczach na skórze. Zauważył to nawet sam Gath pisząc (s.73) o jak to zwie, „wiktoriańskiej powściągliwości” historyków w opisywaniu wstydliwych biograficznych szczegółów. Z kolei on sam uważa, że syfilis niczym krępującym nie był i być nie powinien:

„Odnośnie do kiły, choroby, która w minionych wiekach bynajmniej nie była rzadka i dotyczyła szerokich kręgów społeczeństwa, nie wyłączając ludzi władzy, religii, rodów królewskich, nie ma racjonalnego wytłumaczenia dlaczego samo zarażenie się nią miałoby w jakikolwiek sposób wpłynąć ujemnie na dokonania i wielkość bohaterów narodowych, dopóki ich sprawność fizyczna i umysłowa była bez uszczerbku”.

I to jest moim zdaniem odpowiedni moment, by zadać panu Gathowi pewne zasadnicze pytania. Otóż, skoro kiła nie wpływa ujemnie na dokonania bohaterów narodowych, to dlaczego pan Gath uznał, że wogóle warto o niej napisać i dlaczego uznaje, że omijanie tego tematu jest deformowaniem prawdy? Dlaczego nie szuka śladów rtęciowych terapii w biografiach bohaterów Izraela? Wszak taka wiadomość nie wpłynęłaby na wielkość ich dokonań. Zapytałbym też pana Gatha ile razy w swoich dziełach wielcy polscy historycy żydowskiego pochodzenia (Kraushar, Bałaban, Schiper) użyli słów „kiła” lub „syfilis”. Czy jego zdaniem oni nie wymieniając owych słów także manipulowali prawdą? Pan Gath mógłby stwierdzić, że to nie było to przedmiotem ich zainteresowania. Być może tak było, ale nie sądzę, by fakt leczenia króla rtęcią umknął ich bystremu oku i doskonale zdawali sobie sprawę co ten fakt oznaczał, gdyby bowiem był on niejednoznaczny, to powinienem zapytać jakie jeszcze przypadłości dawni żydowcy medycy zwalczali preparatami na bazie rtęci. O to mógłby być bardzo ciekawy i pouczający artykuł... Wracając do Kraushara, Bałabana, czy Schipera to myslę, że hołdowali oni „wiktoriańskiej powściągliwości” i zgodnie uznawali, że opowiadanie zawiłości historii Polski w oparciu o wytrych sporządzony z bladego krętka nie licuje z godnością uczonego.

Jeden z nielicznych (w dawnych czasach) wyjątków w tej medyczno-historycznej materii już tu kiedyś opisywałem. Oto w 1911 roku młody (bo 25-letni wówczas) student Ryszard Mienicki, ukrywając się pod pseudonimem „Rumbold z Połocka” próbował nam tłumaczyć ważny moment polskiej historii (śmierć Władysława IV) w oparciu o rzeczonego krętka. Współczesne polskie portale historyczne chętnie się na ten tekst powołują, ale żaden z nich nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, kto był jego prawdziwym autorem i dlaczego się do owego artykułu nie przyznawał. Czyżby Mienicki i jego biografowie obawiali się środowiskowych konsekwencji w związku z odważnym wyjściem poza ramy „wiktoriańskiej powściągliwości”?

Teraz (w sto lat później) pisania o przypadłościach polskich monarchów nikt się nie wstydzi. Pół biedy, gdy w 2020 przywołują artykuł Gatha „Ciekawostki historyczne”.

Niestety uczynił to także bardzo przeze mnie ceniony „Pasaż wiedzy” pilotowany przez pałac w Wilanowie. Notka umieszczona na tym portalu była streszczeniem artykułu Gatha i nieco schizofrenicznie krzyczała o przemilczanych faktach. Dlaczego schizofrenicznie?

Otóż ten sam portal jeszcze w 2008 roku umieścił tekst Hanny Widackiej „Zdrowie i niezdrowie królowej Marysieńki”. Wprawdzie artykuł mówi wprost o chorobie władczyni, a nie króla, ale na wciśnięcie klawiaturowego klawisza jest inny artykuł pani Marii z tego samego roku p.t. „Dolegliwości zdrowotne Jana III Sobieskiego”, w którym odnajdziemy taki fragment:

„Jak wielu mężczyzn owej epoki, Sobieski także cierpiał na syfilis, czego nie ukrywał, wspominając np. o nacieraniu chorych miejsc maścią rtęciową lub o dokuczliwej wysypce”.

Ja mogę zrozumieć, że pan Gath będąc wybitnym specem od prątka, nie musi być orłem w lataniu po internetowych wyszukiwarkach, ale od portalu, który zamieścił artykuły pani Widackiej oczekiwałbym, że nie będzie bredził o „przemilczanych faktach”, gdy o tych faktach sam i to wiele lat wcześniej oznajmiał.

Z polskich książek, do których Gathowi udało się dotrzeć i które zahaczają o niewygodną prawdę należy wymienić pozycję "Żony królów i władców Polski. Historia i medycyna" z 2012 roku, której autorem (podaję za „Gazetą Wyborczą”) jest „znany opolski ginekolog”. O książce Kubickiego i o innym artykule Janusza Pietrzaka Gath napisał tak:

„Jeśli przejdziemy do czasów nam współczesnych, dwa artykuły z ostatniego okresu wskazują na możliwość, że królowa na jakimś etapie życia cierpiała na kiłę. Janusz Kubicki w swojej książce „Żony królów polskich: Historia i medycyna” nie wyklucza, że Maria Kazimiera była chora na tę chorobę (…). O dodatkowej, prawdopodobnie bliższej prawdzie, możliwości, że także król był chory i zmarł na tę samą chorobę autor nie wspomina.” (s.75)

Przyznam, że rzeczonej książki nie czytałem, ale trochę się dziwię tej interpretacyjnej ostrożności Gatha, bowiem w artykule „Gazety Wyborczej” wysmażonym z powodu wydania tejże książki bez trudu można odnaleźć takie zdanie:

„Kubicki pisze też o legendarnej Marysieńce - żonie króla Jana III Sobieskiego, którego zresztą zaraziła kiłą”.

Opcje chyba są tylko dwie. Albo kłamie Gath, albo kłamie "Wyborcza". Ja tego nie rozstrzygnę. Mogę mieć tylko nadzieję, że któraś ze stron zawalczy kiedyś o swe dobre imię.

Panu Gathowi podpowiem, że stwierdzenie, że Sobieski chorował na syfilis można także odnaleźć w zachwalanej przez Onet książce Ludwika Stommy p.t. „Sławnych Polaków choroby” wydanej jeszcze 2004 roku.

Ja pewną powściągliwość w stosunku do rzetelności pracy pana Ludwika byłbym skłonny zrozumieć, bowiem od czasu, gdy napisał doktorat o wiejskim obserwatorium astronomicznym zbudowanym z drewnianych kołków, których nikt poza nim nie był w stanie odnaleźć, ciągnął się za nim pewien naukowy smrodek. Ale to chyba nie powód, by jego historyczno-syfilityczne odkrycia zupełnie (jak uczynił to Gath) przemilczeć.

Myślę, że po tym moim krótkim syfilitycznym researchu, pogląd na zarzucane przez p. Gatha „deformowanie i przemilczanie prawdy” jakoś już sobie wyrobiliśmy.

A ja nieco staromodnie, by nie rzez po wiktoriańsku, proponuję, by opuścić sferę wrzodów i pryszczy i zastanowić się jak to się mogło stać, że angielscy kurierzy donosili z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem o śmierci króla Jana i jakim cudem angielskie wydawnictwa przepowiadały tak trafnie przyszłe wydarzenia w naszym kraju.

Toć na tle starych wyspiarskich druków tak wybitny spec od geopolityki, jak Jacek Bartosiak wypada jak jakiś absolutny dyletant, bowiem w swoich prognozach dotyczących przyszłości nie jest w stanie podać ani jednej daty mających nastąpić wydarzeń.

Póki co polecam ostatnią nie opisaną przeze mnie jak dotąd część „trylogii angielskiej” autorstwa Edwarda Mierzwy:

https://allegrolokalnie.pl/oferta/e-mierzwa-anglia-a-polska-w-epoce-sobieskiego

Ciąg dalszy nastąpi...

 

 



tagi: jan iii sobieski  anglia  edward mierzwa  syfilis  jacek bartosiak  przepowiednie  ludwik stomma  isak gath 

betacool
18 września 2020 09:12
20     2521    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Andrzej-z-Gdanska @betacool
18 września 2020 09:41

Ciekawe i pokręcone życie a może nawet blade, jak nie przymierzając krętek blady, mieli królowie i autorzy ich biografii.

Stąd też, chyba, te opisy były pokrętne. Być może taka choroba miała wpływ na autorów piszących te artykuły, książki, chociaż, cytuję:

ich sprawność fizyczna i umysłowa była bez uszczerbku.

Przepowiednie jak to przepowiednie, ale ich "spisywacz" John Gadbury miał ciekawe nazwisko po "przetłumaczeniu" na polski:

Jasiu gad bury.  :))

Podsumowując można stwierdzić, że Rzeczpospolita to były "peryferia", którymi nikt się nie interesował. Może czasami jakiś gad bury.  :))

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool
18 września 2020 09:44

Zgon Zygmunta III także został ogłoszony w Londynie o dzień wcześniej. Starali się, starali, wpuścili tu tego O'Connora, co napisał 1000 stronicowy przewodnik po Polsce, ale z dokładną datą zgonu Jana IIII nie trafili. Pomylili się, bo był to człowiek o żelaznym zdrowiu i trzeba było naprawdę dużo rtęci, żeby go ściągnąć ze sceny.

O izraelskim specjaliście od chorób wenerycznych nie ma co w ogóle mówić. To jest stały modus operandi, od 30 lata na paradach równości faceci latają z fiutami na wierzchu, a popularyzatorzy historii oznajmiają czytelnikom z wypiekami na twarzy, że ten i ów władca być może był gejem chorym na kiłę. I to jest taka sensacja. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Andrzej-z-Gdanska 18 września 2020 09:41
18 września 2020 10:06

"Podsumowując można stwierdzić, że Rzeczpospolita to były "peryferia", którymi nikt się nie interesował. Może czasami jakiś gad bury".

Tylko jak wtedy wytłumaczyć obecność na wilanowskim zadupiu obecność chińskich waz?

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 18 września 2020 09:44
18 września 2020 10:17

O'Conor zmarł po krótkiej chorobie w roku 1698 w wieku 32 lat tuż po opublikowaniu Historii Polski.

Może przejawiał niezdrowe zainteresowania?

Gwałtowny zgon tuż po smierci króla, zaliczył także pewien Żyd z najbliższego otoczenia Jana III.

Ale o tym w kolejnym odcinku.

zaloguj się by móc komentować


Andrzej-z-Gdanska @betacool 18 września 2020 10:06
18 września 2020 10:23

To mógłby być tytuł jednej z następnych notek.  :))

Może już wtedy był taki "letko" jedwabno-wazowy szlaczek - no, taki mały.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Andrzej-z-Gdanska 18 września 2020 10:23
18 września 2020 10:25

"Chińskie wazy na wilanowskim zadupiu" - piękne. Wchodzę w to.

zaloguj się by móc komentować

chlor @betacool 18 września 2020 10:25
18 września 2020 11:30

E, pewnie chińska podróbka.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @betacool 18 września 2020 10:25
18 września 2020 17:21

Skoro wówczas zadupiem nie była Moskwa,  to i Polska nie mogła nim być.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @betacool
18 września 2020 18:30

Zaczęło się od książki o Stefanie Batorym Wielkim dostępnej w księgarni SN. Teraz Jan III Sobieski.

Chodzi o to, że królowie byli bezbronni jak małe dzieci gdy chodzi o "działania nadwornych lekarzy". Zdumiewa mnie to ogromnie. W zasadzie niepotrzebne są wojny. Wystarczy "dobry lekarz" i po kłopocie. Przecież lekarz powinien, np. najpierw na sobie pokazać działanie lekarstwa lub gdyby umarł w wyniku takiego działania a byłoby go szkoda, można było "użyć" jakiegoś służącego, jeńca, itp.

Z książki o Batorym dowiedziałem się, że król dostał list ostrzegający przed tego typu działaniem lekarzy i chyba zignorował tą wiadomość.

zaloguj się by móc komentować

betacool @stanislaw-orda 18 września 2020 17:21
18 września 2020 20:17

Nie była i to w sposób zasadniczy.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Andrzej-z-Gdanska 18 września 2020 18:30
18 września 2020 20:26

Nam trudno  kilka miesięcy w reżimie  pandemicznym wytrzymać, a co dopiero trwać całe lata w obawie o życie. 

Ciekawe też skąd się  wziął i jak głęboko w przeszłość sięga mit, że Rzeczpospolitej trucicielstwo nie dotyczyło. 

 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @betacool
19 września 2020 09:24

No, ale taki Stefan Batory Wielki wolał spać w namiocie niż w pałacu czy zamku. Był wielkim wodzem i zdawał sobie sprawę, że powinien dbać o zdrowie, sprawność fizyczną i umysłową, tak jak dbał o wymyślanie różnych strategii i prowadzenie walki. 

Ogólnie można powiedzieć, że nie zamierzał "dać się zabić"!

Miał przecież wielkie plany.

A poza tym warto przypomnieć jego "potyczki" z cesarzem Maksymilianem i Turkami.

A tu "lekarze" tak brzydko i będąc tak blisko, podeszli go.

Ciągle mnie to dręczy.  :(( Taki dysonans.

zaloguj się by móc komentować

z-daleka @betacool
19 września 2020 10:12

Może warto jeszcze wspomnieć , że jeśli syn J.3.S Jakub nie miał symptomów  kiły wrodzonej to ( nie słyszałem o takowych)  jeśli doszło do zarażenia króla to najpewniej po porodzie Jakuba.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool
19 września 2020 10:50

"widocznie angielscy astrologowie musieli wyczytać z gwiazd, że dla kontynuacji sojuszu Rzeczpospolitej z dajmy na to Leopoldem I, czyli cesarskim Habsburgiem, odpowiedniego astralnego klimatu nie ma."

Rzekłbym że z tańca gwiazd, do którego gwiazdy sfer najwyższych nie dopuściły Jana III jako tylko władcę elekcyjnego. Angielska astrologia musiała zatem posiadać dobrych konytnentalnych obserwatorów. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Andrzej-z-Gdanska 19 września 2020 09:24
19 września 2020 12:13

Szczerze polecam obejrzenie Asteriksa i Obeliksa na olimpiadzie. Tam Cezar seryjnie wykorzystywał testerów produktów przynoszonych przez jego potomka...

O ile pamiętam Bona została otruta, choć korzystała z testera pożywienia. On także nie przeżył. Wniosek jest  mało optymistyczny. Determinacja zleceniodawcy bywa większa niż podjęte środki ostrożności.

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
19 września 2020 12:18

Ja swe uwagi na temat dziełka Gatha już zawarłem. Może medycy też coś dla siebie znajdą.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 19 września 2020 10:50
19 września 2020 12:20

Istnieje też możliwość, że były to bardzo deterministyczne wytyczne.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 19 września 2020 12:20
19 września 2020 12:47

Aha! W takim razie Stuart negocjował tym sposobem cenę swojego miejsca na angielskim tronie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier 19 września 2020 12:47
19 września 2020 13:57

W tym przypadku możliwych teorii jest nieco więcej. Jedną z nich mocniej rozwinę i będzie oparta nie o politykę, lecz o cenę pewnego towaru.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować