-

betacool

O przechodzonym micie szklanych schodów, inteligenckich rozdarciach i o strachu przed dobrem

makulektury z 4 czerwca 2022 r.

 

Jerzy Bandrowski, Czerwona rakieta, Lwów – Poznań 1921, nakładem Wydawnictwa Polskiego, s.262

Ks. Teofil Skalski, Terror i cierpienie, Kościół katolicki na Ukrainie 1900-1932. Wspomnienia, Wydawnictwo bł. Jakuba Strzemię Archidiecezji Lwowskiej, Norbertinum, Lwów 1995, s. 504

 

Wczoraj miałem nieco wątpliwą przyjemność odwiedzenia pewnego szklanego domu, skrywającego siedzibę kilku finansowych podmiotów, które mogły mi pomóc w zwalczeniu palącej kwestii chwilowego komunikacyjnego wykluczenia.

W związku z tym, że musiałem udać się na pierwsze piętro, miałem okazję stanięcia przed autentycznie szklanymi schodami i obserwowania młodej panienki, która bardzo niepewnie po nich schodziła. Tym wszystkim, którzy już sobie wyobrażają, że z poziomu parteru mogłem zupełnie bezkarnie zajrzeć jej pod spódnicę, zupełnie szczerze odpowiem, że była w spodniach. Widok był jednak zdumiewający, bowiem obiema rękami trzymała się poręczy, usprawiedliwiając się głośno, że każdy, kto ma choć minimalne zadatki na przestrzenne fobie, albo kłopoty z błędnikiem nie powinien się na ten szklany tor przeszkód ładować. Ja takowych problemów nie mam, niemniej schodząc po tym architektonicznym cudzie, czułem się bardzo nieswojo, gdyż szklane stopnie pokryto masą nieprzeźroczystych antypoślizgowych pasków, które sprawiały, że bardzo trudno było ocenić gdzie znajduje się krawędź szklanego stopnia. Tak oto wizja projektu szklanego domu, którą literacko opatentował Stefan Żeromski, opatrzona na okrasę wynalazkiem szklanych schodów, stała się dla większości ludzi jedną wielką udręką - nie licząc oczywiście starszych lubieżników nastawionych na widokowe atrakcje.

Skoro już zahaczyłem o szklane konstrukcje rodem z „Przedwiośnia”, to nie odmówię sobie przypomnienia ostatniej sceny tego dzieła, czyli pochodu robotników, w którym jak zapewne pamiętamy, Cezary Baryka szedł w pierwszym szeregu pod ramię ze swoim kolegą Antonim Lulkiem - zagorzałym komunistą. Baryka wyróżniał się z tłumu, ponieważ miał na sobie polski mundur z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Na widok wojska, Cezary wyszedł przed wzburzony szereg, a my z powodu tego jego wielce indywidualistycznego gestu, mamy trwać w wiecznej niepewności, czy w ten sposób się odłączył się od tłumu, czy też stanął na jego czele.

Żeby nieco te wątpliwości rozwiać, przypomnę fragment "Przedwiośnia", który ów proletariacki protest dokumentnie tłumaczył:

„Właściwy powód tego pochodu był następujący. W jednej z fabryk robotnicy zażądali podwyżki zarobku o 50%. Skoro dyrekcja kategorycznie odmówiła, grzecznie ujęli dyrektora pod paszki i wyprowadzili na podwórze, a z podwórza za bramę. Tam zaś poprosili go kolanem, żeby poszedł do swego mieszkania, a tutaj się nie plątał, gdzie go nie potrza. Sami zaś zajęli pozycje przy maszynach, każdy specjalista przy swojej specjalności. Fabrykę ogłosili jako zajętą w posiadanie rady robotniczej. Właściciel fabryki ze swej strony ogłosił, że fabrykę zamyka na czas nieograniczony, a wszystkich robotników wydala. Wtedy robotnicy oświadczyli, że nie pozwolą zamknąć tej fabryki, sami będą pracować i nikomu jej nie dadzą”.

Mamy tu chyba do czynienia z próbą wymuszenia, podpartą kopem z kolana, czyli próbą zastraszenia, a na tak zwany finał próbę wywłaszczenia, a może nawet zawłaszczenia. A wszystko to podparte autorytetem rady robotniczej.

To ja się teraz pytam – skąd się biorą jakieś teksty o otwartym zakończeniu „Przedwiośnia”. Dobrze! Może nie wiemy czy Baryka za chwilę zginie, zostanie ranny, czy może pobity, a może po prostu zwieje... Dokładnie wiemy jednak z kim i po co Baryka szedł!

Pamiętajmy o tym, czytając koleją część tego tekstu!

Warto również sobie zapamiętać, że pod zakończeniem „Przedwiośnia” widnieją skreślone ręką Stefana miejsce i data: „Konstancin, d. 21 września 1924”.

 

***

O Jerzym Bandrowskim wiemy niewiele. Jego zdawkowe internetowe życiorysy powielają wciąż te same fakty. Gdyby nie wydanie przez Klinikę Języka jego książki p.t. „Przez jasne wrota”, moglibyśmy pomyśleć, że pisarz ów nadal jest objęty jakimiś komunistycznymi (obowiązującymi od 1951 roku) zakazami druku. Po pobieżnym ale dość gruntownym sprawdzeniu okazuje się bowiem, że w wolnej Polsce, papierowe wydanie miały jeszcze jedynie „Wściekłe psy” i jego korespondencje z odzyskanego Wybrzeża. Reszta obfitej twórczości pojawia się jedynie w postaci cyfrowej.

Ponieważ nakład książki wydanej przez Coryllusa już dawno zniknął, przypomnijmy sobie fragment tekstu, który towarzyszył temu wydaniu:

„Przez jasne wrota” to zbeletryzowany pamiętnik autora z czasów kiedy zajmował się on tworzeniem polskiej Dywizji Syberyjskiej walczącej z bolszewikami. Ten szczegół z jego życia prawdopodobnie zdecydował o losie jego książek, albowiem Dywizja Syberyjska nie miała zwyczaju szczególnie oszczędnie gospodarować zasobami sił bolszewickich. Takie rzeczy nie mogą być pozostawione bez odzewu i zemsty. Zemsta nie dosięgnęła Bandrowskiego, ale dosięgnęła jego książki".

Podobny tekst można zapewne napisać o powieści „Czerwona rakieta”. Ona także, z racji zawartej w niej ogromnej ilości historycznych detali, zdaje się być zbeletryzowanym pamiętnikiem, a historyczna zemsta mogła jej dotyczyć, choćby z racji odsłaniania ponurych stron bolszewickiego świata. Pierwsze wydanie powieści miało miejsce w roku 1921, a więc aż trzy lata wcześniej od przedwiośnianej wizji Żeromskiego.

Oczywiście nie odnajdziemy w niej ani szczypty intelektualnych rozdarć Stefana i jego literackich bohaterów. Zerknijmy na fragment, który także dotyczył Polaka odzianego w mundur, a który agitował bolszewicką brać. Gdyby kiedyś, było mi dane robić aktorski casting na udział w ekranizacji „Czerwonej rakiety” to marzyłbym o tym, by poniżej cytowaną żołnierską kwestię wypowiadał odziany w mundur, redaktor Warzecha (sam nie wiem dlaczego ten krótki tekst kojarzy mi się z jego wiecznie zatroskanym tweetoleniem):

„ – Przecz z wojną! Dość wojny! Chleba nam dajcie, chleba! Jeść co nie mamy! Precz z imperialistyczną Polską! Dość krwi! Dość wojny!

Z nieopisaną pogardą i wstrętem przyglądał się Niwiński grubym, tępym, bezmyślnym twarzom polskich bolszewików. Poznawał tych ludzi! Oto majster murarski, w wiecznej zmowie przeciw swym robotnikom szachrujący z żydem i okradający własnych ludzi. Oto szabes-goj, pijaczyna i złodziej, stróż którego już w żadnej kamienicy trzymać nie chciano, aż go wreszcie wziął do siebie żyd – i ujarzmił. Oto ludzie tępi i głupi a nędznych dusz, którzy przywykli do tej niewoli, alebowiem sprzedawali się za kieliszek wódki i parę papierosów. Wałkonie, nieroby, oczajdusze, mytki ludzkie, spędzone w stado bezrozumne…” (s.197)

Nie inaczej i także oczami mieszkańca Kijowa patrzył na tę mierzwę ludzką opisywany już tu przeze mnie ksiądz Teofil Skalski, którego posługa, związała na długie i dramatyczne lata z Ukrainą. Pisał on, choćby o tym, że niekiedy rewolucjonistom rozkazywały kobiety o obyczajności lżejszej i bardziej ulotnej niż nasionko mniszka lekarskiego. Takie panie żegnały swoich protektorów komunikatem, by wracając nie zapomnieli o zarekwirowaniu jakiś ładnych trzewików. Możemy sobie zadać pytanie, czy były świadome, że obuwnicza zapłata za erotyczne usługi będzie oznaczała kolejny rabunek, rozbój, a kto wie, czy nie morderstwo. Współczesne obrazki z wojny, która trwa, powinna nam ułatwić znalezienie poprawnej odpowiedzi w tej kwestii.

Jednak to nie refleksje nad bolszewicką nieobyczajnością są lekcjami, które ze wspomnień Teofila Skalskiego powinniśmy zapamiętać najlepiej. Niezwykle inspirujące są bowiem zapisy dotyczące relacji polsko-ukraińskich. Oto ich zdumiewające sedno i analiza godna przenikliwego polityka.

Tekst wspomnień księdza Skalskiego został spisany do 11 maja 1944 roku. Towarzyszy im więc dwadzieścia lat refleksji na temat tego co się na Ukrainie wydarzyło. Najcenniejsza część tej analizy to jednak próba opisania powodów, dlaczego niektóre plany nie mogły zostać zrealizowane i nie miały na to żadnych realnych szans:

„Petlura (…) był to taki sobie oświecony narodowiec ukraiński, były urzędnik z biura. Ale osobistością wielce wpływową nigdy na Ukrainie nie był; inteligent, co tłumów i motłochu za sobą pociągnąć nie umiał, a bolszewicy właśnie na tych elementach swą pieśń o owe „panowanie proletariatu” wygrywali doskonale. Józef Piłsudski bezwarunkowo nie miał należytej orientacji, co do wpływu Petlury w narodzie ukraińskim i widocznie nie rozumiał, czego pragnie i żąda ludność Ukrainy. Dla niej odłączenie się od Rosji nie było powszechnym dążeniem, oni chcieli tylko posiadać w spokoju tę ziemię pańską, którą pochwycili w swoje ręce dwa, trzy lata temu. Petlura w kraj wkraczał, wprowadzony przez wojska polskie, czyli inaczej przez Polaków, przez tych samych, których niedawno zbuntowana czerń chłopska mordowała i majątki grabiła, do czego ją upoważniali i zachęcali bolszewicy; wkraczających więc wojsk polskich ludność się bała. A nuż zaczną rewindykować i wymiary sprawiedliwości czynić? Lepsi bolszewicy, oni się na pewno ustatkują, wymysłom kolektywizacji dadzą spokój, „będziemy żyć i używać, władając szerokimi połaciami ziemi”. A szowinista Ukrainiec, zaprzątnięty ideą samostijnosti rozumował: E, bolszewicy ze swymi utopiami czy tak, czy owak w łeb wezmą. I my stworzymy sobie przy koniunkturze rozpadu Rosji swą własną, potężną, samodzielną Ukrainę – po co nam się wiązać z Polakami, z narodem tak bliskim narodowościowo, z narodem, z którym historyczna więź jeszcze się całkowicie nie rozluźniła, z narodem o kulturze wyższej i powabnej dla Rusina, możemy się więc poddać wpływom cywilizacjo polskiej i elita naszego narodu znowu zaprzepaści się w morzu polskim, jak to się już raz stało z inteligencją i arystokracja rusińską, która w szesnastym i siedemnastym wieku spolszczyła się doszczętnie”. (s.200-201)

Ksiądz Skalski pogłębił tę historyczną analizę o zdanie, z którym nie zetknąłem się nigdy i nigdzie. Być może takie refleksje mogą się zrodzić tylko i wyłącznie w głowie mądrego kapłana? Chodzi o frazę dotyczącą „dobra”. Pozwoliłem sobie ją wytłuścić i podkreślić:

„Petlura odpowiednim partnerem dla Piłsudskiego nigdy nie był, a koncepcja jakiejś federacji Polski z Ukrainą nie dogadzała ambicjom nacjonalistów ukraińskich, którzy jak Litwini i Słowacy, unikać wolą kontaktu z Polską, bo ich powstająca dopiero cywilizacja przed polską cywilizacją skapitulować łatwo mogła. Nie domniemanych krzywd te narody i pobratymcy nasi obawiają się od Polski, bo myśmy im właściwie żadnych krzywd prawdziwych nigdy nie wyrządzili, choć mogły się zdarzać pomyłki polityczne. Ale boją się od nas dobra, bo przywabia, dobro magnesem do siebie ciągnie i stop jakiś łatwo utworzyć się może, gdzie części czy swą liczbą, czy jakością mniej wartościowe, różnicę swą gatunkową całkowicie niemal zgubią”. (s.201)

Doprawdy niezwykła refleksja i czujemy, że choć dotyczyła rzeczywistości sprzed wieku, to opowiada także o tym, co dzieje się tu i teraz. Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak wielkie siły próbują i będą nadal próbować, by działanie magnesu osłabić i by żaden stop oparty o pierwiastek dobra, nigdy w tej części Europy długo nie przetrwał.

Gdy myślę o tych mądrościach, które wyjawił Nam tu ksiądz Skalski i o tym, że na tak dojrzałe refleksje nie stać było naszych przedwojennych polityków, przychodzi mi do głowy tylko jedna myśl. Ktoś kto się zetknął z bolszewickim ZŁEM, ktoś kto go choć przez cząstkę życia naprawdę doświadczył, ktoś kto, jak ksiądz Skalski, odsiedział całe lata w sowieckim więzieniu; nie miał i nie mógł mieć, co do istoty tego systemu, żadnych złudzeń.

Ktoś może rzec, że kapłani Kościoła Katolickiego nie mogli mieć inteligenckich rozterek, bo Sowieci traktowali Kościół jako instytucję jawnie wrogą. Zerknijmy zatem raz jeszcze do „Czerwonej rakiety” i zobaczmy jakie rozterki towarzyszyły inteligentowi – Niwińskiemu. W jego życiu, naznaczonym piętnem wojny i dramatycznie rozhuśtanym przez okropieństwa rewolucji, miał nastąpić jeszcze jeden przełom, gdyż wraz z małżonką spodziewali się narodzin dziecka. Gdy na świecie pojawiła się już ich córka, czerwone światło nad Kijowem - ich miastem, świeciło już mocno. Jednak ich rozterki zupełnie nie przypomniały intelektualno-uczuciowych rozdarć Cezarego Baryki. Być może dlatego, że gdy człowiek nie jest zapatrzony w siebie, lecz jest odpowiedzialny za kogoś, spogląda na świat zupełnie inaczej i odnajduje inne azymuty:

„- Słuchaj mnie! Słuchaj! Nie mam ci co dać jeść! Dziecko będzie głodne! A ty dałaś mi - swój chleb! Psiakrew! Zawsze musi na złość zrobić, zawsze jakiś idiotyzm ze starych czasów! Nie rozumiesz, że to wszystko stare zdechło? Nie ma chleba, nie ma ciastek, nie ma sprawiedliwości, nie ma nic!.

- Pan Bóg jest jeszcze nad nami! – rozpłakała mu się żona.

Spłakali się oboje.

- Tak, Pan Bóg jest! – mówił Niwiński, kiedy wreszcie przyszli do siebie oboje – Pan Bóg jest, czuje to dziś więcej niż kiedykolwiek. Nie wiem co z nami będzie, moje drogie, złote dziecko, które nie rozumiesz nic, ale wierzę… Wierzę i rozumiem obrazy, przedstawiające Przenajświętszą Rodzinę… Wiem dziś co znaczy święty Józef z tą swoją trzecioplanową twarzą. – Co jemu lilije, co jemu zaszczyty!... Byle mógł wreszcie wyprowadzić swoich do ziemi spokojnej…

Była znów dobra i piękna. Obudzonymi, niespokojnymi lecz słodkimi oczami zaglądała mu w duszę:

- A więc cóż będzie dalej?

- Co będzie dalej, dziecinko? Cóż ja mogę wiedzieć? Wiem jedno tylko: że przetrząsnąłem do głębi całą swoją duszę i stając wobec tych czasów i ludzi z tobą i dzieckiem naszym, szczerze mogę powiedzieć, iż sprawiedliwość jest po naszej stronie! Krzywdzą nas, gdy my nie chcieliśmy nigdy niczyjej krzywdy! Ktoś tam gdzieś musiał napisać złe książki – bo między dzisiejszymi ludźmi mało dzieje się według serca – wszystko według przepisu! Nie trzeba o tym zbyt długo myśleć i zbyt dużo mówić. Powiadają, że wszystko jasne i uczciwe, czym żyliśmy, miłość, honor, piękno, wierność, że to wszystko są marne słowa! A my odpowiedzmy im: - I nie wódź nas na pokuszenie! A tak ja, jak ty, w tym dziecku malutkim mamy zbawienie swoje! Człowieka dobrego mamy wychować i zrobimy to tak, jak nas uczono. Czas jest zły, lecz człowiek przemoże wszystko”. (s.257-258)

Tak sobie czytam i myślę, że przedostatnie zdanie kwestii Niwińskiego musimy chyba nieco zmodyfikować.

„Człowieka dobrego mamy wychować, ale nie róbmy tego tak, jak próbują nas uczyć; zwłaszcza tak jak próbują nas uczyć na lekcjach o prozie Żeromskiego !".

Intelektualne rozczepianie zapałek, na części na których nie ma już grama siarki (treści), zostawmy redaktorowi Warzesze. Jeśli on wie czy stać nas na pomaganie, jeśli wie ile dziś powinien kosztować frank, ile litr benzyny i jakie powinno być oprocentowanie kredytów, to może kiedyś nam opowie, jak za pomocą kalkulatora wytyczyć przebieg granicy między dobrem i złem.

A teraz Was odsyłam do dzisiejszych makulektur, ewentualnie do pierwszego tomu „Socjalizmu i śmierci”. Ja czasami do socjalistycznej trylogii wracam. Coś mi majaczyło, że znajdę tam długie fragmenty o Stefanie, ale zupełnie zapomniałem, że cykl zaczyna się długim cytatem z „Przedwiośnia”.

P.S. Numery stron książki Bandrowskiego i księdza Skalskiego podane w tekscie dotyczą pierwszych wydań.

Książki wyślę dopiero we wtorek lub środę.



tagi: socjalizm  rewolucja  polska  ukraina  jerzy bandrowski  dobro  przedwiośnie  bolszewizm  teofil skalski  szklane domy  stefan żeromski  baryka  niwińki  szklane schody  redaktor warzecha  dobro i zło 

betacool
4 czerwca 2022 14:10
9     1478    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @betacool
4 czerwca 2022 15:35

Niestety koniunktury są tylko na Żeromskiego. W Łodzi jedna baba zrobiła mi awanturę mówiąc, że Sienkiewicz nie poszedł walczyć na wojnie, a Żeromski walczył. Argument, że Sienkiewicz był stary i umarł w 1916, w Szwajcarii nie miał żadnego znaczenia - gdyby chciał to by walczył

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
4 czerwca 2022 15:50

Jerzy Bandrowski, walczył ale ta pani zapewne nie wie, że ktoś taki istniał. 

 

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 4 czerwca 2022 15:50
4 czerwca 2022 16:20

Nie, wybór jest tylko pomiędzy Żeromskim i Nie-Żeromskim

zaloguj się by móc komentować

Nova @betacool
4 czerwca 2022 17:08

Ja się zastanawiam jak Żeromski który podczas wojny z Bolszewikami pracował w biurze propagandy polskiej armii mógł pisać takie kocopoły o Baryce , strajkach, klasach posiadających itp.Na pewno miał dostęp do wiedzy o realiach życia pod butem nowego ustroju w Rosji.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Nova 4 czerwca 2022 17:08
4 czerwca 2022 17:15

Na moje oko wygląda to albo jak kompleks Dostejewskiego, albo na koniunkturalizm wycelowany w Piłsudskiego. Wszak Stefan ostatnie swoje chwile spędzał mieszkając na Zamku Królewskim w Warszawie. Ale zastrzegam, że specem od twórczości Stafana nie jestem.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool 4 czerwca 2022 17:15
4 czerwca 2022 17:44

Z tym Piłsudskim, to na zasadzie, że wybrał dobrze, bo socjalizm.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @betacool
5 czerwca 2022 17:57

Świetny tekst i cytaty!

Podejrzewam, że ci co się "nie bali od nas dobra", nie byli tak "przebojowi", jak ci co się "dorwali" do władzy, pieniędzy itd, całej tej "rewolucji" co się grabieżą nazywa. Aby jak najszybciej i jak najwięcej, a po nich choćby potop.

To "zło" gdy osiągnęło masę jakąś krytyczną rozprzestrzeniało sie szybciej niż covid. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @betacool
5 czerwca 2022 22:19

Dzięki za dobre słowo.

Tak. To są książki o szybko narastającej masie krytycznej zła. Obie dotyczą Ukrainy i o obu nikt nawet słowem nie zahaczył, bo geostratedzy i wojskowi wyjaśnią nam wszystko.

Perspektywa walki dobra ze złem jest widocznie przestarzała i zbyteczna.

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @Andrzej-z-Gdanska 5 czerwca 2022 17:57
6 czerwca 2022 23:02

Swietny  i  trafny  komentarz  !!!

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować